(cała sprzeczka rozbija się o TO, czas: 5:34, jeśli chodzi o Cassandrę, należy przejść do odcinka 5)
W głowach już przeglądałem średniowiecznie sposoby tortur, którymi mógłbym potraktować BB. Naprawdę. Nie chciałem żadnego definiowania swojej relacji z Adamem. A do tego doszło. Westchnąłem i popatrzyłem z rozbawieniem na chłopaka.
– Cóż. – Chrząknąłem. – Nie wiem czy wiesz, ale on akcentował „g”. – I z dumą zaproponowałem swoją interpretację. – Okej, to było złe. – Spróbowałem jeszcze raz.
– No prawie ci się udało. Prawie. – Stwierdził ironicznie. - Tu trzeba z uczuciem. Ta irytacja, gniew, frustracja... Jestem pewien, że to było bardziej w tym stylu. – Zaprezentował inne wykonanie, ale choć był blisko, to nikt nie był w stanie podrobić Fenrisa.
– Odjebało wam po chwili samotności? – Usłyszałem głos Blue, gdzieś z okolic klatki piersiowej. Zobaczyłem tylko wielki parasol, który po chwili schował też nas.
– Kłócimy się o to, jak brzmi odgłos Fenrisa. – Uśmiechnąłem się. – I nam nie wychodzi.
– To Fenris. – Gardłowo i idealnie podrobiła odgłos irytacji Cassandry. – Jesteście słabi.
Adam gapił się na nią z rozdziawionymi ustami.
– Powtórz. – Nakazał.
– W samochodzie. – Przestąpiła z nogi na nogę. – Ronan, zakładasz płaszcz i holujesz motocykl.
– Się wie! – Uśmiechnąłem się i założyłem wodoodporne okrycie. Coś czułem, że odraczam opieprz od rodziców.
***
– No, w końcu jesteście! – Mama niezadowolona założyła ręce. – Ronan, masz w końcu naprawić ten pojazd!
– Wczoraj jeszcze działał! – Uniosłem ręce. – Zastrajkował! Nawet nie wiem czemu!
– Ja wiem, że jesteś bardzo dumny z tego motocyklu, ale… – Zaczęła.
– Lysia, daj spokój. – Tata oparł się o framugę. – Nie ich wina, że złapał ich deszcz. Zrób im herbatę, a ja znajdę koce. Muszą się wygrzać.
– Dobry plan. – Pokiwała głową Blue. – Nastawię nam jakiś serial.
– Oby nie „The Originals” i nie „Dance revolution”. – Przewróciłem oczami. – Idę się przebrać.
Zauważyłem tylko dwuznaczne spojrzenie, które Blue posłała Adamowi i przewróciłem oczami. Potem z impetem otworzyłem drzwi do pokoju. Hammer miauknął i zaczął ocierać się o moje kostki.
– Hej kocie, zaraz się tobą zajmę. – Wziąłem z szafy spodnie od dresu i podkoszulkę z avengersowym „a”. Potem wziąłem Hammera na ręce i poszedłem do salonu. – Już, idziemy książę.
– Gdzie Nico? – Zapytała Blue i wzięła nowego kota na kolana.
– U kolegi, dlatego kotek tu. – Siadłem i od razu zostałem otulony kocem przez mamę. – No dawaj Hammer. Zapoznaj się.
Ham zeskoczył na kanapę, a ja oparłem się plecami o bok Adama. Chłopak w międzyczasie sięgnął ręką i pogłaskał Hammera. Kot cicho zamruczał.
– Jest milszy niż Yurio. – Zauważył. – Już zdążyłeś go zepsuć. Nieodwracalnie.
Potem wypił trochę czekolady i usadowił się tak, że było wygodnie nam obu. Sam dostałem już swój kubek, ale wolałem obserwować koty. Na wszelki wypadek.
Hammer, który nie był już niczym rozproszony, podszedł do masquerada i powoli zaczął ją obwąchiwać. Po chwili kotka uniosła łebek i sama zaczęła wąchać Hama. Po chwili mój kot usadził się na kolanach Blue i owinął kociaka, potem zaczął go czyścić.
– Chyba poczuł instynkt ojcowski. – Zawyrokowałem.
– Masz dziwnego kota. – Blue zaczęła miziać go po grzbiecie. Nawet się na nią nie obejrzał.
– Możliwe. – Zaśmiałem się i popatrzyłem na młodego kota. Hammer patrzył na moją rękę i gdy pogłaskałem łebek jego nowej koleżanki, otarł się o nią nosem. – Też dostaniesz pieszczoty. Tylko przestań go lizać, bo to ciężkie.
– W takim razie man nadzieję, że Yurio zaakceptuje adoptowaną córkę, bo jeśli znów będzie się tu pałętał w poszukiwaniu Hammera lepiej by nie skrzywdził małej.
– Hammer ją obroni. – Uniosłem kącik ust i popatrzyłem na niego poważnie. – To bojowy kot.
– Wolałbym nie obstawiać takiego pojedynku. – Stwierdził z lekkim uśmiechem, po czym ręką, w której nie trzymał kubka z czekoladą, jakby odruchowo zaczął delikatnie głaskać moje ramię. – Ech... Dobrze, że twój tata szybko po nas przyjechał i nie marzłeś długo na drodze. Mam nadzieję, że nie złapiesz przeziębienia... Nie żebym się o ciebie martwił. – Dodał po chwili. – Po prostu ty tutaj zwykle robisz za pielęgniarkę. – Parsknął cichym śmiechem.
– A już myślałem. – Zaśmiałem się cicho i położyłem głowę na jego ramieniu. – Ty też mógłbyś się popisać. – Hammer pozostawił śpiącą kotkę i przeniósł się na moje kolana.
– A jednak, woli ciebie. – Blue lekko się uśmiechnęła. – To co? Jakieś pomysły, co możemy obejrzeć, skoro pan Amorek nie chce ani familii Mikaelson, ani naszej tanecznej akademii?
– Jeśli wam to nie przeszkadza, to mam do nadrobienia dwa odcinki „Gry o tron”. – Rzuciłem.
– W sumie… czemu nie? – Wzruszyła ramionami Blue. – Z tego co widzę, to Adam bardziej skupia się na tobie, niż skupiałby się na serialu więc…
Wziąłem pilota i włączyłem telewizor. Z tego co pamiętałem, nagrałem wszystkie odcinki tego sezonu. Gdy znalazłem odpowiedni folder, uśmiechnąłem się z triumfem i odtworzyłem jeden z odcinków.
– Zabić Cersei. – Mruknęła Blue i zaczęliśmy oglądać.
***
– Blue Jane Branwell. – Powiedziałem grobowym głosem, gdy mama i Adam pojechali do Akademii, a my wylądowaliśmy w moim pokoju.
– Ronanie Niallu Chainsawie. – Przewróciła oczami. – Za co tym razem dostaję burę?
– Co ty powiedziałaś Adamowi? – Uniosłem brwi.
– Nic! – Uniosła ręce. – Znaczy odpowiedziałam mu na jego pytania. A pytał jaki jesteś.
– Blue… – zacząłem.
– Wiem! – Prychnęła. – Wiem, wiem, wiem! Ale zrozum! Nie chcę, żebyś znowu musiał przechodzić przez to, co z Rickiem…
– Blue! – Warknąłem zirytowany. – Wybacz, ale w tym towarzystwie, to ja jestem ten bardziej dorosły i zdroworozsądkowy! Możesz w końcu przestać?
– Martwić się? O ciebie? Nigdy Chainsaw. – Warknęła. – Ja… – Kolejny raz zabawiła się w Cassandrę.
– Znowu uważasz, że nie jest dla mnie odpowiedni? – Uniosłem brwi.
– Nawet jeśli, to co? – Westchnęła głęboko. – Ronan…
– Tak, wiem. – Przewróciłem oczami. – Łatwiej mnie skrzywdzić i ty tego nie chcesz. Ale nie pomyślałaś o tym, że tym razem, ja też nie chcę nic więcej? – Uniosłem brwi. – Może mam dość po Ricku?
– Nie. – Przyznała po prostu. – Jesteś Ronanem. Amorkiem. Ty… jesteś zbytnim altruistą.
– I kiedyś kogoś sobie znajdę Blue. – Siadłem na łóżku. – Ale nie teraz! Mam dwadzieścia lat! Niektórzy ludzie w moim wieku w ogóle nie byli w związku!
– To nie zmienia faktu, że ciągle się o ciebie martwię. – Siadła obok i oparła głowę o moje ramię. – Jesteś moim jedynym przyjacielem Chainsaw. I nie pozwolę cię skrzywdzić. Półtora metra też coś potrafi.
Na te słowa się zaśmiałem i objąłem ją ramieniem. Wtuliła się i westchnęła.
– Jak nie znajdziemy sobie nikogo do czterdziestki, to po prostu zamieszkajmy razem, co? – Mruknęła.
– Jestem za. – Potarłem jej plecy. – Ale i tak sądzę, że kogoś sobie znajdziesz.
– Nie przeczę, nie pogardziłabym. – Uśmiechnęła się. – Ty też. Może nie księcia z bajki, ale kogoś dla siebie na pewno.
– Nie myślę o tym BB. – Położyłem nas. – Gdzie Klio?
– Śpi w pokoju Nico. – Ziewnęła. – Nie chciałam jej budzić, jak przyjechaliście.
– Okej. – Pokiwałem głową. – To idę pod prysznic, a ty możesz zasypiać.
– Dzięki za pozwolenie Amorku. – Zaśmiała się.
Przez te lata zdążyliśmy się dostroić. Ona brała prysznic rano, ja wieczorem. Ja spałem od ściany, ona nie. Wszystko działało w harmonii. Westchnąłem, czując lekkie wyrzuty sumienia za naszą małą sprzeczkę. Martwiła się. Jak zawsze. A ja nie powinienem tak ostro reagować. Chociaż… czułem, że z Adamem jest inaczej niż z Rickiem. W sumie inaczej niż z kimkolwiek innym. Nie wiedziałem tylko, czy to dobrze, czy źle.
Adamie?
Podróż w towarzystwie mamy Ro nie jest straszna… tak sądzę…
1124
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz