- Noah, twój telefon dzwonił. - Jackie wychyliła się przez drzwi prowadzące na zaplecze, informując mnie o przegapionym połączeniu.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się nieznacznie i korzystając z chwili bez klientów do obsłużenia, dołączyłam do niej w pomieszczeniu na tyłach lokalu.
Wygrzebałam telefon z kieszeni kurtki, by sprawdzić kto dzwonił. Blue. To nie wróżyło najlepiej, bo te pozytywne wiadomości zwykle przekazywałyśmy sobie wpadając bez zapowiedzi lub wrzeszcząc przez ścianę. Naiwnie trzymając się nadziei (wszak ta umiera ostatnia) oddzwoniłam i przyłożyłam telefon do ucha.
- Cześć szalona! - Blue odebrała po drugim sygnale.
- Hej piękna. Coś się stało? - Zaczęłam mechanicznie przekręcać kartki kalendarza ze zmianami, tylko po to, by zająć czymś ręce.
- Twoja ulubiona księżniczka o mało nie rozwaliła ci drzwi. Martwego by obudził tym pukaniem. - Skwitowała, a po tonie jej głosu wywnioskowałam, że ją udało się obudzić. - Wyjaśniłam mu, że normalni ludzie pracują, żeby się utrzymać, a nie balują za pieniądze podatników. - Dodała z nutą zadowolenia. Bardzo wyraźną. - Więc się obraził i zniknął.
Roześmiałam się. Blue, jesteś boska.
- Dzięki za informację. Nie mówił, że przyjdzie, więc albo to nie było nic ważnego, albo przyjdzie kiedy indziej. - Skwitowałam, odkładając kalendarz na jego miejsce. - Wybacz, ale muszę wracać do pracy…
- A ja do łóżka. - Zaśmiała się Blue. - Wracaj szybko!
- Do zobaczenia, piękna. - Pożegnałam się i zakończyłam połączenie.
***
Leonard postanowił z jakiegoś powodu na mnie czekać, a nie mając najwyraźniej nic ciekawszego do roboty, uznał, że poogląda sobie mój trening. Creep. Cała ta sytuacja sprawiała, że nie czułam się zbyt komfortowo, bojąc się na jaki pomysł Leo wpadł tym razem. To z kolei przełożyło się na zdecydowanie gorsze skupienie na samej jeździe i Moore był na mnie wściekły. Cudownie.
Na szczęście jakoś udało mi się dotrwać do końca zajęć. Walcząc z sennością, odprowadziłam Doe do jej boksu i zabrałam się za jej rozsiodłanie i czyszczenie.
- Cześć Noah! - Leonard oparł się o drzwiczki boksu.
- Co chciałeś? - Nie przerwałam swojej pracy.
Byłam zmęczona i jedyne o czym w tej chwili myślałam był gorący prysznic i łóżko. Sen z pominięciem oglądania serialu z Blue. Może nie będzie zbyt obrażona.
Przecież Blue jest w pracy.
- Wciąż jesteś zła?
- Zmęczona. - Sprostowałam. - Jest późno, a ja wstałam przed piątą.
- Więc co powiesz na kolację? - Zaproponował.
- Spaaaać? - Ziewnęłam, powtarzając sobie w duchu, że im szybciej uporam się z obowiązkami, tym szybciej zakopię się pod kołdrą.
- Kolacja i spanie? - Poruszył brwiami.
- Niech będzie. - Mruknęłam pod nosem. - Ale każdy płaci za siebie. - Zaznaczyłam. - Daj mi tylko ogarnąć Doe i się przebrać.
***
- Jak tam randka? - Blue przesunęła się na tylnym siedzeniu samochodu rodziców Ro, robiąc dla mnie miejsce.
- Jaka randka? - Spytałam, zupełnie nie wiedząc o co jej chodzi, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
- No z księżniczką. - Wyjaśniła, i nie zwracając uwagi na jakiś ostrzegawczy sygnał rozchodzący się po wnętrzu wskazała ręką na Leonarda, który właśnie wsiadał do swojego Audi, by wrócić do siebie. - Zapnij pas, albo to ustrojstwo nie przestanie piszczeć.
- To nie była randka. - Westchnęłam tylko, wykonując jej polecenie.
- Jesteś pewna, że on też tak uważa? - Ronan, który zgodził się mnie odwieść przy okazji przywożenia z pracy Blue, włączył kierunkowskaz i spojrzał w boczne lusterko, by po chwili wjechać na prawy pas ruchu.
- A nie? - Zmarszczyłam brwi, spoglądając na przemian na Blue i Ro.
Leo?
527 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz