4.05.2019

Od Venus CD Diego

-Gdzie on jest?!- podbiegłam do Obreya.
-Pakują go do karetki- mówił spokojnym głosem, a ja chciałam mu w tym momencie przypierdolić.
-Dawaj mi to- złapałam jego rękę i ściągnęłam jeden z pierścionków po czym wsadziłam go sobie na serdeczny palec.
Podeszłam do karetki i powiedziałam do ratownika, że muszę z nimi jechać, a gdy spytał kim dla niego jestem to pokazałam palec dzięki czemu bez problemu zostałam wpuszczona. Diego leżał nieprzytomny na noszach, a podpiętych było do niego miliony kabelków. Chciałam do niego podejść, lecz jeden z ratowników usadził mnie na siedzeniu w środku i kazał pozwolić działać lekarzom. Widząc ile sprzętu było do niego podpięte i w jakim był stanie sama omal nie zemdlałam. Słowa lekarzy zlewały mi się w jedność. Nie wiedziałam czy mówią kroplówka, strzykawka czy chociaż wenflon. Po dłużących się minutach dojechaliśmy do szpitala. Chłopaka zabrano od razu do środka, a mnie wypytano o wiele rzeczy, na które odpowiadałam bezwiednie. Nie wiem po jakim czasie, ale jedna z pielęgniarek podała mi kubek z wodą i spytała się czy wszystko okej. Gdy jej odpowiedziałam zauważyłam dopiero, że jest to lekarka. Wypytałam ją o Diego. Kobieta zdradziła mi, że jest na bloku operacyjnym i operacja będzie się jeszcze ciągnęła. Po wyproszeniu kobiety ta wskazała mi gdzie mogę czekać. Udałam się do jednego z wielu białych, sterylnych korytarzy. Wszystko wyglądało tak samo. Te same białe podłogi, te same białe ściany i mdłe niebieskie krzesełka. Usiadłam na jednym z nich i wzięłam telefon do dłoni w celu zadzwonienia. Ale do kogo? Obracałam telefon w dłoniach patrząc się tępo w ścianę. Nie wiem ile czasu minęło, ale za oknem zrobiło się już ciemno. Ta sama pielęgniarka co wcześniej podeszła do mnie i spytała czy nie chciałabym się udać do domu. Stanowczo jej odmówiłam na co zaproponowała mi skorzystanie chociażby z prysznica. Jednak przed nim zadzwoniłam do Gabriela i poprosiłam żeby przywiózł mi ubrania do szpitala i o nic nie pytał co na szczęście zrobił. Przytulił mnie jedynie i powiedział, że będzie dobrze zapytawszy czy ma ze mną zostać. Odprawiłam go na co nie protestował. Odebrałam od pielęgniarki kluczyk do pryszniców i w ekspresowym tempie udałam się pod prysznic. Lekko obmyłam ciało nie zwracając uwagi na okropny zapach mydła i na to jak szorstki był ręcznik. Przebrałam się i wróciłam na moje niebieskie, mdłe krzesełko. Sprawdziłam na zegarku godzinę- dochodziła dwudziesta druga. To już szósta godzina od momentu, gdy Diego wjechał na blok. Chciało mi się płakać i histeryzować, lecz nie mogłam wydać z siebie niczego więcej niż zduszonego jęku. Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam się huśtać próbując uspokoić nerwy. Miałam nadzieję, że zaraz ktoś wyjdzie z sali i powie, że Diego ma tylko rozwalony policzek czy złamaną rękę. Jednak tak się nie działo. Godzinę patrzenia w ścianę później zza szerokich, białych drzwi wyszedł mężczyzna w białym kitlu. Od razu zerwałam się na nogi nie patrząc na rwący ból, który w nich odczuwałam. Podbiegłam do mężczyzny i próbowałam go wypytać o wszystko. Okazało się, że chłopak ma połamane żebra, uszkodzone płuco, a jego lewa ręką jest w opłakanym stanie. I do tego śpiączka farmakologiczna. Nogi dosłownie się pode mną ugięły i upadłabym gdyby nie lekarz, który w ostatnim momencie mnie złapał. Rwącym się głosem spytałam czy mogę go zobaczyć. Mężczyzna powiedział, że owszem jednak nie na długo. Zaprowadził mnie do sali numer pięćdziesiąt sześć. Na pojedynczym białym niczym śnieg łóżku, zakopany w pościeli leżał chłopak o kruczoczarnych, kontrastowych włosach. Przyłożyłam dłoń do ust widząc do ilu rzeczy jest podpięty. Jaki jest blady, a jego oczy podkrążone. Powoli podeszłam do łóżka i kucnęłam przy nim. Delikatnie przejechałam palcami po jego bladej dłoni. Gdyby nie to, że był ciepły, a urządzenia pikały można, by go pomylić z nieboszczykiem. Wpatrywałam się w jego twarz i czułam łzy spływające po policzkach. Starłam je zdecydowanym ruchem. Muszę być teraz silna, na pewno Diego będzie potrzebował teraz wsparcia, a ja nie mogę się mazać jak ciota.
-Ile będzie tak spał?- spytałam lekarza, który przez cały czas był w pokoju.
-To wszystko zależy od jego organizmu. Mogą być to dwa dni, parę tygodni, a nawet miesięcy.
Wciągnęłam głęboko powietrze, Venus myśl pozytywnie, będzie dobrze, Diego jest silny. Za parę dni na pewno wstanie i rzuci żartem, że nie tak łatwo się go pozbyć. Przysunęłam sobie krzesło, na którym usiadłam i złapałam w ręce ciepławą dłoń chłopaka. Popatrzyłam się w stronę lekarza, który po chwili wyszedł.
-Diego, wstawaj. Wygrałeś wstążkę. Nie czas na żarty, pora wstawać- mówiłam.- Przeszedłeś długą operację, ale już jest wszystko dobrze. Jeszcze parę rehabilitacji i będziesz w pełni sprawny.
Dużo słów wypływało z moich ust. Nie ważne czy miały sens czy nie. Chciałam usunąć tą gorzką ciszę z pokoju. Po jakimś czasie usłyszałam głos lekarza, który oznajmiał, że pora wizyt się skończyła. Próbowałam go przekonać bym mogła zostać, jednak próby były na marne. W końcu wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na moim niebieskim, mdłym krzesełku. Nie chciałam opuszczać tego miejsca. Nie chciałam by brunet był sam jak się obudzi, nie chciałam by był sam jakby się coś zadziało. Zbyt mocno kochałam tego dupka, by iść stąd. Z braku zajęcia liczyłam kafelki na ścianach. Chciało mi się spać, lecz nie dawałam się. Chciałam być ciągle czujna jakby się coś działo. Jednak mój plan się nie udał i po trzeciej w nocy zasnęłam. Jednak sen ten nie był długi, bo o szóstej zostałam obudzona. Jedna z pielęgniarek szturchała mnie w ramię pytając się czy wszystko okej.
-Diego się obudził?- spytałam.
-Diego?
-Diego Neymar Alves De Almeida Goes.
-U pana Alvesa nie ma żadnych zmian, jednak jak pani chce to może wejść.
Udałam się z powrotem do pokoju numer pięćdziesiąt sześć i usiadłam na krześle przy łóżku.
-Wstawaj skarbie, nie rób sobie żartów.
I znowu zaczęłam swoją bezcelową paplaninę. Nie wiedziałam czy to prawda, ale ponoć ludzie w śpiączce wszystko słyszą. Więc mówiłam o koniach, o pogodzie, o prasie czy o tym jak się czuję. Miałam tylko nadzieję, że za chwilę usiądzie i powie, że to żart. Nie byłoby krzyków, nerwów. Byłabym po prostu szczęśliwa. Najbardziej i tak bolała niewiedza. Nie wiedziałam kiedy wstanie, kiedy coś powie, czy coś będzie pamiętał.

Diego?
1013 słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz