Byłem nieprzytomny, lecz wiedziałem, że Venus wsiadła do karetki, moja świadomość jeszcze to zanotowała, tak jak i inne obrazy, które są dla mnie torturą. Słysząc krzyk lekarzy, że wiozą mnie na sale operacyjną, wiedziałem, że nie jest ze mną dobrze. Z tego wszystkiego anestezjolog, podał mi dość małą ilość środka usypiającego, przez co czułem, jak zimna stal dotyka mojej skóry. Me ciało cierpiało jak cholera, lecz nie mogłem nic zrobić. Mój mózg pracował, lecz ciało nie było w stanie wykonać żadnego sensownego ruchu, a przez gardło nie mogłem wydobyć nawet najcichszego jęku, czy krzyku. Wszystko stało w miejscu. Dostałem skalpelem pod żebra. Znaczy tak mi się zdawało, ale rzeczywistość była inna. Czekała mnie operacja żeber oraz płuca. Co było dalej nie mam pojęcia. Ostatnie słowa jakie usłyszałem na bloku to "Wprowadzamy go w śpiączkę farmakologiczną" Wiedziałem doskonale dlaczego, gdyż od razu po zakończonej operacji, chciałem unieść się ze stołu operacyjnego, przez co zerwałem sobie dwie szwy. Diego, jesteś mistrzem w takich momentach! Nienawidzę siebie.
Ostatni obraz jaki miałem przed oczami, to zakrwawiona nerka, gdzie w niej znajdowały się waciki, pokryte tą samą cieczą. Dalej nic nie czułem. Nie wiem jak wróciłem na salę, nie wiem czy ktoś tam był. Nie byłem tego świadom, lecz po jakimś czasie zaczęły przelatywać mi obrazy przed oczyma. Słyszałem dźwięki. Czy to sny? Tego niestety nie wiedziałem. Wszystko było lekko rozmyte, zagłuszone, ale też na tyle wyraźne abym z tego coś wiedział.
Pierwszym obrazem, byłem ja, czekający w kolejce w jakimś sklepie, na dodatek stałem tam w czapce wpierdolce, która zasłaniała mi połowę twarzy. Obok mnie znajdował się mały chłopczyk, proszący mnie o lizaka, którego zobaczył przy kasie. Zrezygnowany wziąłem go na ręce i popatrzyłem na niego.
- A zjesz grzecznie obiadek?
- Tak tatusiu - powiedział zadowolony.
- Dobrze, to wybierz sobie jakiego chcesz, ale tylko jednego - uśmiechnąłem się mimowolnie.
Kiedy chłopczyk wybrał sobie smakołyk, rozpakowałem koszyk i czekałem, aż kasjerka wszystko skasuje. Po tej czynności ruszyłem z malcem w stronę obrażonej na cały świat dziewczyny.
Kolejnym obrazem był ciemny pokój, gdzie przebywałem samotnie. Jedynie co dochodziło do moich uszu co ciche dźwięki, które były zniekształcone. Nie wiem kto wymawiał te słowa, ale nie były pełne.
- Żarty, wstawaj. Ładna pogoda. Trochę wieje. Pojeździmy. Boję się.
O chuj tutaj chodziło?! Co to były za głosy, do kogo ten głos należał? Nie miałem pewności.
Może to lekarz, Obrey czy Joe. Nie jestem w stanie nawet określić płci, więc może te słowa padały z ust pielęgniarki czy też Venus..
>11 dni później<
Czułem się jakby przez moją głowę przebiegło stado koni czy też byków. Z resztą co ja pierdole. Wszystko bolało mnie jak skurwesyn, w tym plecy, a szczególnie ręka.
Próbując coś powiedzieć, zacząłem się dusić, gdyż przeszkadzała mi rura od respiratora, więc po chwili zleciało się sdado debili w kitlach. Dalej nie wiem co się działo, gdyż ponownie zasnąłem.
Budząc się, zaatakowało mnie światło, które perfidnie dotarło do moich oczu. Zasłoniłem je zdrową ręką po czym powoli przyzwyczajałem wzrok.
Zacząłem się rozglądać po pokoju, gdzie dostrzegłem pełno maszyn, czy też puste krzesło, które stało obok łóżka.
Próbują się odezwać wydałem z siebie tylko cichy pomruk, lecz od razu po tym zaczęło mnie boleć gardło.
Leżałem tak dłuższy czas, patrząc w sufit, aż do momentu kiedy w drzwiach nie stanęła zdziwiona Venus, trzymająca papierowy kubek, prawdopodobnie z kawą. Co ja bym dał aby się jej teraz napić!
Pomachałem jej ręką i delikatnie się uśmiechnąłem.
Niestety dziewczyna dalej stała w tym samym miejscu. Coś ze mną jest nie tak? Ona tu jest czy nie?
Przetarłem ponownie oczy dłonią i zobaczyłem jak rusza w moją stronę. Czyli jednak nie oszalałem!
- Diego - usłyszałem swoje imię na co mogłem się tylko uśmiechnąć.
Kiedy ta odstawiła swój kubek, chwyciłem jej dłoń i przejechałem kciukiem po jej zewnętrznej stronie. Za to z jej oczu wypłynęły słone łzy, które po chwili starłem i pokręciłem głową.
- Nie płacz.. - zmusiłem się aby powiedzieć to krótkie stwierdzenie, choć mój głos brzmiał jak by ktoś mi tarką przez struny przejechał.
***
Po czterech kolejnych dniach lekarze stwierdzili, że dostanę wypis, bo nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. Mam się oszczędzać, gdyż za kolejne trzy dni mam przyjechać na zdjęcie szwów.
Ubrany w jasną koszulkę, zostałem dokładnie owinięty temblakiem-kamizelką, który był niby wygodny, ale za to gruby i z automatu robiło mi się w cholerę gorąco.
Podpisując się koślawo prawą ręką wziąłem papier i ruszyłem z Venus do samochodu, biorąc przy okazji jej torbę, w której przywiozła mi rzeczy na przebranie i parę innych gówien, jak np gry planszowe, bo się tak nudziłem, że niedługo zacząłbym gryźć barierki przy łóżku.
- Nie chcę cię już nigdy widzieć na bykach - rzekła kiedy wsiadłem do pojazdu.
- Ja nie wiem o co ci chodzi.. - wywróciłem oczami, przypominając sobie obraz jednego z moich "snów", gdzie byłem wtedy z wyobrażonym synkiem. Kiedy opowiedziałem to Venus od razu rzekła, że nie mam co liczyć na dzieci. Cóż, czego ja się mogłem spodziewać?
- Zastanawia mnie dlaczego nie masz żadnych rehabilitacji, po takim okresie leżenia.
- Rozmawiałem z lekarzem na ten temat, ale stwierdził, że motorycznie pracuję dobrze, a z ręką jeszcze trochę poczekam, więc powiedział, że nie ma sensu.
Oczywiście to była lekka bujda na resorach. Nie podpisałem zgody na żadne rehabilitacje, choć fakt ręka będzie musiała i tak zaczekać.
- Coś mi się inaczej wydaje.
- Mam cię teraz niepotrzebnie kłamać? - rzekłem ocierając pot z czoła, bo w samochodzie było dość ciepło, a nie wspomne o ręce będącej w tym cholernym gównie.
Nie wiem ile w tym cholerstwie wytrzymam, ale coś czuję, że dość szybko się tego pozbędę.
- Co się działo jak mnie nie było? Coś czuję, że trochę się jeszcze rzeczy podziało - uśmiechnąłem się lekko.
Ves?
Nie mam pomysłu. Badziew itd. :(
935
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz