1.08.2020

Od Leonarda cd. Ronana

- Tak, jest moim przyjacielem. - Westchnąłem, uginając się pod naporem jego pytań. Jak to możliwe, że tak małe dziecko jest w stanie narobić tyle bałaganu, przez niecałe trzy godziny? Przecież to takie nienormalne. Zresztą, co ja będę prawił mu morały. Od tego są nasi rodzice, którzy zapewne przesiadują teraz w Bagshot Park.
- Wow. - Klasnął w ręce. - W końcu się z kimś przyjaźnisz. - Wyglądał na bardzo uradowanego.
- Yhym. - Pstryknąłem go w nos. - A teraz idziemy. Trzeba zająć się końmi. - Pociągnąłem Jamesa za rękę.
- Jasneeee. - Rozpierała go energia. - Będę dzisiaj ultra mega super grzeczny, a jutro pojedziemy do salonu gier! - Zerknął na rozbawionego Ronana.
- Wy na pewno jesteście rodzeństwem? - Loczek błądził wzrokiem po naszych twarzach. - Z wyglądu tacy sami, a z charakteru… - Nie zdążył dokończyć.
- Bezstresowe wychowywanie. - Wzruszyłem ramionami. - Z czasem się zmieni. Potrzebuje tylko czasu i zwiększonej liczby obowiązków. - Weszliśmy do prywatnej stajni.
- Leo! Chodź już! - Windsor wparował do boksu oldenburga. - Obiecałeś mi wycieczkę!
- Nie krzycz. - Natychmiastowo go skarciłem. - Wystraszysz szkapy, a ja nie mam zamiaru tłumaczyć się przed właścicielami.
- No dobrze. - Ściszył głos. - Ale się pośpiesz… Nie chcę czekać wieczność. - Wziął się za szorowanie Royala. Cóż, przynajmniej jeden problem z głowy. Zadowolony z zaradności chłopaka, chciałem zamienić kilka słów z Chainsawem, który magicznie rozpłynąl się w powietrzu. Kręcąc na to głową, poszedłem po niezabezpieczony sprzęt Attacka. Trzeba było ruszyć się z miejsca.
***
- Możemy już jechać? - Theo regularnie kopał moje odsłonięte kostki. - Po co mamy jeść obiad w domu, skoro równie dobrze kupimy coś na mieście? Jest już dwunasta, a zanim dojedziemy do Durham, zrobi się pierwsza! - Dramatyzował.
- Salon gier jest otwarty do dwudziestej. - Wymieniłem psom wodę. - Poza tym Ro pewnie jest teraz z Adamem. Nie powinniśmy im przerywać. - Poklepałem go po ramieniu.
- A co jeśli on też się nudzi? Chcę poznać Nico! - Nadął policzki. - Leo! Zrób coś! - Oberwałem ponownie w stopę.
- James! - Usadziłem go na krześle. - Jeszcze raz mnie kopniesz, a załatwię ci bilety do Surrey jeszcze dziś. - Warknąłem, aby ustawić go do pionu. - Jeśli tak bardzo ci się śpieszy, to sam do niego zadzwoń.
- Nie mam numeru. - Pokazał mi język. - I to twój przyjaciel, nie mój. - Podał dość mocny argument.
- Ale ja się hamuję. - Wręczyłem mu iPhone’a. - Jest pod “R”. Wierzę, że dasz sobie radę. - Wróciłem do obserwacji rumieniącego się kurczaka.
- Tsa, tsa. - Zaczął stukać coś na klawiaturze. - Byleś nie miał siedmiu Ronanów… A tak właściwie… Kto to Noah? - Zapewne przeglądał całą listę kontaktów.
- Nie interesuj się. - Rzuciłem go ręcznikiem. - Dzwoń do Ro i oddawaj mi ten telefon! 

Ro? 
408

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz