Wiem, że pewnie wkurzałem Noah, ale po prostu, najzwyczajniej w świecie, martwiłem się o nią. Wiedziałem, że da sobie radę z koniem, ale bałem się o jej finanse, zdrowy tryb życia i inne czynności, teoretycznie potrzebne do życia. Kiedy szliśmy do samochodu, wręczyłem jej zbożowego batonika.
- Podejrzewam, że nie jadłaś śniadania, więc obrażę się, jeśli tego nie zjesz. - Popatrzyłem twardo. - Albo zaraz zemdlejesz.
- Ale… - zaczęła.
- Żryj, albo nie zawiozę cię do miasta. - Założyłem ręce. - Specjalnie wziąłem czekoladowy. Bez bananów.
- Ale Rooooo. - Uwiesiła się na moim ramieniu. - To nie fair!
- Jedz. Jak nie będziesz przytomna, nie zarobisz. - Potargałem jej włosy. - Nie żebym to popierał, ale… dasz sobie radę. A to nie zmienia faktu, że się martwię. Więc zrób mi tę przyjemność i zjedz ten baton!
- Twoje argumenty mnie powalają. - Wzięła batona i go rozpakowała. - Tylko dlatego, że nie chcę robić ci przykrości. I mieć dostęp do brokatu i poduszkowatości.
- Dobrze, że się rozumiemy. - Otworzyłem drzwi od strony kierowcy. - Wsiadaj!
***
- Rooooooooo daaaaaaaj brokaaaat! - Noah pociągnęła mnie za rękaw. - No proszę!
- Najpierw dojedz tort. - Wskazałem na talerzyk. - Nie bez powodu targałem to do akademii. Z dodatkową posypką.
- Robiłam ten tort z Bluuuu. - Jęknęła cierpiętniczo. - Mam przesyt od tego sztucznego lukru!
- Czy ty z własnej woli odmawiasz słodyczy? - Uniosłem brew. - Noah, nie masz gorączki? Wszystko w porządku?
- Tak. - Ziewnęła. - Ale naprawdę mam już dość tego tortu. - Skrzywiła się. - Daj mi czekolady na przykład. Albo truskawek. Albo karmelu. Ale nie tortu!
- No dobrze. - Westchnąłem. - I tak ci go zostawię. - Potem podałem dziewczynie kulę śnieżną wypełnioną brokatem.
Zaczęła nią energicznie potrząsać i patrzyć się jak na… no na brokat. To Noah, prawda? Objąłem ją i wziąłem ciasto, żeby je zjeść. W końcu nie mogło się zmarnować.
- Wygodna Poduszka. - Usadowiła się wygodniej i zaczęła bawić kulą śnieżną.
- Taaak, powtarzasz mi to od początku. - Przyklepałem jej włosy.
- Tak samo jak ty mi przypominasz o jedzeniu i spaniu. - Parsknęła i znowu potrząsnęła kulą. - Nuuuuudaaaa.
- Ale prawda. - Dźgnąłem ją między żebra. - Powinnaś bardziej o siebie dbać.
- Nuuuuuda! - Wyrzuciła ręce w górę. - Chodźmy do kuchni. Mam nagle ochotę na herbatę.
- Unikasz tematu odpowiedzialności. - Pokręciłem głową.
- Jakbyś tego nie wiedział. - Przewróciła oczami. - Choooodź! Może nie gotuję jak Japończyk, ale tosty potrafię zrobić.
- A nie możemy jakiegoś jajka? - Poszedłem za nią uważając, żeby nie podeptać lisków. I ich nie wypuścić.
- Dlaczego tak lubisz jajka? Inne niż Adama. - Zachichotała.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - Założyłem ręce. - Jajka są dobre. Omlety, jajecznice, jajka sadzone…
- Zrobiłeś mi smaka, robimy jajka! - Klasnęła w dłonie.
Noah? Jajka!
406 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz