1.16.2020

Od Ronana cd. Leonarda

- Roooo, dlaczego idziemy do salonu gier? - Młody nie potrafił zrozumieć tej nagłej decyzji.
- Bo do Leo przyjechał młodszy brat i nasz kochany książę chyba sobie z tym nie radzi. - Zaśmiałem się.
- Jest taki jak Leonard? - Mina Nico wyrażała lekką obawę, zapewne związaną z młodszym Windsorem.
- Polubisz go. - Machnąłem ręką. - Ma więcej energii niż ty.
- Okej. - Pokiwał głową. - A… kiedy przyjedzie Adam?
Znowu się zaśmiałem. Była jedenasta, szykowaliśmy się do wyjazdu na miasto, żeby przez półtorej godziny połazić po księgarniach, zjeść obiad w fast foodzie, a koło pierwszej spotkać się z Windsorami i spędzić kilka godzin w salonie gier. Idealne popołudnie dla nastolatka, prawda? No jak widać jemu wystarczyłoby lenienie się na kanapie z Adamem. Co prawda Japończyk z reguły wolał siedzieć ze mną, ale Nico zawsze był obok, jeśli mógł. I obawiałem się, że w słowach Blue, że: “Już planuje wasz ślub”, było sporo prawdy. Cóż. Od ostatniej Wielkanocy było temu ciutkę bliżej, ale ciągle uważałem brata za zbytniego optymistę.
- Pojedziemy po niego, jak wrócimy z miasta. - Potargałem mu włosy. - Przytrzymaj zwierzaki, żeby nie uciekły.
Niestety, na dzisiejszą wycieczkę nie mogliśmy zabrać ani Nyx, ani kotów, ani psa. O ile w salonie gier była możliwość przyjścia ze zwierzakiem, tak podejrzewam, że w innych punktach naszej wycieczki było to niemożliwe. Dlatego młody przytulając Bekę odstawił ją na legowisko, zamknął kojec Edgara (z którego mógł wyjść na trochę większy, na podwórku) i popatrzył na Hammera leżącego na kanapie.
- Chyba już. - Zadecydował.
Kiwnąłem głową i zamknąłem drzwi. Rodzice mieli się tu pojawić za godzinę na obiad, a potem do trzeciej mieli wolne. Blue obiecała jakimś cudem wpaść i zająć się trochę zwierzyńcem, więc spokojnie poszedłem do samochodu i po kilku chwilach odjechałem w stronę miasta.
***
Jadłem właśnie burgera w ramach obiadu, gdy poczułem wibrujący w kieszeni telefon. Podejrzewając, że najpewniej jest to Adam/mama/Blue, nie zerknąłem na wyświetlacz i od razu odebrałem.
- Halo?
- Cześć Ronan! - Entuzjastyczny głos Jamesa rozbrzmiał w moim uchu. - Nudzi ci się?
- Nie do końca. - Popatrzyłem na połowę burgera, która leżała przede mną. - Ale może dlatego, że jem obiad.
- Uuuuu, super. - Młody się ucieszył. - Kiedy będziesz w mieście? Możemy już przyjechać? Nico jest z tobą?
Uniosłem lekko kącik ust i ruchem dłoni kazałem jeść Nico, który przypatrywał mi się z zainteresowaniem.
- Już jestem w mieście, obiecałem młodemu, że pójdziemy do paru księgarń. Możecie, jeśli takie są plany Leo i tak, Nico jest ze mną - odpowiedziałem.
Brat znowu uniósł głowę, gdy usłyszał swoje imię. Ruchem warg przekazałem mu, że dzwoni James. Pokiwał głową.
- Jesteś fajniejszym starszym bratem! - Pewnie się naburmuszył. - Ała, Leo! To bolało. - Potem chwila ciszy. - Wcale nie, nie kopałem cię tak mocno!
- Słuchaj się Leo, bo to on ma prawo jazdy. - Podzieliłem się swoimi przemyśleniami.
- Muszę? - Jęknął.
- Polecam. - Zaśmiałem się. - Więc do zobaczenia po pierwszej. Słuchaj się Leo, to szybciej przyjedziecie.
- Okej! Do zobaczenia! - I się rozłączył.
- Coś ciekawego? - Nico przechylił głowę w bok.
- Jestem lepszym starszym bratem niż Leo. - Parsknąłem cichym śmiechem.
- To oczywiste. - Wzruszył ramionami młody. - Jesteś najlepszym starszym bratem.
- Tylko nie mów tego przy Jamesie, bo będzie miał zły humor. - Wgryzłem się w burgera.
- Sam to odkryje. - Nico wziął kolejny kawałek kurczaka i włożył go do sosu. - Bo będziesz w mojej dużynie jak będziemy grać, prawda?
- Zobaczymy. Może podzielimy się młodsi na starsi. - Wziąłem łyka coli. - Wiadomo, że wymiatasz w zręcznościówkach, ja nie jestem taki najgorszy, a panowie Windsorowie pewnie nigdy nie grali. To nie Adam.
- Wiem. - Westchnął. - Ale pokonasz nas w Dance Dance Revolution…
- Możemy grać w to solo. - Zaproponowałem. - Będzie sprawiedliwie.
- Okej. - Pokiwał głową i wrócił do jedzenia.
***
- Cześć, jestem James, a ty pewnie jesteś Nico! - Młodemu Windsorowi włączyła się katarynka. - Wow, jesteś wyższy niż myślałem. Ale jesteś mniej podobny do Ronana, niż ja do Leo. I masz fajną bluzę! Uuu, to wasz samochód? Ale fajny! Co lubisz robić? Albo czego słuchać? Opowiedz mi coś o sobie!
- Eeee… - Nico popatrzył na niego i na mnie. - Okej?
- Wybacz, on tak zawsze. - Leo pokręcił głową. - Nie musisz odpowiadać.
- Nie no, po prostu wolniej. - Zaśmiał się Nico. - Chodźmy już do salonu! Chcę wygrywać!
- Będziesz ze mną w drużynie? - James uwiesił się na nim z błyszczącymi oczami. - Leo w ogóle nie umie grać w gry! A to mój pierwszy raz w salonie i nie chcę przegrać! Ale… z drugiej strony, Ronan przegra…
- I tak przegrałbym z Nico, nie martwcie się, tylko lećcie. - Dałem swojemu bratu sześć dych, które dali nam rodzice. Oznaczało to po jednej rundzie na każdym automacie dla nas obu. - Tylko pamiętaj, połowa dla mnie.
- Się wie brat! - I popędził do kasy. Z kolei James wpatrywał się w Leo.
- Ile? - Popatrzył na mnie i wyciągnął portfel.
- Po trzydzieści na łebka i możemy zagrać w każdą grę. - Uniosłem kącik ust.
- Czyli sześćdziesiąt, dobra. - Podał młodemu odliczoną sumę, a ten w podskokach ruszył za Nico. - Po co ja się na to zgodziłem.
- Może chociaż trochę go zmęczysz. - Zauważyłem i razem z księciem ruszyliśmy do budynku.
- Może. - Westchnął. - Sromotnie przegramy?
- Prawdopodobnie. - Uśmiechnąłem się. - Liczy się zabawa, pamiętaj!
***
- Ostatni żeton! - Nico skakał zadowolony.
Szybko złapał nić porozumienia z Jamesem i przy trzeciej grze nie dość, że nas ogrywali, to jeszcze robili to gadając o swoich zainteresowaniach. Co prawda starałem się trzymać poziom i nieco pomagać Leonardowi, ale łatwo było się domyślić, że wcześniej nie grał w takie gry. Nic więc dziwnego, że młodzi zgarnęli wszystkie kupony i już planowali na co je wymienić w sklepie. Nico wypatrzył ogromny zestaw kredek, a James ogromnego, pluszowego konia. Jednak przed nami została ostatnia gra. Dance Dance Revolution. Według moich obliczeń kuponów z wygranej w tej jednej rundzie powinno wystarczyć na małego pluszowego tygryska z wampirzymi kłami i równie wampirzą pelerynką. Adam się w nim zakocha, o ile Yurio go wcześniej nie rozszarpie.
- Teraz gramy solo. - Zatarł ręce Nico. - Ja z Jamesem najpierw, a potem ty i Leo.
- Okej. - Uśmiechnąłem się. - Zwycięzca zabiera kupony.
***
Wracałem do samochodu dzierżąc w dłoniach pluszowego wampiro-tygrysa, Nico przytulał do siebie kredki, a James skakał wokół nas trzymając w dłoniach przednie nogi pluszowego konia. Co prawda pozostałych kuponów starczyło nam na plastikową koronę, którą ukoronowaliśmy Leo, ale chyba nie był zadowolony.
- Spotkamy się jutro? - James na chwilę się zatrzymał i stanął przed Nico. - I umówimy na jakąś kampanię?
- Jasne. - Pokiwał głową Nico. - Będę w stajni po szkole.
- Okej. - Uśmiechnął się młodszy Windsor. - Dzięki! Do zobaczenia. - I wpakował się do samochodu Leo.
- Dzięki za wspólną zabawę. - Sam Leonard wydawał się zmęczony. - I w ogóle. Do jutra.
- Cześć. - Pomachaliśmy im i ruszyliśmy do naszego wozu.
- To teraz po Adama? - Podskoczył Nico.
- Miałeś super dzień w salonie z grami, a i tak najbardziej cieszysz się z odwiedzenia Adama? - Zaśmiałem się.
- Ty też. - Prychnął. - No i…. nie mogę powiedzieć, że nie lubię Jamesa.
- Ale Adam to mój chłopak. - Wyszczerzyłem się. - Więc to normalne. I cieszę się.
- Jasne. - Prychnął i wpakował się do samochodu. - Jedźmy już!

Leo? Chociaż trochę wymęczyliśmy brata?
1123 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz