1.09.2020

Od Leonarda cd. Noah

- Właśnie o to mi chodzi. - Westchnąłem, biorąc łyk gorącej kawy. - Przynajmniej tobie się układa. - Pokiwała twierdząco głową.
- Masz jakieś plany na dziś? - Zmieniła temat naszej rozmowy.
- Oprócz tego spotkania? Wątpię. - Podparłem głowę na dłoni. - Rano miałem dwugodzinny trening, więc pewnie cały weekend przesiedzę w domu.
- Mogę wpaść na noc? - Uśmiechnęła się niewinnie.
- To chyba zły pomysł. - Zmarszczyłem brwi. - Drake nie będzie zadowolony. - Dorzuciłem, gdy twarz kobiety zaczęła się lekko czerwienić. - Zrozum, to co było w Irlandii, jest już przeszłością.
- On przecież by się nie dowiedział. - Jęknęła z niezadowolenia. - No proooosze. - Nalegała dalej.
- Nie. - Uparcie broniłem swojego zdania. - Nie mam ochoty na kolejne plotki i żale, wychodzące z ust X, Y, Z. - Zdenerwowałem się.
- Leo…
- Nie zaczynaj. - Przerwałem jej. - Tam, bardzo cię lubię, ale to nie może zajść za daleko. - Dotknąłem jej lodowatych dłoni.
- No dobrze. - Rzekła od niechcenia. - Na obiad mogę wpaść, prawda? - Zrobiła szczenięce oczka.
- Czemu nie? - Wzruszyłem ramionami. - I tak zwykle jem sam. - Mówiłem zgodnie z prawdą. - Czternasta ci pasuje?
- Owszem. - Wyrwała ręce z mojego uścisku. - Tylko bez mięsa. - Pogroziła mi palcem.
- Pamiętam, pamiętam. - Przewróciłem oczami. - Tylko się nie spóźnij.
- A ty nie zaśpij. - Springer wstała z dębowego krzesła. - Inaczej będę torturować Sherry i Monty'ego. - Uśmiechnęła się wrednie.
- Biedne pieski. - Wróciłem do picia gorącego napoju. Chyba upadła na głowę, skoro sądzi, że dam jej skrzywdzić te dwie, głupiutkie kulki. Zresztą, kto normalny chciałby je uderzyć? Przecież to kundle. Kundle są uwielbiane pod każdą postacią, nawet tą leistą.
- Bardzo biedne! - Zaśmiała się. - Więc bądź grzeczny i gotowy na czas. - Opuściła kawiarnie, w której momentalnie zapanowała cisza. Cóż, przynajmniej nie będę się dzisiaj nudził.
***
Poniedziałek to z pewnością najgorszy dzień tygodnia, jaki mógł przydarzyć się ludzkości. Wczesne wstawanie i robienie samodzielnie wielu rzeczy, było ogromnym bezsensem. Przykładowo, po co mam jeść śniadanie, skoro i tak za pięć godzin będzie obiad? Albo dlaczego niby mam być na bieżąco ze sprawami w Anglii, skoro nawet tam nie mieszkam? Idiotyzm. Ale jakoś to wszystko trzeba przetrwać.
- Jedziesz dziś wcześniej do stajni? - Madeleine wrzucała do walizki swoje ubrania. No tak. Wyjazd do rodziny.
- Niestety. - Wyłączyłem telewizor. - Na pewno chcesz wyjeżdżać? - Zacząłem "strzelać" knykciami.
- Tak. - Nie zastanawiała się długo nad odpowiedzią. - Poradzisz sobie. Większość jedzenia jest w lodówce. Wystarczy podgrzać albo wymieszać jedno z drugim. - Zamknęła z hukiem bagaż.
- Yhym. - Opadłem na pobliskie krzesło. - Ale wrócisz w sobotę? - Nieco się zestresowałem.
- Raczej. - Ziewnęła. - Nie panikuj. Najwyżej zadzwonisz do Noah. Ona ci doradzi, jak nie spalić domu.
- Jeśli w ogóle odbierze. - Mruknąłem, rozpamiętując sytuację, jaka miała miejsce w kawiarni.
- Najwyżej wybierzesz alarmowy. - Pacnęła mnie w ramię. - No nic, będę się już zbierać. - Wyjęła telefon, w celu zadzwonienia po taksówkę.
- Podwiozę cię. - Zacząłem szukać oficerek.
- Ale… - Nie zdążyła dokończyć, gdyż w niegrzeczny sposób urwałem jej wypowiedź.
- To nie problem. - Odnalazłem po drodze płaszcz. - Spokojnie.
***
Może po zajęciach zajrze do Noah? - pomyślałem, gdy rudy ogier zaakceptował nacisk, jaki "atakował" jego plecy. A co jeśli znowu będzie zła? - zacząłem prowadzić Royala w stronę hali. Kasztan jak zwykle był bardzo uparty, dlatego doprowadzenie go do miejsca przeznaczenia, było dość trudnym zadaniem. Uważając na błotniste kałuże, wprowadziłem ciele na piaskową "pustynie". O dziwo byłem tutaj pierwszy, więc ze spokojem mogłem zająć się rozgrzewka Bite'a. Może mnie nie wygoni, jeśli zaproszę ją na kolację? - przyspieszyłem do kłusa. Tak, to dopiero pomysł! Najwyżej zatrzaśnie mi drzwi przed nosem… Nie będzie to miłe, ale będę musiał to przeżyć.
***
- Dwanaście… Trzynaście… Czternaście. - Stanąłem przed odpowiednimi drzwiami, za którymi miała się znajdować panna Blake. Po otrzymaniu się z resztek piasku (związanego z moim upadkiem), uniosłem silniejsza dłoń, a następnie zastukalem w poczciwe drewno. Pozostało tylko czekać, czy mi otworzy.

Noe?
593

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz