11.11.2018

Isabela — „Last Voyage”

Ciepłe słońce grzało w mój policzek, gdy poczułam na nim kilka kropel zimnej, słonej wody. Zmrużyłam oczy, wypełniając płuca wiatrem, którego zapach wywołał u mnie pewną nostalgię. Potarłam czule ster kciukiem i spojrzałam na piękne, nadęte żagle mojego jachtu. Przepłynęłam nim cały świat — od wypłynięcia z Bałtyku pokonał równik pięciokrotnie, dzielnie mnie wyciągnął z niebezpiecznych wiatrów wokół Hornu, a pewnie się na nim czułam również w okolicy Arktyki. Był niezwykle oddany przez te kilka lat, gdy żyliśmy wspólnie.
Nie mogłam do końca zrozumieć powodu moich przemyśleń. Ustawiłam automat względem wiatru na sterze, by pójść na fordek, wykorzystać ciepłe promienie. Biała sukienka powiewała na mnie w delikatnym wietrze złagodzonym jeszcze bardziej przez obrany kurs. Położyłam się na półpokładzie, jeszcze raz głaszcząc łódkę i obserwowałam piękne chmury typu Cumulus. Dzielny jacht miękko spływał z każdej fali, która w porównaniu z doświadczeniami nocy nie miała dla mnie żadnej wysokości. Byliśmy obecnie na pełnym morzu, po horyzont tylko woda. Choć był to dla mnie niezwykle częsty widok, odczuwałam radość. Niedługo ukażą się brzegi Ameryki znanej Kolumbowi i stracę swoją sielankę. Na Atlantyku mam w końcu upragniony spokój, a bliżej kontynentu zaczynają się krzątać rybacy i turyści. Gdy trwałam w półśnie, wstrząsnął mną skrzekliwy okrzyk „Człowiek za burtą”, za który zganiłam po raz milionowy Barbarossę i oddałam się pełni odpoczynku.

~   ~   ~

Niepewnie otworzyłam oczy, ze względu na niepokojący mnie sen. Nie wspominam z radością mojej przeszłości. Przeciągnęłam się lekko, rozkoszując ciepłymi kolorami zachodu słońca. Wróciłam do kokpitu z pewnego rodzaju ociąganiem. Papuga postanowiła podlecieć i spocząć na moim ramieniu. Podskubała lekko moje ucho. Sprawdziłam kurs na przyrządach. Wynikało na to, że wiatr nadal mi sprzyja, a kurs dzięki temu niemalże się nie zmienił i dalej celuję w wyspy Ameryki Łacińskiej. Ziewnęłam, zgrabnie zakrywając usta. Żałowałam, że nie skorzystam z okazji do dłuższego snu. W następnych dniach może być z tym różnie.
Księżyc był obecnie w ostatniej kwadrze, więc po zajściu słońca panował niemalże mrok.
Nie byłam w stanie zaobserwować żadnych świateł w linii Oceanu, więc byłam w tym terenie zupełnie sama.
Z pokładowego zegarka wyczytałam kilka minut po osiemnastej.
Wyciągnęłam pokładowy dziennik, by zrobić cogodzinny wpis. Zapisałam przebytą odległość, marną siłę wiatru i prędkość. Temperatura była dość wysoka, tak samo, jak widoczność.
Przesunęłam wzrok w prawo, by sczytać wilgotność.
Kątem oka ujrzałam światłość.
Prosto we mnie celowała łódka, której imię będę mieć na ustach w godzinach śmierci.
„Ster lewo na burt” powiedziałam doniośle, prawie w chwili wykonania przeze mnie tej komendy.
Poczułam konsekwencje ratowania się w całym ciele.
Łódka wyprostowała się do poziomu i przechylała coraz bardziej w przeciwnym kierunku.
Z całych sił chciałam ją ratować zakrętem w prawo, ale poskutkowało to jedynie większym przechyłem.
Usłyszałam, a nawet poczułam trzask poprzedzony uderzeniem.
Znałam ten dźwięk.

~   ~   ~

Nie modliłam się, nie było to w moim zwyczaju.
Zaraz po uderzeniu łódka przechyliła się tak, że straciłam równowagę i wylądowałam niedaleko od sztormrelingów, czując na ramionach ucisk szelek asekuracyjnych. Poczułam napływającą do mózgu krew. Odetchnęłam ciężko. Jacht bez problemu wrócił do pozycji równowagi, ale wiedziałam, że moja sytuacja nie jest dobra.
Mimo to się cieszyłam. Nie sądzę, by motywowała mnie myśl o powrocie na ląd. Raczej tak realny widok jasnego jachtu wzbudził we mnie takie uczucia.
Nie musiałam sprawdzać, by wiedzieć, że zerwała się jedna z want podtrzymujących maszt. Podniosłam się, roztarłam prawe ramię i usiadłam za jednym z kół sterowych. Barbarossa przyleciała i usiadła na nim, przeklinając w zwyczaju dawno przeze mnie porzuconym. Spojrzałam na instrumenty. Jestem w stanie dopłynąć do portu jednym halsem, o ile warunki się dramatycznie nie zmienią, co jest normalne dla tych okolic. Jeśli przerzucę żagle na drugą stronę, maszt musiałby się oprzeć na lewych wantach, a brak jednej najprawdopodobniej spowoduje jego złamanie. Odwrócenie się wiatru spowoduje tyle, że będę musiała zawrócić. Może w końcu się zwróci do lądu, jeśli nie, może będę na tyle blisko, by zdobyć holownik.




Partie 1 de 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz