Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ethan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ethan. Pokaż wszystkie posty

1.28.2020

Od Ethana do Shaya

Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi, pomyślałem wpatrując się w rozłożoną na łóżku koszulę.
- Co się do jasnej cholery odkurwiło w moje głowie w trakcie zakupu tego czegoś? - Zawołałem przerażony, posyłając spanikowane spojrzenie w stronę laptopa, na którym prowadziłem wideo rozmowę z moją najlepszą przyjaciółką. Rozpikselowaną twarz Leah wykrzywił szyderczy uśmiech. Nikt nigdy nie mówił że internet w akademikach zawsze działał bez zarzutu.
- Naprawdę nie rozumiem o co ci chodzi. - Dziewczyna wrzuciła sobie do ust kolejną porcję karmelowego popcornu, nie przejmując się moim kryzysem egzystencjalno-ubraniowym.
Chwyciłem materiał, ignorując potencjalną możliwość jego zgniecenia i pomachałem nim przed kamerką.
- Granatowa koszula z małymi pyszczkami lisków, Leah! Lisków! - Dla podkreślenia swoich słów jeszcze raz pomachałem ubraniem.
- Po pierwsze, zacznij normalnie oddychać bo trzeszczy mi w słuchawkach! Po drugie, ta koszula jest urocza. Wiem, bo sama ci ją kupiłam na ostatnie święta, niewdzięczniku!
Momentalnie usiadłem, a moje całe ciało się zrelaksowało. Odetchnąłem z ulga i posłałem w stronę laptopa szeroki, pełen wdzięczności uśmiech.
- Czyli jednak nie straciłem dobrego smaku! Ratujesz mi życie. Odezwę się po randce i dam ci znać czy ta obrzydliwa koszula wystraszyła moją adoratorkę! - Nie przejmując się jakimkolwiek pożegnaniem, pochyliłem się żeby zakończyć połączenie i zamknąć laptopa. Zanim w pokoju zaległa cisza do moich uszu dobiegł jeszcze przeraźliwie wysoki pisk brunetki.
- Kurwa, nie chciałam zbliżenia na twoje bokserki na dobranoc, Ethan!
Wyszczerzyłem się radośnie, lekko współczując swoim uszom. Kto by przypuszczał, że taka mała istota jest w stanie wydać z siebie takie straszliwe dźwięki
***
Jedynym plusem tej przerażająco nudnej randki było niesamowite jedzenie i wino. Uniosłem kieliszek do ust, starając się w miarę dyskretnie rozejrzeć po restauracji. Vin Rouge zdecydowanie wyróżniało się z tłumu małych kameralnych restauracji i kawiarnii rozsianych po całym mieście. Nie mogłem jednak zdecydować czy moje zafascynowanie tym miejscem wynikało z jego nieodpartego uroku, czy moj mozg najzwyczajniej w świecie starał się znaleźć ucieczkę z nudnej konwersacji, w której nawet nie musiał uczestniczyć. Moja partnerka z czystą perfekcją prowadziła rozmowę w imieniu naszej dwójki, nawet nie dając mi szansy na wyrażenie własnej opinii. Nie żeby poruszane przez nią tematy wywoływały we mnie jakiekolwiek większe emocje poza ogromnym znużeniem.
- Ethan?
Moje imię wypowiedziane z lekką dozą zniecierpliwienia przywróciło mnie do świata żywych. Odstawiłem kieliszek i spojrzałem na siedzącą przede mną brunetkę. Nie można było zaprzeczyć temu, że była piękna. Długie, lśniące włosy sięgające do połowy pleców. Delikatne rysy twarzy i ogromne brązowe oczy oraz makijaż podkreślający jej naturalne wdzięki. Większość mężczyzn byłaby zafascynowana będąc na randce z taką kobieta, która poza niesamowitym wyglądem mogła się również pochwalić wysoką inteligencją. Problem musiał więc leżeć po mojej stronie, gdyż najzwyczajniej w świecie oglądanie rozgrywki bilarda wywoływało we mnie więcej emocji niż to spotkanie. Nie żeby to odkrycie było dla mnie czymś nowym. Rachel nie interesowała mnie ani romantycznie, ani fizycznie, ale tak samo jak była olśniewająca i inteligentna, nie brakowało jej również samozaparcia i uporu. Zaprosiłem ją na kolacje licząc że zauważy iż niewiele nas łączy i nasze ścieżki rozejdą się w miłej i przyjaznej atmosferze. Na ten moment nie wydawało się jednak, żeby ten plan okazał się sukcesem. Nie chciałem wyjść jednak na ostatniego kretyna bez uczuć, przynajmniej nie wcześniej, niż było to konieczne. Skupiłem więc swoje dwa ostatnie przytomne neurony i posłałem przyszłej pani adwokat najbardziej uroczy uśmiech na jaki było mnie stać.
- O co pytałaś?
- Co sądzisz o sytuacji politycznej Iranu? - Jedyną oznaką jej zirytowania było subtelne uniesienie brwi.
- Jeśli mam być szczery, nie interesuje mnie polityka i nie czuję się wystarczająco poinformowany w kwestiach tego, co naprawde dzieję się na świecie żeby wypowiadać się na ten temat. - Przyznałem zgodnie z prawda.
Idealnie wyregulowana brew powędrowała jeszcze wyżej, kiedy Rachel sięgnęła po swój kieliszek. Miałem nadzieję, że zaczęła sobie uświadamiać, iż to spotkanie nie było przykladem idealnej randki, czy nawet kolacji między dobrymi znajomymi. Dolałem sobie wina, mając wielka nadzieję że bedę mógł opuścić lokal zanim sam opróżnię butelkę tego słodkiego trunku. Chyba mój problem z alkoholem nie był dłużej tylko kwestią żartów, pomyślałem biorąc kolejnego łyka. Kiedy Rachel, nie przejmując się dłużej brakiem mojej odpowiedzi, ponownie podjęła temat swoich zajęć o stosunkach międzynarodowych, mój wzrok rozpoczął kolejną wędrówkę po sali, tym razem skupiając się na jednostkach ludzkich. Kilka młodych par wyraźnie bardziej zainteresowanych sobą niż nasza dwójka zajmowała w głównej mierze stoliki na środku sali. W rogu pomieszczenia miała miejsce jakaś kolacja biznesowa - sądząc po mowie ciała i wyraźnym skupieniu uczestników. Po drugiej stronie, tuż przy drzwiach, siedziała starsza para trzymająca się za ręce i posyłająca sobie rozanielone spojrzenia nad talerzami spaghetti. Natomiast przy jednym z większych stolików przy ścianie siedziały dwie kobiety z trójką dzieci, które z wielkim zaangażowaniem i radością w oczach ganiały upieczone kawałki ziemniaczków po talerzu. Uśmiechnąłem się mimowolnie, wygodniej opierając się o krzesło. W restauracji panowała bardzo przyjemna atmosfera i prawie czułem się winny jej zakłócaniu swoim znudzeniem i wyraźną apatią w stosunku do moje partnerki. Z moich dogłębnych rozważań wyrwał mnie dźwięk kroków. Mój wzrok powędrował ku dość wysokiemu kelnerowi, który akurat w tym momencie pochylał się nad stolikiem by usłyszeć zamówienie składane przez wyraźnie speszona ośmiolatkę, która musiała pojawić się w restauracji wraz z rodzicami w trakcie mojej kontemplacji otoczenia. Mężczyzna, jak każdy kelner w Vin Rouge, nosił czarne garniturowe spodnie i idealnie dopasowaną białą koszulę. Wziąłem kolejnego łyka wina, zastanawiając się nad źródłem mojej nagłej fascynacji tym człowiekiem, zwłaszcza że jedyne co widziałem to jego plecy. Skrycie liczyłem, że mężczyzna odwróci się w najbliższym czasie i będzie mi dane zobaczyć jego twarz. Kolejny łyk wina - miałem nadzieję, że nie sprawiałem wrażenia spragnionego alkoholika - i moje krótkodystansowe marzenie się spełniło. Ciemnobrązowe włosy chłopaka idealnie pasowały do jego czekoladowych oczu i mimo, iż nie wpisywał się w pospolity kanon piękna nie mogłem przestać się gapić. Brawo Ethan, pogratulowałem sam sobie. Kolejne dwadzieścia punktów do bycia dziwakiem. Musiałem wpatrywać się w nieznajomego dłużej niż to dopuszczalne, gdyż nie minęło parę sekund, a te ciemne oczy wpatrywały się we mnie z lekko uniesioną brwią sugerującą lekkie zmieszanie. Był… uroczy. Odstawiłem kieliszek i przełknąłem ślinę, nie odwracając wzroku. Nim zdążyłem się zastanowić, jakbym kiedykolwiek to robił, posłałem znaczące spojrzenie w kierunku wciąż zafascynowanej swoim głosem Rachel i ponownie spojrzałem na kelnera bezgłośnie mówiąc ‘Pomóż mi’.

1021 słów
To co? Drobna pomoc Shay?

1.20.2020

Od Ethana cd Arleny

Kto by pomyślał, że kuoki krótkoogonowe są takimi słodkimi stworzeniami, pomyślałem wpatrując się w ekran telefonu. Zdążyłem puścić wodze Darko, licząc że spokojny do tej pory koń nie ucieknie gdzieś, gdzie zachowanie Brytyjczyków ma jakikolwiek sens i zająć się sobą. Oparty tyłkiem o barierkę z zafascynowaniem przeglądałem dostępne w internecie zdjęcia tych uroczych istot. Mój początkowy pomysł, by poobserwować trenująca dziewczynę i może nauczyć się czegoś nowego, upadł jeszcze szybciej niż powstał. Najwidoczniej samo obserwowanie treningu szatynki, bez jakichkolwiek wyjaśnień czy też uwag miało mniej sensu niż samodzielne przerabianie podręcznika z poetyki. Postanowiłem więc produktywnie spędzić czas i zrobić całe skomplikowane nic, co w praktyce przyjęło formę dogłębnego studiowania zachowań godowych tych małych krewnych kangurów. Po jakimś bliżej nieokreślonym czasie moją lekturę przerwało chrząknięcie. Z bólem serca wsunąłem więc telefon do tylnej kieszeni spodni i posłałem stojącej przede mną dziewczynie i stojącemu obok niej koniu szeroki uśmiech, w tym samym czasie przypominając sobie o istnieniu Darko. Jaki ze mnie kretyn. 
- Stwierdziłam, że najpierw pokażę ci jak trafić do hali a potem zajmę się swoim koniskiem - powiedziała spokojnie w ramach wyjaśnienia obecności swojego podopiecznego.
Pokiwałem głową i chwyciłem wodze Darko, dziękując niebiosom, że korzystając z mojej głupoty nie zdecydował się uciec kiedy zaaferowany podziwiałem zdjęcia w internecie, całkowicie go ignorując.
- Więc gdzie znajdują się te pastwiska? - Zapytałem, czując się jak jeszcze większy kretyn, gdy udało mi się przypomnieć tylko ten fragment opisu jak trafić do hali do ujeżdżania.
Dziewczyna popatrzyła na mnie z powątpiewaniem i ruszyła w dobrym kierunku - przynajmniej miałem taką nadzieje. 

252 słowa

1.13.2020

Od Ethana do Lukasa

- Właśnie wygooglowałem jak wyglądają kurczaki bez piór i muszę przyznać że czuję się przez to lekko niekomfortowo - poinformowałem moją najlepszą przyjaciółkę gdy tylko podniosła słuchawkę.
Mimo dzielących nas kilometrów, praktycznie widziałem jak dziewczyna przekręca się na plecy, odgarniając z twarzy swoje wiecznie nieokiełznane, czarne loki i tępym wzrokiem wpatruje się w sufit nad swoją głową. Uśmiechnąłem się delikatnie, wyobrażając sobie jej zirytowany wyraz twarzy.
- Jeśli chcesz mieć kolejny bezsensowny powód do nadmiernego rozmyślania sprawdź jak wygląda pole ananasów - rzuciła sucho Leah i bez większych ceregieli zakończyła połączenie, sprawiając tylko, że mój uśmiech się poszerzył.
Odpaliłem papierosa, wygodniej rozsiadając się na oparciu drewnianej ławki pod akademikiem i sprawdziłem zasugerowane przez dziewczynę hasło. Nigdy specjalnie się nie zastanawiałem jak wyglądają rosnące ananasy, ale to co znalazłem zupełnie nie pasowało do mojej wizji. Nie żebym jakąkolwiek miał. Spędziłem więc parę dobrych minut grzebiąc w internecie, wędrując z jednej bezsensownej strony do drugiej, szukając nawet nie wiem czego. Po skończonych poszukiwaniach, będąc tylko w połowie usatysfakcjonowanym odkrytymi tajemnicami wszechświata ponownie wybrałem ten sam numer co wcześniej.
- Wiedziałaś, że w Szkocji jest zamek, którego kopuła frontowej wieży wygląda jak ananas? - Zapytałem, ponownie szczerząc się jak wariat, gasząc peta o podłokietnik ławki.
- Według czasu obowiązującego na zachodnim wybrzeżu nadal jest środek nocy Mason - przypomniała mi dziewczyna, kompletnie ignorując moją ananasową informację dnia… lub raczej nocy.
Westchnąłem głęboko, a mój dobry humor całkowicie wyparował.
- Wszystko w porządku Ethan? - Tym razem w jej głosie nie było słychać irytacji czy zmęczenia, tylko zwykłą troskę.
- Ja… - zaczalem, przesuwając czubkiem buta po chodniku, rysując bliżej niezidentyfikowane wzory na zgromadzonym tam piasku. - Po prostu nie mogłem spać.
Leah nic nie powiedziała, ale sądząc po dobiegających do moich uszu dźwiękach zgadywałem, że dziewczyna po prostu zmieniła pozycję na łóżku na wygodniejszą, co miała w zwyczaju, za każdym razem gdy zapowiadała się dłuższa rozmowa przez telefon.
- Więc co z tym ananasami?
- Gdy je posolisz, są słodsze - wymamrotałem, przypominając sobie kolejny dziwny, owocowy fakt.
Jej śmiech zabrzmiał naturalnie i tak znajomo, że prawie poczułem się jak w domu.
***
Rozmowa z Leah okazała się tym czego potrzebowałem, żeby po powrocie do pokoju położyć się i zasnąć bez większego problemu. Udało mi się złapać dobre 3 godziny snu zanim irytujący odgłos fal, który ustawiłem jako budzik parę nocy wcześniej, wyciągnął mnie z krainy marzeń, niekończących się tostów i tanich drinków. Zwlokłem się z łóżka, klnąc jak szewc. Zmierzając w stronę łazienki, zastanawiałem się co za głupie procesy myślowe zachodziły w mojej głowie gdy ustawiałem poranny alarm w weekend. Ah tak, czas na bycie dorosłym. Westchnąłem, myjąc twarz i załatwiając resztę porannej toalety tak szybko, jak to tylko możliwe. Musiałem załatwić formalności związane z przeprowadzką do Durham i rozpoczęciem nauki w Akademii, łącznie z wizytą w banku i opłaceniem czynszu za akademik. Na mojej dzisiejszej liście ‘rzeczy-do-zrobienia-zanim-kopną-cię-w-zadek-Ethan’ znajdowało się również oporządzanie konia, skończenie rozpakowywania oraz zakupy, wszystko przed rozpoczęciem wieczornej zmiany w klubie. Zapowiadało się cudownie.
***
Walmart był ostatnim punktem na mojej liście, przed powrotem do akademika i krótką drzemką przed pracą. W koszyku znajdowały się już prawie wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, o których zakupie wcześniej rozmyślałem. Jedyne co zostało, to zlokalizować alejkę z papierem toaletowym, chwycić opakowanie i niczym wolny skrzat, udać się w kierunku kas. Swojego Świętego Graala zlokalizowalem tuż obok działu z alkoholami, a z uwagi na to, że wychodziłem z założenia iż znaków od wszechświata nie należy ignorować, skusiłem się na czteropak piwa po promocji. Uradowany ruszyłem by zapłacić, jednak moją uwagę przykuło dwóch facetów blokujących przejście. Nie mogłem powstrzymać swojej ciekawości - tak wiem, pierwszy stopień do piekła, przynajmniej nie zmarznę po śmierci - więc jak gdyby nigdy nic ruszyłem w ich stronę. Im bliżej się znajdowałem, tym więcej fragmentów ich konwersacji zaczęło docierać do moich uszu.
- Słuchaj idioto... - zaczął wyraźnie zirytowany facet, zerkając na swojego o głowę niższego przeciwnika.
- Nazywam się Antoine, nie idiota. - Przerwał mu wyraźnie znudzony chłopak z dłuższymi włosami. - I…
Z tej perspektywy nie widziałem twarzy wyższego mężczyzny, ale mógłbym przysiąc że właśnie przewrócił oczami.
- Jak dla mnie możesz się nawet nazywać Anchois, gówno mnie to obchodzi. Puenta jest taka, że ten papier jest mój, a tobie nic do niego!
Wtedy dopiero zauważyłem, że między dwoma przekrzykującymi się postaciami stoi opakowanie papieru toaletowego, będące wyraźną przyczyną sprzeczki. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Czułem jak po policzkach płynęły mi łzy, a ja oparty o prowadzony przed sobą wózek, próbowałem zachować resztki równowagi i godności. Kiedy w końcu udało mi się uspokoić, dwie pary oczu świdrowały mnie wzrokiem. Pomachałem ręką w kierunku, z którego przyszedłem.
- Zdajecie sobie sprawę, że dosłownie parę metrów dalej jest o wiele więcej tego drogocennego towaru?

755 słów
Jak ci się podobają zakupy Lukas? :D

1.10.2020

Od Ethana cd Raya

O kurwa szop! Taka oto elokwentna myśl pojawiła się w mojej głowie, gdy obniżyłem wzrok na nagłą przyczynę dziwnego nacisku na moje nogi. Mały drapieżnik wpatrywał się we mnie swoimi ogromnymi oczami, sprawiając wrażenie nieszkodliwego stworzenia, tym samym ostrymi pazurkami niszcząc moją nową parę spodni. Automatycznie uniosłem brew, patrząc na niego z niedowierzaniem. Nie ze mną te numery mały. Oglądanie National Geographic po nocach ma swoje plusy, pomyślałem nie przerywając pojedynku na spojrzenia, z kimś, kto defekacją zaznacza swoje terytorium i posiada tak z kilkadziesiąt punktów IQ mniej, przynajmniej teoretycznie, jednocześnie obmyślając drogę ucieczki bez poniesienia większych strat. Na szczęście, nie minęła nawet minuta, gdy moje pseudologiczne przemyślenia przerwało głośne westchnięcie, ratując mnie tym samym przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji.
- Wiem, że głupio to brzmi... ale czy mógłbyś podnieść tego szopa i mi go podać, zanim da nogę dalej? - Zapytał wyraźnie zdyszany chłopak.
Nie zaszczycając przybysza nawet najmniejszym spojrzeniem, pokiwałem głową, podnosząc szkodnika z ziemi. Miałem nadzieje, że kimkolwiek był ten facet miał on jakiekolwiek pojęcie na temat obchodzenia się z tym z reguły dzikim gatunkiem zwierząt, a ja nie skończę na ostrym dyżurze z wydrapanymi oczami. Przynajmniej nie przed południem.
Dzięki Bogu, moje obawy okazały się bezpodstawne, a szop bez większego zamieszania wygodnie umościł się w moim uścisku. Posłałem gapiącemu się na nas chłopakowi rozbawiony uśmiech, powoli dochodząc do siebie po tym niespodziewanym spotkaniu z matką naturą, czy może raczej jej przedstawicielem.
- Zazwyczaj wypada zaprosić kogoś na kolację albo drinka, zanim zacznie dobierać się do jego spodni - rzuciłem rozbawiony zanim zdążyłem ugryźć się w język, oddając zaskakująco spokojnego uciekiniera właścicielowi.
Brunet jedynie przewrócił oczami, bez słów wyrażając swoją opinię na temat mojej nieudanej próby bycia czarującym i zabawnym.
- To Rocket - sprostował tylko, trącając szopa po nosie gdy ten próbował mu wepchnąć nos pod pachę, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku, z którego prawdopodobnie przyszedł.
Przewróciłem oczami, obserwując jak bezimienna postać znika za zakrętem i mimo początkowego rozdrażnienia nie zdołałem powstrzymać rozbawionego grymasu, który pojawił się na mojej twarzy gdy usłyszałem jak mała kupka futra zostaje kreatywnie zwyzywana. Opierając się o pobliski murek, wygrzebałem z dna kieszeni paczkę mentolowych papierosów, zapalniczkę i mój przyzwoicie działający w dobre dni telefon, po czym odpalając szluga wybrałem numer do największego wrzoda na tyłku jaki stąpał po tej ziemi, a zarazem mojej najlepszej przyjaciółki.
- Właśnie zostałem znapastowany przez przyjaznego szopa pracza - powiedziałem radośnie w ramach powitania, powoli zaciągając się dymem.
Jedyną odpowiedzią było głośne westchnienie, a potem do moich uszu dotarło zniekształcone zestawienie dźwięków, sugerujące że Leah właśnie wyszła na dach przez okno w swoim pokoju.
- Przypomnij mi gdzie w tym tygodniu straszysz ludzi swoją obecnością? - Odezwała się tonem pogawędki, a ja poczułem się prawie jak w domu.
- Karolina Północna.
***
Stanie za barem w klubie nocnym miało zarówno swoje wady jak i zalety. W dobre dni, plusy przysłaniały minusy, a w złe to nadal była praca z całkiem niezłą miesięczną wypłatą. Mimo, iż mój staż pracy w tym konkretnym przybytku rozpusty i rozpaczy za utraconą godnością wynosił mniej niż tydzień, zauważyłem że dobre dni zdecydowanie zdarzały się częściej. Przynajmniej z mojej perspektywy. Nie wiem, czy inni barmani, czy też ochroniarze podzielali moje zdanie. Ich praca momentami wymagała bardziej bezpośredniego podejścia do klienta. Wycierając z blatu rozlaną wódkę, rozejrzałem się po pomieszczeniu, w myślach przeklinając samego siebie za wzięcie zmiany tego wieczoru. Klub pękał w szwach, alkohol lał się litrami, a muzyka była wręcz idealna do zatracenia się na parkiecie w masie rytmicznie, lub też nie, wirujących ciał. Powstrzymałem cisnące mi się na usta dramatyczne westchnięcie i przywołując na usta profesjonalny uśmiech, przyjąłem kolejne zamówienie. Sposoby zamawiania najprzeróżniejszych drinków czy shotów przez ludzi w różnych stanach upojenia alkoholowego nadal nie przestawały mnie zadziwiać.
- Dos tequilas, por favor - wykrzyczała z szerokim uśmiechem wyraźnie wstawiona blondynka, podając mi kilka banknotów.
Dziewczyna wyraźnie próbowała utrzymać równowagę, używając jako podpórki stojącej obok koleżanki, która sądząc po rozbieganym spojrzeniu, wcale nie była w lepszym stanie. Kiwnąłem głową dając znać, że przyjąłem zamówienie i po zagarnięciu pieniędzy postawiłem przed nią dwa plastikowe kieliszki, które następnie szybko wypełniłem alkoholem. Gdyby ruch był mniejszy, spokojnie miałbym szansę zapytac czemu zdecydowała się na używanie obcego języka w barze. Szansa, że był to jej ojczysty język była bliska zeru - akcent po pijaku jest ostatnią rzeczą jaką się człowiek przejmuje - a do meksykańskiej granicy też oddzielał nas raczej kawałek. Ludzi przy barze przybywało jednak w zastraszającym tempie, z minuty na minutę powiększając kolejkę, tym samym zapewniając mi rozrywkę na kilka następnych godzin, jednocześnie rozwijając nadzieję na chwilę przerwy w postaci krótkiej pogawędki z pijanym nieznajomym. Chyba powinienem przemyśleć swoje niektóre wybory życiowe, które doprowadziły mnie do tego miejsca. Bez problemu wbiłem się w szybki tryb pracy, nie zastanawiając się specjalnie nad tym co robię. Poruszanie się za barem było zaskakująco proste, gdy znało się położenie konkretnych butelek. Dodatkowo używanie plastikowych naczyń ułatwiało sprawę i ograniczało straty. Większość moich znajomych, pracujących w tej samej branży mówiło jednak, że zmiany ich męczą, a jedyne o czym marzą po powrocie do domu to sen. Ja przez większość czasu czułem się pełen energii, którą musiałem dodatkowo rozładowywać po pracy. Wciąż jednak liczyłem, że dziwny zwyczaj biegania lub innej formy wysiłku fizycznego po powrocie z pracy w końcu się zakończy, a ja o 5 nad ranem będę mógł spokojnie wziąć prysznic i iść spać. Nadzieja matką głupich, jak to mówią.
***
Praktycznie jak w zegarku, około godzinę przed zamknięciem, bar opustoszał, a ja w ramach relaksu przecierałem blaty, próbując pozbyć się lepkich plam po alkoholu. Sam jego wygląd sugerował, że biedaczek przeszedł w swoim życiu nie mniej niż niejedna samotna matka z dzieckiem i zasłużył na trochę uwagi.
- Bar nadal otwarty? - Odezwał się znienacka męski głos, kiedy nosem praktycznie dotykałem śmierdzącego fragmentu wystroju, z którego brud był wyjątkowo trudny do usunięcia.
Modliłem się, żeby plama okazała się zwykłym zaschniętym alkoholem, ale z każdą kolejną minutą spędzoną na próbie pozbycia się tego cholerstwa, zaczynałem bardziej skłaniać się ku teorii jej mieszanego pochodzenia. Wyprostowałem się jednak bez większego speszenia, ignorując fakt, że dla postronnego obserwatora z daleka musiałem stanowić nie lada widok liżącego blat barmana i zerknęłam na chłopaka, którego wygląd wydał mi się wyjątkowo znajomy. Pokiwałem głowa w ramach odpowiedzi na pytanie, po czym uśmiechnąłem się zadziornie, kiedy dotarło do mnie czemu brunet wydaje się znajomy.
- Jestem Ethan. - Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. - Co słychać u twojego szopa?

Wybacz Ray, ale lubię upijać ludzi :D
1048 słów

1.05.2020

Time is a drug. Too much of it kills you.

Louis Hofmann
Louis Hoffmann
Imię i nazwisko: Ethan William Mason
Wiek: 21 l.
Płeć: mężczyzna
Ranga: Débutant
Grupa: I
Imię konia: Darko
Praca: Pracuje jako barman w klubie nocnym.
Miejsce zamieszkania: Zamieszkuje w pokoju numer 16 w akademiku.
Charakter: Jego oczy mimo chłodnego koloru ciepło patrzą na świat, a na twarzy zawsze gości uśmiech - choć rodzaj grymasu różni się w zależności od sytuacji. Nie przejmuje się opinią innych, gdyż zna swoją wartość i nie ma problemu z wykorzystywaniem własnych zalet. Bywa sarkastyczny i ironiczny, choć potrafi być też opiekuńczy i troskliwy. Ponieważ może się poszczycić tym, że w życiu nie skłamał - i chociaż przez większość czasu nie ma problemu z wyrażeniem nawet bolesnych opinii - nauczył się omijać prawdę i wykręcać od odpowiedzi, gdy uzna to za konieczne. Większość decyzji podejmuje pochopnie, bez głębszego zastanowienia czy przeanalizowania możliwych konsekwencji. Jest niesamowicie uparty i często wdaje się w niepotrzebne dyskusje tylko dlatego, że może lub jest znudzony. Ceni sobie wolność, nie lubi czuć się uwięziony i zależny. Zawsze optymistyczny, mimo życiowych doświadczeń. Bez problemu potrafi zjednać sobie ludzi, co nie znaczy jednak że łatwo daje się naprawdę poznać. Ceni sobie prywatność, chociaż kilkukrotnie zdarzyło mu się palnąć nie jedną głupotę po pijaku, czy też zaprosić nowo poznanego chłopaka do domu.
Aparycja: Ethan kroczy przez życie z podniesioną głową, mając ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu oraz umięśnione, lecz smukłe ciało będące wynikiem aktywnego trybu życia. Jego skóra jest praktycznie pergaminowa, co z połączeniem z łatwością z jaką tworzą mu się siniaki sprawia, że kilkakrotnie lecz nieumyślnie nazwano go ofiarą przemocy domowej. Nigdy nie nauczył się panować nad swoimi włosami - piaskowe, blond kosmyki zdają się żyć własnym życiem i nie straszne im żele do włosów, lakiery czy inne specyfiki. Fryzura, czy raczej jej brak, wraz z połączeniem z wyraźnie zarysowaną szczęką, szarymi oczami i masą delikatnych piegów tworzą dość przyjazne dla oka zestawienie. Jego usta przez większość czasu są wykrzywione w dość ironicznym uśmiechu, który łagodnieje gdy chłopak znajduje się w pracy lub zmienia się na bardziej zadziorny na parkiecie lub po paru drinkach.
Historia: Odkąd sięga pamięcią, jego domem był sierociniec znajdujący się na obrzeżach Seattle, w którym znajdował się do osiemnastego roku życia. Jak sam twierdzi miał dobre dzieciństwo, jak na swoją sytuację rodzinną. Dyrektor placówki traktował go jak syna. Odkąd skończył cztery lata był stałym gościem przy rodzinnym stole Adamsów, nie tylko od święta, lecz również na cotygodniowych kolacjach. Chociaż pierwsza wizyta w domu mentora nie obyła się bez komplikacji (Ethan skończył z podbitym okiem, a pachnąca jabłkami pieczeń trwale ubrudziła ulubiony obrus pani domu) chłopak poznał wtedy Leah - dziewczynkę, która z zawziętym wyrazem twarzy dzierżyła w dłoniach większy od siebie kij bejsbolowy. Mimo ciężkiego początku ten władca drewnianego oręża szybko stał się jego najlepszą przyjaciółką. Ta dwójka była praktycznie nierozłączna i zawsze wspólnie pakowała się w kłopoty, nawet w najmniej spodziewanych sytuacjach. Ludzie często omylnie nazywali ich parą i jeśli na początku ich to denerwowało, to z czasem przestali zwracać uwagę na to, co mówią, zwłaszcza gdy oboje wiedzieli na czym oparta jest ich relacja i do czego prowadzi. Ethan zawsze był dobrym uczniem, a naukę oraz szkołę traktował jako szansę na rozwój i hobby niż przykrą konieczność. Właśnie dlatego jego decyzja o zrezygnowaniu ze studiów była wielkim szokiem dla jego znajomych i nauczycieli oraz wielkim rozczarowaniem dla pana Adamsa. Zamiast tego, chłopak zdecydował się podróżować po Stanach Zjednoczonych i żyć chwilą, nie myśląc o konsekwencjach i przyszłości. Zatrzymywał się w przeróżnych miastach, podejmując się dorywczych prac w barach czy też kawiarniach, a wolny czas spędzał jak na młodego chłopaka bez większych zobowiązań przystało - na zdobywaniu nowych doświadczeń i próbowaniu nowych rzeczy, rozwijając się w ważnych dla siebie dziedzinach i imprezując. Wszystko zmieniło się gdy podczas pobytu w jednym z teksańskich miast natknął się na stadninę koni i podjął się tam pracy. Jazda konna szybko skradła jego serce. Okazało się, że chłopak czuje się komfortowo w siodle, ma naturalna rękę do koni, a co więcej, szybko się uczy. Za namową właściciela stadniny, który zauważył drzemiący w młodzieńcu talent, Ethan aplikował do IHA by zacząć nowy etap w życiu i zobaczyć co przyniesie mu ta przygoda.
Rodzina:
Odkąd skończył rok znajdował się pod opieką państwa, a jego wzorem do naśladowania od zawsze był dyrektor placówki - David Adams - a jego najlepszą przyjaciółką, jego córka - Leah. To właśnie te dwie osoby Ethan jest skłonny nazwać najbliższymi mu ludźmi, którzy odgrywają szczególną rolę w jego życiu. O swojej biologicznej rodzinie wie tylko tyle, że nie interesowało ich wychowanie dziecka, a rodzicielstwo nie wpasowywało się w ich skrupulatnie ułożony plan na przyszłość. Ethan poznał ich tożsamość w okresie swoich nastoletnich lat, mimo że nie było to łatwe. Do spotkania nigdy nie doszło, gdyż informacje jakie uzyskał na ich temat, skutecznie go od tego pomysłu odwiodły.
Orientacja seksualna: biseksualny
Partner: brak
Pupil: brak
Inne:
- Nie potrafi usiedzieć w miejscu, co przejawia się częstymi zmianami miejsca zamieszkania oraz ćwiczeniem różnych dyscyplin sportowych, takich jak pływanie, hokej czy piłka nożna.
- Ma dziwny zwyczaj przeklinania po niemiecku.
- Nie umie prowadzić czy nawet jeździć na rowerze, ale za to uwielbia jeździć na longboardzie.
- Nawet łyk ginu sprawia, że traci kontrolę nad sobą i jakiekolwiek szanse na zapamiętanie danego wieczoru.
- Hoduje kaktusy, sukulenty i aloes, jego pokój w akademiku jest pełen roślin.
- Nigdy nie kłamie.
- Uwielbia tańczyć, zwłaszcza gdy jest pijany i wbrew pozorom jest w tym całkiem niezły - jeśli wziąć pod uwagę rzucane w jego stronę spojrzenia.
- Nie potrafi śpiewać i doskonale zdaje sobie z tego sprawę - nie przeszkadza mu to jednak w robieniu tego.
- Czasami musi po prostu pokrzyczeć - tak o, bez powodu.
- Nałogowy palacz.
Właściciel: PseudoBrytyjczyk (chat)