1.21.2020

Od Andrew cd Nino

Ta niepozorna, ale całkiem miła istotka, zwana Nino, cóż, faktycznie miała problem z Goldenem. Chociaż, tak naprawdę, wszystkiemu byli winni ci nieudolni stajenni, którzy chyba dopiero co pierwszy raz w życiu weszła do stajni i zobaczyła konie, którymi trzeba się zająć. Matko, czy oni naprawdę nie byli w stanie ogarnąć jednego denerwowanego konia? Ja wiedziałem, że Czarny jest narwany, więc wolałem być przy tym, jak gdziekolwiek go przeprowadzali. Ona tu była, ale i tak nie mogli upilnować jej konia. W sumie, zrobiło mi się jej żal. Strata ukochanego zwierzaka mogłą być ogromnym ciosem dla każdego. Ale cóż, kopytkujacego narwańca znalazłem. Niemal od razu poczułem się jak profesjonalny zaklinacz koni, którym nie byłem i nigdy nie będę.
Gdy już Golden trafił w ręce swojej właścicielki mogliśmy na spokojnie szukać jego boksu. Rozglądałem się na boki, ale nigdzie nie mogłem znaleźć miejsca dla tego nowego przybysza. Koń szedł miedzy nami, wyjątkowo spokojny, jak na jego wcześniejsze zachowanie. Od czasu do czasu trącał Nino łbem, dopraszając się o pieszczotę albo jakiegoś smakołyka. Uśmiechnąłem się pod nosem. Golden zachowywał się niemal jak Czarny, też bywał takim przytulaskiem i lelusiem. O ile akurat coś nie strzeliło mu do głowy i, na przykład, nie próbował odgalopować na drugi koniec stajni lub padoku. Cóż, narwańcy już tak mają.
Po chwili znaleźliśmy się pod boksem Prince’a. Koń zarżał radośnie na mój widok.
- No co, wariacie? – zaśmiałem się i pacnąłem go po głowie. Ten w odpowiedzi potrząsnął grzywą. – Chcesz coś? - znów zarżał. – Tak, wiem, czujesz te kostki cukru – zacząłem się śmiać i podałem mu z kieszeni jedną, którą niemal od razu smakowicie schrupał.
- O, jesteśmy na miejscu – rzekła Nino zza moich pleców i zaczęła wprowadzać konia do pustego boksu, który znajdował się zaraz obok boksu Czarnego.
- Tutaj, obok niego? – uniosłem lekko brwi.
- Tak, na to wygląda – uśmiechnęła się i wskazała na coś ręką.
- Hmm? – ruszyłem w jej stronę i stanąłem zaraz obok. – Faktycznie – dodałem, gdy ujrzałem tabliczkę z imieniem jej konia. – Widzę więc, że nasi narwani towarzysze będą mieszkali obok siebie.
- W sumie... Czekaj, co? Jak to narwani? Twój koń też? – zaczęła się cicho śmiać.
- No cóż... Czarny jest jak ja. Nie jest normalny – wzruszyłem ramionami.
- Mam wrażenie, że odrobinkę przesadzasz – odparła, uparcie mi się przyglądając.
- No co? – uniosłem ręce w pytającym geście.
- Nie wyglądasz na nienormalnego – przyglądała mi się i po chwili zaczęła się szczerze i uroczo śmiać. Miała taki śmiech, że i ja nie mogłem się powstrzymać, więc po chwili i ja wybuchnąłem.
- No dobra, dobra, teraz, gdy oboje śmiejemy się jak wariaci, na pewno uznają nas za normalnych.
- Cóż, trudno – odparła i wzruszyła ramionami, przytrzymując w palcach zabłąkany kosmyk włosów.
- W zasadzie... Masz jakieś plany na jutrzejszy dzień? – zapytałem znienacka. Andrew, co ty robisz? Jesteś pewien tego, co przed chwilą wyszło z twoich ust?
- Cóż... W zasadzie to nie – odparła, lekko pąsowiejąc na twarzy. – A dlaczego pytasz?
- Jesteś tu nowa, na pewno nie znasz terenu... – odparłem i odwróciłem twarz, bo sam puściłem niezłego buraka.
- Cóż, ciężko nie przyznać ci racji... – odparła cicho.
- Mogę cię oprowadzić, jakoś pomóc, pokazać, co i jak... O ile, oczywiście, życzysz sobie tego...
- Chętnie odpowiem pozytywnie na twoją pomoc – szturchnęła mnie w ramię i zaczęła cicho się śmiać.
- A więc... Czy szanowna Nino zgodzi się oprowadzoną być jutro w godzinach wczesnopopołudniowych? – powiedziałem śmiertelnie poważnie i znów wybuchnąłem śmiechem.
- Ależ oczywiście, szanowny panie Andrew, z jakże wielkim uradowaniem serca mego zgodzę się na to – odparła równie poważnie i sama zaczęła się śmiać.
- To co, o której?
- O pierwszej będzie ok., tak myślę.
- Super, to jesteśmy umówieni – odparła. – To do jutra, hej! – odparła i ruszyła przed siebie w nieznanym mi celu.
A ja, zadowolony z nie wiadomo czego udałem się do auta. Byłem trochę zmęczony i jedyne, czego chciałem, to wejść pod prysznic i spać.

Nino? :3 Polubią się? :3
622 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz