Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Diego. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Diego. Pokaż wszystkie posty

7.12.2019

Od Diego CD Venus

Siedząc na krześle i słuchając lekarza, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Z jednej strony się cieszyłem, z drugiej bałem, a z tylu głowy miałem same czarne scenariusze, które doprowadzały do wszelkich konfliktów z Venus, gdzie upaliłem się tak bardzo, że trafiłem na odwyk. W ogóle, o czym ja kurwa myślę, Alves weź się w garść i bądź facetem, a nie pizdą.
W momencie kiedy lekarz załączył dźwięk i mogliśmy usłyszeć bicie serca, dziecka nie wiedziałem co o tym myśleć. Cholernie bałem się ojcostwa, szczególnie patrząc na to, że moja odpowiedzialność jest równa zeru, a głupie pomysły trzymają się cały czas.
Jestem po prostu dużym dzieckiem, inaczej tego ująć nie można.
Kiedy skończyło się to badanie, dziewczyna wytarła się od żelu, po czym poprawiła koszulkę, dając mi cichy znak, że wychodzimy. Zrywając się z krzesła, pożegnałem lekarza i ruszyłem z Venus do samochodu.
Szczerze? Ostatnio nam się ciężko rozmawia. Ja spierdoliłem sprawę, kiedy ta powiedziała mi o ciąży, a powinienem być jej podporą, a czuję się jakbym odbierał jej wszelki tlen potrzebny do życia. Mój świat stał się szary, stracił kolory, które dodawała do niego Nadzieja, ale wiecie co? Czas to kurwa zmienić, bo szczególnie ja zachowuję się jak szczeniak.
- Daj mi trochę pobyć samej - usłyszałem jej głos, kiedy przystanęliśmy koło jej pokoju.
Kiwnąłem tylko na to głową, a następnie ruszyłem w stronę stajni, czas wszystko naprawić Alves... wszystko.
Bez namysłu otworzyłem boks klaczy, następnie ubierając jej kantar, tylko i wyłącznie kantar, kolejnym moim celem, było wyczyszczenie jej kopyt, co nie zajęło wiele czasu, przez co gratulowałem sobie w duchu.
Lewa ręka powoli powraca do minimalnej sprawności, dlatego na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Kończąc tę czynność, wyprowadziłem Alme ze stajni, a następnie na nią wsiadłem.
Klepiąc ją po szyi, szepnąłem do niej:
- A teraz gnaj niczym wiatr, niech nic cię nie zatrzyma mała.
Uśmiechnąłem się w duszy kiedy ruszyła zdecydowanym krokiem. Zastanawiam się, czy mój śmiech nie był gdzieś słyszany, ale czułem się cholernie wolny, gdy ta gnała na złamanie karku przez polany, które gdzieś w oddali miały swoje ogrodzenie.
Z tego całego śmiechu, spadłem z niej prosto do wody, przez co tylko się uśmiechnąłem pod nosem, wiedząc, że będę pewnie chory, ale to mnie teraz nie obchodziło. Żyłem chwilą!
Wdrapując się ponownie na grzbiet klaczy, ruszyłem tym razem w stronę akademii, ale tą beztroską podróż przerwał mi telefon, który tkwił w mokrej kieszeni moich jeansów.
- Alves - rzekłem kiedy tylko wydobyłem telefon z kieszeni.
W słuchawce usłyszałem tylko głos kobiety, który mówił po hiszpańsku.
Wsłuchałem się w jej głos, kiedy mnie próbowała w końcu opierniczyć po angielsku. Dobrze jej idzie uczenie się z Ivą.
- Wpadniesz w któryś dzień? - zapytała z mocnym hiszpańskim akcentem, ale zrozumiałem o co jej chodzi.
- Zobaczę, w razie czego dam wam znak, a teraz wybacz. Muszę kończyć, trzymajcie się. - rzuciłem, rozłączając się.
Będąc już przy stajni, coś mignęło mi przed oczami, przez co szybko je przetarłem, mając nadzieję, że to nie ta osoba, o której myślałem.
- Pomożesz?! - krzyknęła, a ja zagwizdałem na ogiera, który posłusznie ruszył w moją stronę.
- Ile razy mam ci kurwa powtarzać, abyś się nie zbliżała do mojej własności.  - rzuciłem, zabierając od niej konia.
- Ja go chcę!
- Chcieć to możesz przykładowo kupę..
Nie zważałem już na jej komentarze, po prostu odprowadziłem zwierzęta na swoje miejsca, gdzie poprosiłem stajennego, aby rozsiodłał ogiera, bo spieszy mi się.
Ruszając do budynku, miałem zamiar iść do Venus, jednak sobie to darowałem. Musiałem jeszcze skoczyć do miasta, a co najważniejsze przeszukać internet i sprawdzić irytującą pocztę.
Wchodząc do pokoju, zastałem Cezara, który rozłożył się na moim łóżku jak królewicz.
Na ten widok tylko wywróciłem oczami, a następnie zabrałem suche ubrania i poszedłem się przebrać.
Wracając do pokoju, zabrałem tylko kluczyki i poszedłem do Lambo, które wydało z siebie zdechły odgłos.
Ja jestem na tyle pechowy czy o co kurwa chodzi? Walnąłem dłonią w kierownice i spróbowałem odpalić wóz jeszcze trzy razy. To na nic.
Zadzwoniłem po lawetę, a następnie po taksę, którą udałem się do galerii. Chciałem zakupić coś do picia czy jedzenia, sprawdzić kilka ofert, cokolwiek. Mając już wszystko, zerknąłem w stronę budki z Mega Milions. Kupiłem trzy kupony, przez co miałem minimalnie większe szanse na wygraną, a powiem wam, że wszystkie mężczyzna wydrukował minutę przed podaniem wyników, więc przystanąłem i spojrzałem na telewizor, gdzie wyświetlane były numerki.
Pierwszy kupon, nic nawet jednego, drugi, miałem aż trzy numerki, ale kiedy sprawdziłem trzeci, musiałem kilka razy zamrugać, a następnie sprawdziłem je jeszcze raz. Wszystko się zgadzało, wszystkie pięć numerów, a piątka okazała się być Mega Ballem.
Kiedy skołowany mężczyzna z budki, poprosił mnie na chwilę, aby się upewnić, że wydał ten kupon mnie, sam był w szoku.
- Wygrał pan 1,6 miliarda dolarów. Jak to dzielimy? Jednorazowo dostaje pan 913 milionów czy rozkładamy na raty.
Stałem chwilowo jak słupek nie wiedząc co powiedzieć. Jeśli zgodzę się na wypłatę od razu, jestem pół, ponad pół miliarda w plecy, więc porozmawiałem z mężczyzną w taki sposób, że po kilku minutach na moim koncie ukazała się piękna liczba 1,5 mld. Gdzie wyparowało sto milionów? Poszło na cele charytatywne. Jednak dobrze nosić to nazwisko, przynajmniej ma się jakieś przywileje.
Mężczyzna mi pogratulował, a ja z wielkim uśmiecham wyszedłem z galerii, aby zadzwonić po taksówkę, gdzie udałem się do mechanika, aby dowiedzieć się co jest z samochodem. Ten jednak nie miał do mnie dobrych wieści i stwierdził, że naprawa wyniesie za dużo, bo części trzeba sprowadzić, a wcale nie są tanie. Nie dziwię się.
- To jak? Co z nim?
- Tak jak mówiłeś złom, to jest kilkuletnie auto, a cena części rośnie, przez co przekracza normę, daj tylko sprawdzić schowki. - lekko się uśmiechnąłem i wygrzebałem z jednego, średniego rozmiaru pudełko, które kilka dni temu zostawiłem w samochodzie. - Jak coś czekam na kasę ze złomu - rzekłem wracając do taryfy, która zawiozła mnie do akademii.
Jaki był mój kolejny krok? Na pewno nie wydawanie pieniędzy na lewo i prawo, ani się nimi chwalenie. To by było głupie.
Wzdychając ruszyłem w stronę pokoju dziewczyny. Gdy już się pod nimi znalazłem, zapukałem i stałem jak idiota, aż do momentu kiedy usłyszałem słowo proszę.
Wchodząc do środka, zobaczyłem dziewczynę oglądającą jakiś serial, przez co usiadłem obok niej na łóżku i przymknąłem laptopa, przez co spojrzała na mnie niepocieszona.
- Musimy porozmawiać, albo chociaż ja.. bo mam dość milczenia całymi dniami. Widzę cię co jakiś czas, bo stwierdzasz, że mam dać ci odpocząć. Okey, rozumiem, jestem jak wrzód na dupie, ale mi też cholera jest ciężko. Kocham cię i nie przestanę. Wiem, że ostatnio zachowałem się jak idiota, ale to za mocno we mnie uderzyło. Dzisiaj, kiedy słyszałem bicie serca, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, ale wytrwałem do końca, wytrwałem bo zrozumiałem, że już zawsze będziesz u mnie na pierwszym miejscu, nie ważne co by się nie działo. Widząc ciebie, markotną i załamaną serce mi się kraje, więc.. chciałbym aby wszystko wróciło do normy, abyś uczyniła mój świat bardziej kolorowym i uśmiechała się tak, kiedy zrobiłem to zdjęcie..  - westchnąłem i podałem jej pudełko, gdzie znajdowało się nasze wspólne zdjęcie. Śmialiśmy się na nim jak opętani, każde z nas było wtedy w raju, a mi cholernie tego brakuje. Mam nawet na nim rogi, gdyż ta stwierdziła, że jestem jej diabłem.
Szczerze, siedziałem jak na szpilkach, moje wszelkie mięśnie spięły się jak struna i miałem nadzieję, że Ves nie wywali mnie za drzwi albo nie zbije ramki, a zdjęcia nie podrze.


1224
Veees?

4.10.2019

Od Diego CD Venus

Trzymając w ręce pudełko od Venus, mogłem spodziewać się dosłownie wszystkiego. Ona jest nieprzewidywalna, a co za tym idzie? W taki kartonik mogła mi nawet zapakować skarpetki w renifery.
Wstrzymując lekko oddech, pociągnąłem za kokardkę, gdzie następnie uchyliłem wieczko, pod którym znalazłem bibułkę.
Spojrzałem na dzuewczynę zastanawiając się co tam może być.
Mając w głowie szalone wizje prezentów, nigdy bym nie powiedział, że tam znadję małe buciki dla dziecka.
Ponownie patrząc w jej stronę, na co ona delikatnie się uśmiechnęła, a po chwili usłyszałem jej cichy, pełen obawy głos.
- Będziesz tatusiem.
Te słowa uderzyły we mnie niczym rozpędzony tir w drzewo. W tym momencie nie byłem w stanie nic powiedzieć, w gardle miałem supeł, który nie chciał się rozwiązać, a mózg podsyłał mi obrazy z wczesnego tacierzyństwa.
Diego, opanuj się, masz dwadzieścia cztery lata, inni potrafią zostać ojcami w wieku osiemnastu lat.
Parodia, Venus jest pierwszą kobietą, z którą jestem i na dodatek z nią przytrafiła się wpadka. Mówiła, że się zabezpiecza. Nie mogę jej winić, bo sam mogłem też pomyśleć o zabezpieczeniu.
Schowalem buciki do pudełka, odkładając je obok. Co się dzieje z tym światem?!
Wczoraj rozmyślałem co będę robił dalej, mając plany, a dzisiaj jestem w totalnej kropce.
- D.. Diego, powiesz coś? - usłyszałen cichy głosik. Ves mówiła przez łzy a ja, niczym rasowy dupek wyszedłem z jej pokoju i ruszyłem do siebie bez słowa.
Nie docierało do mnie to, co powiedziała mi Vesnus, chciałem aby to był jakiś głupi kawał, ale patrzą na jej reakcję, to musi być prawda.
- Boże Diego! Jesteś idiotą! - krzyknąłem po czym zjechałem plecami po ście, obok pomieszczenia w którym mieszkałem.
- Coś nie tak? - zapytała dziewczyna, tak.. ta irytująca dziewczyna, która tylko i wyłącznie umie wkurwiać ludzi!
- Odpierdol się dzisiaj ode mnie, bo nie ręczę za siebie.
- Co taki agresywny?
- Bo jestem wkurwiony, okey? Odwal się... - po tej wypowiedzi ruszyłem w stronę stajni, gdzie stanąłem przy klaczy i patrzyłem na nią.
- Co ja mam teraz kurwa zrobić? - westchnąłem ciężko.
Klacz zarżała radośnie w oczekiwaniu, że wybierzemy się na jakąś przejażdżkę. I wiecie co? Musiałem to zrobić, bo mam za mało problemów, gratulacje! 
***
Jeżdżąc po lesie, zastanawiałem się co ja mam powiedzieć Venus? Na pewno nie powiem jej nic w stylu "To może usuń, tak będzie prościej" czy "To nara, nie znam cię". Ta dziewczyna za dużo dla mnie znaczy.
Właśnie Alves, ona wiele dla ciebie znaczy, a zobacz jak ty to przyjąłeś. Ty masz trochę więcej lat na karku. Nadzieja ma dzuewiętnaście lat, to dopiero musiał być dla niej szok. Z resztą czy to jest w ogóle pewne? Może ma tylko przypuszczenia, albo jej się okres spóźnia. A jeśli to tylko dobrze przygotowany żart?
Skąd ja mam to wiedzieć, jak nawet jej o nic nie zapytałem, tylko wyszedłem.
Neymar, jesteś beznadziejny!
Spiąłem klacz i ruszyłem w stronę akademii, gdzie wjechałem do stajni, wpadając na stajennego, któremu powiedziałem, aby rozsiodłał konia i go zamknął w boksie.
Mając nadzieję, że Venus mnie choć trochę zrozumie wparowałem do jej pokoju, gdzie ta płakała w poduszkę.
Usiadłem na brzegu łóżka i pogładziłem dzieswczynę po plecach, następnie biorąc ją na kolana. Nie była z tego powodu zachwycona, ale nie chciałem jej już zostawić samej.
- Skarbie.. wiem, że zachowałem się jak dupek, przepraszam. Nie pomyślałem o tym, jak ty możesz się czuć. Ja owszem, cholernie się boje i to bardziej nawet niż byków.. ale nie chcę cię samej zostawiać w takiej sytuacji. Pewnie sama jesteś w szoku, ale błagam, odezwij się do mnie - rzekłem unosząc jej brodę, aby spojrzała a moje oczy.
Wszystko powiedziałem szczerze, lecz nie mam pewności, że ona zaraz mnie nie uderzy i nie powie soczystego spierdalaj.

Veees?
Krótkie bo chciałaś tylko reakcje ;D

4.08.2019

Od Diego CD Venus

Przez poprzednie tygodnie wysłuchiwałem żalów Venus, które dotyczyły Rimy. Cóż nie dziwiłem się jej. Chciała jak najlepiej wypaść na zawodach, za to jej koń nie chciał współpracować, ale co można na to poradzić? Dziewczyna przed tym wszystkich chodziła, jakby jej ktoś w tyłek wsadził dynamit, a ta czekała tylko aby ta osoba podpaliła lont. Co ja miałem zrobić? Wspierałem ją jak tylko się dało, ale nie przynosiło to zbyt dużych efektów.
Dzisiaj za to, stwierdziła, że musi jechać na zakupy, porozglądać się za jakimiś fajnymi rzeczami, więc kazała mi zostać w akademii prosząc abym nie wymyślił czegoś głupiego. Cóż, moja rodzina słynie z głupot i ryzyka. Widząc przez okno, jak samochód dziewczyny opuszcza teren posiadłości, wyjąłem z szafy plecak, w który spakowałem wodę, jakiś scyzoryk, latarkę, koc, książkę oraz kanapki, po które musiałem wyruszyć do kuchni. Zawróciłem swoje kroki do pokoju, tylko po to aby zmienić buty na wygodniejsze, jakimi się okazały czarne adidasy za kostkę z białą podeszwą. Zamknąłem pokój upewniając się trzy razy czy nikt nie jest w stanie go otworzyć i wyszedłem z budynku. Pogoda dzisiaj była cudna, a co za tym idzie? Idealna na długie samotne spacery, na których można rozmyślać o własnym życiu, jak i sensie istnienia. Potrzebowałem tego jak cholera, gdyż ostatnio pękała mi głowa od natłoku informacji, które przychodziły do mnie z domu w Brazylii, od Carlosa, czy też sama Venus powodowała u mnie ból głowy z powodu mówienia miliona rzeczy na raz. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i zabierając jednego ze szlugów ustami, następnie chowając je. Odpaliłem nieudolnie fajkę i ruszyłem przed siebie, mając nadzieję, że odnajdę jakąś ciekawą drogę, która poprowadzi mnie w miejsce, gdzie będę mógł w spokoju usiąść i pomyśleć.
Wchodząc do lasu lekko się uśmiechnąłem, brakowało mi tego przez te dni, kiedy leżałem w śpiączce, brakowało mi jakiegokolwiek kontaktu z naturą, bo w końcu człowiek, który przeleżał daną ilość czasu dostaje na głowę. Ja już dawno dostałem, ujeżdżając byki, ale to norma. Szaleństwo ponad życie. Kiedyś taka zasada widniała na drzwiach mego pokoju w Brazylii. Nigdy się nie poddawałem, a teraz? Co ja mam cholera zrobić? Patrząc na stan mojej ręki czeka mnie długa, ponowna rehabilitacja, która nie wiadomo czy przyniesie jakieś skutki. Czy będę jeszcze w stanie w ogóle coś chwycić tą dłonią. Martwię się o to, kiedyś bym to olał i powiedział, że mogą ją mi nawet odciąć, ale nie teraz. Znam wartość życia, lecz chciałbym ponownie wrócić na te niebezpieczne zwierzęta, bo od tego nie da się tak łatwo uciec. Z resztą, jeśli to staje się twoją pasją, to o czym my mówimy? Kocham to jak cholera, a co za tym idzie kocham wszystko co niebezpieczne! Może zacznę się ścigać samochodami, czy też będę chociażby pomocą moich znajomych, albo chociażby głupim trenerem. Nie wiem co mnie czeka w przyszłości, ale czym dalej na nią patrzę, widzę gorsze scenariusze, bo nigdy nie wiadomo co zakończy moje życie. Cholera, może to być nawet niewinny skok przez płot, gdzie złamię sobie kręgosłup, a później stwierdzę, że nie chcę już żyć. Dobra, Alves.. Brniesz za daleko. No tak, poszedłem o kok za daleko, na razie chcę się jeszcze cieszyć życiem, szczególnie, że mam Venus, kobietę młodą, ale za to piękną, mądrą i uroczą. Owszem nie mam pojęcia jak to będzie dalej. Jeśli ona będzie chciała odejść zrozumiem, ale ja się kurwa zakochałem w niej po uszy i nie wyobrażam sobie dnia bez niej. Tylko martwi mnie jej stosunek do mojej pracy. Cóż, jest to coś co robiłem zawsze i ciężko będzie z tego kiedyś zrezygnować. Z resztą już się zastanawiam czy za tydzień nie iść na arenę chociażby jako pomoc, bo nie wiem czy wysiedzę jeszcze taki czas bez robienia czegokolwiek. Najchętniej bym teraz znowu wyjechał, aby pomóc chociażby chłopakom, gdyż lekcje mogę sobie na razie odpuścić.
Po spacerze, który trwał jakoś godzinę, zboczyłem ze ścieżki i przyspieszyłem kroku, aby znaleźć jakieś ładne miejsce, gdzie będę mógł w spokoju sobie usiąść i poczytać.
***
W końcu doszedłem na polanę, gdzie wyjąłem z plecaka koc, następnie go rozkładając. W końcu tylko widok słońca, szum strumyka, który płynął sobie powoli po mojej prawicy i cisza oraz spokój. Tego mi było trzeba!
Siadając na materiale, pozbyłem się bluzy zwijając ją w kłębek, aby robiła mi za poduszkę. Kolejnym krokiem było zjedzenie mojego skromnego posiłku, gdzie po nim w końcu mogłem przystąpić do czytania książki pod tytułem "Egzekutor". Książka na początku opowiadała o odnalezionym przez detektywów ciele księdza, na schodach kościoła. Ciało było pozbawione głowy, a morderca z precyzją chirurga umieścił na to miejsce łeb psa. Zbrodnia była zagadką, gdyż każdy element pozostawiony przez zabójce był specyficzny i nie każdy był w stanie to zauważyć co Robert Hunter.
Dalej niestety książki nie pamiętam, gdyż po prostu zasnąłem z nią na twarzy. Kto by się spodziewał..
Obudził mnie dopiero szelest niedaleko mojej głowy. Po odłożeniu książki na bok i uprzednim zaznaczeniu gdzie skończyłem ujrzałem przed sobą zwierze, grzebiące w moim plecaku.
Lekko wtedy się spiąłem, bo kto by się spodziewał, że jakiś zwierz będzie chciał właśnie wyjeść mi wszystko z torby. Z resztą jest godzina.. i tutaj się tego nie dowiem. Zostawiłem komórkę w pokoju, ale patrząc na fakt, że słońce już jest nisko nie może być wcale tak wcześnie.
Ostrożnie podniosłem się do siadu, gdzie następnie wziąłem z koca bluzę i zarzuciłem ją na siebie, gdyż założenie jej na jedną rękę było by komiczne.
Chcąc podejść do plecaka usłyszałem warczenie, więc się powoli wycofałem, zabierając koc, który jako tako zwinąłem.
Gdy już to uczyniłem, zwierze spojrzało na mnie smutnymi oczami. Pies wyglądał jak wilk, nie mam pojęcia skąd on się tutaj znalazł, ale widać było, że trochę już jest samotny. Był wychudzony i lekko zdenerwowany moją obecnością.
- Hej.. kolego, spokojnie. Ja chcę tylko odzyskać plecak i już sobie idę.. - powiedziałem miękko i zbliżyłem się do przedmiotu. Udało mi się zabrać mój bagaż do którego ponownie spakowałem koc. Odchodząc w stronę akademii, usłyszałem za sobą łamiącą się gałązkę, przez co się odwróciłem, aby spojrzeć co się dzieje. Jednak ujrzałem tylko siedzącego trzy kroki ode mnie psa.
Ruszając ponownie, czułem, że zwierze mnie śledzi, co mi się cholernie nie podobało, ale w końcu stanąłem na rozstaju dróg i zacząłem się gubić we własnych myślach. Którędy do akademii?
Wtedy zdziwiłem się jeszcze bardziej. Zwierze, które szło cały czas za mną, wyprzedziło mnie i stanęło na jednej z dróg. Skołowany ruszyłem za psem, który na szczęście mnie nie pogryzł, ale zaprowadził w odpowiednie miejsce. Widząc budynek, chciałem odegnać przybłędę, jednak on uparcie kroczył za mną.
- Idź sobie, ja idę do siebie, ty masz może jakieś schronienie, wróć tam - rzekłem jak idiota, który gada do zwierząt.
Wszedłem w końcu do budynku, nie zwracając uwagi na to czy zwierze za mną podąża czy też nie, ale otwierając drzwi do pokoju, zobaczyłem tylko jak coś przebiega mi między nogami. Szczerze myślałem, że to whippet Ves, jednak unosząc głowę dostrzegłem psa, który podążał za mną cały ten czas. Nie wiedziałem co mam robić. Z jednej strony rozsądek mówił mi aby zawołać kogo trzeba i pozbyć się intruza, a z drugiej serce mi się krajało myśląc o tym, że stworzenie zostanie odtransportowane do schroniska.
Będąc idiotą, podszedłem do zwierzaka i pogłaskałem go po grzbiecie. Tego chyba brakowało temu zwierzęciu, gdyż jego ogon zaczął chodzić jak oszalały. Cieszył się z ludzkiego dotyku, ale za to śmierdział jak roczna gnojówka.
Zdążyłem odłożyć plecak na miejsce, a moja komórka zaczęła dzwonić. Widząc na ekranie dwadzieścia siedem nieodebranych połączeń, westchnąłem ciężko i odebrałem.
- Boże! Diego, gdzieś ty był?! Szukałam cię przez pół dnia.
- Wybacz, zapomniałem telefonu. By - Nie udało mi się dokończyć zdania, gdyż usłyszałem szczekanie.
- Opanuj się okey? - rzekłem do zwierzęcia, po czym wróciłem do rozmowy.
- Byłem w lesie, chciałem odpocząć.
- Zaraz, czy ja słyszałam szczekanie?
- T...
- Zaraz będę i tak musimy poważnie porozmawiać - rzekła i się rozłączyła, a ja zdążyłem rzucić telefon na łóżko kiedy dziewczyna wparowała do mojego pokoju.
- Die...


1306
Venus? Bierym go, nowy pupilek Diegucha - Cezar.


4.07.2019

Od Diego CD Venus

Po opuszczeniu pokoju przez Venus, poczekałem jeszcze chwilę i grzecznie wrzuciłem wszelkie ubrania do prania, lecz unosząc głowę zastałem swoje odbicie. Jeny, jak ja źle wyglądam? Mam zapadnięte policzki, spore worki pod oczami, oraz zajebistą bliznę. Dodatkiem do całokształtu jest ten zjebany temblak, który mam nosić przez jakieś trzy tygodnie. Później czekają mnie godziny rehabilitacji, które może coś pomogą, ale stu procentowej pewności nie ma. Ta ręka już dawno jest martwa, ale jakoś się do niej przyzwyczaiłem i nie chciałbym się jej pozbywać. Z resztą kto mądry chciałby się pozbyć własnej ręki. To w głowie mają chyba tylko szaleńcy. Przetarłem dłonią twarz i z lekkim grymasem bólu na twarzy, wróciłem do pokoju, gdzie usiadłem do biurka zastanawiając się co ja mam ze sobą zrobić. Pojechałbym gdzieś, albo pojeździł, ale Ves by mnie chyba wykastrowała. Włączyłem laptopa i gdy tylko wszystko się załączyło zacząłem przeglądać strony internetowe, gdzie były wielkie tytuły "Neymar Alves, znów ląduje w szpitalu w stanie krytycznym, czy chłopak z tego wyjdzie?" - Nie kurwa, nie wyjdę. Przeskakując przez kolejne strony spotykam wiele podobnych nagłówków, ale w żadnym nie było nawet grama prawdy. Wiecie, że niektórzy z tych debili nadal myślą, że mieszkam w Brazylii? Nie ma mnie tam od tylu lat. W ogóle czasami spotykam się z tytułami, gdzie mylą mnie z Silvano, który jest cały i zdrowy. Gdyby to zobaczyła matka, to by się chyba załamała. Zadowolony z siebie pozgłaszałem wszelkie informację na mój temat. Nienawidziłem tego. Na cholerę sieją te dzbany takie plotki czy też informacje, które nie są nawet aktualne. Staram się pozbyć takich ludzi z internetu, ale widać, że to będzie mozolna praca. Kiedy skończyłem moją "pracę", wziąłem paczkę papierosów ze stolika i ruszyłem w stronę wyjścia, gdzie mogłem w spokoju zapalić. Biorąc szluga w rękę, włożyłem go do buzi, lecz po chwili poczułem dość silne uderzenie w plecy, przez które moja fajka wypadła mi z ust, a jednocześnie myślałem, że umrę z bólu. Dopiero wróciłem, wszystko mnie boli, a jakiś zjebany człowiek uderza mnie w plecy. Dlaczego na świecie jeszcze istnieją tacy ludzie?! Wkurzony zmusiłem się do ukucnięcia i zebrania przedmiotu, który mi upadł. Miałem się tak nie schylać, ale co mam poradzić? Nie podniosę przecież papierosa nogą. Gdy stanąłem już prosto usłyszałem najbardziej irytujący głos na ziemi. - Cześć! Dawno cię tutaj nie było, gdzie się podziewałeś? - zapytała radośnie.- Może poszukasz sobie tego w internecie. Widzę, że nie jesteś na czasie z informacjami. - Słuchaj Alves co ja ci takiego zrobiłam? - Odpowiedz sobie sama, aktualnie jestem połamany, strzelasz mi w plecy. Dodatkowo irytujesz mnie swoim głosem i uczepieniem się mnie, a w szczególności mojego konia! Czy ty możesz się dzieciaku z łaski swojej odpierdolić i zacząć żyć swoim życiem a nie kurwa mać moim?! Byłem wkurzony, osłabiony oraz obolały, więc nie miałem ochoty na żadne żarty, ani nawet dyskusje z małolatą, która mnie irytuje. Bezczel będzie mnie jeszcze może pouczał jak mam żyć. - Taki mądry jesteś?! To patrz. Idę właśnie po Asa i gówno mi zrobisz - jak powiedziała tak zrobiła, ruszyła pospiesznie w stronę stajni.Kto rodzi takich debili?! Ruszyłem za nią, a gdy zauważyłem, że wzięła uwiąz konia, pociągnąłem za niego, przez co dziewczyna przystanęła. - Czy ty jesteś normalna? Chcesz aby twój tatuś cię stąd zabrał, czy wolisz aby oskarżyli cię o kradzież? - Odwal się ode mnie! - krzyknęła i sprzedała mi siarczystego liścia oddając mi linkę. Patrzyłem tylko w jej stronę jak wybiega zalana łzami. Czy ja przesadziłem? Powiedziałem tylko prawdę, ale czułem się z tym źle. Wzdychając zastanawiałem się co ja mam teraz zrobić? Po chwili podszedłem do bosku Almy i ją wyprowadziłem na pastwisko, bo biedna się zastoi. To samo zrobiłem z Terrorem.Asa nawet nie próbuję wyprowadzać, bo prędzej to on mnie wyprowadzi. Odwiesiłem uwiąz i poszedłem w stronę budynku, gdzie ponownie spotkałem się ze Stellą, która jak na złość wyjebała mi z barku w rękę i poszła dalej. Wróciwszy do pokoju zastałem swojego "kochanego" braciszka, który stwierdził, że się martwił. - Tak się martwiłeś, że nawet do szpitala nie wpadłeś, no powiem ci, że tego się spodziewałem. - Wiesz, że nie lubię szpitali, a szczególnie nienawidzę patrzeć na ciebie w takim stanie. - Przesadzasz, tak źle chyba nie było - wywróciłem oczami. ***Nasza rozmowa trwała długo przez co Ves zdążyła wrócić z treningu. Porozmawialiśmy chwilę w trójkę po czym zostałem z nią sam na sam, więc stwierdziliśmy, że sobie na spokojnie coś obejrzymy. Tak też się stało, przez co zasnęliśmy oglądając Orange is the new black. Jakie to było fascynujące! Aż przy tym zasnąłem, ale muszę stwierdzić, że Ruda czy Chatman jest dość spoko. A Pussey fajnie gra. Może jednak wciągnie mnie ten serial. Z resztą co ja lepszego mogę mieć do roboty?***Budząc się zauważyłem tosty na szafce wraz z liścikiem, gdzie znalazłem informację, że Venus poszła na trening z Rimą. Wstając, ponownie czułem się cholernie obolały, ale co ja mogłem na to poradzić? Nie forsowałem się aż tak. Zjadłem ze spokojem tosty, po czym ruszyłem do łazienki, doprowadzić się do jakiegoś ładu i składu. Szczerze, najgorsze było założenie sobie ponowie tego jebanego kurewstwa, które miało milion rzep, które trzeba zaczepić w odpowiednim miejscu. Namęczyłem się z tym strasznie, ale w końcu się udało. Dumny z siebie ruszyłem do stołówki, skąd zabrałem szklankę soku, a następnie chciałem wrócić do pokoju, jednak usłyszałem szczekanie psa w pokoju dziewczyny. Dobra zobaczmy czy zamknęła pokój.Naciskając na klamkę zauważyłem radosną psią mordę, która się cieszyła, że ktoś tutaj przyszedł. - No hey piękna. Co, chcesz iść na dwór? Suczka wesoło zaszczekała, więc otworzyłem szerzej drzwi, przez które wyszła i grzecznie czekała.Poszliśmy na zewnątrz, gdzie w końcu pies zaczął biegać jak szalony i błagać o rzucanie patyka. Co mi to szkodzi? Robiłem to co chciała Taboulet, po czym wróciłem z psem do pokoju dziewczyny, gdzie zacząłem się z nią bawić. Chyba to mogę, prawda? ***
- Diego straszysz - usłyszałem gdy, przeciągałem z psem linę.
- Przepraszam, nie chciałem - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem na ustach. 
- Ogarnę się i coś porobimy.
- Masz coś konkretnego na myśli?
-Tak, przytulanie się i leniuchowanie.
- Podoba mi się ten pomysł - mruknąłem zadowolony. 
Następnie poczekałem chwilę aż dziewczyna przebierze się, a sam zacząłem wyszukiwać jakiegoś fajnego filmu, niestety mój szósty zmysł poszukiwawczy się zepsuł. 
- To co robiłaś na treningu? - zapytałem lekko przytulając Venus. 

1027 
Vesiuu?
Meh meh meh.. 

4.06.2019

Od Diego CD Venus

Byłem nieprzytomny, lecz wiedziałem, że Venus wsiadła do karetki, moja świadomość jeszcze to zanotowała, tak jak i inne obrazy, które są dla mnie torturą. Słysząc krzyk lekarzy, że wiozą mnie na sale operacyjną, wiedziałem, że nie jest ze mną dobrze. Z tego wszystkiego anestezjolog, podał mi dość małą ilość środka usypiającego, przez co czułem, jak zimna stal dotyka mojej skóry. Me ciało cierpiało jak cholera, lecz nie mogłem nic zrobić. Mój mózg pracował, lecz ciało nie było w stanie wykonać żadnego sensownego ruchu, a przez gardło nie mogłem wydobyć nawet najcichszego jęku, czy krzyku. Wszystko stało w miejscu. Dostałem skalpelem pod żebra. Znaczy tak mi się zdawało, ale rzeczywistość była inna. Czekała mnie operacja żeber oraz płuca. Co było dalej nie mam pojęcia. Ostatnie słowa jakie usłyszałem na bloku to "Wprowadzamy go w śpiączkę farmakologiczną" Wiedziałem doskonale dlaczego, gdyż od razu po zakończonej operacji, chciałem unieść się ze stołu operacyjnego, przez co zerwałem sobie dwie szwy. Diego, jesteś mistrzem w takich momentach! Nienawidzę siebie. 

Ostatni obraz jaki miałem przed oczami, to zakrwawiona nerka, gdzie w niej znajdowały się waciki, pokryte tą samą cieczą. Dalej nic nie czułem. Nie wiem jak wróciłem na salę, nie wiem czy ktoś tam był. Nie byłem tego świadom, lecz po jakimś czasie zaczęły przelatywać mi obrazy przed oczyma. Słyszałem dźwięki. Czy to sny? Tego niestety nie wiedziałem. Wszystko było lekko rozmyte, zagłuszone, ale też na tyle wyraźne abym z tego coś wiedział. 
Pierwszym obrazem, byłem ja, czekający w kolejce w jakimś sklepie, na dodatek stałem tam w czapce wpierdolce, która zasłaniała mi połowę twarzy. Obok mnie znajdował się mały chłopczyk, proszący mnie o lizaka, którego zobaczył przy kasie. Zrezygnowany wziąłem go na ręce i popatrzyłem na niego. 
- A zjesz grzecznie obiadek? 
- Tak tatusiu - powiedział zadowolony. 
- Dobrze, to wybierz sobie jakiego chcesz, ale tylko jednego - uśmiechnąłem się mimowolnie. 
Kiedy chłopczyk wybrał sobie smakołyk, rozpakowałem koszyk i czekałem, aż kasjerka wszystko skasuje. Po tej czynności ruszyłem z malcem w stronę obrażonej na cały świat dziewczyny. 
Kolejnym obrazem był ciemny pokój, gdzie przebywałem samotnie. Jedynie co dochodziło do moich uszu co ciche dźwięki, które były zniekształcone. Nie wiem kto wymawiał te słowa, ale nie były pełne. 
- Żarty, wstawaj. Ładna pogoda. Trochę wieje. Pojeździmy. Boję się. 
O chuj tutaj chodziło?! Co to były za głosy, do kogo ten głos należał? Nie miałem pewności. 
Może to lekarz, Obrey czy Joe. Nie jestem w stanie nawet określić płci, więc może te słowa padały z ust pielęgniarki czy też Venus..

>11 dni później<

Czułem się jakby przez moją głowę przebiegło stado koni czy też byków. Z resztą co ja pierdole. Wszystko bolało mnie jak skurwesyn, w tym plecy, a szczególnie ręka. 
Próbując coś powiedzieć, zacząłem się dusić, gdyż przeszkadzała mi rura od respiratora, więc po chwili zleciało się sdado debili w kitlach. Dalej nie wiem co się działo, gdyż ponownie zasnąłem. 
Budząc się, zaatakowało mnie światło, które perfidnie dotarło do moich oczu. Zasłoniłem je zdrową ręką po czym powoli przyzwyczajałem wzrok. 
Zacząłem się rozglądać po pokoju, gdzie dostrzegłem pełno maszyn, czy też puste krzesło, które stało obok łóżka. 
Próbują się odezwać wydałem z siebie tylko cichy pomruk, lecz od razu po tym zaczęło mnie boleć gardło. 
Leżałem tak dłuższy czas, patrząc w sufit, aż do momentu kiedy w drzwiach nie stanęła zdziwiona Venus, trzymająca papierowy kubek, prawdopodobnie z kawą. Co ja bym dał aby się jej teraz napić! 
Pomachałem jej ręką i delikatnie się uśmiechnąłem. 
Niestety dziewczyna dalej stała w tym samym miejscu. Coś ze mną jest nie tak? Ona tu jest czy nie? 
Przetarłem ponownie oczy dłonią i zobaczyłem jak rusza w moją stronę. Czyli jednak nie oszalałem! 
- Diego - usłyszałem swoje imię na co mogłem się tylko uśmiechnąć. 
Kiedy ta odstawiła swój kubek, chwyciłem jej dłoń i przejechałem kciukiem po jej zewnętrznej stronie. Za to z jej oczu wypłynęły słone łzy, które po chwili starłem i pokręciłem głową. 
- Nie płacz.. - zmusiłem się aby powiedzieć to krótkie stwierdzenie, choć mój głos brzmiał jak by ktoś mi tarką przez struny przejechał. 
***
Po czterech kolejnych dniach lekarze stwierdzili, że dostanę wypis, bo nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. Mam się oszczędzać, gdyż za kolejne trzy dni mam przyjechać na zdjęcie szwów. 
Ubrany w jasną koszulkę, zostałem dokładnie owinięty temblakiem-kamizelką, który był niby wygodny, ale za to gruby i z automatu robiło mi się w cholerę gorąco. 
Podpisując się koślawo prawą ręką wziąłem papier i ruszyłem z Venus do samochodu, biorąc przy okazji jej torbę, w której przywiozła mi rzeczy na przebranie i parę innych gówien, jak np gry planszowe, bo się tak nudziłem, że niedługo zacząłbym gryźć barierki przy łóżku. 
- Nie chcę cię już nigdy widzieć na bykach - rzekła kiedy wsiadłem do pojazdu. 
- Ja nie wiem o co ci chodzi.. - wywróciłem oczami, przypominając sobie obraz jednego z moich "snów", gdzie byłem wtedy z wyobrażonym synkiem. Kiedy opowiedziałem to Venus od razu rzekła, że nie mam co liczyć na dzieci. Cóż, czego ja się mogłem spodziewać? 
- Zastanawia mnie dlaczego nie masz żadnych rehabilitacji, po takim okresie leżenia. 
- Rozmawiałem z lekarzem na ten temat, ale stwierdził, że motorycznie pracuję dobrze, a z ręką jeszcze trochę poczekam, więc powiedział, że nie ma sensu. 
Oczywiście to była lekka bujda na resorach. Nie podpisałem zgody na żadne rehabilitacje, choć fakt ręka będzie musiała i tak zaczekać. 
- Coś mi się inaczej wydaje. 
- Mam cię teraz niepotrzebnie kłamać? - rzekłem ocierając pot z czoła, bo w samochodzie było dość ciepło, a nie wspomne o ręce będącej w tym cholernym gównie.
Nie wiem ile w tym cholerstwie wytrzymam, ale coś czuję, że dość szybko się tego pozbędę.
- Co się działo jak mnie nie było? Coś czuję, że trochę się jeszcze rzeczy podziało - uśmiechnąłem się lekko.

Ves?
Nie mam pomysłu. Badziew itd. :(

935

4.04.2019

+18 Od Diego CD Venus

Kiedy wznieśliśmy toast za parę młodą, a nasze kieliszki zrobiły się puste, ponownie przylegliśmy do siebie. Każde z nas miało jakiś swój plan, który układało jakiś czas w swojej głowie. Skąd mam wiedzieć co myśli Venus? Ona też nie wie o czym ja rozmyślam całymi dniami. Łącząc nasze usta czułem gęstą atmosferę. Mój testosteron ulatniał się nawet uszami, ale nie chciałem być szybki Bill. Po prostu pragnąłem tej dziewczyny w zwyczajny, subtelny sposób. W pomieszczeniu zaczęło robić się gorąco, gdyż temperatura naszych ciał się podwyższyła z tych wszystkich emocji.
Z ust dziewczyny zacząłem schodzić powoli na szczękę, oraz następnie na szyję, gdzie zostawiłem po sobie parę ładnych, nie dużych pamiątek. Dziewczyna nie pozostawiając dłużna poruszyła swoimi biodrami, przez co z moich ust wydobył się charakterystyczny pomruk. Ona pragnęła więcej, a ja byłem w stanie jej to dać. Moje pocałunki cały czas wędrowały po jej boskim ciele, które uwielbiałem, było takie idealne. Wysportowane, nie posiadała skaz, jakie ja posiadam. Jest chodzącą perfekcją.
Moje usta zatrzymały się na jej prawej piersi, gdzie dopadłem jej sutka, którego delikatne podgryzałem czy też ssałem. Za to lewa pierś delikatnie ściskałem.
Moje uszy tylko wyłapywały jej jęki, moje imię, oraz pomruki.
Zjeżdżając językiem po jej mostku aż do brzucha usłyszałem jęknięcie, po którym przestałem ją torturować. Połączyłem ponownie nasze usta, a moje dwa palce znalazły się w jej wnętrzu, przez co usłyszałem stłumiony jęk.
- Diego - mruknęła, a ja zacząłem poruszać dłonią dając jej chwilowe ukojenie, które po niedługim czasie się niestety skończyło, gdyż wyjąłem palce, aby po może minucie zastąpić je czymś większym.
Gdy poczułem jej pazurki, na mych plecach zacząłem się powoli poruszać, a ta z każdym pchnięciem, zostawiała mi czerwone kreski, spowodowane wbijaniem paznokci. Dobrze, że mam tatuaż i nie widać tego aż tak bardzo. Z każdym kolejnym ruchem wbijała się w me plecy coraz mocniej, lecz ignorowałem to. Teraz liczymy się my.
Dokrawając pocałunkowi trochę więcej namiętności, przyspieszyłem. Robiłem to coraz częściej, aż do momentu kiedy dziewczyna zaczęła szczytować. Sam byłem zmęczony, cholernie podniecony i zaspokojony, więc na swój orgazm nie czekałem długo. Wykonałem dwa ostatnie pchnięcia i doszedłem.
Po naszych igraszkach, wysunąłem się z niej i ją przytuliłem.
- Rano się wykąpiemy - mruknęła dziewczyna, wtulając się w moją klatkę piersiową.
***
Tak oto wyglądała nasza ostatnia noc w domu Alicji, było cudownie, a teraz co?
Staram się uniknąć oberwania zaraz w głowę jakimś obcasem.
Zapytacie dlaczego ona jest taka zła.
Odpowiedź jest prosta i większości znana. Czas na zawody.
- Nigdzie się nie wybierasz! - krzyknęła po czym w moim kierunku poleciał but z koturnom.
- Venus, skarbie to tylko..
- Powiedziałam nie! - i dosłownie milimetr od mojej twarzy przeleciał kolejny but, który pasuje do tego, którym przed chwilą rzucała.
- Ves..
- Nie Vesuj mi no! - usłyszałem jej łamiący głos, więc podszedłem do niej i ją przytuliłem. Najwyżej oberwę jakąś czerwoną szpilą w oko.
- Te zawody są dla mnie ważne.
- A ja? A gdzie w tym wszystkim ja? - powiedziała mając wtuloną twarz w moją klatkę.
- Jesteś na pierwszym miejscu, zawsze będziesz, ale ja też muszę za coś żyć.
- Mógłbyś sobie znaleźć mniej ryzykowną pracę - westchnęła cicho. 
- Niby tak, ale nie widzę się w czymś innym, przynajmniej aktualnie. 
- Możesz w nich nie uczestniczyć? 
- Stracę kontrakt, a tego bym nie chciał - rzekłem gładząc ją po policzku i patrząc jej w oczy. 
- To ja jadę z tobą - powiedziała cicho lekko się uśmiechając. 
Po jej słowach chwyciłem ją w pasie i usadziłem na biurku, następnie całując. 
- Jesteś wspaniała, ale proszę.. następnym razem nie rzucaj we mnie swoimi butami - zaśmiałem się cicho. 
Dziewczyna przytaknęła, za co jej dziękowałem, bo jakoś nie widziałem się w tym aby jechać na pogotowie z rozwaloną brwią, gdzie tłumaczyć będę się, że dziewczyna rzuciła mnie obcasem.
- Jeśli chcesz ze mną jechać to się zbieraj, bo ja muszę jeszcze porozmawiać z ludźmi, widzimy się przy samochodzie za dziesięć minut - pocałowałem ją w czoło i wyszedłem do siebie, skąd zabrałem swoje ostrogi, oraz kapelusz. Fakt, musiałem jeszcze wysłać dwa maile więc to uczyniłem przed wyjściem i idąc już w stronę drzwi wyjściowych wciągnąłem na głowę kapelusz, który wisiał sobie na haku przy wyjściu. 
***
Kiedy przebrałem się w swoje rzeczy poszedłem porozmawiać jeszcze z managerem, który jak zawsze prawił mi wywody, na dodatek te odnosiły się do moich komentarzy w kierunku Joego. 
Co ja mogę poradzić, że to palant i cwel? 
Po dziesięciu minutach wyszedłem z jego gabinetu i podszedłem do dziewczyny, którą od razu przytuliłem. 
- Rozpraszasz się Neymar - usłyszałem za sobą warknięcie faceta, który nie był pocieszony tym co właśnie robiłem. 
- Odjeb się Joe - syknąłem przez zęby, kiedy Ves spojrzała na mnie. 
- Widzisz, Obrey kazał mi się tobą zająć więc możesz z własnej woli być miły? 
- Może pan się zamknąć, przeszkadza pan - odezwała się Venus, która spotkała się z wkurzoną miną trenera. 
- Odpuść, na debila nie ma co tracić czasu.. - cmoknąłem ją w policzek i oddałem ją w ręce mojego brata i dobrych znajomych, gdyż ci startowali później. 
***
Będąc już w finałowej rundzie wybrałem sobie Mystical'a, który ostatnio radzi sobie świetnie i jestem w stanie zdobyć na nim ładą ilość punktów. 
Startowałem za chwilę, więc zawinąłem taśmą rękawicę i wziąłem swoją linę kierując się w stronę bramek. 
Kiedy przyszła moja kolej usiadłem na zwierzęciu i zawiązałem poprawnie linę na lewą rękę. Nie obchodziło mnie w którą stronę będzie się obracało zwierze, po prostu chciałem pokazać Joemu, że wiem co robię. Poprawiłem swój kapelusz i kiwnąłem głową, aby otworzyli mi klatkę. 
Ruszyłem i wtedy mój umysł zaczął liczyć..:

Jeden: Nie spinaj się teraz.
Dwa: Nie wypadnij z rytmu.
Trzy: Co robisz Alves? Spadniesz. 
Cztery: Co z tobą? Siadaj, wróć na środek. 
Pięć: Jesteś słaby, masz jeszcze dużo czasu. 
Sześć: Alves, powinieneś przeszkolić tego byka. 
Siedem: Biodra wyżej, unieś tyłek zanim kopnie.
Nieźle, zaczekaj aż się odwróci.

Zeskoczyłem ze zwierzęcia w idealnym momencie. Shorty nie zdążył podbiec i zawołać zwierza, więc udało mi się tylko uchylić od rozszalałego zwierza, pędzącego prosto na mnie. 
Oberwałem rogiem po poliku, kiedy byłem już na bramie. Clowni próbowali skupić uwagę zwierzęcia na siebie, lecz on nie reagował. Zdjął mnie z klatki za pomocą rogów, przez co wylądowałem pod jego kopytami. Oberwałem nimi w klatkę dwa razy, gdzie niestety zwierze również stwierdziło, że uderzy w moje lewę przedramię. Na szczęście udało mi się uciec z tego potrzasku, lecz dobrze wiedziałem, że dobrze się to nie skończy... 
Będę miał cholerne siniaki, lecz i tak cieszę się, że nie skończyło się to gorzej Gdy w końcu cowboy złapał byka, a ten został odprowadzony na swoje miejsce, otrzymałem linę do rąk i mogłem opuścić arenę, gdzie zaprowadzono mnie do punktu medycznego. Z policzka lała mi się krew, a w głowie wręcz huczało. Czułem się źle, a wiedziałem, że jedyne co piłem to woda, którą dostałem od trenera. 
Ty sukinsynie... 
Usadzono mnie na łóżku i zaczęto zadawać pytania, które dotyczyły tego co się działo. Moja najczęstsza odpowiedź, to "Nie wiem", "Nie mam pojęcia".
W końcu zemdlałem, przez co wiedziałem, że Venus mnie chyba zabije. 
Dodatkowo zabrała mnie karetka. 

1147
Vesiooo?
#Onsięszybkoniewybudzi.<3

3.31.2019

Od Diego CD Venus

Dojeżdżając do miejsca zamieszkania Alicji byłem szczęśliwy, że dłużej nie będę musiał siedzieć już w samochodzie, szczególnie, że teraz prowadziłem, a ręka nawalała mnie jak stąd do wieczności. Dodatkowo spójrzcie na to, że prowadziłem tylko tą cholerną ręką, która ma mnie najczęściej w dupie. Owszem pomagałem sobie czasami prawą, ale dużo nie zrobię mając to cholerstwo plastikowe na ręce. 
Zaparkowałem samochód po czym wysiedliśmy z niego, gdzie ja chciałem zabrać dziewczynie torbę, jednak spotkałem się z krzywym spojrzeniem, kiedy miałem wykonać ten ruch. 
Co za los... 
Zabrałem więc tylko swoje rzeczy i ruszyłem za Venus.
Niestety nasza podróż i przynajmniej moja nadzieja na chwilę odpoczynku legła w gruzach widząc dziewczynę idącą w naszą stronę. 
Szczerze miałem straszną ochotę aby przedstawić się pełnym nazwiskiem ale ugryzłem się w język i skróciłem moją wypowiedź do słów "Diego Alves". 
Alice zaczęła nas wypytywać jak nam minęła podróż, czy jesteśmy zmęczeni, oraz pytała Venus od kiedy mnie zna i skąd ja w ogóle jestem, bo nie wyglądam jak amerykaniec. Przepraszam, że jestem z Bazyli?! To aż tak dziwne? 
Westchnąłem cicho i wsłuchiwałem się w rozmowę, czasami udzielając się w niej. Choć czułem, że takie tematy to nie dla mnie. 
Kiedy dziewczyny skończyły swoją pogawędkę, został nam wskazany pokój, do którego ochoczo ruszyliśmy. Nie czekając długo na rozpakowywanie rzeczy położyliśmy się na wygodnym łóżku i poszliśmy spać. Nasza drzemka nie trwała długo lecz wystarczająco aby przywrócić swój organizm do stanu używalności.
Zeszliśmy na dół rozmawiając ze sobą na jakieś ciekawe tematy, po czym zasiedliśmy do obiadu, następnie ruszyliśmy na zewnątrz, gdzie ku mojemu zdziwieniu siedział Manuel z Gabrielem. Nie miałem pojęcia, że chłopak przybędzie z bratem Alicji, choć widząc po jego twarzy, nie był z tego faktu zbyt zadowolony. Z resztą on jest trochę dziwny, ale za to przystojny. 
***
Spędziliśmy z chłopakami trochę czasu rozmawiając na temat ślubu i wszelkich planów, które również jego dotyczą. 
Następnie przyszła Alice, która stwierdziła, że pokaże nam okolicę. Cóż nie mieliśmy tutaj wyjścia, gdyż coś czuję, że ta dziewczyna zaciągnęła by nas siłą. 
Alice pokazywała nam okolice, która była faktycznie ładna, ale to nie to samo co gorąca Brazylia, gdzie widoki potrafią kraść tlen. 
Widzieliśmy biegające zwierzaki, które przechadzały się nieopodal.
- Ładna okolica - wtrąciłem, kiedy Gabriel wraz z Venus byli zajęci opowiadaniem sobie jakiś chorych historii. 
- Kiedyś tutaj było ładniej póki nie zaczęli stawiać niedaleko wszelkich domów i apartamentowców. 
- To widzę, że podobnie jak u mnie w kraju, ale ja mieszkam na takiej wsi, że tam nawet asfaltu nie ma przez jakiś czas. Tam jest z dnia na dzień coraz cieplej, a tutaj pogoda bawi się z ludźmi. 
- Co ty tam w ogóle robisz? 
- Znaczy, ja od dłuższego czasu tam już nie mieszkam, a w Karolinie północnej, gdzie mam posesję robię praktycznie to samo. Przeważnie hoduje byki na zawody, czasami zdarzy się, że konie, ale to nie zawsze. Poza tym trenuję. Niestety, kiedy nie przebywam w domu, to muszę jeździć na treningi, gdzie ujeżdżam byki, choć już dawno tego nie powinienem robić - lekko się uśmiechnąłem w kierunku dziewczyny i zobaczyłem jej zdziwioną twarz. 
- To musi być niebezpieczne, przecież zawsze możesz sobie coś zrobić.
- To jest niebezpieczne już się kilka razy uszkodził, od kiedy ponownie jeździ - wtrąciła Venus. 
- Narzekacie, ja mam z tego frajdę i pieniądze - westchnąłem. 
- A ja przechodzę zawał.. - syknęła Ves, która spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. 
- Kochanie, nie przesadzaj.. - rzekłem łapiąc ją w pasie od tyłu i przytulając, gdzie kolejnym moim krokiem był buziaczek w policzek.
- Aww - usłyszałem za sobą Alicję, a zaraz po niej Gabriela, który stwierdził, że będzie rzygał tęczą, za co dostał kuksańca od Manuela.  
Zakończyliśmy naszą wspaniałą podróż po dobrych dwóch godzinach, więc stwierdziłem, że ukradnę dziewczynę do pokoju, co też uczyniłem. 
- Idziemy się wykąpać, czas najwyższy - lekko się uśmiechnąłem do niej i obserwowałem jej twarz,na której po chwili pojawił się delikatny uśmiech. 
- Idź pierwszy - rzekła, na co ja od razu zaprzeczyłem i zabrałem dziewczynę na ręce, przez co zostałem lekko pobity i skrzyczany, ale jakoś nie robiło to na mnie dużego wrażenia. 
- Diego! - krzyknęła kiedy postawiłem dziewczynę na posadzce. 
- No tak mi mówią - wyszczerzyłem się, a następnie pozbyłem się z siebie wszystkich ubrań, prócz bokserek. Następnie rzeczy odłożyłem na szafkę. 
Przylgnąłem ciałem do Venus, która opierała się o ścianę, łącząc nasze usta. Słyszałem pomruki, które wydobywały się z jej ust co jakiś czas, więc przystąpiłem do dalszej części. 
Zacząłem powoli pozbywać się z niej ubrań, aby na końcu pozbyć się z niej i siebie bielizny. 
Następnie weszliśmy do kabiny prysznicowej, gdzie ciepła woda, zaczęła spływać po naszych nagich ciałach, dając przy tym piękną atmosferę. Kochałem tą dziewczynę jak cholera, tylko ona była w stanie powiedzieć kiedy mam coś skończyć, czy też coś zmienić, choć jeśli chodzi o ujeżdżanie, to w tym się jej nie słuchałem. Chciałem po prostu robić to co uwielbiam. 
Zaczęło się robić gorąco, przez co po chwili nogi Venus, oplotły moje uda, a jej plecy były oparte o ścianę. Byliśmy tak pogrążeni w pocałunkach, że żadne z nas nie widziało co się dzieje na zewnątrz. Każde z nas było zafascynowane tą chwilą i nic się już nie liczyło. Tylko my.
***
Kolejny dzień, przesiedzieliśmy z chłopakami grając w jakieś głupie gry planszowe czy też chodziliśmy po okolicy. Choć ja bardziej wsłuchiwałem się w głos Venus, która komentowała prawie każdy kamień czy też liść, albo zwierzę. Zachwycała się małym zającem, który przeszedł nam drogę. 
Co za dziewczyna..
Poza tym Alice nie miała dużo czasu, gdyż biegała jeszcze po mieście ze swoimi koleżankami czy też druhnami. Nie znam się na tych sprawach, z resztą wiem, tylko, że Nico ma mieć wieczór kawalerski a Alice panieński..

924
Ves? ^_^ 
Nie wyszło jak chciałam.

3.28.2019

Od Diego CD Venus

Wyjście w góry okazało się dla mnie męczarnią. Nie lubiłem nigdy gór, wolałem siedzieć w domu i trenować. Z resztą widząc jak wysoko byliśmy, chciałem się cofnąć. Nienawidziłem wysokości, szczególnie w górach! Nie ma problemu abym usiadł na klifie i patrzył w dół, lecz będąc w górach czułem się źle, nieswojo. Z resztą ja miałem przeczucie, że zaraz na mnie jakaś lawina zleci czy inne cholerstwo, ale nie zawróciłem. Chciałem spędzić ten czas z Venus.
Wchodząc do pokoju moim oczom ukazała się siedząca tyłem sylwetka. Cóż jak bym mógł, to dźgnąłbym tego kogoś kijem od miotły, lecz nie miałem go pod ręką.
- Czego tu? - warknąłem zmęczony całym dniem.
- Czy ty jesteś na tyle głupi? Myślisz, że ode mnie tak łatwo uciekniesz? Jestem o wiele lepszy niż ta twoja Venus, ja chcę tylko porozumienia. Chciałbym abyś ponownie wrócił do domu, został tam ze mną - rzekł spokojnie nie odwracając się.
Będąc tak zmęczonym zacząłem się zastanawiać kim jest ten gość, ale nie mogłem tego głosu przyczepić do żadnej znanej mi osoby.
- Co Alves, nie wiesz kim jestem? Już zapomniałeś? Jak tak mogłeś, przez wiele lat uczyłem cię wszystkiego, nigdy nie był byś tak przystojny. Znając ciebie chodziłbyś dalej w jakiś beznadziejnych ubraniach - prychnął po czym wstał z łóżka i odwrócił się w moją stronę zapinając guzik dopasowanej marynarki.
W tej chwili zbladłem, a mój wzrok utkwił na jego twarzy. Nie chciałem go więcej znać, był niby moją ochroną przez tyle lat, a okazał się tyranem, jest taki sam jak swój ojciec. Kochałem tego gościa, a teraz jest zmorą, przeszłością, która kroczy za mną gdzie tylko się spojrzę. Widziałem go już na zawodach, lecz gdy kończyłem zmagania się z bykami, to ten znikał. Miałem wtedy gęsią skórkę. Owszem, wyglądam na gościa, który zmierzy się ze wszystkimi demonami przeszłości i przyszłości, ale tak wcale nie jest. Mam pewne blokady, których nie mogę się pozbyć. Jedną z nich jest właśnie Francis.
- Jak tutaj wszedłeś - zapytałem ochryple, gdyż zaschło mi w gardle.
- Nie jest trudno powiedzieć, że jest się chłopakiem Diego Alvesa - na jego twarz wdarł się niecny uśmieszek, który zaczął mnie wręcz przerażać.
- Czego tutaj szukasz? - powiedziałem składając dłonie w pięści.
- Oj Diego, co ty chcesz niby zrobić? Ja przyszedłem tylko dlatego, że się stęskniłem.. i to cholernie - mruknął podchodząc do mnie, po czym przejechał dłonią po moim policzku.
Stałem jak kołek, gdyż moje ciało odmówiło mi jakiegokolwiek posłuszeństwa.
Patrzyłem w te parszywe oczy i zastanawiałem się co on ode mnie chce.
- Chodź tutaj.. - usłyszałem cichy głos. Nie zdążyłem zareagować, a jego usta połączyły się z moimi. Nie odwzajemniałem, byłem zbyt zaskoczony tym co zrobił, ale po chwili oprzytomniałem.
- Wyjdź - powiedziałem stanowczo, kiedy tylko ten zakończył torturowanie moich ust. - wynoś się - powtórzyłem kiedy chłopak nic z tego sobie nie zrobił.
- Dlacz... - w tej chwili miałem dość. Marzyłem tylko aby się położyć i wyspać, a teraz miałem jebanego gnoja na głowie. Walnąłem Francisa jak najmocniej umiałem w tej chwili, lecz nic dobrego z tego nie wyszło. Również oberwałem od niego po czym zeszliśmy do parteru, gdzie jebany chuj uklęknął mi na prawej dłoni.
- Co, teraz jest ci przyjemnie? - warknął patrząc na mnie z wymalowaną złością na twarzy.
Próbowałem wydostać dłoń spod jego ciężaru, lecz gdy tylko chciałem to zrobić ten uciskał bardziej moją dłoń.
Chciałem go walnąć tak mocno aby zapamiętał tę chwilę na dobre, lecz lewą ręką nie jestem w stanie tego zrobić. Starałem się mu coś zrobić wolną ręką lecz to nie działało. Ten chuj zdarł ze mnie koszulkę, a następnie przywarł do moich ust.
Wkurwiony wyrwałem się do przodu, przez co chłopak zaliczył spotkanie z moim czołem, ale niestety takie poderwanie się miało jeden cholerny skutek. Coś strzeliło mi w nadgarstku i zaczęło cholernie boleć, ale nie chciałem się tym specjalnie przejmować więc uderzyłem chłopaka z prawej ręki, która bolała mnie jak cholera.
Zaczęliśmy się okładać. Raz ja obrywałem, a raz on. Ja tylko broniłem twarzy. Nie chcę aby wyszło na ślubie, że jestem jakimś dresem, który tylko i wyłącznie będzie się wtryniał w bójki.
***
Po dobrej półgodzinnej sprzeczce jak i szarpaninie, wygnałem go za drzwi.
Czy to coś da? Zobaczymy.
Oberwał dość mocno, a ja sam też niestety ucierpiałem, lecz nie chciałem już iść do żadnej pielęgniarki, więc ruszyłem pod szybki prysznic, po którym położyłem się zmęczony do łóżka, przed tym zamykając na klucz pokój.
Otwierając oczy nad ranem miałem wrażenie, że zaraz urwę sobie bolącą mnie głowę, lecz nie miałem co tak leżeć. Skierowałem swe kroki do łazienki i przejrzałem się w lustrze. Wiedziałem, że powinienem się ogolić, jednak nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Gdy już umyłem zęby, co było cudem, bo moja ręka nie odmówiła mi posłuszeństwa i mogłem je dokładnie wyszorować.
Kiedy skończyłem poranną toaletę, zabrałem się za wybieranie ubrań. Wciągnąłem czarne dresy, do tego dobierając koszulkę do bicia żony w kolorze pomarańczowym.
Wyszedłem z pokoju z chęcią pójścia do stajni, lecz mój nadgarstek nie dawał mi spokoju, więc udałem się do tutejszej pielęgniarki, która wysłała mnie bez namysłu do szpitala, bo stwierdziła, że taka opuchlizna może świadczyć tylko o tym, że złamałem nadgarstek i muszę wykonać prześwietlenie.
Świetnie kurwa! Venus mnie zabije..
Udałem się we wskazane miejsce z wymalowanym cierpieniem na twarzy, bo musiałem jakoś prowadzić ten wóz, a lewą ręką jest.. cóż dość ciężko.
Zarejestrowałem się i czekałem na swoją kolej. Niestety byłem chyba ostatnią osobą, jaką by tutaj chcieli zobaczyć. Byłem w cholerę zmęczony. Miałem podkrążone oczy, lekko rozciętą wargę i napuchnięty nadgarstek.
***
Po dwóch godzinach wszedłem w końcu do gabinetu, gdzie zrobili mi zdjęcie rentgenowskie, a następnie wyprosili mnie.
Czekałem na wynik przez dobre piętnaście minut i następne półtora godziny straciłem na kłótni z lekarzem, który po pierwsze stwierdził, że jestem nielegalnym imigrantem i chciał jak na złość wsadzić mi nadgarstek w gips.
Przekonałem w końcu tego debila, że chcę tylko usztywniacz na co niechętnie się zgodził, ale jak przedstawiłem mu sytuację, że na ślub nie chcę iść z gipsem, to jednak przyznał mi rację.
Wyszedłem z dokumentami, a następnie udałem się jeszcze do sklepu po jakieś żelki.
Kiedy byłem już po zakupach, poszedłem zobaczyć co u Venus.
Usłyszawszy pozwolenie aby wejść uśmiechnąłem się lekko pod nosem i podszedłem do niej kładąc się na łóżku obok.
- Co tam robisz? - mruknąłem przyglądając się dziewczynie z wyczekiwaniem, co ona powie na rozwaloną wargę i nadgarstek. Coś czuję, że wcale miło nie będzie..


1046
Zabij za badziew, ale głowa mnie coś nawala :/

3.26.2019

Od Diego CD Venus

Siedziałem na łóżku dziewczyny i zastanawiałem się dlaczego ja muszę tak cierpieć. Nienawidzę zakupów, szczególnie takich, gdzie muszę mieć coś dopasowanego. Dobra, pomijając moje koszule czy marynarki, bo nie mam problemu z wyborem, gdyż zazwyczaj pada na kolor czarny czy też szary, a wiem doskonale jaki posiadam rozmiar. Teraz to zadanie będzie utrudnione. Ja widząc garnitur, cofam się o stosowne dziesięć kroków, gdyż czuję się jak więzień. Mam tylko nadzieję, że Venus nie będzie kazała mi iść w jakimś krawacie, bo prędzej na nim się właśnie powieszę, niż go założę. Nie chcę wyglądać jak prezes jakiegoś banku. Do szczęścia mi to nie jest potrzebne, choć wiem, że na tym ślubie, na który idziemy muszę wyglądać jak człowiek, a nie jak jakiś murzyn, czy debil jeżdżący wesoło na krówkach.
Dlaczego los mnie tak pokarał? Nie będę tam praktycznie nikogo znał, no pomijając Venus i Gabriela, bo on to na pewno będzie.
Wiele nowych osób, więc zmuszony będę zachowywać się grzecznie i kulturalnie, co ostatnio sto u mnie pod wielkim znakiem zapytania.
Czy ja jeszcze umiem być taki.. poukładany? Mam nadzieję, że nie walnę tam jakiejś głupoty przez co będę żałował, że się w ogóle urodziłem.
- Poważnie, musimy iść na te zakupy? - spojrzałem na nią błagalnie.
- Tak, nie masz garnituru, a ja sukienki.
- A...
- Nie ma ale. Czas najwyższy coś wybrać, będziesz tam tak długo aż nie wybierzesz odpowiednich rzeczy.
- Nie lepiej po prostu zamówić?
- Nie.
Wywróciłem ponownie oczami, po czym westchnąłem ciężko.
- Oglądamy coś, czy masz jakieś inne plany? - mruknąłem patrząc w jej piękne oczy, które uwielbiałem. Miałem do nich po prostu słabość, której nie umiałem sensownie wyjaśnić. Widziałem w niej cały świat, choć kiedyś on wyglądał całkiem inaczej. Nie traktowałem kobiet z myślą, że jakaś będzie kiedyś ze mną w związku, a jednak Venus nie umiałem się oprzeć.
- Masz celibat, na nic nie licz - zmrużyła oczy patrząc na mnie poważnie.
- Mam nadzieję, że chociaż na to mi pozwolisz - powiedziałem zmysłowo, po czym złączyłem nasze usta. Ten pocałunek wyrażał wszystko. Chciałem po prostu przekazać przez to, że jest mi głupio, gdyż nie powiedziałem jej o moim nagłym wyjeździe. W tym pocałunku również znajdowało się pożądanie, czy błaganie abyśmy nie szli na żadne zakupy.
Przez te trzynaście dni, brakowało mi jej jak cholera. Uwielbiam spędzać z nią czas choć wiem, że nie zawsze ona ma na to ochotę.
Wisiałem nad dziewczyną i patrząc na jej twarz, byłem po prostu zakochany jak mały dzieciak.
- Nie ma więcej - rzekła z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jak tak możesz mnie ranić? - powiedziałem robiąc smutną minkę.
- Już mówiłam, że masz celibat.
- Dobrze księżniczko - pocałowałem ją w czoło z zamiarem odpoczynku, ale niestety w mojej kieszeni odezwał się telefon. Sprawdziłem kto dzwoni i westchnąłem zrezygnowany. No to sobie odpocząłem.
- Dlaczego mnie tak nienawidzicie? - westchnąłem pod nosem i odebrałem.
Na wyświetlaczu widniało nazwisko mojego menagera.
- Alves - syknąłem, bo nie miałem ochoty na żadne rozmowy.
- Gdzie ty się podziewasz? Masz trening!
- Dopiero co wróciłem, dajcie mi żyć..
- Neymar, albo się zjawisz, albo wylatujesz.
Nienawidzę tego człowieka. Nie dzierżę.
Mam go po dziurki w nosie!
- Będę za jakieś trzydzieści minut.
- Nie trzydzieści, masz już być!
- Czy ja coś poradzę na korki w mieście?
Rozłączył się, a ja zrezygnowany wstałem z łóżka.
- No to tyle z naszego oglądania i lenienia się.. muszę jechac na trening.
- Chyba cię pogibało - spojrzałem na nią ze smutkiem, bo wiem, że martwi się tym wszystkim, a to nie ma sensu.
- Przepraszam, wrócę jak tylko zaliczę jedną jazdę.. nie potrwa to długo. Obiecuję.
Dziewczyna chciała jechać ze mną lecz wybiłem jej to od razu z głowy.
Po co ja mam ją ze sobą ciągnąć na coś co zaraz się skończy, a ona będzie musiała to oglądać. A jak coś mi nie wyjdzie? Nie jest powiedziane, że zaliczę trening za pierwszym razem. Z resztą kilka dni temu Obrey pisał, że wynalazł mi jakiegoś niesamowitego człowieka, który zgodził się ze mną trenować. Co za palant. Ja doskonale wiem co robię, na cholerę mi jakiś trener personalny.
Dopinając koszulę zarzuciłem na swoje barki kurtkę, którą zgarnąłem ze swojego pokoju wraz z kapeluszem.
Chcąc wsiąść do pojazdu usłyszałem jej irytujący głos.
- Gdzie się wybierasz o tej godzinie.
- Nie powinno cię to obchodzić.. - warknąłem i wsiadłem do pojazdu, następnie odpalając mój piękny, zastany samochód.
- Mogę jechać z tobą?
- Nie - powiedziałem stanowczo, jednak ona mnie nie posłuchała, tylko wsiadła mi do wozu bez żadnego be czy też me.
- Możesz stąd wysiaść. Jestem spóźniony.. - syknąłem patrząc w jej stronę, jednak ta tylko zapięła pas.
Boshe pizgnij ją jakimś piorunem!
Wkurwiony zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę stadionu.
Chciałem milczeć przez całą drogę, jednak nie było mi to dane, gdyż katarynka się włączyła.
- Na jaki trening jedziesz, przecież siłownie mamy w akademii.
- Ja jeżdżę...
- Konie też tam są, przecież to jest głupie, abyś jechał na jakiś trening przez miasto.
- Ja jeżdżę..
- Tak wiem, że jeździsz. Ja też.
- Kurwa! Nie przerywaj mi! Jeżdżę na bykach, więc zastanawiam się na chuj tutaj ze mna jedziesz..
***
Wyszedłem spod zimnego prysznica o godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści. Byłem cholernie zmęczony, bo Joe przetyrał mnie przez.wszyatkie jego techniki. Dostałem nową linę, którą wyrzuciłem po dwóch pierwszych jazdach, przez co on nie był zadowolony. W ogóle zezwał mnie, że jeżdżę na lewą rękę. Co za debil. Wiem wszystko co powinienwm wiedzieć, a gość zachowuje się jak by zjadł wszelkie rozumy.
- Jak tam sinaki? - wszedł akurat do szatni, kiedy ubierałem koszulę.
- Przeżyję.. z resztą nie spadłbym gdybyś mnie nie rozpraszał jakimiś idiotyzmami.
- Neymar..
- Mówię to enty i ostatni raz.. jestem kurwa Diego.
- Na koszuli startowej masz N.Alves, więc milcz, poza tym startujesz w zawodach za tydzień.
- Nie myśl o tym. Mam plany, których nie mogę odwołać.
- Co, dziecko ci się rodzi? - zapytał krzyżując ręce na piersi.
- Nie.
- W takim razie wszystko inne przełożysz.
- Idę na ślub.. - warknąłem.
- Zawsze możesz nie iść. Zawody Neymar są ważniejsze.
- Wiesz co? Wsadź sobie w dupe swoje gadanie i zasady, które są beznadziejne. Kto normalny ćwiczy do tej godziny. Miał byc szybki trening. Cały ten czas nie mogłem odebrać nawet telefonu, gdzie dobijała się do mnie najważniejsza osoba, bo stwierdziłeś, że się rozpraszam, kiedy mam przy sobie telefon, więc wyjąłeś mi go z kieszeni, a teraz wybacz, ale idę się wyspać - powiedziałem przez zęby patrzac na niższego, grybszego gościa.
- Jesteś jak dziecko, próbujesz zawsze własnych sztuczek, które przestaną się w końcu sprawdzać.
- Jak jesteś mądry to skończ jak ja i wróć na czołowe miejsca - syknąłem, spoglądając na trybuny, gdzie siedziała znudzona Stella. Po co ona się tu ciągnęła. Mówiłem jej, że jak chce to może zamówić sobie taksówkę i wracać, ale nie chciała, więc ruszyłem z nią do samochodu i wróciliśmy do akademii o pierwszej w nocy, przes jakiś jebany wypadek na drodze.
Widziałem wiele nieodebranych połączeń od Venus, przez co moje serce ponownie krwawiło, ponieważ nie miałem jak nawet dać jej sygnału, że wszystko dobrze i wróce późno.
Nie myśląc długo wszedłem do jej pokoju po cichu, bo nie zamknęła drzwi. Spała, więc nie chciałem jej obudzić. Moje kroki były lekkie, a ruchy przemyślane.
Pozbyłem się koszuli oraz jeansów po czym wszedłem pod kołdrę i przytuliłem dziewczynę.
Wiem, że oberwę za ten czas co nie odpisywałem, ale musi zrozumieć, że nie miałem jak tego zrobić. Nie miałem na,wet chwili przerwy.
***
Wstałem koło szóstej, przez co otworzyłem oczy jako pierwszy. Mój cel to kuchnia.
Bez namysłu zrobiłem jajecznice i tosty, a do picia kawę. Tak zrobiłem sobie kawę. Musiałem się ocknąć, bo byłem nadal padnięty. Wziąłem tacę i ruszyłem do pokoju dziewczyny. Odłożyłem tace, następnie udając się do siebie. Ubrałem na siebie bordową koszulkę, dobierając do tego szare jeansy. Przy okazji jeszcze się ogarnąłem i wróciłem do mojej śpiącej królewny, która właśnie wstała.
- Hey skarbie - powiedziałem i otworzyłem jeszcze ciepłe śniadanie podając do łóżka.
- Smacznego - rzekłem uśmiechając się i jedząc jedną z porcji.
- O której wróciłeś?
- Późno. Spałaś już.
- Dlaczego nie odbierałeś? - popatrzyła się na mnie próbując wyczytać coś z mojej twarzy.
- Nie miałem nawet przerwy. Pomijając to jak zeskakiwałem ze zwierzęcia. Nie mogłem mieć telfonu przy sobie. Przepraszam.. - powiedziałem prawdę i jakoś odechciało mi się jeść, więc odłożyłem naczynie, zabierając przy tym kubek z kawą.
***
Po treningach, kiedy  byliśmy już czyści stwierdziliśmy, że pojedziemy w końcu na te zakupy, ale już przed wyjazdem z popsesji pojawiła się "sprzeczka", którym samochodem jedziemy.
W końcu sam ustąpiłem i powiedziałem, że jak chce to jedziemy jej.
Teraz czeka mnie męka.
Przez całą drogę Ves, próbowała mnie przekonać na krawatu, na który kategorycznie się nie godziłem, przez co zła wyszła z pojazdu. Czyżby znaczęły się te dni?
Westchnąłem i ruszyłem za nią, gdzie zaczęliśmy błądzić po sklepach.
Venus patrzyła za sukienkami, a ja zmuszony byłem aby patrzeć na garnitury, które były dziwne. Jedne miały jakieś paski inne kropki. Co się stało z tym światem?!
Popatrzyłem na dziewczynę z politowaniem, kiedy zapiąłem guzik jednego z garniaków.
- Wyglądasz ślicznie.
- I czuje się jak jeleń.
- Dlaczego?
- Jest on dziwny i tak trochę mały.. - chciałem się wywinąć z dalszej części tej zabawy, jednak nie było mi dane.
Szukaliśmy dalej, aż w końcu dostałem odpowiedni garnitur, tyle, że był biały.
- Nie ma innych kolorów? - zapytałem kobiety stojącej za biurkiem.
- Niestety.
- Venus, wychodzimy.. błagam..
- Jeszcze są cztery sklepy.
- Ja mam już dość. Jeszcze mi powiedz, że mam iść w tych śmiesznych butach od garnituru.
- A co myślałeś? W trampkach cię nie puszczę.
- Może glany?
Dziewczyna parsknęła śmiechem i wciągnęła mnie do kolejnego sklepu, gdzie spędziliśmy kolejne pół godziny.
- Błagam powiedz, że mogę mieć czerwoną muchę.
- Krawat.
- Mucha.
- Krawat.
- Mucha.
- Krawat.
- Venus, nie jesteś w stanie go namówić do krawatu - odezwał się mój brat, który akurat miał chwilę i wpadł do galerii, a my na niego, jakies pięć minut temu.
- Widzisz, nawet Silva wie, że nie wezmę krawatu.
- Jako Neymar lepiej byś wyglądał w krawacie
- Milcz..
- Ale jako Diego, to mucha. Mniej dostojne imię, to mucha będzie pasować.
Dziwczyna chyba miała dość, bo usiadła na ławce i patrzyła na mnie z politowaniem.
No tak. Ona już miała sukienę, a ja chodzę od kilku godzin za głupim garniturem i jeszcze krytykuję. Dobra koniec. Idziemy kupić czarny gładki garniak, białą koszulę, muchę i zobaczy się co z butami.
- Chodź do ostatniego sklepu. Jak tam nic nie będzie to się wrócę gdzieś po garnitur i tyle.. po prostu niech będzie gładki.. - westchnąłem zrezygnowany i ruszyłem z Ves dalej. Przy okazji zostawiając mojego brata...

Venus?
Więcej nie piszę na tyle :D
1703

3.24.2019

Od Diego CD Venus

Po skończonej rozmowie z Venus, wiedziałem, że źle zrobiłem nie mówiąc chociażby głupiego cześć", lecz sam nie wiedziałem jak do tego podejść. Co ja miałem jej powuedzieć? "Słuchaj Venus, wyjeżdżam nie wiem kiedy wrócę, elo"?
Bezsens.
Stałem z taczką na środku stajni i czekałem na zbawienie, które nadeszło w ostatniej chwili, bo już miałem sobie robić maseczkę z gnojówki, gdyż mój organizm nie wytrzymał przeciążenia.
Nie zjadłem nic od momentu kiedy tutaj przyjechałem, bo jakoś nie pociągało mnie do jedzenia. Chciałem po prostu zrobić wszystko jak najszybciej, ale to miało swoje konsekfencje. Padłem prawie na twarz, lecz zatrzymały mnie dłonie Carlosa, który akurat wszedł do pomieszczenia.
- Alves, kurwa.. - to były ostatnie słowa, które usłyszałem. Miałem tyle jeszcze do zrobienia, a mój organizm postawił mi na środku wielki czerowny wykrzyknik mówiący, że jest przeciążony.
***
Otwierają oczy zobaczyłem małe skaczące gówno siedzące na mojej klatce. Zwierzak trącał mój polik łapką, a na dodatek machał zadowolony ogonkiem.
- Sanches, cholero mała.. - powiedziałem ochryple i spojrzałem na stolik przy łóżku, gdzie stała karteczka wraz z talerzem kanapek. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na jedzenie, na które jakoś nie miałem ochoty, choć wiedziałem, że wypadałoby coś przegryźć.
Spojrzałem jeszcze raz na wyrwaną stronę z notesu, sprawdzając co tam jest napisane.
"Masz to zjeść kurwiu" ~ Carlos ^.^
Widzę, że wyostrzył mu się język, ale lubię takich pracowników, którzy potrafią mnie czasami zezwać, bo wiem, że mam wady, bądź czegoś po prostu nie przemyślę.
Żeby zregenerować osłabiony organizm, chwyciłem kanapkę i zacząłem ją powoli jeść, sorawdzając przy tym która jest godzina.
Trzynasta. Świetnie, miałem wszystko ogarnąć, pomóc młodemu, a przywiozłem ze sobą tylko kłopoty.
Cały ja! Zawsze zrobię coś głupiego.
Kiedy skończyłem jeść, nakarmiłem fenka, po czym ruszyłem szukać chłopaka, lecz to nie przynosiło żadnych skutków, więc stwierdziłem, że wezmę się  za wszystkie papiery i rachunki, które leżały na biurku dłuższy czas.
Wszedłem do pomieszczenia, uśmiechając się lekko pod nosem. To było moje królestwo, zawsze lubiłem tutaj orzebywać, a co najważniejsze, czułem się jak jebany król, który miał władzę nad wszystkim, co dzieje się w jego życiu. Czy faktycznie tak było? Raczej nie, nigdy nie umiałem zaplanować sobie odpowiednio dnia, aby wyrobić się ze wszystkim czasie. To był niestety mój minus.
Usiadłem w dużym, czarnym, skórzanym fotelu, przy solidnym, dębowym biurku i zacząłem przeglądać wszelką dokumentacje, która mnie zaczęła przytłaczać, po tym jak zobaczyłem rachunki. Nie były one małe, patrząc szczególnie na to, że zazwyczaj wszystko było podpięte do prądu. Czasami zdarzało nam się po prostu nie wyłączać światła, czy pozwolić aby maszyna chodziła za długo, więc nie mogłem narzekać, że to wina Carlosa, który i tak był zmęczony tym wszystkim.
Zacząłem dalej otwierać koperty, wypisywać druki, czy niszczyć dokumenty, które nie będą mi do szczęścia potrzebne.
Wstałem z fotela, skąd skierowałem się do pokaźnej biblioteczki, z nadzieją, że znajdę odpowiedź na jedno z drążących mnie pytań.
Potrzebowałem informacji o ziemi, która należy do mnie, gdyż znalazłem w umowie kilka rzeczy, które mi nie odpowiadają i będę musiał to sprawdzić.
Nie zgadza się powierzchnia, lecz staram się już nie wkurzać na to, że kiedyś mnie wychujali z powierzchnią.
Teraz mogę jedynie gryźć siebie w dupę.
Skończywszy wszelkie poszukiwania czy też ogarnianie papierów usłyszałem krzyk.
Wyszedłem spokojnie z pomieszczenia rozglądając się. Mordują kogoś czy jak?
- Alves! Pomocy! - usłyszałem głos Carlosa, który wbiegł właśnie na piętro.
Mina chłopaka była niepokojąca, gdyż widziałem w jego oczach strach.
- Co się dzieje? - zapytałem patrząc lekko zaniepokojony.
- Przyjechał.. Pan..Pan Storm.
Na te słowa zmarszczyłem brwi.
Nie lubiłem gnoja, zawsz tylko podpuszczał mnie do sprzedawania mu najlepszych zwierząt, a dodatkowo tylko drażnił.
- Tylko dlatego krzyczałeś?
- Wlazł do byków..
No co za chuj. Ziemia jest moją własnośćią, jak on w ogóle śmie wchodzić na mój teren bez mojej zgody czy wiedzy.
- Zajebie gnoja..
Wziąłem wiatrówkę, która wisiała dumnie nad drzwiami i ruszyłem za chłopakiem. Podziwiałem tylko wozy transportowe, które on chciał bardzo wypełnić moimi zwierzętami, choć widziałem, że stało tam już kilka zwierząt.
Wszedłem do byków twardą nogą i popatrzyłem na starszego mężczynę.
- Wypierdalaj - rzekłem, przeładowywując broń.
- Też cię miło widzieć Neymarze - rzekł mając moje słowa w głębokim poważaniu.
- Po co znowu pan tu jest. Tutaj nic nie jest na sprzedaz - warknąłem.
- Tym razem to ja, drogi panie Alves, przyjechałem z chęcią aby sprzedać panu zwierzę.
Marszcząc brwi, miałem tylko w głowie jedno zdanie. "Kim ty kurwo jesteś i co zrobiłeś ze Stormem?"
- Co takiego, mam ograniczoną ilość miejsc.
- Myślę, że na jednego kawalera będziesz miał miejsce. Chodź ze mną.
Mężczyzna bez żadnego więcej słowa ruszył do samochodu, pokazując mi byka.
- To Hocus Pockus, będzie nowym championem zawodów, lecz brakuje mu doświadczenia.
- Nie - odpowiedziałem od razu. Doskonale wiedziałem o co mu chodzi, a sam też nie chcę się poturbować do przyszłych zawodów.
- Nie usłyszałeś jeszcze mojej oferty.
- Wiem o co chodzi. Mówię nie. Ja stąd zaraz wyjeżdżam. Nie mam czasu na takie rzeczy.
- Chciałem zaproponować dobrą cenę - rzekł pewny siebie.
- Jaką?
- dziewięćdziesiąt dwa tysiące.
- Nie. To jest moje ostateczne słowo. Nie kupię kota w worku, który mi tego może nie zwrócić.
- W takim razie żegnaj, ale pamiętaj, więcej razy takiej oferty nie dostaniesz.
- Mówi się trudno - rzekłem patrząc jak mężczyzna wsiada do samochodu i zabiera się z mojej ziemi.
- Następnym razem nie krzycz tak, bo gość pomyśli, że masz coś nie teges pod czachą, a teraz idę szukać ci pomocy.

*Trzynaście dni później*

Przez poprzednje dni byłem pochłonięty pracą, choć wyskoczyłem pare razy do miasta, w kilku sprawach, choć głównie pilnowałem i tłumaczyłem wszystko osiemnastolatkowi, który przybył do nas na okres próbny.
Chłopak jest ciekawy świata, ciekawy wszystkiego co się tutaj dzieje. Na dodatek nie boi się wyzwań. Kiedy miał gdzieś wejść robił to bez zbędnego myślenia.
Nie męczyłem go też tak bardzo, gdyż wszystko robiliśmy w trzech, przez co Greg nie wiedział jak to będzie, kiedy zostanie sam z Carlosem.
Obawiałem się wyjazdu, bo co jeśli chłopaki nie dadzą sobie rady? Będę zmuszony znowu wracać, ale nie chce przegapić wiekszej ilości treningów, bo czuję, że będę zmuszony wziąć dodatkowe lekcje.
Stojąc przed lustrem, pstrzę na swoje odbicie, a dokładniej na szyję, na której znajduje się kolejne dzieło. Nie wiem dlaczego wybrałem to miejsce, ale coś mnie podkusiło, aby tatuaż umieścić po lewej stronie mojej szyi.
Tatuaż był czarny, przedstawiał indianina. Zawsze chciałem mieć coś co będzie się rzucało w oczy i w końcu to mam.
Skrzydła, które posiadam są równie piękne, ale zazwyczaj zakrywam je koszulką, więc nie ma kto na to patrzeć. Pomijając Venus, która widzi je praktycznie każdej nocy.
Nie czekając dłużej zarzuciłem na siebie czarną jak smoła koszulę i podpiąłem się pod samą szyję.
Lubię tak chodzić. Nie czuję się przynajmniej jak dzieciak.
Do tego wciągnąłem spodnie, tego samego koloru, które niestety musiałem potraktować szelkami, gdyż jedyny pasek, który został mi w szafie, był koloru zielonego.
Wychodząc z łazienki, zabrałem się za ubieranie butów, gdzie następnie zabrałem plecak ze stolika.
Idąc na dół tłumaczyłem chłopakom, że w każdej chwili jestem pod telefonem, ale oni doskonale wiedzą co mają robić.
Po wymienieniu jeszcze kilku zdań, wyszedłem z domu, gdyż czekała już na mnie taksówka.
Podałem adres, a następnie ugrzązłem w świeciw muzyki, aż do momentu, kiedy przed moimi oczami ukazała się akademia.
Zapłaciłem kierowcy, a następnie ruszyłem do budynku.
W końcu wróciłem, choć szkoda, że dopiero o tej godzinie, ale musiałem ugadać jeszcze kilka spraw, więc to też pochłonęło trochę czasu.
Spojrzałem na telefon i zobaczyłem godzinę pierwszą w nocy, cóż pogrzało mnie z przyjazdem o tej godzinie.
Już miałem iść do swojego pokoju, lecz cofnąłem się aby zobaczyć czy Venus, ma otwarte drzwi. Owszem miała, a sama właśnie brała prysznic, przynajmniej tak wynikało z tego co słyszałem w łazience.
Zobaczyłem zadowolonego psa, więc ją pogłaskałem, następnie usiadłem w obrotowym fotelu tyłem, a gdy tylko wyszła odwróciłem się tak jak w tych wszystkich filmach.
- Witaj skarbie - lekko się uśmiechnąłem do niej, z małą nadzieją, że nie dostanę zaraz wjeb.

1297
Łap i mnie zabij.;)

2.22.2019

Od Diego CD Venus

Lekko zmarznięty wszedłem do pomieszczenia, zwanym też moim pokojem, w którym panował totalny syf. Wszystko było porozrzucane. Znalazłem nawet czyste bokserki, które nie wiem jakim prawem znalazły się na szafie.
Nie pytajcie, proszę tylko o to.
Pozbywając się rzeczy, zamknąłem drzwi na klucz, ruszając następnie pod ciepły prysznic, który miał otulić moje ciało, aby przestało się trząś z zimna, przez śnieg, który dostał mi się za koszulkę.
Wyszedłem stamtąd po piętnastu minutach, ubierając się w spodnie dresowe.
Chcąc iść już spać, usłyszałem dźwięk przychodzącego maila.
Co za nowość ktoś do mnie pisze.. dziesiąty raz w ciągu pięciu minut.
Usiadłem na łóżku i zabrałem laptopa na kolana z zamiarem sprawdzenia poczty, wszystko by było pięknie, lecz dostałem wiadomość, gdzie w tytule znajdowało się zdanie "Gdzie ty się kurwa podziewasz?!"
Spojrzałem na adresata i już stało się wszystko jasne. To Carlos, który potrzebuje pomocy, mając w dupie to, że ominę dużo zajęć.
Sprawdziłem dokładnie wiadomość, dowiadując się, że ten cep przyjedzie po mnie o trzeciej. Czy go pojebało?!
Odpisałem mu, że oszalał z godziną, jednak ten mnie zignorował i potwierdził, że będzie o ustalonej przez niego godzinie.
Wywracając oczami, wstałem z łóżka, po czym zacząłem szukać plecaka w szafie.
Gdy już go znalazłem, wsadziłem do niego najpotrzebniejsze rzeczy takie jak woda, kurtka i portfel. Zestawiłem go ze stolika na fotel, gdzie następnie podłączyłem wszelkie sprzęty do prądu, aby je naładować, ustawiając przy okazji budzik w telefonie na godzinę drugą trzydzieści.
Kładąc się, miałem wrażenie, że zasnę w samochodzie, gdyż nie chce za bardzo mi się spać, ale też jest już dość późno.
***
-Ja pierdole zamkniesz się?! - krzyknąłem w poduszkę, słysząc irytujący dźwięk koguta, który miał mnie postawić na nogi, jednak tylko wkurwiał.
Wstałem po pięciu minutach i wrzuciłem całą elektronikę do plecaka, którego szykowałem wczoraj.
Bez zbędnego użalania się nad wczesną godziną, ruszyłem się ogarnąć. Cóż, zajęło mi to trochę więcej czasu niż się spodziewałem, więc nie było szans na wyrobienie się, abym wszedł jeszcze do kuchni w celu uszykowania sobie kanapek.
Wyszedłem z pokoju, zabierając plecak i zarzucając na siebie kurtkę. Cholernie nie chciałem wyjeżdżać bez pożegnania, ale jest wcześnie, a Venus na pewno jeszcze śpi. 
Nie chcąc jej budzić westchnąłem tylko i zarzuciłem plecak na ramię, po czym udałem się w stronę wyjścia z akademii, gdzie w oddali zauważyłem samochód, którym przyjechał po mnie Carlos. 
Ruszyłem w tamtą stronę pewnie i wsiadałem do środka, mówiąc ciche cześć. 
- Co taki niemrawy? - zapytał zaskoczony. 
- Dziwisz się? Jest trzecia w nocy, na dodatek nie powiedziałem Venus, że już wyjeżdżam. Nawet nie wiem na ile. 
- Przejmujesz się aż tak?
- No brawo Sherlocku. Chcę jak najszybciej to wszystko załatwić i wrócić do akademii. 
- Może się uda - westchnął po czym ruszył. 
- Daj mi teraz spać.. - powiedziałem, odchylając fotel, po czym zamknąłem oczy. Byłem cholernie zmęczony, co dawało mi się we znaki, ale co poradzę, że on wymyślił sobie jakąś szaloną godzinę, aby po mnie przyjechać. 
***
Otworzyłem oczy, kiedy młody chłopak, obok mnie zatrzymał pojazd przy domu. Spojrzałem z przyzwyczajenia na godzinę, dostrzegając, że jechaliśmy trochę dłużej niż zwykle, ale co mnie to ważne, że się wyspałem, jako tako. 
- Nie śpij już. Idź odłożyć ten plecak i przyjdź na dół, musimy wszystko ogarnąć. Konie czy byki same się nie ogarną. 
- Ja jestem twoim szefem, a nie ty moim - skomentowałem jego zachowanie. 
- Alves, proszę. 
- Wiem, zaraz jestem.. - wysiadłem z pojazdu po czym napisałem wiadomość do Venus, w trakcie drogi do pokoju. 
"Skarbie wyjechałem. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale spałaś. Jeśli będziesz chciała się zabawić, to konie są do twojej dyspozycji. Nie martw się, nic mi nie będzie, siedzę w domu. Kocham cię" 
Wysłałem tekst, po czym rzuciłem plecak w kąt, witając się z fenkiem, następnie ruszając do Carlosa.
- Patrz, tu mam całą rozpiskę - stanął przy mnie, nim zdążyłem zejść na sam dół, podając mi kilka kartek, które były zszyte na rogach. 
Przestudiowałem ją całą, gdzie było pełno rzeczy do zrobienia. 
Sprzątanie stajni, karmienie koni, sprzątanie u bydła, wraz z karmieniem, przegnanie stada na inne pastwisko, robota papierkowa.
To i jeszcze milion rzeczy, które były zapisane na tych kartkach musiały przerastać samego Carlosa, ale co ja poradzę, że Francis okazał się idiotą... 
- To ruszaj się, idziemy wszystko zrobić, po tym poszukam pracownika. 
Chłopak tylko kiwnął energicznie głową, ruszając następnie w stronę koni. 
Wyprowadziliśmy wszystkie zwierzęta na pastwisko, po czym zabraliśmy się do sprzątania boksów. Nie ma ich wcale aż tak dużo, a roboty tutaj jakby milion zwierząt tu mieszkało.
Kiedy wyprowadzałem ostatnią taczkę, ocierając pot z czoła usłyszałem dźwięk telefonu, więc odebrałem widząc wielki napis "Mój skarb".

750
Venus? Pobij mnie za nieobecność! 

2.05.2019

Od Diego CD Venus

W tej samej chwili, kiedy Venus wyszła z pokoju, informując mnie o tym, że idzie na zajęcia, wstałem z łóżka i ruszyłem do stajni, gdyż muszę odrobić pracę domową, jaką jest mój nowy koń.
Wchodząc do budynku, zauważyłem Leonarda, który rozmawiał z moim koniem. On jest chory czy coś innego mu dolega? Nie mam pojęcia co mu odchrzaniło. Drugim cudem było podanie tej bestii marchewki. Nie rozumiałem nic. Przecież Leo to kawał chuja, który nikomu by nic nie dał, nie pomógł, a tym bardziej by nie spędzał tyle czasu w stajni, gdyż widząc inne szkapy ma ich z automatu dość. 
Chłopak odezwał się jeszcze do mnie, ale nie wnikałem w nic więcej. Gdy ten wyszedł otworzyłem boks, chwytając za uwiąz, który był przeze mnie wczoraj zostawiony obok boksu. 
Podpiąłem go i wyprowadziłem zwierzę, aby je osiodłać, lecz to kosztowało mnie trochę pracy. Valdiron mówił, że na nim jeździł, lecz nie dużo, więc musiałem się nagimnastykować, aby wszystko się udało. 
Poszedłem do siodlarni, wziąć wszystkie potrzebne mi rzeczy i zacząłem zabawę. 
- No dobrze.. to po kolei - westchnąłem po czym wziąłem czaprak, który zarzuciłem na grzbiet zwierzęcia, lecz Terror stwierdził, że będzie utrudniał mi zadanie, ponieważ kiedy się odwróciłem, czaprak leżał już na ziemi, a koń rżał zadowolony z siebie. 
Mi nie było do śmiechu, gdyż chciałbym to zrobić szybko, aby zająć się jazdami.
Zrobił tak jeszcze kilka razy, lecz w pewnym momencie wycwaniłem się, kładąc czaprak razem z siodłem.
Pogłaskałem zwierzę, kontynuując ubieranie konia. Kiedy podpiąłem popręg, miałem z głowy siodłanie, więc przeszedłem do ogłowia.
Gdy zwierze zobaczyło co planuję uniosło wysoko głowę. No nie.. Terror nie rób mi tego, proszę. Jestem niecierpliwym człowiekiem, więc upływanie każdej minuty mnie wkurza, ale co poradzić?
Po zakończonej zabawie, podnoszenia łba w końcu go ogarnąłem, więc mogłem go w spokoju wyprowadzić i dosiąść, choć nie było to zbyt mądre, patrząc na moje kolano. Mówi się trudno, nigdy się tym nie przejmowałem. Mając połamane żebra, ujeżdżałem byki, więc kolano, nie jest dla mnie przeszkodą.
Kiedy dosiadłem zwierzę, stał chwilę spokojnie, a gdy go popędziłem, ruszył od razu galopem, przez co prawie spadłem, ponieważ się tego nie spodziewałem. Valdiron debilu, mogłeś mi powiedzieć jak on reaguje na człowieka, którego ma na grzbiecie!
Pociągnąłem za wodze, aby go wyhamować, lecz ten stwierdził, że tak łatwo nie da mi wygrać. Wałach stanął dęba, a ja wylądowałem na ziemi.
No chyba sobie kpisz..
Koń stał w miejscu i rżał dumny z siebie.
Terror nie denerwuj mnie..
Podniosłem się, z pomocą płotu, przy którym wylądowałem.
Dosiadłem ponownie zwierze i czekałem co zrobi, teraz byłem na to gotowy, więc nie dałem mu takiej swobody. Nie licz na to maleńki..
Poklepałem go po szyi po czym ruszyłem. Udało się to w stępie, choć cały czas się wyrywał do biegu, przez co wylądowałem jeszcze trzy razy na ziemi i raz na płocie, kiedy przerzucił mnie przez szyję.
Jęknąłem żałośnie, gdyż sztacheta wbiła mi się między żebra.
Chwyciłem się za bolące miejsce, ale nie odpuściłem mu.
Podchodząc do niego, faktycznie miałem dość, ale zabrałem go na tor.
Wsiadłem na zwierze i popędziłem go, chciałem aby się teraz wybiegał. Ze mną na grzbiecie, gdyż musi się przyzwyczaić, że nosi kogoś na grzbiecie.
Terror biegł na pałę, nie patrzył nawet gdzie jest. Nic go nie obchodziło, a ja czułem się wolny, przynajmniej tą chwilę. Zatrzymałem go tuż przed płotem, przez co był niezadowolony.
Zawróciłem go i już spokojniej ruszyłem w stronę stajni.
Gdy już dotarłem na miejsce, rozsiodłałem araba i wprowadziłem go na pastwisko, na którym jeszcze biegał jak szalony. Jak on może mieć tyle energii?
Biorąc głębszy wdech poczułem ból, który po prawej stronie, ale starałem się go zignorować, stwierdzając, że to tylko siniak.
Me kroki zostały skierowane w stronę budynku mieszkalnego. Zanim dotarłem na miejsce otrzymałem telefon, który nie był za dobry, bo zostałem poinformowany, że bym musiał wyjechać na dłuższy czas z przyczyn prywatnych.
Nie było mi to na rękę, gdyż obiło mi się o uszy, że niedługo mogą odbyć się zawody w skokach, a ja mam zamiar wziąć w nich udział.
***
- Smaczne te niewidzialne ciastka? - uśmiechnąłem się wchodząc do pokoju dziewczyny, która była tak skupiona na oglądaniu jakiegoś serialu, że brała powietrze do ręki i jadła.
- Co? - zapytała odwracając się w moją stronę.
- Jesz ciastka, których nie ma, jestem ciekawy ile czasu już to robisz - powiedziałem lekko się uśmiechając pod nosem.
Usłyszałem, że dziewczyna zatrzymała serial, więc ja usiadłem na skraju łóżka.
- No nie patrz tak, mówię prawdę - w tym momencie spojrzała na pudełko z ciastami po czym strzeliła sobie ślicznego facepalma - nie wiem, czy nie będę musiał wyjechać, na dłuższy czas - zacząłem cicho, przez co dziewczyna od razu spoważniała.

768

Vessss? WYBACZ

2.03.2019

Od Diego CD Venus

Skończywszy szorować zęby, oznajmiłem mojej pięknej dziewczynie, że idę do siebie w celu ubrania jakiś przyzwoitych rzeczy.
Ta pokiwała tylko głową, że rozumie więc bez większego zastanowienia wyszedłem z pokoju, udając się do swojego, w którym przebywam coraz rzadziej. Nie mam czasu, aby tutaj siedzieć. Zawszw znajdzie się coś, co mam do zrobienia czy też mamy, bo Venus stwierdzi, że idziemy do niej. Fakt, ona ma wygodniej, bo posiada większe łóżko, przy czym moja jednoosobówka wysiada.
Stanąłem przed komandorem i zacząłem zastanawiać się, co mam włożyć na siebie.
Odwróciłem głowę, aby sprawdzić pogodę za oknem. Cóż padający śnieg nie jest tym co chciałem zaobserwować.
Wzdychając postawiłem na granatową koszulę z czerwoną wstawką na kołnieżyku. Do tego dobrałem czarne jeansy i szare buty.
Ten zestaw rzuciłem na krzesło, udając się do łazienki, pod prysznic, gdzie przed wejściem do kabiny pozbyłem się ortezy.
Ciepła woda spływała wolno na moje ciało, które ulegało wielkiej przyjemności. Potrzebowałem tego jak nigdy.
Po upływie dziesięciu minut wyszedłem i wytarłem dokładnie całe ciało, gdzie kolejnym ręcznikiem przepasałem się.
Przed wyjściem stanąłem na przeciw lustra i przejechałem dłonią po swoim poliku.
Zaczynam lekko drapać, ale pierdole, dzisiaj się jeszcze nie golę.
Zobaczywszy swoje włosy, które stały w każdą stronę świata, chwyiciłem za grzebień i zacząłem je układać, aby jakoś się prezentowały.
Kiedy zakończyłem układanie niesfornych włosów, wyszedłem z pomieszczenia i ubrałem się w wybrane wcześniej ubrania.
Nawet nie pytam skąd mam bokserki ze znaczkami Batmana.
***
Będąc gotowym ruszyłem w stronę pokoju dziewczyny, gdzie po drodze spotkałem Leonarda w dupe jeża kopanego.
- To coś stojące koło mojego najlepszego konia to twoje? - zapytał, a ja musiałem się chwilę zastanowić o co mu chodzi, lecz po chwili doszedłem do wniosku, że Terror stoi również koło Attacka.
- Tak, a co?
- To gówno psuje reputacje mojemu koniu, wszyscy zamiast patrzeć na mego Attacka, spoglądają na te siwo brudne gówno.
- Wow.. Leo, mocne słowa jak na dziewięciolatke - rzekłem niewzruszony jego postawą.
- Jak na kogo? Przesłyszało mi się czy ty wyraziłeś się do mnie w formie żeńskiej.
- Zgadza się Leokardio, zachowujesz się jak baba, to tak będę mówił - uśmiechnąłem się chytrze, na co ten poszedł w swoją stronę, nazywając mnie przy okazji dzbanem.
Leoo, o nie jak mnie to zabolało, zaraz umrę.
W duszy pękałem ze śmiechu, a na twarzy widniał spokój, który o dziwo nie zszedł spotykając tego ciecia wenerycznego.
Wszedłem do pokoju Venus, na co ta tylko pokazała mi, że akurat z kimś rozmawia i mam czekać.
- Tak mamo, wszystko jest dobrze.. - odwróciła się w moją stronę i wywróciła oczami, słuchając dalej swojej matki.- Tato, oszalałeś, nie będę ci na to odpowiadać! - krzyknęła ewidentnie lekko zawstydzona.
Venus przy tej rozmowie bardzo się nudziła, a ja nie chciałem podłuchiwać, więc podszedłem do okna, które otworzyłem, a następnie wyciągnąłem papierosa i zapaliłem.
Venus gadała, gadała i jeszcze raz gadała.
Nie wiem o czym i chyba wolę nie wiedzieć.
Kiedy skończyła swą rozmowę, podeszła do mnie i zabrała mi papierosa, zaciągając się raz, po czym wyrzuciła go.
- Nie pal - rzekła i zaczęła wciągać buty.
- A to był taki dobry papieros.. - westchnąłem udając zawiedzionego, a następnie podszedłem do dziewczyny i przytuliłem ją od tyłu, mrucząc do ucha.
- Teraz moja pani, jedziemy do restauracji pod złotymi łukami, a wieczorem sprawię ci przyjemność - powiedziałem uwodzicielsko, przygryzając delikatnie jej płatek ucha.
- Jesteś niewyzyty - mruknęła i odwróciła się do mnie.
- Ja? A czy ja sam sobie lody robie? - uniosłem lekko brew śmiejąc się, przez co dostałem kuksiańca w bok.
- Nie skomentowałaś, więc chyba nadepnąłem na czuły puntk.
- Alves, nie bądź jak mój ojciec - rzekła z uśmiechem.
Nasz kolejny cel to Mak, do którego pojechaliśmy samochodem Venus, gdyż uparła się, że ona prowadzi i chuj ją to obchodzi. Ja tylko w geście obronnym uniosłem ręcę do góry i nie sprzeciwiałem się jej.
***
Powróciliśmy do IHA, po ponad godzinie, ponieważ Ves stwierdziła, że jest przecena w Sephorze i musi mieć te kosmetyki. Kiedy zobaczyła niski rachunek przy kasie prawie się popłakała, gdzie wychodząc na parking, wtuliła się w mój tora i rzekła:
- T..Ten rachunek jest taki niski, boże jakie to piękne! - znów ten jej nastrój. Zamęczę się z nią przez to.
Ja słuchając przez kolejne pięć minut jaki ten puder jest cudowny, odpłynąłem myślami gdzie indziej, bo nie znam się na tym ani trochę.
Wysiadając z samochodu stwierdziłem, że widzimy się później, gdyż muszę posprawdzać Maile i inne gówna.
Oczywiście przed pójściem do budynku, wyciągnąłem Terrora i ruszyłem z nim na padok.
- Widzę prowadzisz gdzieś tą swoją kobyłę, czyżby na kabanosy?
- Nie Leo, na kabanosy, to twój Attack lepiej się nadaje.
W tej chwili nawet nie zdąrzyłem zareagować, a Terror kopnął w kolano Leosia, gdy ten przechodził koło jego zadu.
- Ups.. - rzekłem i ruszyłem dalej zostawiając tak, krzyczącego wyzwiska w moim kierunku Leonarda.
***
Powoli dochodziła godzina osiemnasta, więc po swojej pracy, ruszyłem do pokoju Venus. Przekraczając próg jej królestwa, zobaczyłem ją wpierdalającą żelki i gapiącą się w jakiś tekst na laptopie. Przy okazji zakluczyłem jeszcze drzwi.
- Książkę piszesz? - dosiadłem się do niej i ukradłem jej żelka.
- Łapy precz, to moje - zrobila smutną minkę, a następnie dodała - czytam książkę. Ciekawa, taka o dzieciach, które wyglądają jak ludzik z Michelina.
[UWAGA 16+]
W tej chwili miałem ochotę sprzedać sobie soczystego facepalma, jednak się powstrzymałem i przyłozyłem dłoń do czoła Ves,, gdzie zabrałem od razu rękę udawając, że wręcz płonie.
- Czasami zastanawiam się, skąd ja wytrzasnęłam takiego głupka - zaśmiała się.
- Daleko szukać nie musiałaś - mruknąłem po czym zamknąłem laptopa i odstawiłem go wraz z żelkami na szafkę. Moje dłonie powędrowały na jej ramiona, przez co zmusiłem ją do położenia się.
Nie cackając się dłużej wsunąłem dłoń pod jej bluzkę i odpiąłem stanik, który nie był tam w tej chwili potrzebny, przez co wylądował wraz z koszulką na podłodze.
Zacząłem pieścić jej piersi, przez co z ust dziewczyny zaczęły wydobywać się różne dźwięki. Przygryzałem lekko jej sutki, czy pieściłem dłonią.
- Diegoooo - przeciągnęła ostatnią literę mojego imienia.
Nie zwlekając zbyt długo sprawilem, że jej spodnie zniknęly, więc zacząłem się z nią droczyć przez materiał majtek.
Ona się niecierpliwiła, przez co zaczęła błądzić dłońmi po moim ciele.
- Rączki za siebie, bo będę zmuszony dręczyć cię dłużej... - rzekłem, a następnie zjechałem językiem do jej majtek, które zsunąłem zębami.
Dziewczyna była już mokra, więc ja tylko chwyciłem w dłonie jej pośladki unosząc ją trochę w górę a następnie zacząłem zmysłową zabawę językiem.
Bawiłem się nią, moje wolne ruchy miały ją przygodować do tego, że zaraz będzie coś innego. Nie zastanawiając się dłużej chwyciłem w jedną dłoń oba jej pośladki, a następnie jeden z moich palcy wylądował w jej środku. Naciskałem na ścianki, chciałem aby czuła pdzyjemność, po czhwili dołączyłem drugi palec, a ustami zacząłem ssać jej wargi, lekko je liżąc.
- A..ah.. - to można było usłyszeć najczęściej z ust dziewczyny.
Kiedy minęły trzy minuty, pozbyłem się palcy, więc wszedłem w nią językiem.
- Boże swięty, Diego.. - mruknęła cicho jęcząc.
Zacząłem toczyć okręgi, przez co wyczułem, że jej mięście zaczynają pulsować.
Nie minęła chwila, a dziewczyna jęknęła, a ja mogłem wyczuć jej lekkie skurcze, lecz nie pozwoliłem na to aby jej orgazm zakończył się zbyt szybko.
Kiedy skończyłem i wyszedłem z niej, lekko się uśmiechnąłem, a po jej twarzy widziałem, że jej orgazm jeszcze trwa.
Pocałowałem ją i rzekłem:
- Moja piękna... - po tych słowach poszedłem do łazienki i jak na złość, ktoś zapukał do drzwi...

1199
Venuuusik? ;3