1.14.2020

Od Leonarda cd. Noah

Mam nadzieję, że jej się podobało - pomyślałem, wracając do opustoszałej rezydencji. Mimo moich nalegań, Noah i tak zapłaciła za swoją część posiłku, co było dla mnie dość nieprzyjemnym doświadczeniem. W końcu byłem facetem. A przynajmniej tak mi się wydawało. Wyrzucając z głowy czarne myśli, zaparkowałem audi na podwórzu, aby następnie udać się na spoczynek. Ten dzień bardzo mnie wymęczył, dlatego moje zapotrzebowanie na sen znacznie wzrosło. Nie przejmując się wymiętolonymi przez Sherry kapciami, położyłem się na wygodnym łóżku, co było bezpośrednim sygnałem do zaśnięcia.
***
- Jak się robiło naleśniki? - Przeglądałem różnorakie przepisy. - To na pewno nie było aż takie skomplikowane. - Gadałem do zmęczonego Monty’ego, który zdawał się nie przejmować moim marudzeniem. Bez Madeleine było tutaj kompletnie inaczej. Wszystko musiałem robić sam, a każde niedopatrzenie posiadało jakiś skutek. Chyba nie trzeba wspominać, że strasznie mnie to irytowało, ale nie mogłem od tak się poddać. Trafiając w końcu na instrukcję dla idiotów, zabrałem się za przygotowywanie leistego ciasta. Pamiętając o zachowaniu odpowiednich proporcji, wypełniłem ową substancją dość sporą miskę. - Może zawiozę kilka Blake… - Odstawiłem naczynie na bok. - Nie, to głupi pomysł. I tak nic ode mnie nie weźmie. - Strzeliłem się w czoło, aby chociaż na chwilę zapomnieć o tej cholernej ciszy, która zamiast ukojenia, przynosiła mi jeszcze większe rozdrażnienie. Chcąc skrócić swoje męki, postanowiłem włączyć telewizor. Początkowo włączył się na wiadomościach, lecz szybko przeniosłem się na kanał związany z muzyką. Niestety, mimo wielu starań, nawet P!ATD nie potrafiło mnie rozruszać. Zapowiadał się cieżki dzień.
***
Co może zrobić pies w ogródku? Wykopać gigantyczną dziurę, pozbyć się wielu kwiatów, a przede wszystkim, przyodziać się w barwy wojenne, powstałe na bazie błota i świeżo skoszonej trawy. Tak właśnie wyglądała się obecnie Sherry. Beagle próbowała wyrwać się z moich rąk, ale stanowczo jej na to nie pozwoliłem. Nie mogła przecież ubrudzić reszty domu. Uważając na ogon dwulatki, usadziłem ją w czystej dotąd wannie, która (po naszej zabawie) będzie potrzebowała porządnego szorowania.
- I na co ci to było? - Wyjąłem z szafki odpowiedni szampon. - Teraz będziesz cierpieć. - Niemiłosiernie zapiszczała. - Wiem, wiem. - Postawiłem butelkę na brzegu umywalki. - Może zadzwonimy po Noah? - Psina otrzepała się z nadmiaru ziemi. - Tak, to dobry pomysł. - Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Jeśli nie będzie w pracy, odbierze, a jak będzie to trudno… Najwyżej sam jakoś poradzę sobie z tą kulka posklejanego futra.

Nołe?
377

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz