Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Venus. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Venus. Pokaż wszystkie posty

4.14.2019

Od Venus CD Diego

Chłopak uniósł moją brodę i czekał na moje słowa. Po dłuższym czasie z moich ust w końcu wydostały się pierwsze słowa:
-Nie usunę go. Możesz odejść lub zostać, nie usunę tego dziecka.
Chłopak jedynie przytaknął głową. Wiedziałam, że pewnie też jest zdruzgotany w tej sytuacji. Przesiedzieliśmy w takiej pozycji i we wszech ogarniającej ciszy tak dużo czasu, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Rano obudziło mnie słońce, które biło po oczach przez niezaciągniętą roletę. Miejsce obok mnie było już od dawna zimne i jedyne co świadczyło o jakiejkolwiek obecności drugiej osoby w tym miejscu to zimne już śniadanie na szafce. Usiadłam i sięgnęłam po tacę kładąc ją na łóżku. Chwyciłam w rękę jednego z tostów i zaczęłam go powolnie żuć. Nie miał za cholerę smaku. W sumie sama nie wiem dlaczego go jadłam. Gdy skończyłam jeść przed ostatniego poczułam żółć w gardle. Ignorowałam to do momentu aż faktycznie jedzenie zaczęło mi się cofać. Zerwałam się z łóżka nie patrząc na to, że zielona herbata rozlała się po łóżku okropnie je plamiąc, pobiegłam do toalety i klęknęłam nad sedesem wypuszczając z siebie chwilę wcześniej skonsumowane jedzenie. Gdy fala wymiotów minęła spłukałam wodę i opłukałam twarz przy umywalce. Zrezygnowana spojrzałam w lustro- i tak ma być przez dziewięć miesięcy. Podciągnęłam bluzkę do góry, na szczęście nie widać było jeszcze brzucha. Ruszyłam z powrotem w stronę pokoju. Spojrzałam na łóżko, które było całe zalane. Wiedziałam, że będę później tego żałować, ale powiedziałam sobie "jebać to" i ubrałam się po czym wyszłam wraz z Taboulet. Doszłam do stajni gdzie zobaczyłam Rimę. Ruszyłam w stronę siodlarni skąd wzięłam pad, pas do lonżowania i ogłowie z jedną wodzą. Woltyżerka od czasu do czasu się przydaje, bo czemu nie? Na początku poszłyśmy na round pen gdzie w stępie przypomniałam sobie podstawy. Jazda bokiem, tyłem, młynki, rybki i różne podobne sztuczki. Następnie pogoniłam Rimę do kłusa i ostrożnie klęknęłam. Gdy udało mi się już złapać równowagę powoli wstałam. Pochyliłam się lekko i załapałam pasek, który miał mi pomóc utrzymać równowagę i pogoniłam klacz do galopu. Na początku gdyby nie lina to bym leżała, ale po chwili już było wszystko okej. Ponownie klęknęłam i załapałam się przedniej pętli. Usadowiłam ciężar na swoim prawym ramieniu i wybiłam się z lewej nogi tak, że stałam na rękach. Przejechałam tak jedno koło po czym usiadłam bokiem. Zablokowałam lewą nogę w pętli i odchyliłam się do tyłu tym samym wisząc po boku konia. Stwierdziłam, że ogarnęłam już swoją rozgrzewkę, więc zwolniłam klacz do stępa i pojechałam na arenę. Przejechałam jedno koło po ścianie, by wiedziała, że tak ma chodzić po czym przyśpieszyłam do kłusa. Usiadłam po wewnętrznej stronie klaczy po czym zeskoczyłam, odbiłam się od ziemi i ponownie wskoczyłam na klacz. Zadowolona, że się udało stwierdziłam, że teraz zeskoczę, zrobię dwa kroki i znowu wskoczę. Oczywiście udało się, więc pośpieszyłam klacz do galopu wykonując te same ćwiczenia. Gdy rezultaty były zadowalające przeszłam do trudniejszych rzeczy takich jak wiszenie na boku, z przodu czy przechodzenie pod koniem. Byłam szczęśliwa, że nie zapomniałam tych rzeczy. Po dłuższym czasie zwolniłam klacz i zatrzymałam. Zsiadłam z niej i postanowiłam, że poćwiczę wskoki. Załapałam się lewą ręką pasa, rozbujałam prawą nogę i zamaszystym ruchem wskoczyłam na klacz. Muszę przyznać, że poszło mi lepiej niż sądziłam. To samo powtórzyłam z drugiej strony po czym stwierdziłam, że koniec na dzisiaj. Wyjechałam z areny i poszłam na tor crossowy by tam się rozstępować, bo wiedziałam, że jak pojadę w teren to nie skończę tak spokojnie. Po upływie około dwudziestu minut wyjechałam z placu i podjechałam do łąki gdzie rozsiodłałam klacz i od razu puściłam do koni. Już na swoich nogach wróciłam do stajni i odniosłam swój sprzęt na miejsce. Wróciłam do pokoju gdzie dosłownie wszystko już waliło herbatą. Otworzyłam na oścież okna i zmieniałam pościel, którą wrzuciłam do pralki. Usiadłam przy biurku i odpaliłam laptopa, na którym miałam odpalone strony z różnymi końmi. Po sprzedaży Caspera szukałam konia westernowego do wyższego sportu. Owszem, Rima sobie radziła, ale chodziła też czasami klasyk co w pewnym sensie ją psuło. Z koni, które widziałam tylko trzy mi wpadły w oko. Zapisałam sobie karty z nimi. Niby wiedziałam, że kupno teraz konia jest nierozsądne, bo niedługo będę musiała zrezygnować z jazdy jednak musiałam też szukać konia, bo potem może być za późno. A jak ja nie będę mogła jeździć to zawsze mam Patricka, a jeśli nie to zawsze można kogoś zatrudnić. Z tą myślą wyłączyłam laptopa i zamknęłam okna. Zawołałam Taboulet. Stwierdziłam, że pora umyć suczkę, bo zaczyna wydawać z siebie dość dziwny zapach. Wsadziłam ją do wanny i puściłam wodę. Na szczęście stała grzecznie, tylko od czasu do czasu pojękiwała niezadowolona, że smagają ją smugi wody. Po skończeniu kąpieli wyciągnęłam ją z wanny i przetarłam ręcznikiem tylko tak, by woda z niej nie kapała po czym wypuściłam z pomieszczenia. Uprzątnęłam wszystko po niej i również wróciłam do głównego pomieszczenia.

×××

Nadeszła pora na kolejne rutynowe badanie. Diego jak się o tym dowiedział o dziwo stwierdził, że chce jechać ze mną. Na początku nie chciałam żeby jechał, ale stwierdziłam, że nie będę się kłóciła. Po pół godzinie drogi siedzieliśmy w poczekalni jednej z lecznic. Nie wiedzieliśmy o czym rozmawiać, więc każdy się zajmował sobą. Ja czytałam różne, dziwne ulotki, a chłopak robił coś na telefonie. Po paru minutach usłyszeliśmy głos lekarza: "Venus Clarks". Podniosłam się razem z chłopakiem i weszliśmy do gabinetu. Chłopak usiadł na jednym z pomarańczowych krzesełek, a ja poszłam na leżankę.
-Ojciec dziecka?- spytał wskazując na Diego.
-Tak.
Doktor zrobił mi rutynowe badanie, pokazał gdzie jest dziecko i różne takie sprawy. Jedyną rzeczą jaka była nowo dostępna było słuchanie bicia serca. Dziecko było w takim stopniu rozwoju, że było to już możliwe. Oczywiście poprosiłam o to żebyśmy mogli to usłyszeć. I dosłownie chwilę później po sali rozległo się bicie serca maluszka.

Diego?
959 słów.

4.09.2019

Od Venus CD Diego

Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się średniego wzrostu, szary pies. Wyciągnęłam rękę do przodu dając ją do powąchania wilczkowi. Ten miał chwilę zawahania jednak, gdy usłyszał głos Diego podszedł powoli i powąchał rękę, a po chwili dał się pogłaskać.
-Masz go przygarnąć- powiedziałam do chłopaka stanowczo.
-Taki miałem zamiar- zaśmiał się lekko.- O czym chciałaś porozmawiać?
-Teraz to w sumie o niczym.
Usiadłam na łóżku chłopaka.
-Jak się nazywa?
-Pasuje mi do niego Cezar.
-Chodź Cezar. W tym łóżku będziesz teraz sypiał- poklepałam materiał, na który wskoczył pies i ułożył się w odległości odemnie.
-Nie będzie spał w łóżku- fuknął brunet.
-Już to robi- zaśmiałam się.- Ale umyć to go powinieneś.
-Już, już. Cezar chodź- zawołał psa i zniknął z nim w łazience.
Wiedząc, że może być śmiesznie poszłam za nimi i zamknęłam za nami drzwi. Cezar został wpakowany do wanny jeszcze nie świadomy co się będzie działo. Diego złapał w rękę słuchawkę i dał wilczkowi do powąchania. Pies po prostu ją zlał jednak, gdy woda zaczęła lecieć dosłownie wyskoczył w powietrze. Mina Diego w tym momencie była nie do opisania. Odrzucił słuchawkę w bok i zaczął głaskać psa żeby go uspokoić. Po paru minutach w końcu dał się zlać, ale pod warunkiem, że jedna ręka chłopaka będzie na jego grzbiecie. Gdy pies był już mokry Diego sięgnął po szampon i wysłał go na Cezara. Wilczek widocznie zdenerwowany zapachem zaczął nerwowo prychać i się trzepać przez co nie tylko on był mokry. Jednak brunet wszystko dzielnie znosił i w końcu udało mu się domyć do końca wilczka. Z wycieraniem poszło łatwo i bez problemów. Chłopak chciał jeszcze wysuszyć psa, jednak stwierdził, że jak na jeden dzień i tak dużo już przeżył, a jeszcze mieli iść do weterynarza. Czas, w którym on będzie schnął wykorzystaliśmy na obejrzenie nowego filmu- Kapitan Marvel. Po ponad dwóch godzinach filmu pies był suchy, więc zaczęła się akcja obroża i smycz. Jako, że Diego nie miał u siebie nic takiego to pożyczyłam mu za dużą obrożę Taboulet, a za smycz zrobił mu uwiąz. Na początku Cezar nie wiedział jak się zachowywać na tym dziwnym sznurku, więc zapierał się czterema łapami i nie chciał ruszyć do przodu. Po blisko godzinnej gadaninie i tonie smaczków udało nam się ruszyć go do przodu. Trasę do weterynarza pokonaliśmy w trzy razy dłuższy czas niż powinniśmy, jednak udało nam się dojść. Chłopcy nie musieli zbyt długo czekać na wejście, gdyż już po chwili mogli wejść do środka. Ja za to stwierdziłam, że pójdę do zoologicznego, który jest parę metrów od przychodni. Kupiłam w nim trochę smakołyków dla Cezara jak i dla Taboulet oraz parę zabawek. Po tych małych zakupach wróciłam do poczekalni gdzie mogłam słyszeć dochodzące z gabinetu szczeki, pojękiwania i warki szarego towarzysza Diego. W sumie ciekawe jak go znalazł. O to też muszę zapytać. Paręnaście minut później chłopcy wyszli z gabinetu.
-I jak było?- spytałam.
-Dostał parę zastrzyków i dał popalić weterynarzowi, ale ogółem był grzeczny.
-Dobry piesek- powiedziałam i dałam mu jednego ze smakołyków.
-A to co ma być?
-Trzeba się wkupić w łaski psa chłopaka- puściłam mu oczko.- Jak właściwie go znalazłeś?
-W zasadzie to sam mnie znalazł, a dokładniej moje jedzenie.
-Czyli to taki rasowy przybłęda?
-Dokładnie.
Wyciągnęłam jeszcze z worka mały gryzak w kształcie kostki i podałam mu psu. Jak na zawołanie złapał go w zęby i zaczął z radością gryźć.
-Co to ma być za rozpieszczanie? A co z właścicielem?
Pocałowałam mocno chłopaka i przygryzłam mu lekko płatek ucha mówiąc, że to później. Poczułam jak chłopak lekko zadrżał. Wróciliśmy do akademii, tym razem już szybciej. Po zamknięciu drzwi pokoju poczułam nagły przypływ gorąca, który się rozchodził po całym moim ciele. Odwróciłam się w stronę Diego mocno wpijając się w jego usta czym spotkałam się z aprobatą starszego. Odkleiłam się od jego ust i zaczęłam ustami tworzyć ścieżkę od jego szczęki po szyję od czasu do czasu czepiając się też uszu. Na biodrze czułam wzrastający wzwód chłopaka co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Zapomniałam całkowicie o tym, że jest z nami pies, a drzwi są nie zamknięte tylko po prostu na oślep skierowałam chłopaka do łóżka. Gdy usiadł na nim od razu znalazłam się na jego kolanach poruszając biodrami i zostawiając malinki w niektórych miejscach.

×××

Obudziłam się lekko obolała obok chłopaka. Od razu poczułam jak policzki mnie palą na myśl tego co wczoraj robiłam. Czy to są te wahania humorków? A co jak zrobił to ze mną tylko z litości? Nagle zachciało mi się płakać i lekko się wzdrygnęłam. Poczułam jak chłopak składa pocałunek na mojej szyi.
-Dzień dobry skarbie- wychrypiał.
Ten głos z rana zawsze mi się podobał i nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
-Dzień dobry- odpowiedziałam.
-Jak się spało?
-Ciepło i wygodnie- uśmiechnęłam się.
-To się cieszę.
Chwilę później byliśmy ogarnięci, a chłopak wyszedł w tym czasie na spacer z Cezarem. To był mój czas, by wymyślić jakiś ciekawy sposób na przekazanie Diego informacji, że będzie ojciec. Wymyślanie szło mi mozolnie, jednak po dłuższej chwili udało mi się coś wykminić. Szybko pojechałam do sklepu gdzie kupiłam małe buciki w neutralnym kolorze. Spakowałam je do małego pudełeczka po czym napisałam Diego, że jestem u siebie. Po niedługim czasie chłopak wrócił ze spaceru i przyszedł do mnie. Usiedliśmy na łóżku i znaleźliśmy jakiś film, chyba dramat. Jakby ktoś się mnie spytał o czym był to nie byłabym w stanie odpowiedzieć na to pytanie gdyż tak bardzo się stresowałam tym co zaraz miało nadejść. Myślałam nawet o tym żeby nic nie mówić, a dziecko po porodzie oddać, jednak szybko odchodziły odemnie te myśli. Było za to dużo wątpliwości pod tytułem jak chłopak zareaguje. Czy pozytywnie czy negatywnie, czy weźmie to na barki czy będzie chciał odejść? Wiedziałam już, że nie będę miała do niego pretensji cokolwiek będzie chciał, gdyż sama nie byłabym zadowolona jakbym miała zostać ojcem przed dwudziestym piątym rokiem życia. Ze zdenerwowania przygryzałam sobie policzek, ale gdy poczułam, że zaczęła mi z niego lecieć krew to stwierdziłam, że pora wdrążyć w plan życie. Przesunęłam się lekko w stronę krawędzi łóżka i popukałam delikatnie palcami i podłogę czym od razu zaciekawiłam Taboulet. Pogłaskałam lekko samicę po głowie po czym wskazałam jej niską półeczkę obok jej legowiska. Na szczęście samica szybko łapała i od razu zrozumiała, że chodzi mi o komendę, którą ją uczyłam całe popołudnie. Wzięła lekko w pysk za sznureczek małe opakowanie i stanęła obok łóżka po stronie gdzie leżał chłopak. Suczka cicho zaskomlała na co chłopak podniósł się do siadu i spojrzał w jej kierunku. Ja również usiadłam i patrzyłam na to co robi. Brunet wziął z jej pyska opakowanie i przeczytawszy napis: "otwórz mnie" złapał za kokardkę otwierając pakunek. Spojrzał się w moją stronę z zaciekawieniem i odgiął bibułkę, pod którą znajdowały się buciki. Wyciągnął je delikatnie z pudełeczka i popatrzył się w moją stronę. Lekko się uśmiechnęłam i przepchnęłam przez gardło słowa: "Będziesz tatusiem".

Diego?
1135

4.08.2019

Od Venus CD Diego

-Nic ciekawego, trochę spinów, slide, ale gówno z tego było.
-Aż tak źle?
-Tak, patrząc jeszcze na to, że jeszcze za tydzień mam zawody to totalna chujnia.
-Będzie dobrze. Nie ma się co martwić.
Wtuliłam się mocniej w cialo chłopaka i zaczęłam całą sobą chłonąć ciepło bijące od jego ciała. Sama nie wiem kiedy zasnęłam.

×××

Nadszedł czwartek. Nie nastawiałam sobie na wcześnie budzika, gdyż nie miałam zamiaru wstawać wcześnie, a potencjalni kupcy siwego mieli być po dwunastej. Sama z siebie wstalam chwilę przed godziną jedenastą. Ubrałam się w strój do jazdy klasycznej, zjadłam śniadanie i ruszyłam w stronę stajni. Ściągnęłam Caspera z padoku i zaprowadziłam go do boksu, by się wyciszył i odetchnął. W tym czasie przygotowałam sobie zestaw do mycia, czyli szczotki, szampony i gąbki. Wyciągnęłam również szlauf i sprawdziłam jak działa po czym poszłam po konia. Przypięłam siwego i wzięłam się za oczyszczenie go z zewnętrznego brudu, którego nie było dużo. Następnie zmoczyłam go całego i nałożyłam szampon, który dokładnie roztarłam. To samo zrobiłam z ogonem i grzywą. Po chwili spłukałam dokładnie z niego pianę i wzięłam do ręki szczotkę ryżową, którą zaczęłam czyścić kopyta, które nagle okazało się, że nie są czarne tylko biało czarne oraz całkowicie białe. Je również po chwili opłukałam i sięgnęłam po nożyczki. Najpierw podcięłam mu delikatnie ogon po czym wzięłam się za grzywę. Zgodnie ze standardami końmi sportowych obcięłam ją na równe dziesięć centymetrów. Przygładziłam ją jeszcze, by sprawdzić czy wszystko jest na pewno dobrze. Następnie sięgnęłam po chusteczki nawilżane i zajęłam się pyskiem siwego. Wytarłam mu ropę z oczu i gluty z nosa po czym jeszcze dla pewności przejechałam kolejną ściereczką po całości. Po skończeniu zaprowadziłam go do solarium i wzięłam się za ogarnianie sprzętu. Siodło i ogłowie zostało dokładnie umyte i wypastowane, a ochraniacze odkurzone. Czaprakiem nie musiałam się martwić, gdyż niedawno był prany. Upewniłam się jeszcze raz, że wszystko jest w porządku po czym poszłam po konia. Zaprowadziłam go znowu na stanowisko gdzie został przypięty i zaczęłam mu zaplatać koreczki, by uwidocznić jego szyję. Dla pewności, że będą się trzymać zszyłam je. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał, że kupcy mają się zjawić za dwadzieścia minut, więc stwierdziłam, że już mogę założyć mu sprzęt. Na przednie nogi założyłam mu białe ochraniacze, a tylne zawinęłam w owijki. Do tego założyłam mu ogłowie z odpiętymi wodzami. Tak ubranego konia wsadziłam na chwilę do boksu, a w tym czasie odniosłam jego sprzęt na halę, gdzie położyłam wszystko na bandzie. Akurat, gdy wracałam do stajni na podjazd wyjechał czarny Mercedes, z którego środka wyszedł mężczyzna z kobietą i widocznie młodszą dziewczyną. Podeszłam do nich z uśmiechem i się przywitałam. Małżeństwo przedstawiło mi się i poszliśmy do stajni. Doprowadziłam ich do boksu Caspera gdzie przystanęliśmy.
-To jest właśnie Casper. Cztero letni wałach po Ciro Z i Kasjmirze. Cały skokowy rodowód. Chcą państwo zobaczyć jego ruch?
-Oczywiście- odpowiedziała dziewczyna.
Otworzyłam boks i żeby zrobić większe wrażenie zaprowadziłam go na halę bez trzymania czy kontrolowania. Po zamknięciu hali wzięłam w rękę bat i zaczęłam go przeganiać. Przybyła rodzina że skupieniem oglądała to co się dzieje na hali, a ja w tym czasie opowiadałam jaki charakter ma Casper oraz co już umie.
-Moglibyśmy zobaczyć jak skacze?- spytał mężczyzna.
-Jasne.
Wyciągnęłam zza bandy parę stojaków i drągów układając z nich tunel. Skoki zaczęliśmy od niskich przeszkód, a skończyliśmy na stu czterdziestu centymetrach, gdyż kupcy stwierdzili, że już są z niego zadowoleni, i że ma dobry baskil. Jeszcze zostałam poproszona, by pokazać go pod siodłem. Tak więc osiodłałam go i pokazałam we wszystkich trzech chodach. Gdy skończyłam pokaz zostałam poproszona o odstawienie konia do boksa i dania paru minut na zastanowienie się. Po rozsiodłaniu konia do stajni weszła trójka. Oświadczyli, że Siwy im się bardzo spodobał i chcieliby go kupić. Umówiliśmy się co do ceny i do daty jego wyjazdu. Kupcy niemal od razu wpłacili mi zaliczkę i odjechali. Zadowolona z tego, że się udało wróciłam do pokoju gdzie zastała Diego.
-Udało się!- krzyknęłam zadowolona.
-Co się udało?
-Znalazłam Casperowi nowych właścicieli.
-Super wiadomość- odpowiedział uśmiechnięty.
W mgnieniu oka znalazłam się na jego kolanach i mocno go pocałowałam.

×××

Te dwa tygodnie minęły mi niesamowicie szybko. Podobnie jak droga do przychodni. Zdenerwowana usiadłam na krzesełku czekając na swoją kolej.
-Venus Clarks- usłyszałam głos lekarza.
Wstałam z krzesełka i weszłam do pomieszczenia.
-Dzień dobry- przywitałam się.
-Dzień dobry, połóż się tam- wskazał na łóżko.
Wykonałam to co musiałam i podciągnęłam koszulkę do góry. Po chwili poczułam zimny żel na brzuchu, a lekarz zaczął jeździć głowicą po moim brzuchu. Po chwili stuknął w ekran.
-Widzisz to? To twoja fasolka.
Dosłownie zaparło mi dech w piersiach i zrobiło mi się czarno przed oczami. Czyli to prawda. Co teraz?
-Wszystko w porządku?- spytał lekarz.
-Tak, tak. Po prostu... Szok.
-Ojciec dziecka wie o tym, że będzie ojcem?
-Nie- odparłam spuszczając głowę.
-Musisz mu powiedzieć. Im wcześniej tym lepiej.
-Tak, wiem. Dziękuję.
Wyszłam z gabinetu i udałam się do recepcji gdzie zapłaciłam za wizytę i umówiłam się na kolejną. Nie mogłam teraz tak normalnie wrócić do akademii i porozmawiać z Diego. Udałam się więc do miasta. Weszłam do baru i chciałam już zamówić drinki, gdy zorientowałam się, że nie mogę. Sfrustrowana wyszłam i skierowałam się do pierwszej lepszej restauracji gdzie zamówiłam dość spory obiad. Czekałam na całość godzinę, ale jednak się doczekałam. Nawet nie wiem jakim cudem, ale już po chwili niczego nie było. Wsadziłam w menu zapłatę i napiwek po czym wyszłam i wsiadłam do auta. Zaczęłam jechać w stronę akademii. To jeszcze nie moment, by mówić o tym Diego. Jeszcze sama do tego nie przywykłam. Mam dopiero dziewiętnaście lat i już jestem w ciąży. Co prawda moja mama też w podobnym wieku zaciążyła, ale to nie zmieniało faktu, że było to dla mnie dziwne. Może dlatego, że ona w tym wieku mieszkała już z tatą i planowali ślub? Dojechałam do akademii i zawołałam Taboulet. Zdecydowanie musiałam się przejść, a wziąć przy tym psa to dobry pomysł.
Diego?
982 słowa.

4.06.2019

Od Venus CD Diego

-Co się działo? W zasadzie nic nadzwyczajnego. Siedziałam w szpitalu i jeździłam do akademii, by rozruszać konie, Francis wylądował na wózku nie wiem na ile, u Gabriela i Manu jak po staremu. Znowu spławialiśmy Stellę, która chciała podrąbać Asesino, a. I byłam u Obreya żeby mu oddać jego ohydny pierścionek.
-Pierścionek, Francis, co?- spytał skołowany.
-No okazało się, że Francis po tym wypadku trafił tu i jakoś się dowiedziałam, a pierścionek musiałam zarąbać żeby mnie wpuścili.
-Ah, rozumiem.
Włączyłam klimatyzację i radio skupiając się na drodze. Po parunastu minutach byliśmy znowu na terenie akademii. Zaparkowałam auto i ruszyliśmy w stronę pokoi uwcześniej biorąc moją torbę. Poszliśmy do pokoju chłopaka gdzie pomogłam mu się przebrać pomimo protestów.
-A teraz ty tu grzecznie posiedzisz, ja pójdę pojeździć Rimę i obejrzymy coś.
Brunet przytaknął na moje słowa choć i tak wiedziałam, że prawdopodobnie się nie dostosuje. W zasadzie też nie byłam lepsza. Wcale nie szłam pojeździć kobyły tylko jechałam do ginekologa. Wsiadłam do auta gdzie przebrałam ciuchy do jazdy na te normalne. Odpaliłam czarne autko i wyjechałam z terenu akademii udając się do zaufanego lekarza. Po chwilowym staniu w kolejce zostałam zawołana do gabinetu.
-Dzień dobry- przywitałam się.
-Witaj Venus, co tym razem?
-Emm, chciałabym sprawdzić czy nie jestem w ciąży.
Lekarz uniósł brew, ale po chwili kazał mi się położyć. Wypytał mnie o podstawowe rzeczy, a gdy się wszystkiego dowiedział to stwierdził, że musi zrobić badanie wewnętrzne, bo w tak wczesnej facie trudno będzie cokolwiek dojrzeć. Chwilę później lekarz już patrzył na ekran zapisując coś na kartkach. Gdy skończył wszystko robić kazał mi się ubrać, oczyścił sprzęt i kazał mi usiąść. Wertował to co miał napisane na kartkach, a ja nie mogąc usiedzieć spokojnie siedzieć spytałam:
-I co?
-Na ten moment nie mogę nic stwierdzić. Mogę tylko gdybać, lecz jak przyjdziesz za dwa tygodnie będę wszystko wiedział.
-Oh, okej- odpowiedziałam lekko zawiedziona.- To od razu się umówię.
-Godzina szesnasta ci pasuje?- spytał trzymając długopis.
-Powinno być okej.
-Jesteś zapisana. Tylko pamiętaj, na wszelki wypadek nie pij i nie pal, to tyczy się również mocnego wysiłku.
-Jeździć mogę?
-Oczywiście.
-Okej, dziękuję. Do zobaczenia.
-Do widzenia.
Wyszłam z gabinetu nie wiedząc co myśleć. Najbliższe dwa tygodnie miały zmienić moje życie albo nic w nie nie wnieść. Gdzieś w głębi miałam mieszane uczucia, jednak największa wątpliwość była jak Diego zareaguje jak jednak się okaże, że wpadliśmy. W głowie miałam najczarniejsze scenariusze, więc tliła się we mnie nadzieja, że jednak przesadzam i nie jest to ciąża. A nawet jeśli to przecież Diego w każdym momencie może sobie odpuścić. Nie jest w stosunku mnie w żaden sposób zobowiązany. Jednak miałam nadzieję, że pomimo wszystkiego zostanie przy mnie.


×××

Następnego dnia obudziłam się wyspana jak nigdy. Spojrzałam na Diego, który nadal smacznie spał i dałam mu całusa w czoło po czym szybko wyszłam. Ubrałam się w rzeczy do jazdy, a dokładniej w ulubione jeansy i koszulę po czym poszłam na stołówkę skąd zgarnęłam podwójną porcję jedzenia. Postawiłam na tosty z serem, które były uniwersalną opcją. Jedną z porcji zjadłam na miejscu, a drugą zaniosłam do pokoju Diego. Położyłam je na szafce obok łóżka i położyłam obok karteczkę mówiącą, o której wrócę. Nie chciałam budzić chłopaka, więc po cichu się ulotniłam do stajni, gdzie był już Patrick.
-Dzień dobry- przywitałam się.
-Hej, znalazłem chętnych na Caspera.
-O, to super. Kiedy przyjadą?
-Mówili coś o czwartku rano.
-Są bardziej nastawieni na kupno czy tylko na popatrzenie?
-Brzmieli na takich co szukają konia na serio.
-Dobra, super. Idę robić Rimę.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Osiodłałam klacz zakładając nasz standardowy zestaw treningowy i pojechałam na halę. Patrick w tym czasie był na swoim wałachu- Smartim. Zaczęliśmy stępować, a mężczyzna mówił do mnie:
-W przyszłym tygodniu są zawody. Bardziej rozgrzewkowe na początek sezonu, jednak ma być poziom. Zapisałem was do reningu open, horsemanshipu i traila. Pasuje?
-Jest okej. Co dzisiaj będziemy robić?
-Szlifujemy slide i spiny. Widziałem, że ostatnio kobyła miała problem z zadem.
-Okej.
Po tej wymianie zdań zaczęliśmy kłusować i galopować rozgrzewając się na kołach. Gdy skończyliśmy rozgrzewkę miałam zrobić slide. Jak zawsze wyjechałam na prostą i rozpędziłam się, by po chwili zacząć hamować. Rima ładnie przejechała na zadzie parę metrów, jednak czułam jak skakała zadem. Patrick zrobił tą samą figurę z tą różnicą, że zrobił ją bezbłędnie.
-Wiesz co robisz źle?
-Nie- odparłam.
-Z momencie, gdy musisz siąść na tylnym nie robisz ruchu ala kołyska tylko się cała usztywniasz. Przez to kobyła spina grzbiet i w rezultacie skacze. Spróbuj jeszcze raz.
Za drugim razem znowu nie wyszło, jednak za trzecim było już okej. Po wypracowaniu slide przeszliśmy do spinów, z którymi było więcej roboty. Rima ciągle ruszała nogą, która powinna być na ziemi, więc musiałam się natrudzić, by tylko trzy nogi się ruszały. A gdy wszystkie nogi współpracowały to unosiła głowę albo w ogóle odwracała głowę. Niestety więc nie udało nam się tego uzyskać na tym treningu więc ustaliliśmy, ze dopracujemy to na kolejnym. Po zakończeniu jazdy odprowadziłam klacz do boksu i ogarnęłam sprzęt po czym poszłam do pokoju, by się umyć. Weszłam do łazienki gdzie się ogarnęłam po czym zawinęłam ciało w ręcznik i wróciłam do pokoju prawie dostając zawału widząc postać na swoim łóżku.
-Diego, straszysz- odetchnęłam głośno.
-Przepraszam, nie chciałem.
-Ogarnę się i coś porobimy.
-Masz coś konkretnego na myśli?
-Tak, przytulanie się i leniuchowanie.
-Podoba mi się ten pomysł- odparł z uśmiechem.
Przebrałam się po czym weszłam pod kołdrę delikatnie przytulając się do chłopaka, który wyszukiwał jakiegoś filmu.

Diego?
901 słów.

4.05.2019

Od Venus CD Diego

-Gdzie on jest?!- podbiegłam do Obreya.
-Pakują go do karetki- mówił spokojnym głosem, a ja chciałam mu w tym momencie przypierdolić.
-Dawaj mi to- złapałam jego rękę i ściągnęłam jeden z pierścionków po czym wsadziłam go sobie na serdeczny palec.
Podeszłam do karetki i powiedziałam do ratownika, że muszę z nimi jechać, a gdy spytał kim dla niego jestem to pokazałam palec dzięki czemu bez problemu zostałam wpuszczona. Diego leżał nieprzytomny na noszach, a podpiętych było do niego miliony kabelków. Chciałam do niego podejść, lecz jeden z ratowników usadził mnie na siedzeniu w środku i kazał pozwolić działać lekarzom. Widząc ile sprzętu było do niego podpięte i w jakim był stanie sama omal nie zemdlałam. Słowa lekarzy zlewały mi się w jedność. Nie wiedziałam czy mówią kroplówka, strzykawka czy chociaż wenflon. Po dłużących się minutach dojechaliśmy do szpitala. Chłopaka zabrano od razu do środka, a mnie wypytano o wiele rzeczy, na które odpowiadałam bezwiednie. Nie wiem po jakim czasie, ale jedna z pielęgniarek podała mi kubek z wodą i spytała się czy wszystko okej. Gdy jej odpowiedziałam zauważyłam dopiero, że jest to lekarka. Wypytałam ją o Diego. Kobieta zdradziła mi, że jest na bloku operacyjnym i operacja będzie się jeszcze ciągnęła. Po wyproszeniu kobiety ta wskazała mi gdzie mogę czekać. Udałam się do jednego z wielu białych, sterylnych korytarzy. Wszystko wyglądało tak samo. Te same białe podłogi, te same białe ściany i mdłe niebieskie krzesełka. Usiadłam na jednym z nich i wzięłam telefon do dłoni w celu zadzwonienia. Ale do kogo? Obracałam telefon w dłoniach patrząc się tępo w ścianę. Nie wiem ile czasu minęło, ale za oknem zrobiło się już ciemno. Ta sama pielęgniarka co wcześniej podeszła do mnie i spytała czy nie chciałabym się udać do domu. Stanowczo jej odmówiłam na co zaproponowała mi skorzystanie chociażby z prysznica. Jednak przed nim zadzwoniłam do Gabriela i poprosiłam żeby przywiózł mi ubrania do szpitala i o nic nie pytał co na szczęście zrobił. Przytulił mnie jedynie i powiedział, że będzie dobrze zapytawszy czy ma ze mną zostać. Odprawiłam go na co nie protestował. Odebrałam od pielęgniarki kluczyk do pryszniców i w ekspresowym tempie udałam się pod prysznic. Lekko obmyłam ciało nie zwracając uwagi na okropny zapach mydła i na to jak szorstki był ręcznik. Przebrałam się i wróciłam na moje niebieskie, mdłe krzesełko. Sprawdziłam na zegarku godzinę- dochodziła dwudziesta druga. To już szósta godzina od momentu, gdy Diego wjechał na blok. Chciało mi się płakać i histeryzować, lecz nie mogłam wydać z siebie niczego więcej niż zduszonego jęku. Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam się huśtać próbując uspokoić nerwy. Miałam nadzieję, że zaraz ktoś wyjdzie z sali i powie, że Diego ma tylko rozwalony policzek czy złamaną rękę. Jednak tak się nie działo. Godzinę patrzenia w ścianę później zza szerokich, białych drzwi wyszedł mężczyzna w białym kitlu. Od razu zerwałam się na nogi nie patrząc na rwący ból, który w nich odczuwałam. Podbiegłam do mężczyzny i próbowałam go wypytać o wszystko. Okazało się, że chłopak ma połamane żebra, uszkodzone płuco, a jego lewa ręką jest w opłakanym stanie. I do tego śpiączka farmakologiczna. Nogi dosłownie się pode mną ugięły i upadłabym gdyby nie lekarz, który w ostatnim momencie mnie złapał. Rwącym się głosem spytałam czy mogę go zobaczyć. Mężczyzna powiedział, że owszem jednak nie na długo. Zaprowadził mnie do sali numer pięćdziesiąt sześć. Na pojedynczym białym niczym śnieg łóżku, zakopany w pościeli leżał chłopak o kruczoczarnych, kontrastowych włosach. Przyłożyłam dłoń do ust widząc do ilu rzeczy jest podpięty. Jaki jest blady, a jego oczy podkrążone. Powoli podeszłam do łóżka i kucnęłam przy nim. Delikatnie przejechałam palcami po jego bladej dłoni. Gdyby nie to, że był ciepły, a urządzenia pikały można, by go pomylić z nieboszczykiem. Wpatrywałam się w jego twarz i czułam łzy spływające po policzkach. Starłam je zdecydowanym ruchem. Muszę być teraz silna, na pewno Diego będzie potrzebował teraz wsparcia, a ja nie mogę się mazać jak ciota.
-Ile będzie tak spał?- spytałam lekarza, który przez cały czas był w pokoju.
-To wszystko zależy od jego organizmu. Mogą być to dwa dni, parę tygodni, a nawet miesięcy.
Wciągnęłam głęboko powietrze, Venus myśl pozytywnie, będzie dobrze, Diego jest silny. Za parę dni na pewno wstanie i rzuci żartem, że nie tak łatwo się go pozbyć. Przysunęłam sobie krzesło, na którym usiadłam i złapałam w ręce ciepławą dłoń chłopaka. Popatrzyłam się w stronę lekarza, który po chwili wyszedł.
-Diego, wstawaj. Wygrałeś wstążkę. Nie czas na żarty, pora wstawać- mówiłam.- Przeszedłeś długą operację, ale już jest wszystko dobrze. Jeszcze parę rehabilitacji i będziesz w pełni sprawny.
Dużo słów wypływało z moich ust. Nie ważne czy miały sens czy nie. Chciałam usunąć tą gorzką ciszę z pokoju. Po jakimś czasie usłyszałam głos lekarza, który oznajmiał, że pora wizyt się skończyła. Próbowałam go przekonać bym mogła zostać, jednak próby były na marne. W końcu wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na moim niebieskim, mdłym krzesełku. Nie chciałam opuszczać tego miejsca. Nie chciałam by brunet był sam jak się obudzi, nie chciałam by był sam jakby się coś zadziało. Zbyt mocno kochałam tego dupka, by iść stąd. Z braku zajęcia liczyłam kafelki na ścianach. Chciało mi się spać, lecz nie dawałam się. Chciałam być ciągle czujna jakby się coś działo. Jednak mój plan się nie udał i po trzeciej w nocy zasnęłam. Jednak sen ten nie był długi, bo o szóstej zostałam obudzona. Jedna z pielęgniarek szturchała mnie w ramię pytając się czy wszystko okej.
-Diego się obudził?- spytałam.
-Diego?
-Diego Neymar Alves De Almeida Goes.
-U pana Alvesa nie ma żadnych zmian, jednak jak pani chce to może wejść.
Udałam się z powrotem do pokoju numer pięćdziesiąt sześć i usiadłam na krześle przy łóżku.
-Wstawaj skarbie, nie rób sobie żartów.
I znowu zaczęłam swoją bezcelową paplaninę. Nie wiedziałam czy to prawda, ale ponoć ludzie w śpiączce wszystko słyszą. Więc mówiłam o koniach, o pogodzie, o prasie czy o tym jak się czuję. Miałam tylko nadzieję, że za chwilę usiądzie i powie, że to żart. Nie byłoby krzyków, nerwów. Byłabym po prostu szczęśliwa. Najbardziej i tak bolała niewiedza. Nie wiedziałam kiedy wstanie, kiedy coś powie, czy coś będzie pamiętał.

Diego?
1013 słów.

4.02.2019

Od Venus CD Diego

Siedziałam razem z Alicją i jej znajomymi w jednym z klubów popijając drinki. Tematy do rozmów były przeróżne, zaczynając od tego, która jakie dodatki założy do rozmów o przyszłości. Gdzieś w tle słychać było głośną muzykę, krzyki innych kobiet i striptizerów. W planie, w ogóle nie było przychodzenie tu tylko zostanie w domu jednak wiedziałyśmy, że jak nie wyjdziemy to faceci też zostaną. Tak, więc siedziałyśmy przy jednym ze stolików popijając drinki i sprawdzając ma zegarku czy już możemy wracać do domu. W końcu nadeszła godzina gdzie dom był bezpieczny. Zapłaciwszy za napoje wyszłyśmy z baru i zamówiłyśmy taksówki. Już chwilę później Alicja przekręcała klucz w zamku. Rozsiadłyśmy się w salonie na dość obszernych kanapach i włączyłyśmy jakąś odmużdżającą kreskówkę, było to chyba "Paradise PD". Oczywiście w ruch poszły lakiery i kosmetyki do twarzy. Wykorzystywaliśmy jedną z dziewczyn- Jeanette do robienia paznokci, bo po co marnować pieniądze na profesjonalistę skoro mamy doświadczoną osobę pod ręką? Tematami głównymi w naszym kręgu było jutrzejsze wesele, plany na przyszłość czy zwyczajne błahostki. Wieczór śmiało mogę powiedzieć, że minął nam w dobrej atmosferze i wyjątkowo szybko. Jednak żeby jutro nie robić zbyt dużych problemów makijażystce naszymi wzorami pod oczami poszłyśmy spać.

×××

Rano zostałam obudzona przez rozszalałą Alicję. Krzyczała coś, że zaspałyśmy i trzeba się ogarniać. Chwilę zabrało mi ogarnięcie o co chodzi, jednak gdy zajażyłam zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Szybko się przebrałam i ogarnęłam po czym zbiegłam na dół żeby zrobić sobie śniadanie, które nie było zbyt skomplikowane. Po skończeniu jedzenia w ekspresowym tempie udałam się do pokoju gdzie wszystko było przygotowywane. Tam zostałam pomalowana, uczesana i wbita w moją kreację. Mogłam na szczęście cieszyć się dowolnością w makijażu i fryzurze, gdyż nie byłam druhną. Parę godzin później wszyscy byliśmy gotowi. Para młoda jechała już powoli w stronę kościoła, a my w tym czasie rozkładaliśmy stację, na której mają się zatrzymać. Stanęliśmy trzymając szarfę i czekając na parę młodą. Już dojeżdżali, gdy nagle minęło ich czarne auto, które wyraźnie jechało w moim i dziewczyn kierunku. W ostatnim momencie odsunęłyśmy się. I co się okazało? Że to Francis tak nagle wpierodlił się w rów. Przez potężne uderzenie z maski zaczął wydobywać się dym. Widać było, że facet był przytomny. Ściągnęłam szpilki z nóg i zbiegłam w kierunku auta nie bacząc na wzrok innych osób. Schyliłam się tak, by być na jego wysokości i splunęłam mu w twarz mówiąc:
-Jeden zero szmato.
Po czym jak prawdziwa dama wróciłam na ulicę i założyłam szpilki.
-Trzeba mu udzielić pomocy?- zapytała jedna z dziewczyn.
-Nie, ruchliwa ulica jest ktoś go znajdzie.
Po tych słowach krzyknęłam do zebranych:
-Spierdalamy się bawić na ślubie!
Wszyscy wsiedli do aut i ruszyliśmy na salę. Dotarliśmy już bez żadnych wrażeń takich jak szmaty skaczące po rowach. Ceremonia jak ceremonia, była uroczysta, wzruszająca i po prostu piękna. Nie obyło się bez łez i gratulacji dla pary młodej. Po całym ślubie kościelnym pojechaliśmy do wynajętej sali. Powiedzieć, że była ładnie urządzona to mało powiedziane. Na początku jak zawsze każdy dostał jedzenie i różne trunki. Potem przeszliśmy do tańca pary młodej i różnych zabaw. Przy jednej z nich gdzie trzeba było znaleźć jakiś przedmiot i go przynieść przyszły kompilacje. Jedna dziewcyzna, która nosiła imię Helena podeszła do Alicji o się spytała czy zapraszaliśmy jakiegoś Stevena. Wszyscy oczywiście ze zdziwieniem na twarzy poszli we wskazanym kierunku. Rzeczywiście pod ścianą obok okna siedział jakiś facet w brudnej koszuli i dziwnych spodniach. Nie wiedzieliśmy kim on jest i nie mogliśmy z niego tego wyciągnąć, gdyż był za mocno schlany. Parę bezowocnych minut później zobaczyliśmy jak do sali wchodzi jakaś kobieta w fartuchu z wałkiem w dłoni. Podeszła do mężczyzny i podciągnęła go za ubrania do góry.
-Steven, lamusie jeden! Mało ci wódki w domu?!
Po tych słowach wytargała go z pomieszczenia, a wszyscy stali przez chwilę z lagiem mózgu, by po chwili wybuchnąć śmiechem. Dosłownie chwilę później zabawa toczyła się dalej. Tańczyłam to z Diego to z innymi osobami. Śmiało mogę przyznać, że bawiłam się znakomicie. Chwilę po północy para młoda zniknęła, by skonsumować swoje małżeństwo. Stwierdziliśmy z Diego, że jeszcze chwilę posiedzimy i również będziemy się zbierać. Miałam zamiar dzisiaj jeszcze powiedzieć Diego, że wtedy pod prysznicem zapomniałam o tabletkach i dla pewności byłam u lekarza. Jestem w ciąży. Nie wiem jak sobie z tym poradzimy, ale mam nadzieję, że Diego nie stchórzy. Jak mówiłam wcześniej chwilę jeszcze posiedzieliśmy i poszliśmy do jednego z pokoi zamykając go na klucz. Diego po chwili do mnie przylgnął i pozbył się ze mnie sukienki. Los ubrania po chwili również podzielił garnitur chłopaka.
-W końcu. Był niewygodny- powiedział.
Jednak żeby nie było jutro problemów z uszkodzonymi ubraniami odwiesiliśmy je do szafy. Wróciliśmy do pocałunków i tak udaliśmy się na łóżko. Pocałunki były powolne, leniwe, pokazujące raczej uczucia nic czyste pożądanie choć one też istniało między nami. Chwilę później Diego odkleił się ode mnie i chwycił w dłonie dwa kieliszki, które napełnił szampanem. Podał mi jeden z nich, który przyjęłam i powiedział:
-Za parę młodą.
-Za parę młodą.
Po tych słowach szampan został opróżniony i niemalże od razu uzupełniony. Wypiliśmy tak trzy kieliszki po czym wróciliśmy do smakowania swoich ust. Sytuacja rozkręcała się powoli co tylko potęgowało napięcie i atmosferę miedzy nami. Gdyby wsadzić tu teraz termometr to by zapewne pęknął. Diego zaczął powoli zjeżdżać swoimi pocałunkami w dół mojej szyi przez co wydzierał ze mnie rozmaite dźwięki. Odchyliłam głowę dając mu większe pole do popisu. Już po chwili poczułam jak lekko zasysa skórę co oznacza, że jutro będzie ślad. Nie chcąc pozostać dłużną poruszyłam biodrami powodując tarcie dzięki czemu z ust chłopaka wydobyło się warknięcie...

Diego?
928 słów.
Nie, ona nie jest w ciąży, jakby była to by nie piła ¯\_(ツ)_/¯. Wprowadziłam to żeby Reker się popodniecała xD.

3.30.2019

Od Venus CD Diego

-Co tam robisz?- usłyszałam głos chłopaka.
Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam rozwaloną wargę i usztywnioną rękę.
-To nieźle cię ten chuj załatwił. Normalnie wykastruję go tępymi narzędziami i wsadzę jaja do gardła.
-Co, skąd wiesz?- spytał zdziwiony.
-Gabryś zasłyszał, że przyszedł ktoś kto się podawał za twojego chłopaka.
-Oh.
Przysunęłam się do chłopaka i objęłam go ramionami za szyję przytulając. Po chwili poczułam ręce na talii i to jak chłopak ściąga mnie do siebie.
-Czego od ciebie chciał?- spytałam.
-Żebym do niego wrócił.
-Nie zrobisz tego?
-Nie, musiałbym zwariować.
Wtuliłam się mocniej w chłopaka i splątałam nasze nogi. Moją pierwszą myślą jak go zobaczyłam było mu wypomnieć, że w ogóle rozmawiałam z Francisem, ale patrząc na jego stan zrozumiałam, że teraz potrzebuje tylko wsparcia. Widać po nim było, że coś jeszcze się wydarzyło, lecz próbował to zamaskować. Mogłam z niego wyciągać co się stało, ale ufałam mu, a jeśli będzie chciał powiedzieć co się stało to po prostu to zrobi. Poleżeliśmy tak jeszcze chwilę po czym zarządziłam, że pora wstawać i iść na trening. Trening czyli w tym przypadku Diego wsiądzie na Almę, a ja na Asa. Oczywiście chłopak sprzeciwiał się, że da radę wsiąść na ogiera, ale po jakimś czasie udało mi się go przekonać do kobyłki. Ubraliśmy się w odpowiednie rzeczy i wyszliśmy do stajni. Diego poszedł sprowadzić sobie Almę z wybiegu, a ja wyprowadziłam ogiera na stanowisko.
-Twój właściciel znowu się uszkodził, wiesz? Ale za niedługo będzie sprawny i już Ci nie da spokoju- mówiłam do konia.- Jedziemy w teren. Zadowolony?
Koń jakby wszystko zrozumiał parsknął zadowolony. Gdy skończyłam go czyścić akurat do stajni wszedł brunet ze swoim drugim wierzchowcem, który był w miarę czysty. Szybko się osiodłaliśmy i wyjechaliśmy na jedną z dużych łąk, na której nie stały konie. Rozstępowaliśmy konie, a następnie zakłusowaliśmy. Nie miał być to teren, teren tylko raczej trening w terenie. Obydwa konie chodziły bardzo dobrze, a Asowi o dziwo nie odwalało zbyt mocno co nie znaczy, że nie pokusił się o jednego czy dwa barany. Po klusie przeszliśmy do galopu gdzie robiliśmy koła, wolty i tym podobną magię. Po około godzinie przeszliśmy do stępa i pojechałam na bezpieczną odległość do chłopaka.
-To może teraz pojedziemy się rozstępować do lasu?- zaproponowałam.
-Okej.
Wyjechaliśmy z łąki i zaczęliśmy jechać jedną ze znanych nam ścieżek. Jechaliśmy w ciszy, którą po chwili przerwał głos chłopaka:
-Francis mnie pocałował.
-Nic więcej Ci nie zrobił?
-Nie. Nie jesteś zła?- spytał niepewnym głosem.
-Nie, to on cię pocałował, nie ty jego, a ufam Ci, że tego nie odwzajemniłeś.
Chłopak uśmiechnął się i zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Po około trzydziestu minutach wróciliśmy do stajni. Konie zostały wystawione na dwór, a my wróciliśmy do akademii. Przebrałam się w jeansy i kowbojki i powiadomiłam Diego, że wrócę za dwie godziny i zaczniemy się pakować. To już jutro rano będziemy jechać na ślub, a wolę się już spakować niż potem się martwić, że czegoś nie mamy. Weszłam do stajni i skierowałam się do boksu Rimy. Pogłaskałam klacz po ganaszu i dałam smaczka po czym wyprowadziłam z boksu. Nie miałam kompletnie pomysłu co bym mogła zrobić na treningu, a Patricka nie było, więc tylko przeczyściłam klaczy kopyta i założyłam halter na pysk. W rękę wzięłam cordeo i udałam się przed stajnie. Wskoczyłam na grzbiet klaczy i zadowolona ruszyłam. Rima miała tak miękki chód i była mało wykłębiona dzięki czemu nic mnie nie bolało. Wjechałam na halę i ruszyłam kłusem. Dziewczynka dobrze reagowała na sygnały, gdy chciałam skręcać czy zmienić tempo, więc pozbyłam się haltera i założyłam cordeo. Podobnie jak wcześniej klacz chodziła super, miała tylko lekki problem z zabieraniem zadu przy spinie. Godzinę później skończyłam jazdę i wypuściłam klacz na łąkę. Został mi tylko Casper, jednak dzisiaj nie miałam ochoty na niego wsiadać, więc wzięłam halter, pas do lonżowania i lonżę po czym poszłam na round pen. Nie robiłam niczego niezwykłego, jedynie popracowałam nad prawidłowym wygięciem i utrzymaniem tempa. Po pół godzinie skończyłam pracę i Casper poszedł na tą samą łąkę co Rima. Odłożyłam swoje rzeczy do siodlarni i wróciłam do pokoju gdzie się umyłam i ogarnęłam. Po tym poszłam do pokoju chłopaka, który siedział nad walizką i pakował ubrania. Po spytaniu jak mu idzie odparł, że prawie wszystko ma już gotowe, jedynie musi jeszcze spakować kosmetyczkę. Gdy to zrobił jeszcze raz upewniliśmy się, że wszystko jest i poszłam do siebie również się pakować. Gdy to zrobiłam zanieśliśmy auta do torby i poszliśmy spać, by nie być zmęczonym w drodze.

×××

Byliśmy już w drodze do domu Alicji, a właściwie zostało nam ostatnie dwadzieścia minut. Cała droga minęła nam szybko na rozmawianiu i śpiewaniu. Również zmienialiśmy się co jakiś czas dzięki czemu nie byliśmy jakoś mocno zmęczeni. Po wyjściu z auta przywitała nas Alicja mówiąc, że jej narzeczony wróci późno, bo jest w pracy. Oczywiście nie obyło się bez przytalusów i długiej rozmowy. Diego poznał się z Alicją i wyglądało na to, że raczej się polubią. Po dwóch spędzonych godzinach siostra Gabriela zagoniła nas do jednego z pokojów gościnnych gdzie mieliśmy się przespać co też uczyniliśmy. Nasz drzemka trwała w miarę krótko bo trochę ponad godzinę. Po wstaniu zeszliśmy na dół gdzie zjedliśmy obiad, a potem zaczęliśmy się rozpakowywać. Do ślubu mieliśmy jeszcze dwa dni co znaczyło, że do tego czasu Alicja zabierze nas parę razy na zwiedzanie. Tego nigdy nie mogła sobie odpuścić. Po skończeniu jedzenia ubraliśmy się i wyszliśmy na podwórko gdzie siedział również Gabriel z Manuelem. Zdziwiłam się widząc tego drugiego, bo do końca myślałam, że jednak się nie przełamie i nie pojawi, ale jednak to zrobił. Usiedliśmy na przeciwko nich i złapaliśmy kubki z ciepłym napojem w dłonie. Zaczęliśmy rozmawiać o tym jak ma wyglądać ślub, kto będzie i co będzie oraz obgadaliśmy, że zrobimy im po drodze bramę. Oczywiście nie tylko my mieliśmy taki plan, lecz warto było wspomnieć. Wkrótce również się pojawił Nico- narzeczony Alicji. Okazał się całkiem sympatyczną osobą, był bardzo energiczny, ale potrafił być też spokojny. Po skończeniu napojów zostaliśmy wszyscy wyciągnięci na spacer. Muszę przyznać, że to miejsce znacznie różniło się od Karoliny. Widoki były wręcz olśniewające. Mijaliśmy dużo barwnych roślin, a czasami nawet można było dojrzeć jakiegoś zwierzaka.

Diego?
1018 słów.
Takiego shitu jeszcze nigdy nie napisałam.
Mozesz opisać wszystko tylko ślub zostaw mi.

3.28.2019

Od Venus CD Diego


Wymęczeni wróciliśmy po zakupach do akademii. Tyle latania, a skończyło się na tym, że Diego wziął zwyczajny, czarny garnitur, w którym i tak wyglądał bosko. Chłopak poszedł do siebie, a ja do siebie. Po wejściu do pokoju położyłam gdzieś torbę z zakupami i rzuciłam się na łóżko. Po chwili poczułam jak drobne łapki naciskają mi na plecy w oczekiwaniu aż wezmę samicę na dwór.
-Daj mi pięć minut.- sapnęłam.
Jakoś te pięć minut przerobiło się w godzinę. Nie wiem kiedy zasnęłam. Suczka obudziła mnie szczekaniem i lizaniem po twarzy. Odepchnęłam zwierzę od siebie.
-Spadaj paskudo.
Taboulet zadowolona pomachała ogonem i szczeknęła. Wzięłam do ręki obrożę, którą jej założyłam i przypięłam smycz. Zwierzę grzecznie usiadło przy drzwiach i czekała aż ją przypnę. Szybko przebrałam się w luźniejsze ubrania i wyszłam z psem na dwór. Oddaliliśmy się trochę od akademii i spuściłam ją. Psia dziewczynka ruszyła przed siebie aż się kurzyło. Zrobiła tak parę długości po czym wróciła do mnie z patykiem w pysku, który ją po chwili latał służąc jej za zabawkę. Po parunastu rzutach suczka była cała spocona co znaczyło, że pora wracać. Zawołałam Taboulet i zapięłam ją idąc w stronę akademii.

***

Wstałam zadowolona z faktu, że mamy dzisiaj niedzielę co się łączy z brakiem jakichkolwiek zajęć. Ubrałam się w wygodne ubrania i poszłam do pokoju Diego. Chłopak był już ubrany i siedział przy biurku robiąc coś na laptopie.
-Idziemy w góry- powiedziałam.
Chłopak podniósł głowę do góry patrząc się na mnie jak na wariata.
-No pakuj się. Idziemy.
-Co mam wziąć?- spytał się lekko się śmiejąc.
-Jakaś woda, kurtka, wygodne buty, a reszta bierz co chcesz.
-A jedzenie?
-Kupimy w schronisku. Wychodzimy za godzinkę. A i ubierz coś ciepłego, bo na górze będzie zimniej.
Chłopak kiwnął głową co uznałam za znak, że mogę wyjść. Wróciłam do pokoju gdzie spakowałam potrzebne rzeczy i wygrzebałam specjalne szelki dla psa. 
Mniej więcej tą godzinę później byłam gotowa. Zapukałam do pokoju chłopaka, który również był gotowy do wyjścia. Poszliśmy do auta, gdzie wsiadłam za kierownicę.
-Gdzie jedziemy?- spytał brunet.
-W góry.
-Serio? Nie wiedziałem- powiedział ironicznie.
-Najbliżej mamy Grandfather Mountain. 
-Okej.
Po około pół godzinie samochód stał już na parkingu. Zapięłam psa i plecak po czym ruszyliśmy. Jak na osobę, która na co dzień nie ma do czynienia z górami to muszę przyznać, że Diego sobie dobrze radził. Pierwsze zwątpienie wystąpiło w niego dopiero po drugim kilometrze. Usiedliśmy przy drodze robiąc sobie przerwę.
-Ile będziemy iść?- spytał brunet.
-Mamy jeszcze dziesięć kilometrów.
Chłopak jęknął z niedowierzaniem i wywrócił oczami.
-A i czeka nas noc po gołym niebem- dodałam.
-Przecież mamy ubrania tylko na jeden dzień- zdziwił się.
-Wzięłam ci do przebrania.
-Aha?
Jeszcze chwilę przegadaliśmy i ruszyliśmy dalej. Zaczęliśmy iść najtrudniejszym kawałkiem trasy. Nogi mi wysiadały, a co ma mówić Diego. W pewnym momencie usiadł na trasie i powiedział z foszkiem, że dalej nie idzie. Na szczęście parę przekupstw i minut później udało się go ruszyć. Parę męczących minut później doszliśmy do łagodnej części szlaku. Schronisko było już na horyzoncie, więc z uśmiechami na twarzach szliśmy w jego kierunku. I prawie doszliśmy, gdy spojrzałam się w bok i zobaczyłam cudny widok. Po lewej stronie na łące stało stadko małych, słodkich owieczek. Posłałam lekki uśmiech Diego i podeszłam do stada. Dałam jednej z owieczek rękę do powąchania i jak się upewniłam, że nie ucieknie zaczęłam ją głaskać. Szczególnie milusia była taka jedna szarawa kulka. Futerko miała lekko poplątane, ale nadal miękkie i puszyste. Przechodziłam tak od jednej do drugiej każdą głaszcząc. W pewnym momencie usłyszałam nad sobą głos, który należał do właściciela owiec. Z uśmiechem zaproponował mi czesanie owiec. Oczywiście się zgodziłam i z radością zaczęłam rozczesywać i czyścić owce. Na plecach czułam wzrok chłopaka, który się uśmiechał. Gdy doszłam do jednej z większych owiec przypomniało mi się ujeżdżanie owiec jeszcze w jego ośrodku. Ciekawa przygoda, jednak tutaj wolałabym tego nie powtarzać. Po wyczesaniu wszystkich zwierzaków i przy okazji wygłaskaniu ich poszłam do właściciela futrzaków. Podziękował mi za pomoc i wręczył jeden z większych oscypków. Zadowolona z siebie wróciłam do chłopaka.
-Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać- zaśmiałam się.- Mam za to oscypek. Nie będziemy głodować- wyrzuciłam ręce w górę.
Doszliśmy do schroniska wymieniając się najgorszym sucharami jakie kiedykolwiek słyszeliśmy. Usiedliśmy na ławce w środku i ściągnęliśmy buty dając odpocząć stopom. Zdecydowanie jedno z najlepszych uczuć. Gdy już w miarę odpoczęliśmy podeszłam do recepcji skąd wzięłam kluczyk do jednego z pokoi. Chwilę później się tam udaliśmy i pierwsze co zrobiłam to położenie się na łóżku. Było tak wygodne, że niemal od razu zasypiałam. Jednak nie pozwoliły mi na to ręce, które się oplotły dookoła mnie.
-Musimy się umyć- powiedział głos z charakterystyczną chrypką.
-Jutro.
-Dzisiaj.
-Ughh.
Podniosłam się z łóżka i poszłam za chłopakiem do łazienki. Wyrzuciłam go za drzwi mówiąc, że jak razem będziemy się myć to nie skończy się tak bezwinnie. Rozebrałam się i weszłam pod gorący prysznic, który a bardzo przyjemny sposób rozluźniał mięśnie. Umyłam się dokładnie i przebrałam w piżamę umywszy wcześniej zęby. Gotowa wróciłam do pokoju i położyłam się.
-Zaraz przyjdę- powiedział brunet.
-Okey dokey.
Gdy chłopak wrócił to już byłam w stanie przed snowym. Poczułam jak oplata mnie rękoma i przybliża do siebie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i już po chwili odpłynęłam.

***

Obudziły nas promienie słońca, które chamsko wpadały przez okno. Przeciągnęłam się ziewając tym samym budząc Diego. W miarę szybko ogarnęliśmy się i zjedliśmy śniadanie. Przy okazji przepłukałam Taboulet łapy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Muszę przyznać, że o wiele łatwiej się wchodzi niż schodzi w dół. Przy mocniejszym zejściu myślałam, że palce od stóp mi odpadną pomimo tego, że miałam dopasowane buty. Jednak powrót trwał krócej więc już po dwóch godzinach siedzieliśmy w aucie.
-Zrobiłeś dwadzieścia kilometrów. Jak się z tym czujesz?
-Czuje się zmęczony jak nigdy.
-I poprawnie.
Odpaliłam auto i wyjechałam z parkingu. Droga podobnie jak wcześniej zajęła nam koło pół godziny. Zaparkowałam auto i wzięłam swoje rzeczy oraz wypakowałam psa. Razem z Diego udaliśmy się do swoich pokoi, gdyż uznaliśmy, że należy to odespać. Wzięłam szybki prysznic i jak trup od razu usnęłam. Obudziłam się następnego dnia uświadamiając sobie, że już za trzy dni Alicja ma ślub. Jak ten czas szybko leci. Jeszcze nie dawno była zima, a ślub nawet w planach nie był. Podniosłam się z łóżka i ubrałam się w jakieś luźne ubrania. Dzisiejszy dzień miałam zamiar spędzić z laptopem i zrobić sobie mini spa. Przygotowałam sobie wszystkie potrzebne rzeczy i zaczęłam robić to co miałam w planach.

Diego?
1070 słów.
Przepraszam, że tak mało i mogą być błędy.

3.24.2019

Od Venus CD Diego

-Witaj skarbie- usłyszałam.
Odwróciłam się w stronę fotelu, na którym siedział pan "spierdolę sobie bez słowa, a kto mi zabroni". Obrzuciłam go wzrokiem i zauważyłam nowy tatuaż na szyi. Powróciłam do szafy gdzie przebrałam się w piżamę nie dbając o to, że miałam wciąż jego wzrok na sobie. Przebrana już zgasiłam światło w łazience i wywiesiłam ręcznik żeby wyschnął.W końcu odwróciłam się w stronę chłopaka, założyłam ręce i powiedziałam:
-Masz celibat za karę.
-Co?
-Celibat, za nie mówienie mi o wyjeździe.
-No chodź tu- wyciągnął ręce do przodu.
Podeszłam do chłopaka i usiadłam mu na kolanach wtulając się jak małpka.
-Jesteś dupkiem, wiesz?
-Wiem.
-Ale i tak cię kocham.
-Ja ciebie też.
-A teraz idź się umyć, bo śmierdzisz i idziemy spać.
Podniosłam się z kolan chłopaka i wsunęłam się pod kołdrę. Nie musiałam długo czekać, gdyż już po parunastu minutach poczułam jak kołdra się podnosi i żywy kaloryfer się do mnie przytula. Obróciłam głowę w jego stronę i lekko go pocałowałam mówiąc dobranoc. Na sen czekać długo nie musieliśmy.

***

Obudził mnie budzik, który niemiłosiernie głośno dzwonił. Znalazłam go na oślep i wyłączyłam. Delikatnie wyplątałam się z jego ramion i zaczęłam się ubierać. Chłopak oprócz tego, że obrócił się na drugi bok praktycznie w ogóle nic nie zrobił, nawet nie otworzył jednego oka. Ubrałam się w strój do jazdy i wyszłam z Taboulet z pokoju. Po chwili byłam na dworze i konsultowałam z Patrickiem co dzisiaj robimy. Stwierdziliśmy, że postawimy na trail. Osiodłałam Rimę i już po chwili byłam na hali. Trener akurat skończył wtaczać mostek na halę i zaczął mi tłumaczyć schemat. Na początek był slalom z lewej, następnie musiałam otworzyć i zamknąć bramkę, potem galop dookoła beczki, zatrzymanie i kłusem wjechać do L. Po L znowu robiliśmy kłusem koło dookoła beczki, a następnie side pass przez drąga. Po drągu miałam przejechać drągi w kłusie, na mostek stępem i na koniec obrót 360, a potem 270 w kwadracie. Na początku nie szło nam zbyt dobrze, gdyż ja byłam rozkojarzona przez co koń też. Jednak za drugim razem poszło już wszystko ładnie i gładko, jedynie z L miałyśmy problem. Jazdę zakończyłyśmy krótkim terenem, który był stępo-kłusem. Po nim rozsiodłałam klacz i odprowadziłam na łąkę. Już powoli robiło się ciepło i przyjemnie. Wiosna nadchodziła pełną parą co mnie cieszyło. Jedynym minusem jaki był to owady, które są wszędzie. Odłożyłam swój sprzęt na miejsce i wróciłam do pokoju. Zastałam tam Diego, który siedział na łóżku rozciągając się.
-Pan wstaje i się ogarnia. Jedziemy w teren.
-A miałem nadzieję na dzień cały w łóżku.
-Wstawaj i nie marudź- puściłam mu oczko.- Za pół godziny masz być w stajni.
Po tych słowach wyszłam z pokoju i wróciłam do stajni. Osiodłałam Caspera i wzięłam się za Asesino. Ogier jak zawsze na początku miał ze sobą problem, jednak po chwilowym szaleństwie w boksie się uspokoił. Po wyjściu z boksu również zaczął skakać jednak, gdy zobaczył drugiego konia, który stał grzecznie to lekko zszedł z tonu. Szybko go przeczyściłam i zaczęłam czyścić. Po dopięciu popręgu chłopak wszedł do stajni i podszedł do nas.
-Nic ci nie zrobił?- spytał.
-Grzeczny jak aniołek. Z resztą jak zawsze- prychnęłam.- Bierz go i jedziemy.
Brunet zapiął kask i wsiadł na konia co również uczyniłam. Wyjechaliśmy poza teren stajni i stępem przemierzaliśmy leśną ścieżkę.
-Jeździłaś go jak mnie nie było?
-Tak, śmieszny jest.
-W sensie?
-Jak zaczął brykać to nie zeskoczyłam i miał genialną minę.
-Mam nadzieję, że nie dał mocno popalić.
-Nie było źle, ale aniołkiem to on nie jest.
Przyśpieszyliśmy do kłusa, a Taboulet wyskoczyła do przodu nie patrząc na to, że zniknęła nam z pola widzenia.
-Wyspałeś się?
-Yup.
-O której wstałeś?
-Po dziesiątej jakoś.
-To musiałeś trochę poleżeć w łóżku.
-Na to wychodzi.
-Ścigamy się do końca łąki?- zaproponowałam.
-Okej.
Policzyliśmy do trzech i rzuciliśmy się galopem. Konie szły w miarę równo, jednak to As był szybszy i przodował. Lecieliśmy szybkim tempem dość długi kawałek. Kończyła nam się łąka, więc krzyknęłam:
-Zwolnij, tam jest pastuch!
Chłopak skręcił konia i zaczął zwalniać tak, że po chwili był obok mnie. Obydwa konie były spocone, więc stwierdziliśmy, że im starczy i pora wracać. Oczywiście powrót nie był spokojny jak planowaliśmy. Nie obyło się bez galopów i kłusów. Dlatego po powrocie musieliśmy odziać wierzchowce w derki. Diego powiedział, że jeszcze zaliczy trening z masłem. Ja w tym czasie cofnęłam się do pokoju gdzie wzięłam szybki prysznic i ubrałam czyste ubrania. Położyłam się na łóżku i złapałam laptop, na którym odpaliłam jakiś horror. Niestety horrorem tego nazwać nie można było. Była to bardziej komedia romantyczna. Laska ciągle umierała powtarzając ten sam dzień i przy tym miała problemy z chłopakiem, rodziną i znajomymi. Chociaż się trochę uśmiałam choć nie to miałam na celu. Odłożyłam laptop na biurko i usłyszałam jak drzwi od pokoju się otwierają. Wszedł przez nie pan Diego i klapnął obok mnie. Rozpięłam mu koszulę lekko ją zsuwając i zaczęłam się przyglądać jego tatuażowi. Z daleka wyglądał ciekawie jednak z bliska przypominał Jezusa z pióropuszem. Przynajmniej miał fajną brodę. Skończyłam obczajać tatuaż i chwilę po tym zawibrował telefon. Spojrzałam na telefon i przypomniało mi się co miałam powiedzieć chłopakowi.
-Pamiętasz jak ci mówiłam o tym ślubie?
-Tak, co z nim?
-Jest w przyszłym tygodniu.
-Już? Myślałem, że później.
-Jakoś tak wyszło. A wiesz co to znaczy?
-Nie, chyba.
-To, że jedziemy jutro na zakupy.- uśmiechnęłam się.
Chłopak przewrócił na to oczami. Jednak coś czuję, że dłużej spędzimy czasu na szukanie garnituru, gdyż sukienkę już miałam namierzoną.

Diego?
906 słów.


2.23.2019

Od Venus CD Diego

Wstałam równo z budzikiem ustawionym na siódmą, jednak nie miałam siły wstać, więc jedynie go pacnęłam i powróciłam do swojego gniazda z kołder. Obudził mnie dopiero telefon, na którym wyświetlało się imię trenera. Jak oparzona podniosłam się do siadu i odebrałam.
-Coś się stało?- spytałam próbując usunąć chrypkę z głosu.
-Tak, powinnaś już być na koniu i zaczynać trening.
-Co? Już? Cholera już idę.
Rozłączyłam się i pobiegłam do łazienki gdzie szybko umyłam zęby i związałam włosy. Wciągnęłam na siebie pierwsze lepsze buty, bluzkę i buty oraz złapałam w jedną rękę ostrogi, a w drugą kask. Wybiegłam z pokoju nie martwiąc się zamykaniem go. Do stajni weszłam zdyszana i wyczyściłam konia jedynie w miejscach gdzie było to konieczne. Zarzuciłam klacz na grzbiet siodło i założyłam ogłowie. Wsiadłam w stajni i wyjechałam kłusem w stronę hali zakładając kask. Gdy dotarłam na halę zobaczyłam mężczyznę siedzącego w telefonie.
-Wow, myślałem, że cię Peggy Blue dorwała i zostawiła zwłoki w lesie.- powiedział.
-Ha ha, bardzo śmieszne.
-Nie mamy czasu na stęp. Rozgrzej ją w kłusie i w galopie. Skup się głównie na ramie okej?
-Spoko.
Zrobiłam tak jak kazał Patrick. Rozgrzałam się na kwadracie z drągów robiąc obroty i chody boczne. Gdy uznałam, że jest odpowiednio rozgrzana podjechałam do mężczyzny, który właśnie skończył ustawiać tyczki.
-Pobawimy się w pole bending co ty na to?
-Wiem, że i tak nie mam wyboru.
-Dobra odpowiedź. Najpierw przejedź stępem.
Podjechałam do tyczek skręcając między nimi. Nie dojechałam do trzeciej, gdy usłyszałam:
-Za wcześnie skręcasz. Dupa ci zostaje. W galopie zwalisz wszystko.
Przewróciłam oczami, ale zastosowałam się do rad. Przejechałam do końca i wróciłam na start i usłyszałam:
-Nie podnoś tak tej ręki przy skręcaniu i rozluźnij tą, którą nie trzymasz wodzy.
-Dobra.
-Kłusem.
Zakłusowałam i przejechałam całość stosując się do rad starszego. Nie otrzymałam żadnych uwag, a nawet dostałam polecenie, by przejechać lopem, a następnie galopem.
-Jest dobrze. Teraz polecisz na szybkość jak na zawodach.
-Okej, ale jak umrę to będzie twoja wina.
-Żadna mi strata.
Brązowowłosy otworzył skrzydło wejścia do hali, za którym miałam się ustawić. Podekscytowana klacz zadreptała w miejscu.
-Jedź!
Pochyliłam się do przodu, przesunęłam rękę do przodu i spięłam klacz ostrogami. Wyskoczyła gwałtownie do przodu i wjechałyśmy na tyczki. Na szczęście zmieściłyśmy się w tych siedmiu metrach pomiędzy tyczkami. Na końcu zawróciłam gwałtownie klacz i tą samą trasą wróciłam wyjeżdżając znowu poza halę. Zatrzymałam gwałtownie klacz i pogłaskałam ją po szyi. Po chwili podszedł do mnie trener z pochwałą.
-Jak na laika w szybkościówkach było okej. Czterdzieści sekund.
-I tak dobrze.
-Rozstępujcie się i koniec na dzisiaj.
-Okej, dzięki.
-Do jutra. Pamiętaj o rajdzie.
-Jasne, pa.
Popuściłam klaczy wodze i wjechałam na halę spokojnie stępując. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zobaczyłam wiadomość od Diego.
Żelazny dzban :3: Skarbie wyjechałem. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale spałaś. Jeśli będziesz chciała się zabawić, to konie są do twojej dyspozycji. Nie martw się, nic mi nie będzie, siedzę w domu. Kocham cię
Na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie i złość. Jak mógł nic nie powiedzieć? Obudzenie to parę sekund nic by się nie stało. Wróciłam do stajni i rozsiodłałam konia po czym wybrałam numer. Nie musiałam długo czekać gdyż już po chwili chłopak odebrał.
-Nie mogłeś mnie obudzić?- spytałam zdenerwowana.
-Chciałem żebyś się wyspała.
-To byłaby walona sekunda. Nic by mi się nie stało.- syknęłam.
-Skarbie...
-Nie skarbuj mi tutaj. Masz szczęście, że chociaż napisałeś.
-Nie wyjechałbym bez słowa.
-Co teraz robisz?
-Sprzątam boksy.
-Ciekawie. Mam nadzieję, że nie dotkniesz żadnego byka.
-Nie mam zamiaru.
-To dobrze. Trzymaj się.
-Pa.
Rozłączyłam się i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni. W siodlarni przebrałam buty na sztyblety i ściągnęłam ostrogi po czym zajęłam się siodłaniem Caspera. Ostatnimi czasy stwierdziłam, że go wytrenuję, pojadę jakieś zawody i go sprzedam. Lubiłam skakać, ale western był dla mnie górą, a nie chciałam zmarnować potencjału tego konia. Założyłam na niego sprzęt i wsiadłam przed stajnią. Na dzisiejszej jeździe przyzwyczajałam go do drągów leżących na ziemi. Na początku oczywiście stawiał opór, ale później się uspokoił. Jazdę skończyłam po półtorej godziny i stwierdziłam, że wyprowadzę Rimę, Caspera i Almę na wybieg, a wsiądę na Asesino. Trójka koni tolerowała siebie i się nie gryzła, więc wyprowadziłam wszystkie naraz. Po zamknięciu ogrodzenia i wróceniu do stajni wzięłam sprzęt ogiera. Weszłam z kantarem do boksu i na dzień dobry przywitały mnie zęby ogiera.
-Popierdoliło cię.- powiedziałam podnosząc gwałtownie rękę na co się cofnął.- Jak mnie dziabniesz to dostaniesz po ryju.
Założyłam ogierowi kantar i wyprowadziłam go na stanowisko gdzie został przyczepiony. Nie był szczególnie brudny, więc musiałam tylko ogarnąć kopyta. Z siodlarni wzięłam swój sprzęt do ujeżdżenia. Wolałam nie ryzykować ze skokówką Diega. Osiodłałam konia przy czym strasznie się wiercił i nie umiał ustać jak zwyczajny koń. Gdy był ubrany i on i ja wyszłam ze stajni. Asesino zaczął się wyrywać i szarpać widząc inne konie na pastwisku, więc nie pozostało mi nie innego niż obkręcać go aż się uspokoi co w końcu się udało. Doszliśmy na halę, którą dla bezpieczeństwa zamknęłam. Dopięłam popręg i wsiadłam na konia, który od razu próbował wyrwać wodze.
-Tak się nie bawimy mój drogi.
Odciągnęłam wodzę w bok każąc mu skręcić. Takim sposobem wjechałam na dość wąską woltę, z której próbował się wyrwać. Gdy lekko się uspokoił wyjechaliśmy na ścianę. Ogier czując, że nie krępuje go wodza wyskoczył w górę i poleciał przed siebie. Gwałtownie pociągnęłam wodzę znowu wjeżdżając na koło. Znowu czekałam aż się uspokoi i wyjechałam na prostą. Znowu zaczął brykać próbując się mnie pozbyć. Chyba był zdziwiony tym, że nie zeskoczyłam, bo po chwili zatrzymał się w miejscu mocno dysząc. Nie dałam mu stać i ruszyłam do kłusa. Próbował wykorzystać każdą okazję, by się mnie pozbyć i by nie obniżyć głowy. W pewnym momencie zdenerwowałam się i mocniej użyłam pomocy ściągając łeb konia w dół. Cholera mała próbowała się chować  przed wędzidłem jednak ciągle podpierany łydką nie mógł tego zrobić. Ta pozycja była najlepsza, bo nawet jakby chciał bryknąć to nie może. Jedyne co mu zostaje to ponoszenie co robił. Cała jazda nam minęła na jeżdżeniu dookoła próbując złapać choć małą nitkę porozumienia co tym razem mi nie wyszło. Jednak koń już nie próbował brykać, więc zadowolona skończyłam jazdę. Odprowadziłam go do boksu gdzie go rozsiodłałam i zaprowadziłam na oddzielny wybieg. Jakoś nie pociągała mnie opcja, że ogier zapłodni Almę albo Rimę.

Diego?
1046 słów.
Będę biła.

2.11.2019

Od Venus do Vicky

Dzień rozpoczął się tak jak zawsze. Pieprznęłam ręką w budzik, sturlałam się z łóżka i dopełzłam do szafy. Przy obszernym meblu jakimś cudem stanęłam na nogi i wygrzebałam pierwsze lepsze jeansy i bluzę. Popatrzyłam na trzymane ubrania krytycznym wzrokiem i stwierdziłam, że gorzej już być nie może. Dotuptałam do łazienki i jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy się okazało, że jednak może być gorzej. Przez moje włosy chyba przeszło tornado, a do utrwalenia tej szopy to chyba krowa przejechała mi językiem po głowie. Jakby tak było to na pewno byłaby to Peggy Blue. Ten cielak nigdy nie lubił mnie i Rimy. Ale cóż poradzić. Złapałam swój zestaw ratunkowy (w składzie szczotka, prostownica i miliony gumek) i zaczęłam ogarniać swoje gniazdo. Po wyczesaniu wszystkich kołtunów i wyrwaniu pięciu ton włosów zaczęłam je prostować i muszę przyznać, że wreszcie można to włosami nazwać. Związałam swoją sierść w kucyka i zabrałam się za twarz. Na szczęście nie przypominała pola minowego tak jak się zdarzało, gdy byłam młodsza. Jedyne co mogłam zauważyć to duże, fioletowe sińce. Jednak zlałam je twierdząc, że wyglądają jak fiołki i każdy będzie je kochał i podziwiał. Umyłam zęby i założyłam na siebie super, ekstra, piękny zestaw. Ha! Nieprawda. Wyglądałam jak kupa i to w dodatku rozjechana. Ale dobra. Miłości swojego życia nie spotkam, a atak fotoreporterów w tym miejscu graniczył z cudem. Złapałam w dłoń kowbojki i kask po czym wyszłam z pokoju. Oczywiście nie obyło się bez mojego szarego szczura, który polazł za mną. Taboulet widząc co niosę w ręku pisnęła i zaczęła biec przed siebie w euforii. Niby powinnam ją złapać, ale po co? Raczej nie zagryzie nikogo i nie zje dywanu. Po wejściu do stajni poszłam do mojego ulubionego boksu, czyli tego na środku. Chciałam się przywitać ze swoją kobyłą, ale nie mogłam. Czemu? Jakiś wielce inteligenty stajenny zapewne ją wypuścił. Popatrzyłam ze smutkiem na swoje laczki i stwierdziłam, że będę musiała je usyfić w drodze po kobyłę. Wzięłam z siodlarni halter z linką i wyszłam z budynku. Poszłam w stronę padoków i na szczęście tam stała tarantka. Nie marzyło mi się biegać za nią po łąkach. Popatrzyłam ze smutkiem na swoje buty, a następnie n błoto na padoku. Westchnęłam i przeszłam przez płot. Doszłam do klaczy, która na szczęście była nastawiona pokojowo i nie próbowała uciekać na mój widok. Założyłam jej halter i poszłam do bramki, którą otworzyłam i wyszłam z brudasem. Po dojściu do stajni przywiązałam klacz i zastanowiłam się co teraz. Kobyła była cała w mokrym błocie. Nie myśląc dłużej zaciągnęłam ją do solarium i postawiłam zostawiając ją na pastwę losu. Przez ten czas przygotowałam sobie cały potrzebny sprzęt po czym wróciłam po nieparzystokopytną. Dotknęłam ją palcem i z zadowoleniem stwierdziłam, że wyschnęła. Zaprowadziłam ją na stanowisko i tam ją wyczyściłam oraz podcięłam szczotki pęcinowe. Zmacałam zad klaczy i z zadowoleniem stwierdziłam, że mięśnie się ładnie rozbudowywują. Po chwili osiodłałam klacz i poszłam na halę gdzie jazdę miała ujeżdżeniowa grupa. Moją uwagę zwróciła dziewczyna, która była z srokatym koniem w rogu hali. Wsiadłam na Rimę i podjechałam do niej stępem. Chwilę patrzyłam na jej pracę i na to jak skupiona była na tym co robi. W pewnym momencie poczuła mój wzrok i spojrzała na mnie. Uśmiechnęłam się w jej kierunku i powiedziałam:
-Hej, jestem Venus, a to Rima.- wskazałam na klacz.
-Vicky, a to Aspergell.
-Miło mi poznać.

Vicky?
555 słów.

2.06.2019

Od Venus CD Diego

-Na jak długo?-spytałam.
-Nie wiem jeszcze.
Westchnęłam głęboko i wyciągnęłam ręce pokazując chłopakowi, że ma podejść. Wgramolił się na łóżko i położył obok. Wolną ręką zaczęłam bawić się jego włosami.
-Tylko obiecaj, że nic Ci się nie stanie.
-Obiecuję.- odpowiedział pewnie.
Wiedziałam, że udzieli mi takiej odpowiedzi jednak nadal się o niego bałam. Na zawodach też miał sobie nic nie zrobić, a skończył z uszkodzonym kolanem. Właśnie, a propo kolana.
-Diego, gdzie twój usztywniacz?
Chłopak popatrzył się skołowany na swoje nogi. Chyba sam zapomniał, że go na sobie nie ma.
-Musiałem zdjąć na jazdę.
-Przepraszam bardzo, co?
-Wsiadłem na Terrora.
-Brak mi słów na ciebie.- przetarłam twarz dłońmi.
Owszem mogłam mu zrobić kazanie i nakrzyczeć jednak po co? I tak by to powtórzył.
-Jesteś takim idiotom.- powiedziałam wtulając się w jego ciało.
-Wiem Ves, wiem.
Po chwili wstalam i zaczęłam się ubierać w kurtkę i szalik.
-Co robisz?- spytał chłopak.
-Idziemy lepić bałwana.- wyszczerzyłam się z zadowoleniem.
Zostałam obdarzona wzrokiem w stylu: "tobie już kompletnie na mózg padło", ale chłopak również wstał i zaczął się ubierać. Gdy byłam gotowa podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam marchewkę. Już po chwili szliśmy z chłopakiem przez korytarz. Gdy wyszliśmy na dwór wzięłam w ręce śnieg, by sprawdzić czy się lepi i na szczęście się lepił. Korzystając z okazji zgniotłam śnieg, który trzymałam i rzuciłam w chłopaka. Nie musiałam długo czekać, aby dostać tym samym.
-Dobra, dobra koniec.- zarządziłam.
Ustaliliśmy, że on utoczy dół bałwana, a ja górę. Chłopak pierwszy skończył robić kulę i gdy chciałam nałożyć swoją na niego nagle zobaczyłam jak coś mi śmignęło obok wskakując na kulę i ją niszcząc. Chart zadowolony z siebie stanął przede mną i zamerdał ogonem po czym szczeknął. Popatrzyłam z litością na psa i wyszeptałam w jej stronę groźbę na co chłopak się zaśmiał.
-Ty się nie śmiej tylko ją od nowa tocz.
Już po chwili kula była gotowa, więc nałożyliśmy je na siebie i dla bezpieczeństwa złączyliśmy je śniegiem. Zaczęłam robić trzecią kulę na głowę, a Diego w tym czasie poszedł na poszukiwanie patyków. Wrócił chwilę po tym jak przymocowałam do bałwana głowę. Taskał za sobą jedną wielką gałąź, od której dochodziło parę mniejszych. Jak się spytałam dlaczego po prostu nie oderwał ich powiedział, że chciał wybrać te idealne. Zaśmiałam się na to jakim tonem głosu to stwierdził po czym oderwaliśmy dwie gałązki i wsadziliśmy w boki bałwana. Potem wsadziłam w jego twarz marchewkę i zaczęliśmy szukać kamieni co nie było łatwe pod tą warstwą śniegu. Z całej pracy mogę przyznać, że to zabrało najwięcej czasu, lecz jak już je znaleźliśmy i przymocowaliśmy do bałwana to wyglądał bosko.
-Jaki on piękny. Aż się wzruszyłam.- udałam, że ocieram łzy.
-Masz rację. Jest piękny.- przytaknął.
I w tym momencie mój majestatyczny, pełen gracji pies wpadł w bałwana tworząc mu na brzuchu odcisk swojego pyska.
-To nie pies, to idiota.- powiedziałam.
Diego w tym czasie ulepił kulkę i rzucił ją w stronę psa. Suczka wyskoczyła w górę i złapała kulkę po czym szczeknęła czekając na więcej. Diego zadowolony z reakcji psa powtórzył swoją czynność jeszcze parę razy, a ja stałam z boku przypatrując się im z uśmiechem. Poczułam jak telefon w kieszeni zawibrował więc go wyciągnęłam. Na ekranie było imię siostry Gabriela. Lekko zdziwiona odebrałam i od razu usłyszałam jej szczęśliwy głos.
-Hej Venus.
-Hej Ali co tam?
-Chciałbym Ci coś powiedzieć.
-Coś się stało?- zapytałam zdziwiona.
-Zaręczyłam się i jesteś zaproszona na ślub.
-O boże! Kochana, jak się cieszę! Gratulacje!
-Dzięki. Chciałam Ci już teraz powiedzieć, że jesteś zaproszona, ale zaproszenie dojdzie za niedługo.
-Super! Jeszcze raz gratulacje.
-Dziękuję.- zaśmiała się.- Muszę kończyć. Mam jeszcze parę osób do obdzwonienia.
-Do zobaczenia!
-Paa.
Po schowaniu telefonu podeszłam do chłopaka, który nadal się bawił z psem. Objęłam go od tyłu rękoma i powiedziałam:
-Będę miała cię okazję zobaczyć w garniaku.- powiedziałam uśmiechając się. Diego w garniturze to to co chce zobaczyć.
-A co się stało?
-Zostałam zaproszona na ślub, a ty idziesz ze mną.
-Ślub? Kogo?
-Siostry Gabriela. Nie znasz jej, ale jest bardzo sympatyczna i kochana.
-Kiedy jest?
-Nie wiem zaproszenie dopiero dojdzie.
Po tych słowach zawołałam Taboulet, która skacząc jak królik dobiegła do nas i zaczęła się o mnie ocierać swoim mokrym cielskiem. Weszliśmy na piętro i każdy poszedł do swojego pokoju. Ściągnęłam z siebie mokre ubrania po czym się przebrałam. Usiadłam przy biurku i załapałam w rękę długopis. Nie miałam zamiaru niczego rysować. Robiłam różne bazgroły, linie, koła, ale i tak w ostateczności wyszedł koń. Trochę koślawy, ale jednak koń. Siedziałam nad kartką jeszcze godzinę pastwiąc się nad nią, aż mi się znudziło. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na stołówkę. Było tyle ludzi jak chyba jeszcze nigdy. W samej kolejce po jedzenie czekałam pół godziny. Zorientowałam się, że nie ma wolnych miejsc, więc wzięłam jedzenie i poszłam z nim na górę. Usiadłam na łóżku i zaczęłam jeść co chwilę dzieląc się z wiecznie wygłodniałym whippetem. Po skończonym jedzeniu nagle mnie zamuliło tak, że nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Jednak moja pora pobudki też nie była normalna, bo wstałam po czwartej. Próbowałam się z powrotem zakopać pod kołdrą i iść spać jednak było to na marne. Przebrałam się w ubrania na jazdę i zawołałam suczkę. Ubrałam ją w ubranko, gdyż pogoda na dworze nie była zbyt ciepła i zapięłam ją na smycz. Wyszłam szybko z budynku akademika. Jak się pośpieszę to zdążę na wschód słońca. Jak byłam parę metrów od akademii odpięłam suczkę i ruszyłam żwawym krokiem jedną ze ścieżek. Prowadziła ona na niewielkie wzgórze, z którego, był piękny widok. Po paru minutach szybkiego marszu stałam na wzgórzu. Miałam jeszcze parę minut, więc zaczęłam rzucać suczce patyk znaleziony po drodze. Gdy po raz kolejny wróciła z zabawką słońce zaczęło wchodzić. Niebo nabrało wspaniałego koloru, który wręcz musiałam sfotografować. Stałam tak jeszcze chwilę podziwiając niebo, że nie zauważyłam, że nigdzie nie ma suczki. Zaczęłam za nią wołać denerwując się coraz bardziej. W końcu wypatrzyłam jedne ze śladów na ziemi i zaczęłam za nimi podążać. Zagłębiałam się coraz głębiej w las, aż zobaczyłam suczkę. Zaczęłam biec truchtem przez co nie zauważyłam dziury i w nią wpadłam tworząc piękną maseczkę z błota i śniegu na twarzy.
-Ty szkodniku.- powiedziałam do psa.- Chodź tu i to teraz!
Suczka chwilę analizowała moje słowa po czym podeszła. Od razu zapięłam ją na smycz i próbowałam ściągnąć z siebie pozostałości po upadku. Większość udało się usunąć jednak i tak duża część pozostała w moich włosach i szaliku. Westchnęłam głęboko i zaczęłam wracać tą samą ścieżką. Po dojściu do akademika przedostałam się do pokoju uważając żeby nikt mnie nie zauważył i szybko weszłam pod prysznic. Usunęłam z włosów błoto, szybko je wysuszyłam i uvralam na siebie rzeczy do jazdy po czym wyszłam do stajni.

<Diego?>
1111 słów xD

2.03.2019

Od Venus CD Diego

Ktoś zapukał do drzwi, więc w mgnieniu oka naciągnęłam na siebie bieliznę i w miarę ogarnęłam włosy. Podeszłam do drewnianej powłoki i ją otworzyłam. Zastałam dość nietypowy widok, a mianowicie dziewczynę z fioletowym pióropuszem na głowie.
-Przepraszam, myślałam, że to pokój Leonarda.- powiedziała uciekając wzrokiem.
-Nie trafiłaś, Jaśnie Książę nie mieszka w akademii.
-Och.
-Jestem Venus.- wystawiłam do niej rękę.
-Noah.
-Uważaj na księcia, jest ostro jebnięty.- puściłam jej oko.
-Okej?
Po tych słowach cofnęła się, a ja zamknęłam drzwi. Wróciłam na łóżko, na którym zawinęłam się w kołdrę i wzięłam pod nią psa. Jednak nie trwało to długo, gdyż już po chwili kołdra się uchyliła i zobaczyłam twarz mojego chłopaka.
-Kto to był?- spytał.
-Jakaś laska Leosia.
-Co?-spytał zszokowany.- On i dziewczyna? Współczuje.- złapał się za serce.
Zaśmiałam się z jego reakcji i wyrwałam mu kołdrę, by znowu się nakryć. Poczułam jak łóżko ugina się pod jego ciężarem i powiedziałam:
-Uważaj, tu leży pies.
-A ja nie mogę?
-Możesz iść w nogi.
Usłyszałam jak chłopak prychnął i po chwili wlazł pod kołdrę i zaczął głaskać suczkę. Przeleżeliśmy tak jeszcze chwilę po czym podniosłam się z łóżka. Nie było zbyt późno, więc szybko się ubrałam i wzięłam książki. Teraz, gdy wróciła mi w większym stopniu sprawność mogłam powrócić na lekcje. Poinformowałam chłopaka, że idę na lekcje po czym wyszłam. Za dwadzieścia minut zaczynałam dodatkową lekcję z języka francuskiego u pani Benito. Szybkim krokiem doszłam do sali, w której miała się odbyć lekcja. Oprócz mnie w pokoju siedziały dwie osoby, których raczej nie kojarzyłam z wyglądu. Przeglądnęłam notatki z ostatniej lekcji, które były nieaktualne. Odwróciłam się do jednej z dziewczyn i poprosiłam ją o zeszyt. Zaczęłam przeglądać co robili na ostatniej lekcji i były to pytania. Akurat, gdy skończyłam przeglądać notatki do sali weszła pani Benito.
-Salut.- powiedziała.
-Bonjour.- odpowiedzieliśmy chórkiem.
-Dzisiaj przerobimy pytania do drugiej osoby. Zaczynajmy.
Kobieta zaczęła pisać różne zdania i ich tłumaczenia na tablicy. Wszystko zapisywałam próbując zapamiętać podane frazy. Gdy skończyliśmy pisanie zaczęliśmy rozmowę. Nauczycielka wskazała na jedną z dziewczyn i powiedziała:
-Spytaj mnie jak się nazywam.
-Comment t'appelles-tu?
-Parfaitement. Teraz ty,- wskazała na mnie.- Spytaj mnie gdzie mieszkam.
-Tu habites où?
-Dobrze.
W podobny sposób spytała pozostałe osoby. Gdy stwierdziła, że pora suchej teorii kazała nam się dobrać w pary. Trafiłam na chłopaka, którego znałam tylko z widzenia. Mieliśmy przeprowadzić rozmowę, jakbyśmy się dopiero poznali i chcieli się poznać, co w pewnym sensie było prawdą.
-Zacznij.- powiedział.
-Tu t'appelles comment?
- Je m'appelle Reker et toi?
-Je suis Venus. Tu as quel age?
-J'ai 19 ans. Et toi?
-J'ai 18 ans. Où habites-tu?
-J'habite à Carolina.
Po tym zdaniu pani Benito klasnęła w ręce przerywając wszystkim.
-Super wam idzie! Myślę, że w tym momencie możemy skończyć lekcję. Zadanie domowe wyślę wam na maila.
Wszyscy zaczęli się pakować. Gdy byłam gotowa poszłam w stronę drzwi i na do widzenia powiedziałam:
-Au revoir.
Nauczycielka odpowiedziała mi tym samym. Ruszyłam w stronę swojego pokoju, w którym zastałam jedynie charcicę. Ściągnęłam z wieszaka jej smycz na co zaczęła cieszyć się jak głupia. Przypięłam samicę i wzięłam jeszcze słuchawki. Podpięłam je do telefonu i puściłam muzykę po czym wyszłam z budynku. Poszłam za stajnię i skierowałam się w stronę jednej z dróg. Była ona dość mocno ośnieżona przez co Taboulet musiała skakać co wyglądało wręcz śmiesznie. Spuściłam samicę, gdy byłam już oddalona od akademii. Szłam wolnym krokiem podziwiając krajobraz. Mogłam śmiało przyznać, że zima to moja ulubiona pora roku. Jest chłodno, wszystko jest białe i nie trzeba się golić, ani się nie poci. Czego chcieć więcej? Po jakimś czasie droga zamieniła się w las i jedynym odgłosem jaki słyszałam były moje kroki i skoki psa. Schyliłam się do śniegu i uformowałam z niego kulkę. Zawołałam suczkę, która z zaciekawieniem na mnie popatrzyła i rzuciłam śnieżką. Psina pobiegła za nią i wskoczyła pyskiem do śniegu przez co się zdziwiła, że nigdzie nie ma jej celu. Zaśmiałam się z niej i powtórzyłam tą czynność kilka razy. Gdy w końcu charcica zrozumiała, że nie złapie kulki podbiegła do mnie i zaczęła skakać prosząc mnie o zabawę w berka. Nie mogąc się na nią napatrzeć odbiegłam parę kroków, a ona zrobiła to samo. Gdy chciała mnie szturchnąć pyskiem znowu odskoczyłam i znowu i znowu, aż nie straciłam siły podobnie jak pies. Zaczęłyśmy iść w drogę powrotną, gdy nagle Taboulet wskoczyła mi pod nogi przez co straciłam równowagę i upadłam na śnieg. Obróciłam się na plecy i zaczęłam się śmiać jak opętana robiąc przy tym aniołka. Suczka podbiegła do mnie i zaczęła wokół mnie skakać co chwila mnie liżąc. W końcu odtrąciłam ją od siebie i wstałam. Byłam cała przemoknięta, a z moich włosów się wręcz lało. Zapięłam psa na smycz i truchtem wróciłyśmy do akademii. Po wejściu do pokoju od razu zrzuciłam z siebie ubrania i powiesiłam je na kaloryferze. Wytarłam psa i poszłam pod prysznic, by się ogrzać. Na początku woda wręcz mnie parzyła, jednak po chwili stała się przyjemna. Stałam tak do momentu, gdy skóra mi się pomarszczyła. Wyszłam z pod prysznica i wytarłam się po czym założyłam na siebie piżamę jednorożca. Wygrzebałam z szafki opakowanie ciastek i nasypałam psu jeść po czym wskoczyłam do łóżka. Odpaliłam laptopa i wyszukałam na nim The haunting of hill house po czym go puściłam. Pałałam szczególną sympatią do tego serialu, bo był jednym z tych, które mnie nie usypiają, a wręcz rozbudzają. Wkładałam sobie kolejne ciastko do buzi, gdy nagle na ekran wyskoczyła mi pani w wykrzywioną szyją i w tym samym momencie otworzyły się drzwi od mojego pokoju. Zaczęłam się krztusić, a Gabriel popatrzył na mnie jak na idiotkę i klepnął mnie w plecy po czym glebnął obok mnie.
-Co oglądasz?- spytał.
-Hill house. Czemu tu jesteś?
-Nie mam co robić, a nigdzie nie widziałem Diego, więc jest albo u ciebie albo gdzieś polazł.
-Aha. Mam zamiar oglądać, więc umilknij albo wyjdź.
-A chciałem porozmawiać z kuzynką.- powiedział na odchodne.
-Ta, ta, pa.
Włączyłam znowu odcinek całkowicie wtapiając się w akcję tak, że nawet nie wiem kiedy skończyłam ciastka.

<Diego?>
1003


Od Venus CD Diego

-Zaciążyłam i urodziłam? O mój boże. Musiałam dużo wypić.- powiedziałam zmieszana.
Diego popatrzył na mnie jak na debila i się zaśmiał. Wtedy mój mózg rozpoczął właściwą pracę i skapnęłam się, że musi mówić o wierzchowcu.
-Nowy koń?
-Zgadłaś.
-To idziemy go zobaczyć.- powiedziałam.
Wstałam z ziemi i zaczęłam się ubierać w przypadkowe ubrania. Szybko się uwinęłam, bo już po chwili stałam obok chłopaka i trzymałam go pod rękę. Diego zaśmiał się na mój entuzjazm i już po chwili byliśmy w drodze.
-Jakiej rasy?- spytałam.
-Czysty arab.
-Co?!- złapałam się za twarz w zachwycie.- Wyprzytulam go maksymalnie.
Chłopak pozostawił to bez komentarza. Weszliśmy do stajni i skierowaliśmy się do jednego z boksów. Zajrzałam przez kraty, a moim oczom ukazał się śliczny siwy jabłkowity konik. Nie czekając na Diego podeszłam do boksu i otworzyłam kraty po czym zaczęłam głaskać konia, który nie miał nic przeciwko, a nawet się przymilał. Schyliłam się lekko, by spojrzeć na jego brzuch i powiedziałam:
-Ale z ciebie przystojniak. Jak się nazywasz?
-Attack On The Royal Family. Po prostu Terror.
-Czyli kolejny fan naszego kochanego monarchy.
-Dokładnie.
-Cudny jest. Chodzi pod siodłem?
-Tak.
-Już go kocham.- oświadczyłam.- Oddaj mi go.
Chłopak się zaśmiał i wystawił język.
-Możesz śnić.
-Ehh, to muszę się zadowolić tylko jednym przystojnym panem.- cmoknęłam chłopaka.
-Jakoś sobie musisz poradzić.- pocałował mnie ponownie.
-Ohyda.- usłyszałam głos z tyłu.
I wywołałam wilka z lasu pod postacią egoistycznego jajka. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam Księcia Reniferowy Zad Windsdora. Objechałam go wzrokiem od góry do dołu i przybliżyłam dłoń do twarzy, by udać gest wymiotowania. Jaśnie pan na to co zrobiłam odwrócił się i odszedł.
-To taka mniej denerwująca i trochę bardziej chłopięca wersja Stelli.- powiedziałam.
-Racja.
-Idziemy leżeć i grubnąć.- pociągnęłam chłopaka za rękę w stronę wyjścia ze stajni.
-Mi pasuje.- wzruszył ramionami.
Poszliśmy do pokoju, gdzie niemal od razu rzuciłam się na łóżko. Obok mnie wskoczyła psina ze swoją zabawką. Wyciągnęłam jej gryzak z dłoni i zaczęłam się z nią bawić.
-Alves, rusz tu ten seksowny tyłek.- powiedziałam.
Chłopak usiadł obok mnie i zabrał mi zabawkę po czym sam zaczął droczyć się z psem. Już po paru minutach samica była zdyszana.
-Do siebie.- powiedziałam.
Taboulet zeskoczyła z łóżka i posłusznie poszła do swojej klatki i położyła się na legowisku. Zbliżyłam się do chłopaka i wplotłam rękę w jego włosy delikatnie masując głowę na co zamruczał. (Uwaga 16+) Gdy przymknął oczy przemieściłam rękę na jego krocze przez co od razu się ożywił i spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale nie protestował. Równomiernie zaczęłam zaciskać dłoń przez co poczułam jak jego przyjaciel się podnosi. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-Nie wiem jak ciebie, ale mnie to nie zmęczy ani nie uszkodzi.
Wkradłam się ręką pod materiał spodni lekko je zsuwając. Drugą w tym czasie ściągnęłam je z chłopaka. Po chwili to samo stało się z bokserkami. Gdy dotknęłam jego członka jego oczy się przymknęły, a usta rozchyliły. Uwielbiałam patrzeć na niego w takich sytuacjach, gdy czuł tylko i wyłącznie przyjemność. Przyśpieszyłam ruch ręką na co jęknął.
-Patrz na mnie.- powiedziałam.
Chłopak otworzył oczy, które miały ciemniejszy odcień. Zsunęłam się niżej i wzięłam do ust główkę. Lekko się zassałam i zaczęłam ruszać językiem. Po chwili wzięłam go całego i spojrzałam na chłopaka. Patrzył na mnie z wyraźnym pożądaniem i satysfakcją. Po chwili wróciłam znów do główki, a ręką zaczęłam jeździć po jego całej długości. Nie musiałam długo czekać, gdyż już po chwili poczułam słoną ciecz. Pomogłam naciągnąć chłopakowi na biodra bokserki. Gdy podciągnęłam się na wysokość jego twarzy dał mi całusa w czoło.
-Idź spać. Ja się umyję i przyjdę.- powiedziałam.
Chłopak przytaknął, a ja poszłam do łazienki. Mogłam śmiało powiedzieć, że mycie szło mi o wiele sprawniej niż ostatnio. Już po chwili zakładałam na siebie piżamę z Myszki Miki i zakopywałam się pod kołdrą.

***

Wstałam dość późno, bo dochodziła jedenasta. Odwróciłam się w stronę bruneta, który na mnie patrzył. Gdy zobaczył, że nie śpię chciał mnie pocałować, ale spotkał się z moją ręką.
-Nie myliśmy zębów. To jest obrzydliwe.- powiedziałam.
Chłopak na moje słowa jęknął po czym powoli wstał. Obszedł łóżko dookoła i wziął mnie na ręce. Popatrzyłam na jego twarz i po chwili powiedziałam:
-To nie fair.
-Ale co?
-Nie można tak dobrze wyglądać z rana.- założyłam ręce na klatkę piersiową.
Chłopak się zaśmiał po czym postawił mnie w łazience i wręczył szczoteczkę.
-To dla pani.
Z szafki wygrzebał jedną dla siebie i zaczęliśmy myć zęby śmiejąc się z siebie i swoich opienionych twarzy.
-Bupajsosamsa?- spytałam.
-Jladjnopds.- odparł.
-Msks.
Wyplułam pastę z ust i ponownie spytałam:
-Jakieś plany na dzisiaj?
-Raczej nie.- odparł.
-To pojedziemy na miasto do McDonalda.
-Spoko.
Po tej krótkiej rozmowie wypłukaliśmy usta. Chłopak zbliżył się do mnie i złożył usta w dzióbek mówiąc:
-Umyłem ząbki.
Cmoknęłam go i wyszłam z pomieszczenia. Wyciągnęłam z szafy spodnie i luźną bluzkę, które na siebie ubrałam. Chłopak w tym czasie poinformował mnie, że idzie się również przebrać.

<Diego?>
813 brak weny znów atakuje

2.01.2019

Od Venus CD Diego

-To pójdziemy?- spytałam błagalnym głosem.
Chłopak głęboko westchnął, ale po chwili się podniósł i pomógł mi wstać. W miarę szybko się ogarnęliśmy i wyszliśmy z pokoju. po czasie dłuższym niż zazwyczaj dotarliśmy do stajni. Dokuśtykałam do boksu Rimy i wrzuciłam jej marchewkę.
-Trzeba je wyprowadzić.- powiedziałam do chłopaka.
-To daj mi kantary.
Wzięłam dwa kantary i linki. Jeden założyłam Rimie, a drugi Casperowi.
-Bierzesz siwego, tylko uważaj, bo czasami mu odbija.
Wyszliśmy z końmi i skierowaliśmy się w stronę padoku. Gdy otworzyłam bramkę Casper zaczął dębować i brykać jak opętany przez co Diego było trudno go utrzymać.
-CASPER!- wydarłam się głośno.
Siwek od razu stanął czterema nogami na ziemię i popatrzył na mnie wzrokiem jakbym go pobiła. Następnie spuściliśmy konie i ruszyliśmy z powrotem.
-Nauczyłaś konia na głos? Nieźle.
-Nieee, co ty. Zdarłabym sobie gardło. On po prostu sprawdza nowe osoby. Na początku go wyprowadzałam na halterze z łańcuszkiem, więc jak się miotał to go bolało. I tak jakoś się w miarę uspokoił.- wzruszyłam ramionami.
Odłożyliśmy uwiązy w stajni i poszliśmy do pokoju. Usiadłam obok bruneta na łóżku.
-Jakieś plany?- spytał.
-Mhm.- mruknęłam.
-Jakie?
-W zasadzie to miałam plany dopóki się nie uszkodziliśmy.
Chłopak lekko się zaśmiał po czym się położył.
-Czyli film?
-Tak.
Zaczęliśmy oglądać i nawet nie wiem, w którym momencie usnęłam. Gdy się obudziłam byłam sama w pokoju z psem wtulonym w mój bok. Sięgnęłam ręką po telefon i zaczęłam przeglądać internet. Jak zawsze zaczęło się na przeglądaniu social medi, a skończyło się na dziwnych filmikach. W końcu znudzona leżeniem dosłownie sturlałam się z łóżka. Leżałam połową ciała na ziemi, a połową na łóżku i muszę przyznać, że było wygodnie. Spędziłam tak dłuższą chwilę, gdy nagle otworzyły się drzwi od pokoju. Wszedł przez nie olbrzym zwany również Gabrielem.
-Hej duży.- powiedziałam.
-Co robisz krasnalu na podłodze?
-Leżę.
-Okeeeej. Powiedzmy, że to normalne. Kiedy będziesz gotowa do użytku?- spytał.
-Za parę dni powinno mnie przestać boleć ciało. Ręka dojdzie do siebie też za niedługo, ale dopiero za miesiąc ściągam szwy.
-To nieźle się bawiłaś.- skomentował.
-Gabryś. Mam prośbę.
-Czego?
-Wyprasowałbyś mi parę rzeczy, a ja poleżę na podłodze?
-Chyba śnisz.- prychnął.
-Prooooszę.- zrobiłam minę zbitego szczeniaka.
-Ugh, okej. Tylko powiedz mi co.
Wskazałam mu ręką na stosik ubrań leżący w kącie pokoju. Chłopak przewrócił oczami, ale wziął je i rozłożył deskę. Gdy żelazko się nagrzało zaczął prasować. Nie szło mu to dobrze, najwyraźniej niezbyt często prasował. Po piątym ubraniu wzniósł oczy do nieba i powiedział:
-Matko święta co w ostrej świecisz bramie, czemu ktoś wymyślił to jebane prasowanie.
Gdy te słowa wyszły z jego ust dosłownie zaczęłam płakać ze śmiechu i zwijać się w kłębek. Chłopak popatrzył się na mnie i po chwili też już się zwijał na podłodze.
-Boże skądś wziął ten tekst?- spytałam się ocierając łzy.
-Mój mózg jeszcze działa, a nie to co u poniektórych.
-Masz zbyt ładną mordę, by mieć mózg.- odparłam.
-Koleżanko, jestem przystojny, piękny i umiem myśleć. Jestem pieprzonym ideałem.
Zaśmiałam się z jego słów. Wskazałam palcem na przebity balonik, który leżał u mnie w szafie i spytałam:
-Widzisz ten balonik?
-Tak.
-Jest tak samo pusty jak ty. No sory stary.
-Chciałabyś.- prychnął.- Nie będę ci prasował, gdy mnie obrażasz. F o c h !
-Gabrysiu, kochanie, przepraszam. Wiesz jak cię kocham.- zrobiłam usta w dzióbek.
Chłopak przytknął mi rękę do twarzy i powiedział:
-Zabieraj się ze swoją ohydną śliną Clarks.
Po tych słowach chłopak wrócił do prasowania. Leżałam tak chwilę, ale w końcu się znudziłam i wstałam idąc do szafy. Pogrzebałam w niej chwilę, aż odkopałam fartuszek.
-Ej.
-Czo?- spytał mój służący.
-Weź się w to wbij.
Chłopak popatrzył na mnie jak na wariatkę, ale założył na siebie ubranie.
-Ale seksiak z ciebie jest. Każdy chłopak i dziewczyna jest twój.- powiedziałam śmiejąc się.
-Wiem skarbie. Wszyscy mnie pragną.- puścił mi oczko.
-Dobra starczy. Prasuj mi to plebsie.
-Ja plebsem? No chyba cię pogibało.
-A kto komu prasuje ubrania? No właśnie. Przegrałeś lamusie.
Chłopak prychnął na moje słowa i się obrócił. Zanim się spostrzegłam trzymał w ręce psikacz, którym zaatakował moją twarz.
-Gabriel do cholery!- krzyknęłam próbując się zakryć.
-Cierp paskudo!
-Gabriel zaraz ci przypieprzę jak się nie uspokoisz!
-No czekam. K r a s n a l u.
-Poczekaj, aż wyzdrowieje to ci obiję tą szkaradną buźkę.
Chłopak się ze mnie zaśmiał. Cóż, musiałam wyglądać komicznie. Byłam zapewne cała mokra i czerwona.

<Diego?>
#brak_weny

723



Od Venus CD Diego

Otworzyłam powoli oczy i od razu zostałam zmuszona do ich zamknięcia przez jakąś substancje, która była mi podawana przez maseczkę. Obudziłam się sama nie wiem ile czasu później. Na krzesełku obok mojego łóżka siedziała mama. Zdziwiłam się na jej widok. Chciałam się przywitać, ale z mojego gardła wydał się bliżej niezidentyfikowany odgłos. Na szczęście rodzicielka go usłyszała i pomogła mi się napić.
-Dzięki.- powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.- Gdzie jest Chloe i Diego?
-Dziecko jak dobrze, że żyjesz.- powiedziała i lekko mnie przytuliła.
-Mamo, co z nimi?
-Chloe jest ciągle operowana. Ma gorsze obrażenia, a Diego siedzi przed salą i wygląda lekko mówiąc okropnie.
Po tych słowach do gabinetu wszedł lekarz. Szybko i sprawnie sprawdził wszystkie komputery i wymienił mi kroplówkę po czym wyszedł. Popatrzyłam się na swoją rękę, która była w okropnym stanie. Cała sina i pozdzierana, a przez jej środek przechodził węzeł szwów.
-Mogłabyś go zawołać?
Rodzicielka popatrzyła na mnie z powątpiewaniem.
-Mamo, to nie jego wina ten wypadek.
-Tak, wiem spytałam się. Ale powinnaś odpoczywać.
-Proszę.- Powiedziałam błagalnym wzrokiem.
Kobieta na szczęście uległa i wyszła z sali, a chwilę po niej wparował chłopak. Szybko podszedł do łóżka i złapał moją zdrowa dłoń w swoje.
-Tak strasznie się martwiłem.- powiedział.
-Nic się nie stało. Żyje.- pocałowałam go w czoło.
-Następnym razem jedziesz z nami.
-Dobra, dobra. Diego jedź do akademii się przespać.
-Wolę tu zostać.
-Nie wyśpisz się na krześle.
-Dam radę.
-Ojj, Diego. Zostaje jeszcze jutro na kontrolę i zapewne potem mnie wypuszczą. Naprawdę, idź się przespać.
Chłopak westchnął, ale nie ruszył się z miejsca. Wiedziałam, że teraz nie odpuści.
-Przynajmniej wiesz jak się czuje, gdy wsiadasz na byka.- powiedziałam.
Chłopak lekko rozszerzył oczy i na mnie popatrzył.
-Boże, współczuję Ci tak bardzo, jak to musisz tak często przeżywać.
-Jakoś sobie radzę.- lekko się uśmiechnęłam.- Do kitu te łóżka. Zbyt mało miejsca.
-Zgadzam się z tobą.
Po tym zdaniu do pokoju weszła moja rodzicielka. Podeszła do nas i odgarnęła mi włosy z czoła. Popatrzyła na nas widocznie rozczulona i powiedziała:
-Może to kiepski pomysł, ale witaj w rodzinie Diego.
Chłopak od razu się uśmiechnął i uścisnął mocniej moją dłoń po czym popatrzył na moje usta. Mama chyba zrozumiała o co chodzi, bo szybko się odwróciła i powiedziała, że mamy dwadzieścia sekund. Chłopak nachylił się nade mną i delikatnie złączył nasze usta. Czułam jak się rozpada tak przyjemne to było. Jednak tą chwilę przerwała mama mówiąc, że czas minął. Chłopak jęknął sfrustrowany, a ja powiedziałam mu do ucha:
-Później będziesz jęczeć.
-Najpierw to ty się wykurujesz.- powiedział stanowczyn głosem, ale i tak miał na twarzy znaczący uśmieszek.
Posiedzieliśmy razem jeszcze chwilę, aż przyszedł lekarz mówiąc, że czas wizyt dobiegł końca.
-Zabierz mamę i połóż do mnie.- powiedziałam do bruneta.
Wiedziałam, że chciał protestować, ale na szczęście mama go złapała pod rękę i z nim wyszła. Gdy drzwi za nimi skrzypnęły moje powieki opadły, a ja zasnęłam. Jednak nie był to spokojny sen. Przeżywałam w nim wypadek, jednak to nie ja miałam stłuczkę tylko samochód przed nami. Widziałam jak auto wgniata się w koniowóz i gniecie wszystkich pasażerów po czym samochód ciężarowy się wywraca. Podbiegłam do niego i zobaczyłam zmaskarowane zwłoki wszystkich pasażerów oraz konia. Po chwili z kabiny kierowcy wyszedł Will i Diego. Byli bez paru kończyn i podchodzili do mnie. Gdy już byłam na wyciągnięcie ręki nagle się obudziłam cała zlana potem. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał zaledwie szóstą. Wiedziałam, że teraz nie zasnę, więc szukałam sobie zajęcia. Niestety nie znalazłam niczegi zajmującego. Skończyłam ostatecznie na tym, że do dziesiątej liczyłam kafelki, którymi były wyłożone ściany. Po tych paru godzinach żmudnego liczenia do pokoju wszedł mężczyzna ubrany na biało. Powiedział, że zabiera mnie na kontrolę. Lekko obolała wstałam i poszłam za lekarzem. Lekko utykałam, ale i tak czułam się dobrze jak na mój stan. W gabinecie robił mi różnego rodzaju badania. Na końcu stwierdził, że mogę wyjść, ale muszę być pod opieką przez conajmniej dwa dni i do tego muszę jak najbardziej ograniczyć ruch. Dostałam również specjalny bandaż oraz maść, którą miałam traktować rękę. Na ściągnięcie szwów miałam się stawić za miesiąc. Zadowolona z tego, że wychodzę zadzwoniłam do mamy i Diego. Nie musiałam na nich długo czekać, gdyż po pół godzinie już u mnie byli. Przebrałam się w moje ciuchy i wyszliśmy na zewnątrz.
-Córeczko muszę już wracać do domu. Jakby coś się działo to pisz od razu.- powiedziała mama przytulając mnie.
-Oczywiście.
Po tych słowach jeszcze raz mnie przytuliła po czym odjechała.
-To co? Wracamy?- spytał Diego.
-Jasne.
Podeszliśmy w stronę auta. Przed wejściem chwilę się zawahałam, ale stwierdziłam, że jestem z Diego i nic mi nie grozi. Gdy wsiadłam chłopak w ramach otuchy położył mi rękę na udzie i lekko mnie potarł. Jak za odjęciem różdżki rozluźniłam się. Ruszyliśmy w drogę powrotną, która nie trwała długo. W drodze do pokoju złapał nas jeszcze Gabriel, który mnie wypytał jak się czuje i zyczyl zdrowia. Potem już na spokojnie dotarliśmy do pokoju. Poszłam do łazienki, by się umyć jednak miałam z tym lekki problem, gdyż nie mogłam używać lewej ręki. Zdenerwowana na siebie i jednocześnie skrępowana tym o co chciałam poprosić zawołałam:
-Diego! Mógłbyś mi pomóc się umyć?
Chłopak wszedł do łazienki, i gdy mnie zobaczył ujrzałam w jego oku ten błysk. Jednak zachował pokerową twarz i nie dał po sobie poznać co czuje w tej sytuacji. Jednak potrafiłam sobie to wyobrazić. Gdy byłam czysta poszłam z chłopakiem do łóżka. Zostałam przykryta kołdrą niczym jajko. Wtuliłam się w bruneta mocno i zasnęłam.

<Diego?>
906