- Ja… - Zdjęłam z nieco za luźnej sukienki włos któregoś lisa. Nie wiem, skąd się wziął. Nie byłam w niej nawet w swoim pokoju. - Jesteś pewien? - W końcu podniosłam wzrok.
- Tak - odparł.
A czy ja jestem? Albo czy kiedykolwiek będę bardziej? Leo najwyraźniej zależy, skoro wytrzymał ze mną tak długo.
- Chyba… Chyba możemy spróbować…
***
- Nawet nie mam pojęcia jak ją wyprać. - Westchnęłam. - Sukienki to najgorsze zło tego świata.
Zaczęłam kolejny raz przeszukiwać materiał w poszukiwaniu metki ze wskazówkami. Ale metki nie było. Blue albo odcięła ją, by nie przeszkadzała, albo metka nigdy nie istniała, bo szatynka mogła równie dobrze sama uszyć sukienkę.
- Może po prostu ją zapytaj. - Zasugerował Sam.
- Czemu sama na to nie wpadłam? - Spojrzałam pytająco w stronę, z której dochodził jego głos, ale zobaczyłam tylko leżący na biurku telefon. No i Dot, stojącą nad nim i z zainteresowaniem nasłuchującą znajomego głosu. - Dot, złaź! - Pomachałam w stronę lisicy ręką, ale nie przejęła się mną zbytnio i tylko wydała z siebie głośny skrzek.
- Zły lis. Poszedł już sobie? - Po tonie głosu domyśliłam się, że Sam trzymał telefon przy uchu.
- Nie, nadal stoi na biurku. - Zaśmiałam się, odkładając sukienkę Blue na stojące obok krzesło. -
Dobra, sukienką zajmę się po pracy, bo Blue i tak teraz nie ma w pokoju… - Podniosłam telefon ku niezadowoleniu futrzaka, wyłączyłam tryb głośnomówiący i przyłożyłam urządzenie do ucha. - Chcesz iść z nami na spacer? - Spytałam, a ostatnie moje słowo skutkowało zwróceniem w moją stronę trzech par uszu.
- Jasne. I tak nie mam nic ciekawszego do roboty.
- Super! - Z entuzjazmem zaczęłam przekopywać szufladę, by znaleźć potrzebne rzeczy. - Lu, chodź - zawołałam sukę, gdy znalazłam jej obrożę. - Lisy do klatki! Flair, właź. - Zamknęłam pozostałe futrzaki i schowałam do kieszeni ulubioną piłkę Luny.
***
- Dzięki, dzięki, dzięki! - Przytuliłam Jackie. - Obiecuję odrobić to w tygodniu!
- Idź już. - Zaśmiała się. - Skoro ty wychodzisz, ja muszę zabrać się za robotę.
Posłusznie zdjęłam firmowy fartuch, odwiesiłam go na miejsce i zniknęłam z zaplecza. Ominęłam ladę i podeszłam do Leo.
- Więc co to za genialny pomysł? - Spytałam.
Leo?
357 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz