11.18.2018

Od Honolulu CD. Thomasa

Już dawno nie jadłam śniadania w takiej atmosferze. Bez żadnego stresu, czy napięcia, które potrafiło zagęścić powietrze do tego stopnia, że dałoby się zawiesić w nim siekierę. I... to było bardzo miłe ze strony Tommy'ego, że przyniósł mi jedzenie, kiedy stwierdził "nie wiem co lubisz", nawet mnie to rozczuliło, czego jednak  nie dałam specjalnie po sobie poznać.  Co jakiś czas zerkałam na chłopaka, który zdawał się być całkowicie pochłonięty jedzeniem. A ja byłam całkowicie pochłonięta tym, żeby przypadkiem nie uwalić jego ubrań roztopioną nutellą.
Wróciliśmy szybko do pokoju, bo uparłam się, że muszę spakować swoje rzeczy, ale prawda była taka, że zostawiłam telefon w pokoju Thomasa. On wziął kurtkę, a ja zgarnęłam do torby swoje ubrudzone ciuszki i ukradkiem sprawdziłam telefon. Zero nieodebranych połączeń, zero wiadomości. Rozczarowało mnie to.  Daniel nawet nie napisał. Ma mnie w dupie. Odsunęłam od siebie tę okropną myśl, że nawet dla własnego brata przestałam być ważna i udałam się wraz z Thomasem do stajni.
 W drodze uważnie lustrowałam chłopaka wzrokiem, ale on zdawał się tego nie dostrzegać, bądź nie chciał tego robić. Wyglądał na lekko spiętego i zestresowanego. Słyszałam jego płytki oddech, a raz zdało mi się, że usłyszałam jak ciche kurwa ulatnia się z jego ust.
 - To co, jedziemy? - zapytałam, wkładając moje rzeczy do szafki, i notując w myślach, że jutro muszę oddać ubrania chłopakowi. W głębi duszy miałam nadzieję, że jednak się zgodzi, chociaż nie byłam do końca pewna, dlaczego mi tak na tym zależy.
 - Co? - chłopak ewidentnie nie wiedział o co pytam, a wyraz zaskoczenia na jego twarzy był komiczny.
Uśmiechnęłam się,
 - No na przejażdżkę. Chodź, będzie super. - próbowałam go przekonać. Gdyby odmówił byłabym bardzo rozczarowana, po cichu liczyłam, że jednak nie odmówi, choć miałam coraz większe wątpliwości.
- Nie chcę, nie potrafię jeździć po za tym nie lubię zwierząt. - stawiał twardy opór, a mnie wręcz zszokowało to, co powiedział. Jak można nie lubić zwierząt.
Nie spodobało mi się to do tego stopnia, że lekko popsuło mi humor. Straciłam troszkę z mojego entuzjazmu.
- To co tutaj robisz?. -mruknęłam sucho, zanim zdążyłam się ugryźć w język.
- Sam nie wiem... -powiedziałem chłopak i jakby zmarkotniał. Nie wiedziałam dlaczego. Może po prostu nie lubił poruszać tego tematu? W każdym razie nie zamierzałam w to brnąć, wyczuwając, że mogłabym zabrnąć na zbyt cienki lód.
- Nauczę Cię wszystkiego. - stwierdziłam, nie chciałam oddać tej bitwy bez walki. I nie oddałam.
 Po kolejnych kilku minutach rozmowy Thomas finalnie się zgodził, a ja byłam dumna z siebie i z sukcesu, który odniosłam. Ten chłopak jest naprawdę uparty i oporny. Chyba w życiu nie spotkałam kogoś tak zawziętego jak on. Ale w pewien sposób mi to imponowało.
 W mgnieniu oka zagoniłam Thomasa do roboty. Już wczoraj zauważyłam, że Douce Vie dobrze na niego reaguje, więc nie miałam oporów, by pozwolić mu na zajęcie się klaczą. Oczywiście pod moją kontrolą. Złapałam jego rękę, w której trzymał zgrzebło i z zapałem zaczęłam kolistymi ruchami rozczyszczać zlepioną sierść. Czasem zastanawiam się czy mój koń to koń, czy może bardziej świnka. W pewnym momencie Douce pchnęła mnie swoim łbem. Straciłam na chwile równowagę i wpadłam wprost w ramiona Tommy'ego. Zacisnęłam ręce na jego ramionach, a nasze twarze znalazły się w bardzo niebezpiecznej i niekomfortowej odległości. Momentalnie zesztywniałam na całym ciele i lekko poluzowałam uścisk na jego przedramionach.  Thomas parsknął, a mi zrobiło się jeszcze bardziej głupio.
 - Widocznie na mnie lecisz. - zaśmiał się, puszczając mi oczko i przybliżając swoją twarz do mojej, tak że mogłam dostrzec na niej każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Starał się,  żebym poczuła się bardziej komfortowo, ale to nie podziałało zbyt dobrze, mimo wszystko, doceniałam jego chęci. Pomógł mi postawić się na nogi.
Uśmiechnęłam się blado, dalej zmieszana sytuacją, która miała miejsce przed chwilą.
 - No to... - zaczęłam kulawo, speszona uciekając przed jego wzrokiem. Irytowało mnie to, że on tak prowokacyjnie na mnie patrzy, bez krzty czelności. I byłam zła na siebie, że dałam mu zobaczyć moje uczucia, że może rozkoszować się tym, jak bardzo skrępowało mnie to, co się wydarzyło. - Może już pójdziemy?
Chłopak nie odpowiedział, tylko skinął głową wyraźnie zadowolony z siebie.
Wyprowadziłam Douce z boksu i zaczęłam zmierzać ku wyjściu.
 - Hej! - głos Thomasa zatrzymał mnie,  kiedy otwierałam drzwi. Odwróciłam się w jego stronę. - A siodło i reszta tego całego szajsu? - zapytał. Chyba troszkę się bał.
 Uśmiechnęłam się do niego ciepło, chcąc chociaż troszkę dodać mu otuchy.
 - Zaufaj mi. - powiedziałam pewnie.
 Zabawny był widok Thomasa na koniu. Chłopak wyglądał jakby stracił całą pewność siebie i niezbyt wiedział co ma robić. To był rozczulający, uroczy widok.
 - Nie bój się, Tommy, ona naprawdę cię lubi. - zwróciłam się do chłopaka, głodząc mojego srebrnego rumaka po zgrabnej szyi.
 Pokazałam mu jak powinien siedzieć i jak powinien trzymać wodzę, jednak miał o tyle utrudnioną sprawę, że musiał jeździć na oklep. Ja sama tak się uczyłam i jestem bardzo zadowolona. Pozwala to na lepszy kontakt z koniem i lepiej ćwiczy się równowagę. Przypięłam do kantara lonżownik. Na początku Thomas miał problem by się rozluźnić, jednak po kilku minutach było już znacznie lepiej. Całkiem dobrze sobie radził na końskim grzbiecie, do tego stopnia, że pod koniec zdecydowałam się pozwolić mu na zrobienie kilku rundek samodzielnie. Typowy dla niego wyraz samozadowolenia powrócił na jego twarz. A ja odczułam dumę.
 Godzinę później Thomas w końcu zsiadł z mojej Douce. Uśmiechnęłam się na ten widok, bo wiem jak bolą nogi i tyłek po pierwszej jeździe. Klaczka od razu pokłusowała do mnie, domagając się pieszczot.
  - Nie było tak źle, co? - powiedziałam z uśmiechem, ale nie dane mi było usłyszeć odpowiedź, bo Vie ponownie popchnęła mnie i już drugi, cholerny raz, wpadłam w objęcia chłopaka, widząc jego twarz z odległości bliższej, niżbym sobie życzyła.
Tommy?
<3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz