Zeszliśmy do kuchni, gdzie przez kilka minut staliśmy przed otwartą lodówką, kłócąc sie, co chcemy zjeść. Osobiście wszystkimi obiema rękami (i ogonem Dot) głosowałam na jajecznicę, którą znacznie łatwiej byłoby podzielić niesprawiedliwie, oddając Ronanowi większą porcję, czy podzielić się choć odrobiną z lisami. Plan był genialny w swej prostocie i bez problemu mogłabym się wymigać od zjedzenia co najmniej swojej porcji, ale Ro albo doszedł do podobnych wniosków co ja, albo naprawdę bardzo zależało mu na omlecie. Więc oczywiście to na omlecie stanęło. Co za miękki, aniołkowaty manipulator!
- Więc nie posiedzisz dziś ze mną? - Spytałam, spoglądając smutno na Ro.
- Tłumaczyłem ci, wychodzę z Adamem na kolację. - Poduszka wylał na patelnię część przygotowanego ciasta. - Smaż.
- Ale chcesz mnie zostawić! - Przykręciłam nieznacznie gaz w kuchence. - Nie kochasz mnie? - Rzuciłam jeszcze, oskarżycielskim tonem.
- Czy ty nie wiesz jaki jest Adam? - Zaśmiał się tylko.
- Chujowy, skoro mi cię zabiera! - Wciąż starałam się zachować choć odrobinę powagi.
- Dopiero wieczorem. - Przypomniał mi Ronan. - Czyli mamy całe popołudnie, Jeżozwierzu. Poza tym Adam nie jest chujowy. - Uśmiechnął się.
- Niech będzie, że nie jest. - Skupiłam się na przygotowywaniu jedzenia. - Ale zbyt często zagarnia cię tylko dla siebie!
- Bo jest moim chłopakiem. - Ro znów się zaśmiał. - A ja jego. Poza tym pozwala ci na mnie wisieć, prawda?
Z tym musiałam się zgodzić. Odkąd oficjalnie się zeszli, Adam cały czas przypominał mi, które z nas jest chłopakiem Aniołka, ale mimo wszystko nadal pozwalał mi się przytulać do Poduszki. Czasem po prostu oboje przytulaliśmy Ro jednocześnie.
***
- Ro! Ro! Zobacz! - Podbiegłam do Poduszki, kiedy tylko wysiadł z samochodu.
- Co to jest? - Zdziwił się, gdy podsunęłam mu pod nos zawiniątko.
- Piesek! - Nie próbowałam nawet zachowywać się jak osoba zrównoważona psychicznie.
Ro odwinął róg kocyka, odsłaniając pyszczek malucha.
- Noah, czy ty jesteś poważna?!
- Ale mam go tylko na chwilę! - Przytuliłam szczeniaka do piersi, na wypadek, gdyby Ro postanowił odebrać mi go ze skutkiem natychmiastowym. - Jako dom tymczasowy! Oddam ją jak podrośnie… - Dodałam już nieco smutniej.
- Na pewno? - Spojrzał na mnie krytycznie, a ja tylko pokiwałam głową. - Ale stać cię na to? Może to i szczeniak, ale jego utrzymanie też kosztuje.
- Wzięłam Lunę z fundacji, oni zapewniają jej jedzenie, weterynarza i wszystkie inne szczenięce potrzeby. Ja tylko się z nią bawię i ją karmię. - Wyjaśniłam w skrócie.
Ro wypuścił powietrze z płuc. Nie wydawał się zbyt zadowolony, ale nie miał zbyt wielu argumentów, by na mnie nawrzeszczeć. No i trzymałam na rękach maleńkiego, śnieżnobiałego szczeniaczka o niebieskich oczkach. Samo to było wystarczającym powodem, by nie być złym.
- Jak się nazywa? - Ronan poddał się, wkładając ręce w zawiniątko, by psiak mógł go powąchać. Urok szczeniaka zwyciężył.
- Luna. Przynajmniej tak nazwali ją w fundacji. Mówią, że ma jakieś 6, może 7 tygodni. - Zaczęłam z entuzjazmem opowiadać o mojej nowej podopiecznej. - Wciąż pachnie mlekiem! - Na te słowa Ro wyjął spod kocyka ręce i wsadził na ich miejsce twarz.
- Faktycznie! - Wyszczerzył się, po chwili. - Jej! To takie słodkie!
Roześmiałam się, widząc jego reakcję.
- No i nie ma jeszcze wszystkich szczepień, więc chodzimy na spacery na rączkach, prawda mała? - Szczeniak jak na zawołanie zaczął się wiercić, uznając, że już czas najwyższy opuścić bezpieczny i ciepły kocyk i wyruszyć na poszukiwanie miejsca, z którego widać więcej.
Ro? Kluska
524 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz