1.13.2020

Od Ethana do Lukasa

- Właśnie wygooglowałem jak wyglądają kurczaki bez piór i muszę przyznać że czuję się przez to lekko niekomfortowo - poinformowałem moją najlepszą przyjaciółkę gdy tylko podniosła słuchawkę.
Mimo dzielących nas kilometrów, praktycznie widziałem jak dziewczyna przekręca się na plecy, odgarniając z twarzy swoje wiecznie nieokiełznane, czarne loki i tępym wzrokiem wpatruje się w sufit nad swoją głową. Uśmiechnąłem się delikatnie, wyobrażając sobie jej zirytowany wyraz twarzy.
- Jeśli chcesz mieć kolejny bezsensowny powód do nadmiernego rozmyślania sprawdź jak wygląda pole ananasów - rzuciła sucho Leah i bez większych ceregieli zakończyła połączenie, sprawiając tylko, że mój uśmiech się poszerzył.
Odpaliłem papierosa, wygodniej rozsiadając się na oparciu drewnianej ławki pod akademikiem i sprawdziłem zasugerowane przez dziewczynę hasło. Nigdy specjalnie się nie zastanawiałem jak wyglądają rosnące ananasy, ale to co znalazłem zupełnie nie pasowało do mojej wizji. Nie żebym jakąkolwiek miał. Spędziłem więc parę dobrych minut grzebiąc w internecie, wędrując z jednej bezsensownej strony do drugiej, szukając nawet nie wiem czego. Po skończonych poszukiwaniach, będąc tylko w połowie usatysfakcjonowanym odkrytymi tajemnicami wszechświata ponownie wybrałem ten sam numer co wcześniej.
- Wiedziałaś, że w Szkocji jest zamek, którego kopuła frontowej wieży wygląda jak ananas? - Zapytałem, ponownie szczerząc się jak wariat, gasząc peta o podłokietnik ławki.
- Według czasu obowiązującego na zachodnim wybrzeżu nadal jest środek nocy Mason - przypomniała mi dziewczyna, kompletnie ignorując moją ananasową informację dnia… lub raczej nocy.
Westchnąłem głęboko, a mój dobry humor całkowicie wyparował.
- Wszystko w porządku Ethan? - Tym razem w jej głosie nie było słychać irytacji czy zmęczenia, tylko zwykłą troskę.
- Ja… - zaczalem, przesuwając czubkiem buta po chodniku, rysując bliżej niezidentyfikowane wzory na zgromadzonym tam piasku. - Po prostu nie mogłem spać.
Leah nic nie powiedziała, ale sądząc po dobiegających do moich uszu dźwiękach zgadywałem, że dziewczyna po prostu zmieniła pozycję na łóżku na wygodniejszą, co miała w zwyczaju, za każdym razem gdy zapowiadała się dłuższa rozmowa przez telefon.
- Więc co z tym ananasami?
- Gdy je posolisz, są słodsze - wymamrotałem, przypominając sobie kolejny dziwny, owocowy fakt.
Jej śmiech zabrzmiał naturalnie i tak znajomo, że prawie poczułem się jak w domu.
***
Rozmowa z Leah okazała się tym czego potrzebowałem, żeby po powrocie do pokoju położyć się i zasnąć bez większego problemu. Udało mi się złapać dobre 3 godziny snu zanim irytujący odgłos fal, który ustawiłem jako budzik parę nocy wcześniej, wyciągnął mnie z krainy marzeń, niekończących się tostów i tanich drinków. Zwlokłem się z łóżka, klnąc jak szewc. Zmierzając w stronę łazienki, zastanawiałem się co za głupie procesy myślowe zachodziły w mojej głowie gdy ustawiałem poranny alarm w weekend. Ah tak, czas na bycie dorosłym. Westchnąłem, myjąc twarz i załatwiając resztę porannej toalety tak szybko, jak to tylko możliwe. Musiałem załatwić formalności związane z przeprowadzką do Durham i rozpoczęciem nauki w Akademii, łącznie z wizytą w banku i opłaceniem czynszu za akademik. Na mojej dzisiejszej liście ‘rzeczy-do-zrobienia-zanim-kopną-cię-w-zadek-Ethan’ znajdowało się również oporządzanie konia, skończenie rozpakowywania oraz zakupy, wszystko przed rozpoczęciem wieczornej zmiany w klubie. Zapowiadało się cudownie.
***
Walmart był ostatnim punktem na mojej liście, przed powrotem do akademika i krótką drzemką przed pracą. W koszyku znajdowały się już prawie wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, o których zakupie wcześniej rozmyślałem. Jedyne co zostało, to zlokalizować alejkę z papierem toaletowym, chwycić opakowanie i niczym wolny skrzat, udać się w kierunku kas. Swojego Świętego Graala zlokalizowalem tuż obok działu z alkoholami, a z uwagi na to, że wychodziłem z założenia iż znaków od wszechświata nie należy ignorować, skusiłem się na czteropak piwa po promocji. Uradowany ruszyłem by zapłacić, jednak moją uwagę przykuło dwóch facetów blokujących przejście. Nie mogłem powstrzymać swojej ciekawości - tak wiem, pierwszy stopień do piekła, przynajmniej nie zmarznę po śmierci - więc jak gdyby nigdy nic ruszyłem w ich stronę. Im bliżej się znajdowałem, tym więcej fragmentów ich konwersacji zaczęło docierać do moich uszu.
- Słuchaj idioto... - zaczął wyraźnie zirytowany facet, zerkając na swojego o głowę niższego przeciwnika.
- Nazywam się Antoine, nie idiota. - Przerwał mu wyraźnie znudzony chłopak z dłuższymi włosami. - I…
Z tej perspektywy nie widziałem twarzy wyższego mężczyzny, ale mógłbym przysiąc że właśnie przewrócił oczami.
- Jak dla mnie możesz się nawet nazywać Anchois, gówno mnie to obchodzi. Puenta jest taka, że ten papier jest mój, a tobie nic do niego!
Wtedy dopiero zauważyłem, że między dwoma przekrzykującymi się postaciami stoi opakowanie papieru toaletowego, będące wyraźną przyczyną sprzeczki. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Czułem jak po policzkach płynęły mi łzy, a ja oparty o prowadzony przed sobą wózek, próbowałem zachować resztki równowagi i godności. Kiedy w końcu udało mi się uspokoić, dwie pary oczu świdrowały mnie wzrokiem. Pomachałem ręką w kierunku, z którego przyszedłem.
- Zdajecie sobie sprawę, że dosłownie parę metrów dalej jest o wiele więcej tego drogocennego towaru?

755 słów
Jak ci się podobają zakupy Lukas? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz