1.03.2020

Od Arleny - Zadanie #4

Impreza charytatywna. Tsa… gdyby nie Debby, to raczej bym się w to nie wmieszała, ale skoro ona tak bardzo chciała pomóc i mnie to wciągnęła to czemu nie? Nie za bardzo orientowałam się na co miała być na impreza, bo skupiałam się raczej bardziej na tym, by wredne ciasto, które miałam obecnie w piekarniku mi nie oklapło i nie powstał z tego zakalec. Niestety nie miałam takiego daru do pieczenie jak moja babcia, ale ważne to że się starałam! Pierwsze ciasto jakie zrobiłam było na serniku z galaretką truskawkową, które uwielbiałam. Później skierowałam szybko swoje kroki ku sali, którą miałam wraz z przyjaciółką przyozdobić, a to już nie było takie proste zadanie. Widząc tak dużą salę, zaczęłam myśleć, gdzie by tu zawiesić dekoracje które były w magazynie akademii. Na szczęście i tu Debby i jej nowi znajomi, których dorwała już w akademii, przynieśli drabiny i pomagali nam ozdabiać ściany. Później przyszło do nakrycia stołów, lecz widząc stan obrusów, które były… dość zakurzone i śmierdzące po długim leżeniu od nie wiadomo jakiego czasu, postanowiłyśmy je dać za zgodą właścicieli akademii do pralni, by przywrócić im blask. Impreza miała być i tak za trzy dwa dni jeszcze więc miałyśmy jeszcze troszkę czasu.
- A co na stoły damy kiedy będą już obrusy? - spytałam.
- Może zrobimy jakieś stroiki, albo mają coś jeszcze w tych magazynach? - odparła spokojnie Debby.
- Ja tam ciągle żyję świętami więc wszędzie bym najchętniej zawiesiła kolorowe lampki i łańcuchy – odparłam rozbawiona.
- Już po nowym roku Aro – zaśmiała się do mnie koleżanka. Nigdy za bardzo nie lubiła wypowiadać mojego pełnego imienia, dlatego też często nazywała mnie Aro. Nieco dziwnie, ale cóż ona uważała że to dla mnie najlepsza ksywka z możliwych i łatwa do zapamiętania, więc się z nią nie kłóciłam.
- Oj tam – zaśmiałam się cicho – To co idziemy zobaczyć do tych magazynów?
- Pewnie – klasnęła w dłonie zadowolona – Zobaczymy jakie tam maja skarby i komnaty tajemnic – Zaśmiała się znowu.
- Mówisz jak Indiana Jones – parsknęłam śmiechem idąc zaraz obok niej, na co jej zabłysły oczy.
- Lubię tajemnice – zatarła ręce tak jakby nie mogła się już doczekać tego co tam znajdziemy.
- Te odkrywca, lepiej mi powiedz jakie ciasta pieczesz, byśmy nie upiekły tego samego – zmieniłam temat wchodząc do akademii.
- Robię murzynka z orzechami, makowca i roladę z bitą śmietaną, a z ciasteczek to robię pierniczki takie miodowe oraz babeczki waniliowe – odparła po chwil namysłu, aby czasem niczego nie zapomnieć – Jak starczy mi czasu, to może zrobię jeszcze tiramisu – odparła z chytrym uśmieszkiem, na co znów parsknęłam śmiechem.
- Chcesz wszystkich spić? - zażartowałam.
- Oj tam zaraz spić – machnęła niedbale ręką – Luźniej się rozmawia jak świat jest bardziej z prądem!
- Ty prądzie jeden, lepiej skręcaj w prawo, bo zaraz przejdziemy magazyny – odparłam rozbawiona, na co się wyszczerzyła swoje białe jak śnieg zęby w uśmiechu i po chwili szperałyśmy już w magazynach jakiś ładnych dodatkowych ozdób.
**
Drugiego dnia ustroiłyśmy już niemalże całą salę. Ostatnimi dekoracjami były już czyste i świeże obrusy, które ostrożnie rozłożyłyśmy na każdym z długich stołów, a następnie położyłyśmy na nich stroiki, które znalazłyśmy w magazynach dnia poprzedniego. Za dużo też ich nie dawałyśmy, gdyż wiedziałyśmy że będzie pełno jedzenia i przeróżnych napojów następnego dnia, więc wolałyśmy zachować mimo wszystko jak najwięcej miejsca. Nikt później nie chciał biegać i odnosić niektórych dekoracji na ostatnią chwilę, a przecież jeszcze musiałyśmy zrobić parę ciast i ciasteczek!
- To jakie w końcu robisz te ciasta? - spytała Debby.
- Zrobiłam już sernik z galaretką truskawkową, a teraz będę robić jeszcze karpatkę z budyniem, krówkę z bananami oraz sernik mleczny – odparłam spokojnie.
- A co z ciasteczkami? - spytała patrząc na mnie kątem oka i przy tym pochłaniając swoją kanapkę z szybką niczym wygłodniały dziki zwierz.
- A tak myślałam że skoro Ty robisz babeczki waniliowe, to ja zrobię czekoladowe i zrobię jeszcze do tego faworki oraz ciastka z masłem orzechowym – wyjawiłam jej swój plan dotyczący wypieków.
- Zapowiada się pysznie – odparła zadowolona i wyrzuciła woreczek po kanapce do kosza na śmieci.
- Racja, ale lepiej już pójdę, bo nie zdążę na czas, a wiesz że mi idzie wszystko wolniej, niż Tobie – westchnęłam lekko.
- Nie marudź Aro tylko zasuwaj do roboty – zażartowałam, na co się uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę kuchni.
**
- Katastrofa! Debby co ja mam robić?! Wszystko mi się wywaliło! - powiedziałam zdenerwowana kiedy przyjaciółka przyszła zabierać kolejne rzeczy na salę.
- Nie dramatyzuj Aro! - skarciła mnie – Jakie masz produkty jeszcze?
- Patrząc po zawartości lodówki, to na pewno są jajka, a w szafce cukier i… może coś jeszcze w innych szafkach – mówiłam zdenerwowana i zła jednocześnie iż moje pierniczki wylądowały z hukiem na podłodze, kompletnie się nie nadając już do niczego.
- To rób szybko bezy i później skartelizujemy cukier i je tym polejemy – powiedziała szybko zapodając pomysł – Mamy jeszcze trzy godziny, powinnyśmy zdążyć, pomogę Ci jak to wszystko zaniosę, złapię też Denisa by mnie zastąpił i może Marko i będzie git, nie panikuj – dodała jeszcze biorąc blachę kolejnego ciasta do rąk, a i wtedy też przyszedł do nas właśnie sam Marko.
- O! Marko! - uradowała się Debby – Zastąp mnie na jakiś czas, bo mamy awarię małą i żeby się wyrobić, muszę pomóc Aro z tym wszystkim, bo inaczej będziemy w ciemnej dupie… - wyjaśniła pokrótce.
- Pomóc wam też w sprzątaniu? - spytał przejmując ciasta od Debby i ogarniając szybkim spojrzeniem otoczenie w kuchni.
- Nie, idź i noś ciasta, Debby mi tu pomoże, a najwyżej Cię zawołamy – powiedziałam szybko wyjmując miskę z szafki, a przyjaciółka wyjęła jajka i cukier.
- Jasne – odparł tylko, po czym szybko wyszedł.
- No to mała jedziesz z koksem! Ja dodaje cukier, a ty mieszasz jak mikser łapką – powiedziała na co skinęłam głową i zaczęło się ubijanie białek. Robota kuchennego nie miałyśmy, bo ktoś go za wędził, więc trzeba było samemu sobie radzić, a i nie wykluczone że na stołówce odkrywały się walki też z pieczeniem ciast, bo tam większość uczniów też robią swoje wypieki, gdzie mieli dostęp do większej kuchni, pod czujnym okiem kucharek i kucharzy. Ręce bolały mnie jak cholera, ale udało nam się! Zdążyłyśmy ze wszystkim na czas, a kiedy zostało parę minut, szybko pobiegłyśmy do akademika do swoich pokoi, przebrałyśmy się by nie wyglądać jakbyśmy wróciły z wojny, po czym ruszyłyśmy na salę.

1049 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz