3.07.2019

Od Olivii

- Reszka - oznajmiłam, podnosząc dłoń.
Żadna z nas nie lubiła oddawać kontroli, dlatego o tym, kto będzie prowadził czarne BMW w drodze na lotnisko miał zadecydować rzut monetą.
- Ja nas zawiozę! - uśmiechnęłam się, chowając monetę do kieszeni.
Isabel jedynie przewróciła oczami. Może i metoda była raczej dziecinna, ale ważne że dzięki niej nie musiałam spędzić co najmniej kilkudziesięciu minut na kłótni z siostrą zanim zabrałam z kuchennego blatu kluczyki od jej auta i prosząc by się pospieszyła. W końcu jutro o tej porze powinnam już być w instytucji o nie wróżącej mi najlepiej nazwie - Imposible Horse Academy, gdzie prawdopodobnie czeka już na mnie Hell.
Lot do stolicy Stanów... cóż, przypominał każdy inny lot. Wsiadasz do dużej, metalowej puszki, która czasem nieco szarpiąc praktycznie teleportuje cię w wybrane wczesniej miejsce. Jedną taką pseudo-teleportację i jedną przejażdżkę później znalazłam się ponownie w ciasnym mieszkanku. Chociaż teraz, gdy w zasadzie wszystkie kartony z moimi rzeczami zostały przewiezione do nowego domu w Karolinie Północnej. Czekała mnie już tylko ostatnia noc w starym łóżku, ale wcześniej...
Ray uparcie chodził za mną, gdy sprawdzałam czy wszystko zostało przeze mnie spakowane, co jakiś czas poszczekując.
- Tak, tak... Pójdziemy na spacer... - powtórzyłam już któryś raz z kolei, podnosząc z ziemi psią piłkę.
Fakt pojawienia się w mojej dłoni zabawki dodatkowo zmotywował zarówno psa jak i leżąca dotąd na środku pokoju Azrael. No i po względnym spokoju. A chciałam tylko posprzątać... Pies teraz już bez najmniejszych skrupułów właził mi pod nogi bylebym tylko go zauważyła, suka zaś po chwili uznała, że skoro Ray może, to ona też. Uparte kundle.
Schowałam nieszczęsną piłkę do kieszeni, ale jak się okazało to nie wystarczyło by uspokoić zwierzęta. Dlatego też musiałam bardzo uważać gdy zanosiłam ostatni karton - wypakowany zresztą po brzegi psimi rzeczami - do samochodu. Nie jestem pewna jakim cudem mi się to udało, ale pudło szczęśliwie wylądowało obok klatki w bagażniku. Teraz wreszcie mogłam zabrać psy na spacer, o którym tak marzyły. A potem już tylko noc dzielić mnie będzie od nowego etapu w życiu.
***
Nie pamiętam kiedy ostatnio faktycznie obudził mnie budzik. Od dwóch lat w zasadzie nawet go nie nastawiałam - Ray doskonale spełniał się, pilnując bym nie zaspała na jego śniadanie. Teraz jednak jedynie obrzucił zbulwersowanym wzrokiem szafkę nocną, na której leżał mój telefon. Pobudka o 4 nawet dla niego była nieco zbyt wczesna. Tylko temu zawdzięczałam czas na ogarnięcie się zanim psy wstaną.
Wyłączyłam irytującą melodyjkę i udałam się do łazienki by wziąć prysznic i ubrać się. Mniej więcej dwadzieścia minut później weszłam do kuchni, by wyjąć z lodówki mięso dla psów. Zanim zdążyłam chociażby nałożyć jedzenie do ich misek znalazłam się pod czujną obserwacją dwóch par bliskich głodowej śmierci oczu.
- Za drzwi - rzuciłam, a oba zwierzaki rzuciły się w stronę przejścia do salonu.
Dobrze wiedziały, że im szybciej wykonają polecenie tym szybciej miski wylądują na ziemi.
Kiedy psy zajęły się już jedzeniem, ja miałam chwilę na przygotowanie sobie tostów i kawy. Szybko zjadłam śniadanie, po czym zabrałam psy na krótki spacer przed czekającą nas podróżą. Ostatecznie zapakowałam zwierzęta do klatki zamontowanej w samochodzie, aby kilka minut po piątej oddać klucze do mieszkania jego właścicielowi i wyruszyć w stronę Durham.
***
Kilka godzin później zatrzymałam się na podjeździe niedużego domu, obok zaparkowanego tam już srebrnego SUVa, należącego do kobiety, od której wynajęłam budynek. Przekazała mi klucze i chwilę potem odjechała, ja zaś wróciłam do samochodu, by wypuścić z niego psy. Zwierzaki natychmiast zabrały się za uważne zbadanie nowego terenu, jednak gdy tylko otworzyłam drzwi, wraz ze mną weszły do środka. Wszędzie stały już kartony wypełnione moimi rzeczami. Westchnęłam cicho na myśl o rozpakowywaniu tego wszystkiego. Chcąc choć na trochę odroczyć tą wątpliwą przyjemność postanowiłam najpierw zajrzeć do Hell, która miała przyjechać do akademii wczoraj. Tak wiec już kilkanaście minut później wysiadłam z samochodu przed akademią. Na szczęście załatwiłam już wszystkie formalności i mogłam spokojnie zająć się szukaniem swojego konia.

Ktoś?
640

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz