1.26.2020

Od Ronana cd. Noah

Wzięcie szczeniaka jako dom tymczasowy nie było najgorszą decyzją, jaką mogła podjąć w swoim życiu Noah. A przynajmniej tak podejrzewałem (właściwie to byłem przekonany, że ma na swoim koncie o wiele więcej złych decyzji niż ta). Ale sam fakt, że ją wzięła, ograniczał jej czas na sen, ewentualnie inną formę wypoczynku. Mniej aktywnego. A dobrze wiedziałem, że to jedna z tych dziedzin życia, które dziewczyna lekceważy. Dlatego teraz, kiedy Blake spała na moim ramieniu, to ja głaskałem Lunę, która grzecznie ułożyła łeb na moich kolanach. Zdziwiłem się, bo tym razem wziąłem ze sobą Nyx, ale kruk spokojnie siedział sobie na moim ramieniu i raz za razem pocierał dziobem o moją skroń. U niej to oznaczało: “Jestem człowieku i cię obronię”. Na chwilę przerwałem więc głaskanie psa i lekko potarmosiłem pióra pod dziobem ptaka. Luna podniosła łeb i niuchnęła nosem w powietrzu, ale jak znów położyłem dłoń i zacząłem głaskać, wróciła do drzemania. Nyx wykrakała dwa razy re i zamachała skrzydłami, co niestety obudziło Jeżozwierza. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
- Nie spałam! - Przetarła oczy. - Wcale!
- Wcale. - Zaśmiałem się i jej również potarmosiłem włosy. - Ale Luna tak.
- Kradniesz szczeniaczka, nie ładnie! - Pogroziła mi palcem.
- Nie jest podpisany, więc jest niczyj. Jeśli jest niczyj, wcale go nie kradnę! - Wyszczerzyłem ząbki.
- Kradziej! - Pacnęła mnie w rękę, na co Nyx zakrakała ostrzegawczo. - Dobra, już dobra. Kradzieju!
- Mam ci przypomnieć, kto do tej pory zabierał sobie Edgara jak tylko przekraczał próg mojego domu? - Uniosłem zabawnie brew.
- A powiedzieć ci, kto ma oprócz psa jeszcze kota i kruka? Okazjonalnie dwa koty? - Zmarszczyła brwi.
- A wiesz, że masz dwa lisy? - Popatrzyłem na Flair i Dot, które (o dziwo) spokojnie spały w klatkach.
- To nie to samo! - Naburmuszyła się. - Oddawaj kluskę!
- Łeb kluski z własnej woli leży na moim kolanie, proszę mi tu nie jęczeć! - Zatrzymałem łapki Noah sięgające po psa. - I nie przeszkadzać.
- Ja ci zaraz… - Wygrzebała mi z kieszeni telefon i po paru ruchach wystukała coś na klawiaturze. Potem włożyła go z powrotem do kieszeni i zatarła rączki jak prawdziwy złoczyńca.
- Co ty… - Nie zdążyłem dokończyć, bo w drzwiach pojawił się Adam. Z szerokim uśmiechem w pozycji mówiącej: “No chodź tu Aniołku!”. Oczywiście nie wszedł do pokoju. Opierał się swobodnie o futrynę. Cholernik jeden.
- Blake, dzięki za oddanie chłopaka - rzucił.
Fioletowowłosa tylko się wyszczerzyła i zabrała Lunę z mojego kolana. Szczeniak oczywiście się obudził, ziewnął i liznął mnie na odchodne po ręce. Zostało mi tylko wstać (co też zrobiłem) podejść do Adama i z przyjemnością dać się pocałować, a potem iść na obiecaną przejażdżkę. Noah na odchodne pomachała mi energicznie, a ja tylko przewróciłem oczami.
- Więc jakie mamy plany po przejażdżce? - Uśmiechnąłem się swobodnie do swojego chłopaka. Choćbym nie wiem jak lubił zwierzęta, to Adam będzie na pierwszym miejscu.
***
- Ronan, nie chcę tego jeść! - Noah znowu odsunęła od siebie tacę z obiadem.
- Musisz jeść. - Przysunąłem go.
- Nie. - Założyła ręce.
Dyskusja trwała dobre piętnaście minut. Zaczynałem coraz bardziej się irytować. Żaden logiczny argument nie trafiał do tego upartego i zaciętego stworzenia. Wziąłem ostatni raz wdech…
- Noah…
- Nie! - Wystawiła mi język.
- Jedz to i nie gadaj! - Bardzo możliwe, że krzyknąłem trochę za głośno.
To jednak poskutkowało. Zaskoczona, ale nie przerażona Noah po prostu usiadła, wzięła sztućce i zaczęła jeść obiad. Cóż. Liczy się skutek. Prawdopodobnie ten sposób zadziałał tylko ten jeden raz, ale kto by się przejmował.
- Grzeczna dziewczynka. - Siadłem naprzeciwko i sam zacząłem zjadać swoje frytki i sałatkę. Burger z kurczakiem jeszcze chwilę poczeka. - To aż takie złe.
- Pfff. - Prychnęła między jednym kęsem, a drugim. - To był szantaż.
- Blue twierdzi, że ciągle ją szantażuję. - Przewróciłem oczami. - Więc ciebie pewnie też.
- Nadajesz się do polityki. - Fuknęła. - Jak nie zadziałają twoje skrzywdzone oczka, to siła perswazji i szantaż emocjonalny lub nieemocjonalny.
- Grunt, że działa. - Popatrzyłem na dziewczynę. - Słyszałem, że jesteś oficjalnie z Leo.
- Mhm. - Dźgnęła marchewkę widelcem.
- Nie daj się stłamsić, okej. - Pacnąłem ją w głowę. - I nie wahaj się kopać go w jaja, czy coś.
Zaśmiała się lekko.
- Nie wierzę, najbardziej pacyfistyczna Poduszka zezwala mi na rękoczyny? - Uniosła brwi.
- Nogoczyny bardziej. - Puściłem jej oczko. - Poza tym, zawsze możemy na niego nasłać Blue. Ale nie wiem, czy tego chcesz.
- Nie wiem, czy Blue tego chce. - Wsadziła sobie kolejną frytkę do ust.
- Jeśli dasz jej brokat, albo coś słodkiego, albo kolejną pomadkę, albo buziaka, można ponegocjować. - Wzruszyłem ramieniem i dobrałem się do burgera.
- Usłyszałam w jednym zdaniu brokat, słodycze, pomadka, buziak i negocjować. - Blue zmaterializowała się zza moich pleców. - Mów dalej.
- Ustalamy cenę za nogoczyny wobec Leosia. - Machnąłem ręką.
- Jeśli dostanę chociaż połowę, zrobię wszystko czego będziecie chcieli. - Podwędziła mi pomidorka. - Coś jeszcze ciekawego?
- Ronan i Adam mają dzisiaj romantyczną kolację. - Skrzywiła się Noah. - Radzę nam kupić zatyczki do uszu, jeśli nie chcemy być zniesmaczone.
- Spoko, mam u siebie, mnie Adam też uprzedził. - Blue wyszczerzyła się do mnie. - Powiedziałabym, żebyście uważali, ale z tego dzieci i tak nie będzie.
- To uważajcie, żeby żadnych chorób z tego nie było. - Zaśmiała się starsza.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - Przewróciłem oczami. - A co u ciebie Blue?
- Nie wiem. - Zamerdała w swojej herbacie. - Wisi ogłoszenie… kostiumograf w teatrze w Durham szuka pomocnika. Ale nie wiem ile płacą. A nie uśmiecha mi się rezygnować z roboty w barze, tylko dlatego, że… no wiesz. Kostiumografia.
- Nie możesz zachować obu? - Uniosłem lekko brew.
- Nie wiem. - Westchnęła i podebrała mi kolejną frytkę. - Musiałabym zrezygnować z dodatków pewnie.
- Jeśli wypłata w teatrze będzie większa niż dodatek, dlaczego nie? - Uniosła kubek z kompotem Noah. - Więcej pieniążków, mniej pracy, zawód, który lubisz.
- Pomyślę. - Brunetka oparła się o mnie. - Oho, zmierza Adam. Ja się zmyyyywam. - I faktycznie czmychnęła gdzieś w odmęty akademii.
- Nie było tu Jane, Aniołku? - Adam cmoknął mnie w policzek i nabrał na widelec trochę sałatki i frytek.
- Była, ale jej nie ma. - Noah uśmiechnęła się uroczo. - Widocznie ma instynkt samozachowawczy.
- Co tym razem? - Uniosłem brew.
- Puder i cienie. - Objął mnie w pasie i oparł brodę o ramię. - Musimy iść na zakupy. A potem ją dopadnę.
- Dobrze. - Dokończyłem burgera i podsunąłem mu tacę. - A teraz jedz. Bo pewnie znowu o tym zapomniałeś.
- Jasne mamo. - Zaakcentował drugie słowo, na co Noah parsknęła śmiechem.
- Dobrze, że nie sugar daddy. - Przewróciłem oczami.

Noah? Co ty na to?
1008 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz