Dzisiaj za to, stwierdziła, że musi jechać na zakupy, porozglądać się za jakimiś fajnymi rzeczami, więc kazała mi zostać w akademii prosząc abym nie wymyślił czegoś głupiego. Cóż, moja rodzina słynie z głupot i ryzyka. Widząc przez okno, jak samochód dziewczyny opuszcza teren posiadłości, wyjąłem z szafy plecak, w który spakowałem wodę, jakiś scyzoryk, latarkę, koc, książkę oraz kanapki, po które musiałem wyruszyć do kuchni. Zawróciłem swoje kroki do pokoju, tylko po to aby zmienić buty na wygodniejsze, jakimi się okazały czarne adidasy za kostkę z białą podeszwą. Zamknąłem pokój upewniając się trzy razy czy nikt nie jest w stanie go otworzyć i wyszedłem z budynku. Pogoda dzisiaj była cudna, a co za tym idzie? Idealna na długie samotne spacery, na których można rozmyślać o własnym życiu, jak i sensie istnienia. Potrzebowałem tego jak cholera, gdyż ostatnio pękała mi głowa od natłoku informacji, które przychodziły do mnie z domu w Brazylii, od Carlosa, czy też sama Venus powodowała u mnie ból głowy z powodu mówienia miliona rzeczy na raz. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i zabierając jednego ze szlugów ustami, następnie chowając je. Odpaliłem nieudolnie fajkę i ruszyłem przed siebie, mając nadzieję, że odnajdę jakąś ciekawą drogę, która poprowadzi mnie w miejsce, gdzie będę mógł w spokoju usiąść i pomyśleć.
Wchodząc do lasu lekko się uśmiechnąłem, brakowało mi tego przez te dni, kiedy leżałem w śpiączce, brakowało mi jakiegokolwiek kontaktu z naturą, bo w końcu człowiek, który przeleżał daną ilość czasu dostaje na głowę. Ja już dawno dostałem, ujeżdżając byki, ale to norma. Szaleństwo ponad życie. Kiedyś taka zasada widniała na drzwiach mego pokoju w Brazylii. Nigdy się nie poddawałem, a teraz? Co ja mam cholera zrobić? Patrząc na stan mojej ręki czeka mnie długa, ponowna rehabilitacja, która nie wiadomo czy przyniesie jakieś skutki. Czy będę jeszcze w stanie w ogóle coś chwycić tą dłonią. Martwię się o to, kiedyś bym to olał i powiedział, że mogą ją mi nawet odciąć, ale nie teraz. Znam wartość życia, lecz chciałbym ponownie wrócić na te niebezpieczne zwierzęta, bo od tego nie da się tak łatwo uciec. Z resztą, jeśli to staje się twoją pasją, to o czym my mówimy? Kocham to jak cholera, a co za tym idzie kocham wszystko co niebezpieczne! Może zacznę się ścigać samochodami, czy też będę chociażby pomocą moich znajomych, albo chociażby głupim trenerem. Nie wiem co mnie czeka w przyszłości, ale czym dalej na nią patrzę, widzę gorsze scenariusze, bo nigdy nie wiadomo co zakończy moje życie. Cholera, może to być nawet niewinny skok przez płot, gdzie złamię sobie kręgosłup, a później stwierdzę, że nie chcę już żyć. Dobra, Alves.. Brniesz za daleko. No tak, poszedłem o kok za daleko, na razie chcę się jeszcze cieszyć życiem, szczególnie, że mam Venus, kobietę młodą, ale za to piękną, mądrą i uroczą. Owszem nie mam pojęcia jak to będzie dalej. Jeśli ona będzie chciała odejść zrozumiem, ale ja się kurwa zakochałem w niej po uszy i nie wyobrażam sobie dnia bez niej. Tylko martwi mnie jej stosunek do mojej pracy. Cóż, jest to coś co robiłem zawsze i ciężko będzie z tego kiedyś zrezygnować. Z resztą już się zastanawiam czy za tydzień nie iść na arenę chociażby jako pomoc, bo nie wiem czy wysiedzę jeszcze taki czas bez robienia czegokolwiek. Najchętniej bym teraz znowu wyjechał, aby pomóc chociażby chłopakom, gdyż lekcje mogę sobie na razie odpuścić.
Po spacerze, który trwał jakoś godzinę, zboczyłem ze ścieżki i przyspieszyłem kroku, aby znaleźć jakieś ładne miejsce, gdzie będę mógł w spokoju sobie usiąść i poczytać.
***
W końcu doszedłem na polanę, gdzie wyjąłem z plecaka koc, następnie go rozkładając. W końcu tylko widok słońca, szum strumyka, który płynął sobie powoli po mojej prawicy i cisza oraz spokój. Tego mi było trzeba!
Siadając na materiale, pozbyłem się bluzy zwijając ją w kłębek, aby robiła mi za poduszkę. Kolejnym krokiem było zjedzenie mojego skromnego posiłku, gdzie po nim w końcu mogłem przystąpić do czytania książki pod tytułem "Egzekutor". Książka na początku opowiadała o odnalezionym przez detektywów ciele księdza, na schodach kościoła. Ciało było pozbawione głowy, a morderca z precyzją chirurga umieścił na to miejsce łeb psa. Zbrodnia była zagadką, gdyż każdy element pozostawiony przez zabójce był specyficzny i nie każdy był w stanie to zauważyć co Robert Hunter.
Dalej niestety książki nie pamiętam, gdyż po prostu zasnąłem z nią na twarzy. Kto by się spodziewał..
Obudził mnie dopiero szelest niedaleko mojej głowy. Po odłożeniu książki na bok i uprzednim zaznaczeniu gdzie skończyłem ujrzałem przed sobą zwierze, grzebiące w moim plecaku.
Lekko wtedy się spiąłem, bo kto by się spodziewał, że jakiś zwierz będzie chciał właśnie wyjeść mi wszystko z torby. Z resztą jest godzina.. i tutaj się tego nie dowiem. Zostawiłem komórkę w pokoju, ale patrząc na fakt, że słońce już jest nisko nie może być wcale tak wcześnie.
Ostrożnie podniosłem się do siadu, gdzie następnie wziąłem z koca bluzę i zarzuciłem ją na siebie, gdyż założenie jej na jedną rękę było by komiczne.
Chcąc podejść do plecaka usłyszałem warczenie, więc się powoli wycofałem, zabierając koc, który jako tako zwinąłem.
Gdy już to uczyniłem, zwierze spojrzało na mnie smutnymi oczami. Pies wyglądał jak wilk, nie mam pojęcia skąd on się tutaj znalazł, ale widać było, że trochę już jest samotny. Był wychudzony i lekko zdenerwowany moją obecnością.
- Hej.. kolego, spokojnie. Ja chcę tylko odzyskać plecak i już sobie idę.. - powiedziałem miękko i zbliżyłem się do przedmiotu. Udało mi się zabrać mój bagaż do którego ponownie spakowałem koc. Odchodząc w stronę akademii, usłyszałem za sobą łamiącą się gałązkę, przez co się odwróciłem, aby spojrzeć co się dzieje. Jednak ujrzałem tylko siedzącego trzy kroki ode mnie psa.
Ruszając ponownie, czułem, że zwierze mnie śledzi, co mi się cholernie nie podobało, ale w końcu stanąłem na rozstaju dróg i zacząłem się gubić we własnych myślach. Którędy do akademii?
Wtedy zdziwiłem się jeszcze bardziej. Zwierze, które szło cały czas za mną, wyprzedziło mnie i stanęło na jednej z dróg. Skołowany ruszyłem za psem, który na szczęście mnie nie pogryzł, ale zaprowadził w odpowiednie miejsce. Widząc budynek, chciałem odegnać przybłędę, jednak on uparcie kroczył za mną.
- Idź sobie, ja idę do siebie, ty masz może jakieś schronienie, wróć tam - rzekłem jak idiota, który gada do zwierząt.
Wszedłem w końcu do budynku, nie zwracając uwagi na to czy zwierze za mną podąża czy też nie, ale otwierając drzwi do pokoju, zobaczyłem tylko jak coś przebiega mi między nogami. Szczerze myślałem, że to whippet Ves, jednak unosząc głowę dostrzegłem psa, który podążał za mną cały ten czas. Nie wiedziałem co mam robić. Z jednej strony rozsądek mówił mi aby zawołać kogo trzeba i pozbyć się intruza, a z drugiej serce mi się krajało myśląc o tym, że stworzenie zostanie odtransportowane do schroniska.
Będąc idiotą, podszedłem do zwierzaka i pogłaskałem go po grzbiecie. Tego chyba brakowało temu zwierzęciu, gdyż jego ogon zaczął chodzić jak oszalały. Cieszył się z ludzkiego dotyku, ale za to śmierdział jak roczna gnojówka.
Zdążyłem odłożyć plecak na miejsce, a moja komórka zaczęła dzwonić. Widząc na ekranie dwadzieścia siedem nieodebranych połączeń, westchnąłem ciężko i odebrałem.
- Boże! Diego, gdzieś ty był?! Szukałam cię przez pół dnia.
- Wybacz, zapomniałem telefonu. By - Nie udało mi się dokończyć zdania, gdyż usłyszałem szczekanie.
- Opanuj się okey? - rzekłem do zwierzęcia, po czym wróciłem do rozmowy.
- Byłem w lesie, chciałem odpocząć.
- Zaraz, czy ja słyszałam szczekanie?
- T...
- Zaraz będę i tak musimy poważnie porozmawiać - rzekła i się rozłączyła, a ja zdążyłem rzucić telefon na łóżko kiedy dziewczyna wparowała do mojego pokoju.
- Die...
1306
Venus? Bierym go, nowy pupilek Diegucha - Cezar.
Wchodząc do lasu lekko się uśmiechnąłem, brakowało mi tego przez te dni, kiedy leżałem w śpiączce, brakowało mi jakiegokolwiek kontaktu z naturą, bo w końcu człowiek, który przeleżał daną ilość czasu dostaje na głowę. Ja już dawno dostałem, ujeżdżając byki, ale to norma. Szaleństwo ponad życie. Kiedyś taka zasada widniała na drzwiach mego pokoju w Brazylii. Nigdy się nie poddawałem, a teraz? Co ja mam cholera zrobić? Patrząc na stan mojej ręki czeka mnie długa, ponowna rehabilitacja, która nie wiadomo czy przyniesie jakieś skutki. Czy będę jeszcze w stanie w ogóle coś chwycić tą dłonią. Martwię się o to, kiedyś bym to olał i powiedział, że mogą ją mi nawet odciąć, ale nie teraz. Znam wartość życia, lecz chciałbym ponownie wrócić na te niebezpieczne zwierzęta, bo od tego nie da się tak łatwo uciec. Z resztą, jeśli to staje się twoją pasją, to o czym my mówimy? Kocham to jak cholera, a co za tym idzie kocham wszystko co niebezpieczne! Może zacznę się ścigać samochodami, czy też będę chociażby pomocą moich znajomych, albo chociażby głupim trenerem. Nie wiem co mnie czeka w przyszłości, ale czym dalej na nią patrzę, widzę gorsze scenariusze, bo nigdy nie wiadomo co zakończy moje życie. Cholera, może to być nawet niewinny skok przez płot, gdzie złamię sobie kręgosłup, a później stwierdzę, że nie chcę już żyć. Dobra, Alves.. Brniesz za daleko. No tak, poszedłem o kok za daleko, na razie chcę się jeszcze cieszyć życiem, szczególnie, że mam Venus, kobietę młodą, ale za to piękną, mądrą i uroczą. Owszem nie mam pojęcia jak to będzie dalej. Jeśli ona będzie chciała odejść zrozumiem, ale ja się kurwa zakochałem w niej po uszy i nie wyobrażam sobie dnia bez niej. Tylko martwi mnie jej stosunek do mojej pracy. Cóż, jest to coś co robiłem zawsze i ciężko będzie z tego kiedyś zrezygnować. Z resztą już się zastanawiam czy za tydzień nie iść na arenę chociażby jako pomoc, bo nie wiem czy wysiedzę jeszcze taki czas bez robienia czegokolwiek. Najchętniej bym teraz znowu wyjechał, aby pomóc chociażby chłopakom, gdyż lekcje mogę sobie na razie odpuścić.
Po spacerze, który trwał jakoś godzinę, zboczyłem ze ścieżki i przyspieszyłem kroku, aby znaleźć jakieś ładne miejsce, gdzie będę mógł w spokoju sobie usiąść i poczytać.
***
W końcu doszedłem na polanę, gdzie wyjąłem z plecaka koc, następnie go rozkładając. W końcu tylko widok słońca, szum strumyka, który płynął sobie powoli po mojej prawicy i cisza oraz spokój. Tego mi było trzeba!
Siadając na materiale, pozbyłem się bluzy zwijając ją w kłębek, aby robiła mi za poduszkę. Kolejnym krokiem było zjedzenie mojego skromnego posiłku, gdzie po nim w końcu mogłem przystąpić do czytania książki pod tytułem "Egzekutor". Książka na początku opowiadała o odnalezionym przez detektywów ciele księdza, na schodach kościoła. Ciało było pozbawione głowy, a morderca z precyzją chirurga umieścił na to miejsce łeb psa. Zbrodnia była zagadką, gdyż każdy element pozostawiony przez zabójce był specyficzny i nie każdy był w stanie to zauważyć co Robert Hunter.
Dalej niestety książki nie pamiętam, gdyż po prostu zasnąłem z nią na twarzy. Kto by się spodziewał..
Obudził mnie dopiero szelest niedaleko mojej głowy. Po odłożeniu książki na bok i uprzednim zaznaczeniu gdzie skończyłem ujrzałem przed sobą zwierze, grzebiące w moim plecaku.
Lekko wtedy się spiąłem, bo kto by się spodziewał, że jakiś zwierz będzie chciał właśnie wyjeść mi wszystko z torby. Z resztą jest godzina.. i tutaj się tego nie dowiem. Zostawiłem komórkę w pokoju, ale patrząc na fakt, że słońce już jest nisko nie może być wcale tak wcześnie.
Ostrożnie podniosłem się do siadu, gdzie następnie wziąłem z koca bluzę i zarzuciłem ją na siebie, gdyż założenie jej na jedną rękę było by komiczne.
Chcąc podejść do plecaka usłyszałem warczenie, więc się powoli wycofałem, zabierając koc, który jako tako zwinąłem.
Gdy już to uczyniłem, zwierze spojrzało na mnie smutnymi oczami. Pies wyglądał jak wilk, nie mam pojęcia skąd on się tutaj znalazł, ale widać było, że trochę już jest samotny. Był wychudzony i lekko zdenerwowany moją obecnością.
- Hej.. kolego, spokojnie. Ja chcę tylko odzyskać plecak i już sobie idę.. - powiedziałem miękko i zbliżyłem się do przedmiotu. Udało mi się zabrać mój bagaż do którego ponownie spakowałem koc. Odchodząc w stronę akademii, usłyszałem za sobą łamiącą się gałązkę, przez co się odwróciłem, aby spojrzeć co się dzieje. Jednak ujrzałem tylko siedzącego trzy kroki ode mnie psa.
Ruszając ponownie, czułem, że zwierze mnie śledzi, co mi się cholernie nie podobało, ale w końcu stanąłem na rozstaju dróg i zacząłem się gubić we własnych myślach. Którędy do akademii?
Wtedy zdziwiłem się jeszcze bardziej. Zwierze, które szło cały czas za mną, wyprzedziło mnie i stanęło na jednej z dróg. Skołowany ruszyłem za psem, który na szczęście mnie nie pogryzł, ale zaprowadził w odpowiednie miejsce. Widząc budynek, chciałem odegnać przybłędę, jednak on uparcie kroczył za mną.
- Idź sobie, ja idę do siebie, ty masz może jakieś schronienie, wróć tam - rzekłem jak idiota, który gada do zwierząt.
Wszedłem w końcu do budynku, nie zwracając uwagi na to czy zwierze za mną podąża czy też nie, ale otwierając drzwi do pokoju, zobaczyłem tylko jak coś przebiega mi między nogami. Szczerze myślałem, że to whippet Ves, jednak unosząc głowę dostrzegłem psa, który podążał za mną cały ten czas. Nie wiedziałem co mam robić. Z jednej strony rozsądek mówił mi aby zawołać kogo trzeba i pozbyć się intruza, a z drugiej serce mi się krajało myśląc o tym, że stworzenie zostanie odtransportowane do schroniska.
Będąc idiotą, podszedłem do zwierzaka i pogłaskałem go po grzbiecie. Tego chyba brakowało temu zwierzęciu, gdyż jego ogon zaczął chodzić jak oszalały. Cieszył się z ludzkiego dotyku, ale za to śmierdział jak roczna gnojówka.
Zdążyłem odłożyć plecak na miejsce, a moja komórka zaczęła dzwonić. Widząc na ekranie dwadzieścia siedem nieodebranych połączeń, westchnąłem ciężko i odebrałem.
- Boże! Diego, gdzieś ty był?! Szukałam cię przez pół dnia.
- Wybacz, zapomniałem telefonu. By - Nie udało mi się dokończyć zdania, gdyż usłyszałem szczekanie.
- Opanuj się okey? - rzekłem do zwierzęcia, po czym wróciłem do rozmowy.
- Byłem w lesie, chciałem odpocząć.
- Zaraz, czy ja słyszałam szczekanie?
- T...
- Zaraz będę i tak musimy poważnie porozmawiać - rzekła i się rozłączyła, a ja zdążyłem rzucić telefon na łóżko kiedy dziewczyna wparowała do mojego pokoju.
- Die...
1306
Venus? Bierym go, nowy pupilek Diegucha - Cezar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz