Wymęczeni wróciliśmy po zakupach do akademii. Tyle latania, a skończyło się na tym, że Diego wziął zwyczajny, czarny garnitur, w którym i tak wyglądał bosko. Chłopak poszedł do siebie, a ja do siebie. Po wejściu do pokoju położyłam gdzieś torbę z zakupami i rzuciłam się na łóżko. Po chwili poczułam jak drobne łapki naciskają mi na plecy w oczekiwaniu aż wezmę samicę na dwór.
-Daj mi pięć minut.- sapnęłam.
Jakoś te pięć minut przerobiło się w godzinę. Nie wiem kiedy zasnęłam. Suczka obudziła mnie szczekaniem i lizaniem po twarzy. Odepchnęłam zwierzę od siebie.
-Spadaj paskudo.
Taboulet zadowolona pomachała ogonem i szczeknęła. Wzięłam do ręki obrożę, którą jej założyłam i przypięłam smycz. Zwierzę grzecznie usiadło przy drzwiach i czekała aż ją przypnę. Szybko przebrałam się w luźniejsze ubrania i wyszłam z psem na dwór. Oddaliliśmy się trochę od akademii i spuściłam ją. Psia dziewczynka ruszyła przed siebie aż się kurzyło. Zrobiła tak parę długości po czym wróciła do mnie z patykiem w pysku, który ją po chwili latał służąc jej za zabawkę. Po parunastu rzutach suczka była cała spocona co znaczyło, że pora wracać. Zawołałam Taboulet i zapięłam ją idąc w stronę akademii.
***
Wstałam zadowolona z faktu, że mamy dzisiaj niedzielę co się łączy z brakiem jakichkolwiek zajęć. Ubrałam się w wygodne ubrania i poszłam do pokoju Diego. Chłopak był już ubrany i siedział przy biurku robiąc coś na laptopie.
-Idziemy w góry- powiedziałam.
Chłopak podniósł głowę do góry patrząc się na mnie jak na wariata.
-No pakuj się. Idziemy.
-Co mam wziąć?- spytał się lekko się śmiejąc.
-Jakaś woda, kurtka, wygodne buty, a reszta bierz co chcesz.
-A jedzenie?
-Kupimy w schronisku. Wychodzimy za godzinkę. A i ubierz coś ciepłego, bo na górze będzie zimniej.
Chłopak kiwnął głową co uznałam za znak, że mogę wyjść. Wróciłam do pokoju gdzie spakowałam potrzebne rzeczy i wygrzebałam specjalne szelki dla psa.
Mniej więcej tą godzinę później byłam gotowa. Zapukałam do pokoju chłopaka, który również był gotowy do wyjścia. Poszliśmy do auta, gdzie wsiadłam za kierownicę.
-Gdzie jedziemy?- spytał brunet.
-W góry.
-Serio? Nie wiedziałem- powiedział ironicznie.
-Najbliżej mamy Grandfather Mountain.
-Okej.
Po około pół godzinie samochód stał już na parkingu. Zapięłam psa i plecak po czym ruszyliśmy. Jak na osobę, która na co dzień nie ma do czynienia z górami to muszę przyznać, że Diego sobie dobrze radził. Pierwsze zwątpienie wystąpiło w niego dopiero po drugim kilometrze. Usiedliśmy przy drodze robiąc sobie przerwę.
-Ile będziemy iść?- spytał brunet.
-Mamy jeszcze dziesięć kilometrów.
Chłopak jęknął z niedowierzaniem i wywrócił oczami.
-A i czeka nas noc po gołym niebem- dodałam.
-Przecież mamy ubrania tylko na jeden dzień- zdziwił się.
-Wzięłam ci do przebrania.
-Aha?
Jeszcze chwilę przegadaliśmy i ruszyliśmy dalej. Zaczęliśmy iść najtrudniejszym kawałkiem trasy. Nogi mi wysiadały, a co ma mówić Diego. W pewnym momencie usiadł na trasie i powiedział z foszkiem, że dalej nie idzie. Na szczęście parę przekupstw i minut później udało się go ruszyć. Parę męczących minut później doszliśmy do łagodnej części szlaku. Schronisko było już na horyzoncie, więc z uśmiechami na twarzach szliśmy w jego kierunku. I prawie doszliśmy, gdy spojrzałam się w bok i zobaczyłam cudny widok. Po lewej stronie na łące stało stadko małych, słodkich owieczek. Posłałam lekki uśmiech Diego i podeszłam do stada. Dałam jednej z owieczek rękę do powąchania i jak się upewniłam, że nie ucieknie zaczęłam ją głaskać. Szczególnie milusia była taka jedna szarawa kulka. Futerko miała lekko poplątane, ale nadal miękkie i puszyste. Przechodziłam tak od jednej do drugiej każdą głaszcząc. W pewnym momencie usłyszałam nad sobą głos, który należał do właściciela owiec. Z uśmiechem zaproponował mi czesanie owiec. Oczywiście się zgodziłam i z radością zaczęłam rozczesywać i czyścić owce. Na plecach czułam wzrok chłopaka, który się uśmiechał. Gdy doszłam do jednej z większych owiec przypomniało mi się ujeżdżanie owiec jeszcze w jego ośrodku. Ciekawa przygoda, jednak tutaj wolałabym tego nie powtarzać. Po wyczesaniu wszystkich zwierzaków i przy okazji wygłaskaniu ich poszłam do właściciela futrzaków. Podziękował mi za pomoc i wręczył jeden z większych oscypków. Zadowolona z siebie wróciłam do chłopaka.
-Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać- zaśmiałam się.- Mam za to oscypek. Nie będziemy głodować- wyrzuciłam ręce w górę.
Doszliśmy do schroniska wymieniając się najgorszym sucharami jakie kiedykolwiek słyszeliśmy. Usiedliśmy na ławce w środku i ściągnęliśmy buty dając odpocząć stopom. Zdecydowanie jedno z najlepszych uczuć. Gdy już w miarę odpoczęliśmy podeszłam do recepcji skąd wzięłam kluczyk do jednego z pokoi. Chwilę później się tam udaliśmy i pierwsze co zrobiłam to położenie się na łóżku. Było tak wygodne, że niemal od razu zasypiałam. Jednak nie pozwoliły mi na to ręce, które się oplotły dookoła mnie.
-Musimy się umyć- powiedział głos z charakterystyczną chrypką.
-Jutro.
-Dzisiaj.
-Ughh.
Podniosłam się z łóżka i poszłam za chłopakiem do łazienki. Wyrzuciłam go za drzwi mówiąc, że jak razem będziemy się myć to nie skończy się tak bezwinnie. Rozebrałam się i weszłam pod gorący prysznic, który a bardzo przyjemny sposób rozluźniał mięśnie. Umyłam się dokładnie i przebrałam w piżamę umywszy wcześniej zęby. Gotowa wróciłam do pokoju i położyłam się.
-Zaraz przyjdę- powiedział brunet.
-Okey dokey.
Gdy chłopak wrócił to już byłam w stanie przed snowym. Poczułam jak oplata mnie rękoma i przybliża do siebie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i już po chwili odpłynęłam.
-Ile będziemy iść?- spytał brunet.
-Mamy jeszcze dziesięć kilometrów.
Chłopak jęknął z niedowierzaniem i wywrócił oczami.
-A i czeka nas noc po gołym niebem- dodałam.
-Przecież mamy ubrania tylko na jeden dzień- zdziwił się.
-Wzięłam ci do przebrania.
-Aha?
Jeszcze chwilę przegadaliśmy i ruszyliśmy dalej. Zaczęliśmy iść najtrudniejszym kawałkiem trasy. Nogi mi wysiadały, a co ma mówić Diego. W pewnym momencie usiadł na trasie i powiedział z foszkiem, że dalej nie idzie. Na szczęście parę przekupstw i minut później udało się go ruszyć. Parę męczących minut później doszliśmy do łagodnej części szlaku. Schronisko było już na horyzoncie, więc z uśmiechami na twarzach szliśmy w jego kierunku. I prawie doszliśmy, gdy spojrzałam się w bok i zobaczyłam cudny widok. Po lewej stronie na łące stało stadko małych, słodkich owieczek. Posłałam lekki uśmiech Diego i podeszłam do stada. Dałam jednej z owieczek rękę do powąchania i jak się upewniłam, że nie ucieknie zaczęłam ją głaskać. Szczególnie milusia była taka jedna szarawa kulka. Futerko miała lekko poplątane, ale nadal miękkie i puszyste. Przechodziłam tak od jednej do drugiej każdą głaszcząc. W pewnym momencie usłyszałam nad sobą głos, który należał do właściciela owiec. Z uśmiechem zaproponował mi czesanie owiec. Oczywiście się zgodziłam i z radością zaczęłam rozczesywać i czyścić owce. Na plecach czułam wzrok chłopaka, który się uśmiechał. Gdy doszłam do jednej z większych owiec przypomniało mi się ujeżdżanie owiec jeszcze w jego ośrodku. Ciekawa przygoda, jednak tutaj wolałabym tego nie powtarzać. Po wyczesaniu wszystkich zwierzaków i przy okazji wygłaskaniu ich poszłam do właściciela futrzaków. Podziękował mi za pomoc i wręczył jeden z większych oscypków. Zadowolona z siebie wróciłam do chłopaka.
-Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać- zaśmiałam się.- Mam za to oscypek. Nie będziemy głodować- wyrzuciłam ręce w górę.
Doszliśmy do schroniska wymieniając się najgorszym sucharami jakie kiedykolwiek słyszeliśmy. Usiedliśmy na ławce w środku i ściągnęliśmy buty dając odpocząć stopom. Zdecydowanie jedno z najlepszych uczuć. Gdy już w miarę odpoczęliśmy podeszłam do recepcji skąd wzięłam kluczyk do jednego z pokoi. Chwilę później się tam udaliśmy i pierwsze co zrobiłam to położenie się na łóżku. Było tak wygodne, że niemal od razu zasypiałam. Jednak nie pozwoliły mi na to ręce, które się oplotły dookoła mnie.
-Musimy się umyć- powiedział głos z charakterystyczną chrypką.
-Jutro.
-Dzisiaj.
-Ughh.
Podniosłam się z łóżka i poszłam za chłopakiem do łazienki. Wyrzuciłam go za drzwi mówiąc, że jak razem będziemy się myć to nie skończy się tak bezwinnie. Rozebrałam się i weszłam pod gorący prysznic, który a bardzo przyjemny sposób rozluźniał mięśnie. Umyłam się dokładnie i przebrałam w piżamę umywszy wcześniej zęby. Gotowa wróciłam do pokoju i położyłam się.
-Zaraz przyjdę- powiedział brunet.
-Okey dokey.
Gdy chłopak wrócił to już byłam w stanie przed snowym. Poczułam jak oplata mnie rękoma i przybliża do siebie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i już po chwili odpłynęłam.
***
Obudziły nas promienie słońca, które chamsko wpadały przez okno. Przeciągnęłam się ziewając tym samym budząc Diego. W miarę szybko ogarnęliśmy się i zjedliśmy śniadanie. Przy okazji przepłukałam Taboulet łapy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Muszę przyznać, że o wiele łatwiej się wchodzi niż schodzi w dół. Przy mocniejszym zejściu myślałam, że palce od stóp mi odpadną pomimo tego, że miałam dopasowane buty. Jednak powrót trwał krócej więc już po dwóch godzinach siedzieliśmy w aucie.
-Zrobiłeś dwadzieścia kilometrów. Jak się z tym czujesz?
-Czuje się zmęczony jak nigdy.
-I poprawnie.
Odpaliłam auto i wyjechałam z parkingu. Droga podobnie jak wcześniej zajęła nam koło pół godziny. Zaparkowałam auto i wzięłam swoje rzeczy oraz wypakowałam psa. Razem z Diego udaliśmy się do swoich pokoi, gdyż uznaliśmy, że należy to odespać. Wzięłam szybki prysznic i jak trup od razu usnęłam. Obudziłam się następnego dnia uświadamiając sobie, że już za trzy dni Alicja ma ślub. Jak ten czas szybko leci. Jeszcze nie dawno była zima, a ślub nawet w planach nie był. Podniosłam się z łóżka i ubrałam się w jakieś luźne ubrania. Dzisiejszy dzień miałam zamiar spędzić z laptopem i zrobić sobie mini spa. Przygotowałam sobie wszystkie potrzebne rzeczy i zaczęłam robić to co miałam w planach.
-Zrobiłeś dwadzieścia kilometrów. Jak się z tym czujesz?
-Czuje się zmęczony jak nigdy.
-I poprawnie.
Odpaliłam auto i wyjechałam z parkingu. Droga podobnie jak wcześniej zajęła nam koło pół godziny. Zaparkowałam auto i wzięłam swoje rzeczy oraz wypakowałam psa. Razem z Diego udaliśmy się do swoich pokoi, gdyż uznaliśmy, że należy to odespać. Wzięłam szybki prysznic i jak trup od razu usnęłam. Obudziłam się następnego dnia uświadamiając sobie, że już za trzy dni Alicja ma ślub. Jak ten czas szybko leci. Jeszcze nie dawno była zima, a ślub nawet w planach nie był. Podniosłam się z łóżka i ubrałam się w jakieś luźne ubrania. Dzisiejszy dzień miałam zamiar spędzić z laptopem i zrobić sobie mini spa. Przygotowałam sobie wszystkie potrzebne rzeczy i zaczęłam robić to co miałam w planach.
Diego?
1070 słów.
Przepraszam, że tak mało i mogą być błędy.
1070 słów.
Przepraszam, że tak mało i mogą być błędy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz