Stanąłem przed lustrem, nagi od pasa w górę, i zacząłem rozmyślać... Jasna cholera, co jest nie tak, co mi znowu nie pasuje? Stanąłem w pozie w stylu „obrażony o Bóg wie cos”, podparłem dłonią podbródek po nieistniejącym zaroście i zacząłem przyglądać się sobie coraz uważniej. Włosy ok, nie mam na co narzekać. Figura oraz postura także niczego sobie, choć mógłbym w sumie nabrać trochę ciała i mięśni. No dobra, Andrew, nie jest aż tak źle.
W następnej chwili przeniosłem swój wzrok na tatuaże. No jasne, o to przecież chodziło! W końcu ciągle uważałem, że mam ich za mało. Zawsze wychodziłem z założenia, że im więcej, tym lepiej. W końcu moje ciało to płótno, idealne dla malarza. Nic, tylko oddać się w czyjeś zgrabne rączki. I wtedy przypomniało mi się po tym czymś, co mam na szyi... Ten cholerny błąd przeszłości, ten Jezus na szyi. Okropny, paskudny, że aż szkoda gadać. Nie wiem, co mi wtedy strzeliło do głowy. Czy ja byłem pijany? Nie, nie ma takiej możliwości. No tak, przecież to był zakład... Założyłem się z kumplami, że nie odważę się zgodzić na tatuaż, którzy sami wybiorą. Wiedzieli, jak lubię tę sztukę zdobienia ciała, więc nie było opcji, że odpuszczę. No i... Wyszło, jak wyszło... I wyszło okropnie, paskudnie, że aż oczy wypala. No cóż, pozbądźmy się z tego. I z tym mocnym postanowieniem zacząłem ten dzień.
Ubrany w czerń i czerń ruszyłem na miasto w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, które mi pomoże. Nie byle jakiego, pierwszego lepszego, tylko porządnego. No i w końcu trafiłem – mały, fajny, schludny. Zacząłem się rozglądać za kimś, kto mógłby mi pomóc.
- Witam ponownie – usłyszałem i odwróciłem się w kierunku głosu. To była ona, ta dziewczyna, z którą rozmawiałem w moim sklepie. – W czym mogę ci pomóc?
- O, hej, witaj – odwzajemniłem uśmiech, lekko zmieszany. – Ty tutaj?
- A co, nie wyglądam? – zaśmiała się lekko.- Ja tu pracuję. Tak, jak ty w muzycznym.
- Ach, no racja – zaśmiałem się w odpowiedzi, już w pełni rozluźniony.
- No więc... Co cię tu sprowadza? – zapytała zaciekawiona. – W ogóle, jestem Hannah – uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę.
- Cześć, jestem Andrew – odwzajemniłem uśmiech i uścisnąłem jej dłoń.
- Więc... O co chodzi, co mogę dla ciebie zrobić?
- Cóż... – zacząłem. – Nie ukrywam, że uwielbiam tatuaże. I, cóż, nie ukrywam, że popełniłem kiedyś spory błąd.
- Co, niechciana dziara? Głupota młodości i te sprawy? – zapytała, lekko przekrzywiając głowę.
- Jakbyś czytała mi w myślach! – zareagowałem mocno entuzjastycznie. – Dokładnie tak. Chcę to coś przerobić na coś, na co przynajmniej będę mógł patrzeć w lustrze.
- Ok, dobra, to chodź – zaśmiała się znów i poprowadziła mnie w kierunku jednego z foteli.
- Więc... Pomożesz mi? – usiadłem po chwili na fotelu.
- Cóż.... – mruknęła. – Zobaczymy, co tam masz. Rozbieraj się.
- Jaka jesteś bezpośrednia – zacząłem się śmiać i ściągnąłem kurtkę, a potem koszulę. – Sama zobacz – odparłem i pokazałem jej Jezusa na szyi.
- Matko jedyna... – bąknęła i wybuchnęła śmiechem.
- Ey, dzięki... – odparłem lekko urażony.
- No wybacz, Andrew, ale nie mogłam się powstrzymać, sorki – zrobiła przepraszającą minę.
- Spoko, luz – uśmiechnąłem się. – I co, damy radę coś z tym zrobić? – zapytałem z błagalną miną, spoglądając na Hannę.
Hannah, ratuj! :c Naprawmy Andrzejowi szyję :3
509 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz