Siedziałem na łóżku dziewczyny i zastanawiałem się dlaczego ja muszę tak cierpieć. Nienawidzę zakupów, szczególnie takich, gdzie muszę mieć coś dopasowanego. Dobra, pomijając moje koszule czy marynarki, bo nie mam problemu z wyborem, gdyż zazwyczaj pada na kolor czarny czy też szary, a wiem doskonale jaki posiadam rozmiar. Teraz to zadanie będzie utrudnione. Ja widząc garnitur, cofam się o stosowne dziesięć kroków, gdyż czuję się jak więzień. Mam tylko nadzieję, że Venus nie będzie kazała mi iść w jakimś krawacie, bo prędzej na nim się właśnie powieszę, niż go założę. Nie chcę wyglądać jak prezes jakiegoś banku. Do szczęścia mi to nie jest potrzebne, choć wiem, że na tym ślubie, na który idziemy muszę wyglądać jak człowiek, a nie jak jakiś murzyn, czy debil jeżdżący wesoło na krówkach.
Dlaczego los mnie tak pokarał? Nie będę tam praktycznie nikogo znał, no pomijając Venus i Gabriela, bo on to na pewno będzie.
Wiele nowych osób, więc zmuszony będę zachowywać się grzecznie i kulturalnie, co ostatnio sto u mnie pod wielkim znakiem zapytania.
Czy ja jeszcze umiem być taki.. poukładany? Mam nadzieję, że nie walnę tam jakiejś głupoty przez co będę żałował, że się w ogóle urodziłem.
- Poważnie, musimy iść na te zakupy? - spojrzałem na nią błagalnie.
- Tak, nie masz garnituru, a ja sukienki.
- A...
- Nie ma ale. Czas najwyższy coś wybrać, będziesz tam tak długo aż nie wybierzesz odpowiednich rzeczy.
- Nie lepiej po prostu zamówić?
- Nie.
Wywróciłem ponownie oczami, po czym westchnąłem ciężko.
- Oglądamy coś, czy masz jakieś inne plany? - mruknąłem patrząc w jej piękne oczy, które uwielbiałem. Miałem do nich po prostu słabość, której nie umiałem sensownie wyjaśnić. Widziałem w niej cały świat, choć kiedyś on wyglądał całkiem inaczej. Nie traktowałem kobiet z myślą, że jakaś będzie kiedyś ze mną w związku, a jednak Venus nie umiałem się oprzeć.
- Masz celibat, na nic nie licz - zmrużyła oczy patrząc na mnie poważnie.
- Mam nadzieję, że chociaż na to mi pozwolisz - powiedziałem zmysłowo, po czym złączyłem nasze usta. Ten pocałunek wyrażał wszystko. Chciałem po prostu przekazać przez to, że jest mi głupio, gdyż nie powiedziałem jej o moim nagłym wyjeździe. W tym pocałunku również znajdowało się pożądanie, czy błaganie abyśmy nie szli na żadne zakupy.
Przez te trzynaście dni, brakowało mi jej jak cholera. Uwielbiam spędzać z nią czas choć wiem, że nie zawsze ona ma na to ochotę.
Wisiałem nad dziewczyną i patrząc na jej twarz, byłem po prostu zakochany jak mały dzieciak.
- Nie ma więcej - rzekła z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jak tak możesz mnie ranić? - powiedziałem robiąc smutną minkę.
- Już mówiłam, że masz celibat.
- Dobrze księżniczko - pocałowałem ją w czoło z zamiarem odpoczynku, ale niestety w mojej kieszeni odezwał się telefon. Sprawdziłem kto dzwoni i westchnąłem zrezygnowany. No to sobie odpocząłem.
- Dlaczego mnie tak nienawidzicie? - westchnąłem pod nosem i odebrałem.
Na wyświetlaczu widniało nazwisko mojego menagera.
- Alves - syknąłem, bo nie miałem ochoty na żadne rozmowy.
- Gdzie ty się podziewasz? Masz trening!
- Dopiero co wróciłem, dajcie mi żyć..
- Neymar, albo się zjawisz, albo wylatujesz.
Nienawidzę tego człowieka. Nie dzierżę.
Mam go po dziurki w nosie!
- Będę za jakieś trzydzieści minut.
- Nie trzydzieści, masz już być!
- Czy ja coś poradzę na korki w mieście?
Rozłączył się, a ja zrezygnowany wstałem z łóżka.
- No to tyle z naszego oglądania i lenienia się.. muszę jechac na trening.
- Chyba cię pogibało - spojrzałem na nią ze smutkiem, bo wiem, że martwi się tym wszystkim, a to nie ma sensu.
- Przepraszam, wrócę jak tylko zaliczę jedną jazdę.. nie potrwa to długo. Obiecuję.
Dziewczyna chciała jechać ze mną lecz wybiłem jej to od razu z głowy.
Po co ja mam ją ze sobą ciągnąć na coś co zaraz się skończy, a ona będzie musiała to oglądać. A jak coś mi nie wyjdzie? Nie jest powiedziane, że zaliczę trening za pierwszym razem. Z resztą kilka dni temu Obrey pisał, że wynalazł mi jakiegoś niesamowitego człowieka, który zgodził się ze mną trenować. Co za palant. Ja doskonale wiem co robię, na cholerę mi jakiś trener personalny.
Dopinając koszulę zarzuciłem na swoje barki kurtkę, którą zgarnąłem ze swojego pokoju wraz z kapeluszem.
Chcąc wsiąść do pojazdu usłyszałem jej irytujący głos.
- Gdzie się wybierasz o tej godzinie.
- Nie powinno cię to obchodzić.. - warknąłem i wsiadłem do pojazdu, następnie odpalając mój piękny, zastany samochód.
- Mogę jechać z tobą?
- Nie - powiedziałem stanowczo, jednak ona mnie nie posłuchała, tylko wsiadła mi do wozu bez żadnego be czy też me.
- Możesz stąd wysiaść. Jestem spóźniony.. - syknąłem patrząc w jej stronę, jednak ta tylko zapięła pas.
Boshe pizgnij ją jakimś piorunem!
Wkurwiony zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę stadionu.
Chciałem milczeć przez całą drogę, jednak nie było mi to dane, gdyż katarynka się włączyła.
- Na jaki trening jedziesz, przecież siłownie mamy w akademii.
- Ja jeżdżę...
- Konie też tam są, przecież to jest głupie, abyś jechał na jakiś trening przez miasto.
- Ja jeżdżę..
- Tak wiem, że jeździsz. Ja też.
- Kurwa! Nie przerywaj mi! Jeżdżę na bykach, więc zastanawiam się na chuj tutaj ze mna jedziesz..
***
Wyszedłem spod zimnego prysznica o godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści. Byłem cholernie zmęczony, bo Joe przetyrał mnie przez.wszyatkie jego techniki. Dostałem nową linę, którą wyrzuciłem po dwóch pierwszych jazdach, przez co on nie był zadowolony. W ogóle zezwał mnie, że jeżdżę na lewą rękę. Co za debil. Wiem wszystko co powinienwm wiedzieć, a gość zachowuje się jak by zjadł wszelkie rozumy.
- Jak tam sinaki? - wszedł akurat do szatni, kiedy ubierałem koszulę.
- Przeżyję.. z resztą nie spadłbym gdybyś mnie nie rozpraszał jakimiś idiotyzmami.
- Neymar..
- Mówię to enty i ostatni raz.. jestem kurwa Diego.
- Na koszuli startowej masz N.Alves, więc milcz, poza tym startujesz w zawodach za tydzień.
- Nie myśl o tym. Mam plany, których nie mogę odwołać.
- Co, dziecko ci się rodzi? - zapytał krzyżując ręce na piersi.
- Nie.
- W takim razie wszystko inne przełożysz.
- Idę na ślub.. - warknąłem.
- Zawsze możesz nie iść. Zawody Neymar są ważniejsze.
- Wiesz co? Wsadź sobie w dupe swoje gadanie i zasady, które są beznadziejne. Kto normalny ćwiczy do tej godziny. Miał byc szybki trening. Cały ten czas nie mogłem odebrać nawet telefonu, gdzie dobijała się do mnie najważniejsza osoba, bo stwierdziłeś, że się rozpraszam, kiedy mam przy sobie telefon, więc wyjąłeś mi go z kieszeni, a teraz wybacz, ale idę się wyspać - powiedziałem przez zęby patrzac na niższego, grybszego gościa.
- Jesteś jak dziecko, próbujesz zawsze własnych sztuczek, które przestaną się w końcu sprawdzać.
- Jak jesteś mądry to skończ jak ja i wróć na czołowe miejsca - syknąłem, spoglądając na trybuny, gdzie siedziała znudzona Stella. Po co ona się tu ciągnęła. Mówiłem jej, że jak chce to może zamówić sobie taksówkę i wracać, ale nie chciała, więc ruszyłem z nią do samochodu i wróciliśmy do akademii o pierwszej w nocy, przes jakiś jebany wypadek na drodze.
Widziałem wiele nieodebranych połączeń od Venus, przez co moje serce ponownie krwawiło, ponieważ nie miałem jak nawet dać jej sygnału, że wszystko dobrze i wróce późno.
Nie myśląc długo wszedłem do jej pokoju po cichu, bo nie zamknęła drzwi. Spała, więc nie chciałem jej obudzić. Moje kroki były lekkie, a ruchy przemyślane.
Pozbyłem się koszuli oraz jeansów po czym wszedłem pod kołdrę i przytuliłem dziewczynę.
Wiem, że oberwę za ten czas co nie odpisywałem, ale musi zrozumieć, że nie miałem jak tego zrobić. Nie miałem na,wet chwili przerwy.
***
Wstałem koło szóstej, przez co otworzyłem oczy jako pierwszy. Mój cel to kuchnia.
Bez namysłu zrobiłem jajecznice i tosty, a do picia kawę. Tak zrobiłem sobie kawę. Musiałem się ocknąć, bo byłem nadal padnięty. Wziąłem tacę i ruszyłem do pokoju dziewczyny. Odłożyłem tace, następnie udając się do siebie. Ubrałem na siebie bordową koszulkę, dobierając do tego szare jeansy. Przy okazji jeszcze się ogarnąłem i wróciłem do mojej śpiącej królewny, która właśnie wstała.
- Hey skarbie - powiedziałem i otworzyłem jeszcze ciepłe śniadanie podając do łóżka.
- Smacznego - rzekłem uśmiechając się i jedząc jedną z porcji.
- O której wróciłeś?
- Późno. Spałaś już.
- Dlaczego nie odbierałeś? - popatrzyła się na mnie próbując wyczytać coś z mojej twarzy.
- Nie miałem nawet przerwy. Pomijając to jak zeskakiwałem ze zwierzęcia. Nie mogłem mieć telfonu przy sobie. Przepraszam.. - powiedziałem prawdę i jakoś odechciało mi się jeść, więc odłożyłem naczynie, zabierając przy tym kubek z kawą.
***
Po treningach, kiedy byliśmy już czyści stwierdziliśmy, że pojedziemy w końcu na te zakupy, ale już przed wyjazdem z popsesji pojawiła się "sprzeczka", którym samochodem jedziemy.
W końcu sam ustąpiłem i powiedziałem, że jak chce to jedziemy jej.
Teraz czeka mnie męka.
Przez całą drogę Ves, próbowała mnie przekonać na krawatu, na który kategorycznie się nie godziłem, przez co zła wyszła z pojazdu. Czyżby znaczęły się te dni?
Westchnąłem i ruszyłem za nią, gdzie zaczęliśmy błądzić po sklepach.
Venus patrzyła za sukienkami, a ja zmuszony byłem aby patrzeć na garnitury, które były dziwne. Jedne miały jakieś paski inne kropki. Co się stało z tym światem?!
Popatrzyłem na dziewczynę z politowaniem, kiedy zapiąłem guzik jednego z garniaków.
- Wyglądasz ślicznie.
- I czuje się jak jeleń.
- Dlaczego?
- Jest on dziwny i tak trochę mały.. - chciałem się wywinąć z dalszej części tej zabawy, jednak nie było mi dane.
Szukaliśmy dalej, aż w końcu dostałem odpowiedni garnitur, tyle, że był biały.
- Nie ma innych kolorów? - zapytałem kobiety stojącej za biurkiem.
- Niestety.
- Venus, wychodzimy.. błagam..
- Jeszcze są cztery sklepy.
- Ja mam już dość. Jeszcze mi powiedz, że mam iść w tych śmiesznych butach od garnituru.
- A co myślałeś? W trampkach cię nie puszczę.
- Może glany?
Dziewczyna parsknęła śmiechem i wciągnęła mnie do kolejnego sklepu, gdzie spędziliśmy kolejne pół godziny.
- Błagam powiedz, że mogę mieć czerwoną muchę.
- Krawat.
- Mucha.
- Krawat.
- Mucha.
- Krawat.
- Venus, nie jesteś w stanie go namówić do krawatu - odezwał się mój brat, który akurat miał chwilę i wpadł do galerii, a my na niego, jakies pięć minut temu.
- Widzisz, nawet Silva wie, że nie wezmę krawatu.
- Jako Neymar lepiej byś wyglądał w krawacie
- Milcz..
- Ale jako Diego, to mucha. Mniej dostojne imię, to mucha będzie pasować.
Dziwczyna chyba miała dość, bo usiadła na ławce i patrzyła na mnie z politowaniem.
No tak. Ona już miała sukienę, a ja chodzę od kilku godzin za głupim garniturem i jeszcze krytykuję. Dobra koniec. Idziemy kupić czarny gładki garniak, białą koszulę, muchę i zobaczy się co z butami.
- Chodź do ostatniego sklepu. Jak tam nic nie będzie to się wrócę gdzieś po garnitur i tyle.. po prostu niech będzie gładki.. - westchnąłem zrezygnowany i ruszyłem z Ves dalej. Przy okazji zostawiając mojego brata...
Venus?
Więcej nie piszę na tyle :D
1703
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz