Po skończonej rozmowie z Venus, wiedziałem, że źle zrobiłem nie mówiąc chociażby głupiego cześć", lecz sam nie wiedziałem jak do tego podejść. Co ja miałem jej powuedzieć? "Słuchaj Venus, wyjeżdżam nie wiem kiedy wrócę, elo"?
Bezsens.
Stałem z taczką na środku stajni i czekałem na zbawienie, które nadeszło w ostatniej chwili, bo już miałem sobie robić maseczkę z gnojówki, gdyż mój organizm nie wytrzymał przeciążenia.
Nie zjadłem nic od momentu kiedy tutaj przyjechałem, bo jakoś nie pociągało mnie do jedzenia. Chciałem po prostu zrobić wszystko jak najszybciej, ale to miało swoje konsekfencje. Padłem prawie na twarz, lecz zatrzymały mnie dłonie Carlosa, który akurat wszedł do pomieszczenia.
- Alves, kurwa.. - to były ostatnie słowa, które usłyszałem. Miałem tyle jeszcze do zrobienia, a mój organizm postawił mi na środku wielki czerowny wykrzyknik mówiący, że jest przeciążony.
***
Otwierają oczy zobaczyłem małe skaczące gówno siedzące na mojej klatce. Zwierzak trącał mój polik łapką, a na dodatek machał zadowolony ogonkiem.
- Sanches, cholero mała.. - powiedziałem ochryple i spojrzałem na stolik przy łóżku, gdzie stała karteczka wraz z talerzem kanapek. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na jedzenie, na które jakoś nie miałem ochoty, choć wiedziałem, że wypadałoby coś przegryźć.
Spojrzałem jeszcze raz na wyrwaną stronę z notesu, sprawdzając co tam jest napisane.
"Masz to zjeść kurwiu" ~ Carlos ^.^
Widzę, że wyostrzył mu się język, ale lubię takich pracowników, którzy potrafią mnie czasami zezwać, bo wiem, że mam wady, bądź czegoś po prostu nie przemyślę.
Żeby zregenerować osłabiony organizm, chwyciłem kanapkę i zacząłem ją powoli jeść, sorawdzając przy tym która jest godzina.
Trzynasta. Świetnie, miałem wszystko ogarnąć, pomóc młodemu, a przywiozłem ze sobą tylko kłopoty.
Cały ja! Zawsze zrobię coś głupiego.
Kiedy skończyłem jeść, nakarmiłem fenka, po czym ruszyłem szukać chłopaka, lecz to nie przynosiło żadnych skutków, więc stwierdziłem, że wezmę się za wszystkie papiery i rachunki, które leżały na biurku dłuższy czas.
Wszedłem do pomieszczenia, uśmiechając się lekko pod nosem. To było moje królestwo, zawsze lubiłem tutaj orzebywać, a co najważniejsze, czułem się jak jebany król, który miał władzę nad wszystkim, co dzieje się w jego życiu. Czy faktycznie tak było? Raczej nie, nigdy nie umiałem zaplanować sobie odpowiednio dnia, aby wyrobić się ze wszystkim czasie. To był niestety mój minus.
Usiadłem w dużym, czarnym, skórzanym fotelu, przy solidnym, dębowym biurku i zacząłem przeglądać wszelką dokumentacje, która mnie zaczęła przytłaczać, po tym jak zobaczyłem rachunki. Nie były one małe, patrząc szczególnie na to, że zazwyczaj wszystko było podpięte do prądu. Czasami zdarzało nam się po prostu nie wyłączać światła, czy pozwolić aby maszyna chodziła za długo, więc nie mogłem narzekać, że to wina Carlosa, który i tak był zmęczony tym wszystkim.
Zacząłem dalej otwierać koperty, wypisywać druki, czy niszczyć dokumenty, które nie będą mi do szczęścia potrzebne.
Wstałem z fotela, skąd skierowałem się do pokaźnej biblioteczki, z nadzieją, że znajdę odpowiedź na jedno z drążących mnie pytań.
Potrzebowałem informacji o ziemi, która należy do mnie, gdyż znalazłem w umowie kilka rzeczy, które mi nie odpowiadają i będę musiał to sprawdzić.
Nie zgadza się powierzchnia, lecz staram się już nie wkurzać na to, że kiedyś mnie wychujali z powierzchnią.
Teraz mogę jedynie gryźć siebie w dupę.
Skończywszy wszelkie poszukiwania czy też ogarnianie papierów usłyszałem krzyk.
Wyszedłem spokojnie z pomieszczenia rozglądając się. Mordują kogoś czy jak?
- Alves! Pomocy! - usłyszałem głos Carlosa, który wbiegł właśnie na piętro.
Mina chłopaka była niepokojąca, gdyż widziałem w jego oczach strach.
- Co się dzieje? - zapytałem patrząc lekko zaniepokojony.
- Przyjechał.. Pan..Pan Storm.
Na te słowa zmarszczyłem brwi.
Nie lubiłem gnoja, zawsz tylko podpuszczał mnie do sprzedawania mu najlepszych zwierząt, a dodatkowo tylko drażnił.
- Tylko dlatego krzyczałeś?
- Wlazł do byków..
No co za chuj. Ziemia jest moją własnośćią, jak on w ogóle śmie wchodzić na mój teren bez mojej zgody czy wiedzy.
- Zajebie gnoja..
Wziąłem wiatrówkę, która wisiała dumnie nad drzwiami i ruszyłem za chłopakiem. Podziwiałem tylko wozy transportowe, które on chciał bardzo wypełnić moimi zwierzętami, choć widziałem, że stało tam już kilka zwierząt.
Wszedłem do byków twardą nogą i popatrzyłem na starszego mężczynę.
- Wypierdalaj - rzekłem, przeładowywując broń.
- Też cię miło widzieć Neymarze - rzekł mając moje słowa w głębokim poważaniu.
- Po co znowu pan tu jest. Tutaj nic nie jest na sprzedaz - warknąłem.
- Tym razem to ja, drogi panie Alves, przyjechałem z chęcią aby sprzedać panu zwierzę.
Marszcząc brwi, miałem tylko w głowie jedno zdanie. "Kim ty kurwo jesteś i co zrobiłeś ze Stormem?"
- Co takiego, mam ograniczoną ilość miejsc.
- Myślę, że na jednego kawalera będziesz miał miejsce. Chodź ze mną.
Mężczyzna bez żadnego więcej słowa ruszył do samochodu, pokazując mi byka.
- To Hocus Pockus, będzie nowym championem zawodów, lecz brakuje mu doświadczenia.
- Nie - odpowiedziałem od razu. Doskonale wiedziałem o co mu chodzi, a sam też nie chcę się poturbować do przyszłych zawodów.
- Nie usłyszałeś jeszcze mojej oferty.
- Wiem o co chodzi. Mówię nie. Ja stąd zaraz wyjeżdżam. Nie mam czasu na takie rzeczy.
- Chciałem zaproponować dobrą cenę - rzekł pewny siebie.
- Jaką?
- dziewięćdziesiąt dwa tysiące.
- Nie. To jest moje ostateczne słowo. Nie kupię kota w worku, który mi tego może nie zwrócić.
- W takim razie żegnaj, ale pamiętaj, więcej razy takiej oferty nie dostaniesz.
- Mówi się trudno - rzekłem patrząc jak mężczyzna wsiada do samochodu i zabiera się z mojej ziemi.
- Następnym razem nie krzycz tak, bo gość pomyśli, że masz coś nie teges pod czachą, a teraz idę szukać ci pomocy.
*Trzynaście dni później*
Przez poprzednje dni byłem pochłonięty pracą, choć wyskoczyłem pare razy do miasta, w kilku sprawach, choć głównie pilnowałem i tłumaczyłem wszystko osiemnastolatkowi, który przybył do nas na okres próbny.
Chłopak jest ciekawy świata, ciekawy wszystkiego co się tutaj dzieje. Na dodatek nie boi się wyzwań. Kiedy miał gdzieś wejść robił to bez zbędnego myślenia.
Nie męczyłem go też tak bardzo, gdyż wszystko robiliśmy w trzech, przez co Greg nie wiedział jak to będzie, kiedy zostanie sam z Carlosem.
Obawiałem się wyjazdu, bo co jeśli chłopaki nie dadzą sobie rady? Będę zmuszony znowu wracać, ale nie chce przegapić wiekszej ilości treningów, bo czuję, że będę zmuszony wziąć dodatkowe lekcje.
Stojąc przed lustrem, pstrzę na swoje odbicie, a dokładniej na szyję, na której znajduje się kolejne dzieło. Nie wiem dlaczego wybrałem to miejsce, ale coś mnie podkusiło, aby tatuaż umieścić po lewej stronie mojej szyi.
Tatuaż był czarny, przedstawiał indianina. Zawsze chciałem mieć coś co będzie się rzucało w oczy i w końcu to mam.
Skrzydła, które posiadam są równie piękne, ale zazwyczaj zakrywam je koszulką, więc nie ma kto na to patrzeć. Pomijając Venus, która widzi je praktycznie każdej nocy.
Nie czekając dłużej zarzuciłem na siebie czarną jak smoła koszulę i podpiąłem się pod samą szyję.
Lubię tak chodzić. Nie czuję się przynajmniej jak dzieciak.
Do tego wciągnąłem spodnie, tego samego koloru, które niestety musiałem potraktować szelkami, gdyż jedyny pasek, który został mi w szafie, był koloru zielonego.
Wychodząc z łazienki, zabrałem się za ubieranie butów, gdzie następnie zabrałem plecak ze stolika.
Idąc na dół tłumaczyłem chłopakom, że w każdej chwili jestem pod telefonem, ale oni doskonale wiedzą co mają robić.
Po wymienieniu jeszcze kilku zdań, wyszedłem z domu, gdyż czekała już na mnie taksówka.
Podałem adres, a następnie ugrzązłem w świeciw muzyki, aż do momentu, kiedy przed moimi oczami ukazała się akademia.
Zapłaciłem kierowcy, a następnie ruszyłem do budynku.
W końcu wróciłem, choć szkoda, że dopiero o tej godzinie, ale musiałem ugadać jeszcze kilka spraw, więc to też pochłonęło trochę czasu.
Spojrzałem na telefon i zobaczyłem godzinę pierwszą w nocy, cóż pogrzało mnie z przyjazdem o tej godzinie.
Już miałem iść do swojego pokoju, lecz cofnąłem się aby zobaczyć czy Venus, ma otwarte drzwi. Owszem miała, a sama właśnie brała prysznic, przynajmniej tak wynikało z tego co słyszałem w łazience.
Zobaczyłem zadowolonego psa, więc ją pogłaskałem, następnie usiadłem w obrotowym fotelu tyłem, a gdy tylko wyszła odwróciłem się tak jak w tych wszystkich filmach.
- Witaj skarbie - lekko się uśmiechnąłem do niej, z małą nadzieją, że nie dostanę zaraz wjeb.
1297
Łap i mnie zabij.;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz