W stajni panowało dziś wyjątkowe zamieszanie, a Ghost uznał, że to świetny czas, by nie współpracować.
- Wredny koń. - Rzuciłam, gdy chciałam wyczyścić kopyta ogiera, ale ten postanowił akurat sprawdzić, jak daleko da się ode mnie odsunąć, będąc uwiązanym. - Im szybciej cię wyczyszczę i osiodłam, tym szybciej zajmiemy się czymś ciekawszym. - W odpowiedzi Ghost zarżał głośno. - Dostaniesz marchewkę? - Uznałam, że mogę posunąć się do przekupstwa. Ucho ogiera natychmiast skierowały się w moją stronę. - Ale dopiero jak będziesz grzeczny. - Kolejne rżenie, tym razem połączone z próbą zajrzenia do mojej kieszeni. - Ghost, nie. - Odsunął łeb. - Daj nogę. - Zjechałam dłonią aż do jego kopyta. Tym razem poszło znacznie lepiej.
Wkrótce ogier był czystszy o całe mnóstwo kurzu i zaschniętego błota i szczęśliwszy o kilka kawałków marchewki, więc mogłam wrócić się do siodlarni, by wymienić szczotki na siodło, ogłowie, ochraniacze i granatowy czaprak. To jest, po odstaniu swojego czasu w kolejce, by dostać się do szafki w rogu. Straszny dziś tłok. Dopiero po tym, jak prawie wpadłam na Ronana, zorientowałam się, że w siodlarni są też osoby trenujące ujeżdżenie. Najwyraźniej ich trening skończył się nieco wcześniej.
- Cześć. - Blondyn uśmiechnął się w ten swój anielski sposób. - Sporo tu dziś ludzi. - Otworzył swoją szafkę.
- Hej. - Rozejrzałam się uważniej po pomieszczeniu.
Tam, gdzie był Ronan można było mieć nadzieję na spotkanie jego przystojnego kolegi.
- Szukasz kogoś? - Ro zaśmiał się.
- Może? - Uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam z szafki potrzebny mi sprzęt.
- Gansey jest w stajni. - Zaczął odkładać rzeczy Hespero na miejsce. - Chyba, że to nie o niego chodziło.
- Co za zbieg okoliczności, że akurat też się tam wybieram. - Roześmiałam się. - Do zobaczenia! - Praktycznie wybiegłam z siodlarni.
- Cześć! - Głos Ro zdradzał rozbawienie.
W stajni nie zauważyłam Ganseya od razu. Choć tym razem nie była to wina mojej nieuwagi, po prostu stał w boksie swojego ogiera. Zobaczyłam go dopiero, gdy przechodziłam obok.
- Jak tam jazda? - Zatrzymałam się.
- Ani razu nie spadłem, więc chyba można powiedzieć, że bycie rycerzem idzie mi coraz lepiej. - Przerwał czyszczenie Garma i odwrócił się w moją stronę. - Teraz pozostaje znaleźć tylko jakąś księżniczkę do uratowania z wieży strzeżonej przez smoka.
- Ze znalezieniem księżniczki raczej nie będziesz miał problemu. Pytanie co ze smokiem. - Uśmiechnęłam się.
- Chyba zawsze można poprosić Leonarda. - Dick spojrzał w stronę boksu, w którym ulubiony książe całej akademii (jak zwykle nienaturalnie podniesionym głosem) próbował przekonać jednego ze swoich koni do współpracy.
- Auć? - Zaśmiałam się.
Co prawda nie miałam okazji go poznać, ale chyba wystarczy mi to, jak reaguje na niego najbardziej racjonalny anioł jakiego znam. Zwłaszcza, że i tak nie za dobrze ogarniam relacje panujące wewnątrz tego… gangu? Ani kto tak właściwie do niego należy...
- Okej, racja. - Uśmiechnął się. - Może w takim razie trzeba będzie obyć się bez smoka?
- Może? - Odpowiedziałam tym samym. - Na razie powinnam chyba zorganizować sobie konia na zajęcia. - Zrobiłam krok w stronę boksu Ghosta. - Gdybyś bardzo się nudził, możesz wpaść. - Puściłam mu oczko i wróciłam do swojego ogiera.
Pozostało tylko go osiodłać. Odłożyłam sprzęt na drzwi boksu, żeby zerknąć na ekran telefonu i przekonać się, że powinnam się pospieszyć.
- Współpracuj, okej? - Pogłaskałam Ghosta po szyi i położyłam na jego grzbiecie czaprak.
Gansey? to creep or not to creep?
510 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz