Trzymając w ręce pudełko od Venus, mogłem spodziewać się dosłownie wszystkiego. Ona jest nieprzewidywalna, a co za tym idzie? W taki kartonik mogła mi nawet zapakować skarpetki w renifery.
Wstrzymując lekko oddech, pociągnąłem za kokardkę, gdzie następnie uchyliłem wieczko, pod którym znalazłem bibułkę.
Spojrzałem na dzuewczynę zastanawiając się co tam może być.
Mając w głowie szalone wizje prezentów, nigdy bym nie powiedział, że tam znadję małe buciki dla dziecka.
Ponownie patrząc w jej stronę, na co ona delikatnie się uśmiechnęła, a po chwili usłyszałem jej cichy, pełen obawy głos.
- Będziesz tatusiem.
Te słowa uderzyły we mnie niczym rozpędzony tir w drzewo. W tym momencie nie byłem w stanie nic powiedzieć, w gardle miałem supeł, który nie chciał się rozwiązać, a mózg podsyłał mi obrazy z wczesnego tacierzyństwa.
Diego, opanuj się, masz dwadzieścia cztery lata, inni potrafią zostać ojcami w wieku osiemnastu lat.
Parodia, Venus jest pierwszą kobietą, z którą jestem i na dodatek z nią przytrafiła się wpadka. Mówiła, że się zabezpiecza. Nie mogę jej winić, bo sam mogłem też pomyśleć o zabezpieczeniu.
Schowalem buciki do pudełka, odkładając je obok. Co się dzieje z tym światem?!
Wczoraj rozmyślałem co będę robił dalej, mając plany, a dzisiaj jestem w totalnej kropce.
- D.. Diego, powiesz coś? - usłyszałen cichy głosik. Ves mówiła przez łzy a ja, niczym rasowy dupek wyszedłem z jej pokoju i ruszyłem do siebie bez słowa.
Nie docierało do mnie to, co powiedziała mi Vesnus, chciałem aby to był jakiś głupi kawał, ale patrzą na jej reakcję, to musi być prawda.
- Boże Diego! Jesteś idiotą! - krzyknąłem po czym zjechałem plecami po ście, obok pomieszczenia w którym mieszkałem.
- Coś nie tak? - zapytała dziewczyna, tak.. ta irytująca dziewczyna, która tylko i wyłącznie umie wkurwiać ludzi!
- Odpierdol się dzisiaj ode mnie, bo nie ręczę za siebie.
- Co taki agresywny?
- Bo jestem wkurwiony, okey? Odwal się... - po tej wypowiedzi ruszyłem w stronę stajni, gdzie stanąłem przy klaczy i patrzyłem na nią.
- Co ja mam teraz kurwa zrobić? - westchnąłem ciężko.
Klacz zarżała radośnie w oczekiwaniu, że wybierzemy się na jakąś przejażdżkę. I wiecie co? Musiałem to zrobić, bo mam za mało problemów, gratulacje!
***
Jeżdżąc po lesie, zastanawiałem się co ja mam powiedzieć Venus? Na pewno nie powiem jej nic w stylu "To może usuń, tak będzie prościej" czy "To nara, nie znam cię". Ta dziewczyna za dużo dla mnie znaczy.
Właśnie Alves, ona wiele dla ciebie znaczy, a zobacz jak ty to przyjąłeś. Ty masz trochę więcej lat na karku. Nadzieja ma dzuewiętnaście lat, to dopiero musiał być dla niej szok. Z resztą czy to jest w ogóle pewne? Może ma tylko przypuszczenia, albo jej się okres spóźnia. A jeśli to tylko dobrze przygotowany żart?
Skąd ja mam to wiedzieć, jak nawet jej o nic nie zapytałem, tylko wyszedłem.
Neymar, jesteś beznadziejny!
Spiąłem klacz i ruszyłem w stronę akademii, gdzie wjechałem do stajni, wpadając na stajennego, któremu powiedziałem, aby rozsiodłał konia i go zamknął w boksie.
Mając nadzieję, że Venus mnie choć trochę zrozumie wparowałem do jej pokoju, gdzie ta płakała w poduszkę.
Usiadłem na brzegu łóżka i pogładziłem dzieswczynę po plecach, następnie biorąc ją na kolana. Nie była z tego powodu zachwycona, ale nie chciałem jej już zostawić samej.
- Skarbie.. wiem, że zachowałem się jak dupek, przepraszam. Nie pomyślałem o tym, jak ty możesz się czuć. Ja owszem, cholernie się boje i to bardziej nawet niż byków.. ale nie chcę cię samej zostawiać w takiej sytuacji. Pewnie sama jesteś w szoku, ale błagam, odezwij się do mnie - rzekłem unosząc jej brodę, aby spojrzała a moje oczy.
Wszystko powiedziałem szczerze, lecz nie mam pewności, że ona zaraz mnie nie uderzy i nie powie soczystego spierdalaj.
Veees?
Krótkie bo chciałaś tylko reakcje ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz