Coś mokrego trącało nos jeszcze nie do końca obudzonego Adama. Nie chciał otwierać oczu, zbyt leniwy, by w ogóle ruszyć się z posłania przed usłyszeniem głośnego dźwięku budzika. Obrócił się więc tylko na bok, by prawdopodobnie głodny Yurio dał mu spokój, choć wiedział, że w przypadku kota miało to marny skutek. Naiwnie jednak liczył, że może poleży jeszcze te kilkanaście minut pod ciepłym kocem. Szturchanie jednak nie ustało, a wręcz nasiliło się i zaraz chłopak poczuł na policzku liźnięcie, zdecydowanie bardziej obrzydliwe, niż kocie. Coś było nie tak...
- Co jest do k... Cholera, zostaw mnie! - Wrzasnął kiedy to otworzył oczy i zobaczył przed twarzą psi pysk.
Gwałtownie podniósł się z jak się okazało, nie łóżka, tylko podłogi, po czym odsunął się od czworonoga najdalej jak mógł. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że pies wcale nie był taki duży i zdecydowanie nie wyglądał, jakby chciał go pogryźć i zjeść. Zamiast tego, siedział spokojnie, machając na boki krótkim ogonem i dyszał ze śmiesznie wystawionym językiem.
- Co ty robisz w moim... Kurwa. - Pokój zdecydowanie nie był jego. Był Jane. Niziutkiej, mega ślicznej szatynki, którą poznał wcześniejszego wieczoru w klubie i z którą spędził ostatnią noc. Cholernie dobrą noc.
Właśnie dlatego obudził się na podłodze, bez bokserek, z bolącymi plecami i okropnym kacem. A wszystko z winy zbyt ładnego, denerwującego i mega seksownego Aniołka. Z którym miał się spotkać na porannych zajęciach...
- Ja pierdole... Kurwa. - Elektroniczny zegarek na nocnym stoliku uświadomił mu, że był już grubo spóźniony na pierwszą lekcję.
Ignorując wesołego psa, tak szybko, na ile tylko był w stanie, pozbierał z podłogi swoje ciuchy i założył je na siebie, byle nie świecić przed nikim bielizną, po czym wypadł na korytarz. Dopiero gdy zamknął za sobą drzwi, by nie wypuścić zwierzaka i w biegu minął parę pokoi, zorientował się, że nie ma pojęcia jak wrócić do męskiej części akademika.
- Brawo Adam, jesteś geniuszem - pochwalił siebie z sarkazmem w głosie, po czym na logikę zaczął szukać schodów na parter. W końcu tam gdzieś była kuchnia, a z kuchni jakoś powinien już sobie poradzić.
Po jakiś kilkunastu minutach znalazł nie tylko szukane pomieszczenie, ale też swojego współlokatora. Yurio jakimś cudem wydostał się z pokoju, otworzył lodówkę i w bezczelny sposób częstował się zgromadzonymi tam zapasami, przy okazji wywalając część z nich na podłogę. Wcinał gruby kawał szynki, mając łapy oraz pysk ubrudzone rozlanym dookoła mlekiem i nic nie przejmował się zrobionym bałaganem. Dopiero kiedy usłyszał głośny odgłos frustracji, który wydał z siebie Adam, postawił uszy, po czym odwrócił się ku właścicielowi. Miauknął przeciągle, jakby z pretensją, po czym wrócił do przerwanego posiłku, nic sobie nie robiąc z wkurwionej miny chłopaka.
- Ja już... Czy ty... Ughhhhhh. - Brunet przetarł twarz dłonią, wyrażając tym swoją całkowitą rezygnację, nie mając w tym momencie nawet siły, by opierniczyć głupiego pchlarza. - Nie ważne. Nie mój kurwa problem, parszywcu. Rób co chcesz, a jak ktoś cię znajdzie to może przerobi cię na torebkę. Ja wracam do pokoju - oświadczył, wsadzając dłonie do kieszeni spodni, po czym mając już kompletnie dość zwierząt, bólu głowy i tego męczącego życia, udał się korytarzem w jak miał nadzieję, odpowiednią stronę.
Może miał fart, a może naprawdę zapamiętał drogę, ale zaraz znalazł się pod właściwymi drzwiami, oczywiście otwartymi przez cwaną bestię. Wcześniejszy pośpiech, ustąpił miejsca zniechęceniu, kiedy to chłopak rozebrał się i wskoczył pod prysznic, by zmyć z siebie zapach seksu, alkoholu, potu oraz czym tam jeszcze przesiąkły jego włosy, gdy był w klubie. Gorąca woda pomogła rozluźnić ciało obolałe po śnie na twardych panelach i w przyjemny sposób parzyła skórę. Po wyjściu z łazienki jeszcze raz Adam zerknął na zegarek, aby stwierdzić, że może sobie darować też drugą lekcję, po czym poszukał w apteczce tabletek przeciwbólowych i popił dwie energetykiem. Może nie było to zalecane, ale robił tak nie pierwszy, i pewnie nie ostatni raz. Umył później zęby, po czym wysuszył mało starannie włosy, które od wilgoci kręciły się lekko, tworząc artystyczny nieład. Zamaskował podkowy pod oczami korektorem, a odrobina podkładu, ledwie widocznych cieni i szminki w płynie, pomogło ukryć efekty minionej nocy. Przy okazji oglądania się w lustrze, dostrzegł parę malinek, zostawionych mu przez dziewczynę, ale wzruszył tylko ramionami, bo nic nie dało się z nimi zrobić. Nie żeby w ogóle mu przeszkadzały. W końcu ubrał się w nowiutki strój jeździecki, w którym wyglądał, skromnie mówiąc, całkiem nieźle i był gotów do wyjścia.
***
Kelpie całą sobą dawała znać, że cieszy się z powodu zajęć i ta jej radość oraz zapał powoli udzielały się jej właścicielowi. Chłopak był wykończony, niewyspany i w żałosnym nastroju, ale w sumie cieszył się z możliwości jazdy. Może i wredna klacz nie była wzorcowym okazem swojej rasy jeśli o charakter chodziło, ale fakt faktem współpraca z nią pomagała lepiej niż wymuszone wizyty u psychiatry. To był w sumie jeden z plusów wyjazdu do Akademii: brak kolejnych wykurzających sesji. Nie rozumiał w jaki sposób rozmowa z kimś, kto nigdy nie doświadczył nic podobnego, miała w ogóle cokolwiek naprawić. Jedynym co udawało się osiągnąć tymi spotkaniami, było choć częściowe uspokojenie rodziców, którzy chyba bali się, że jeśli nie uzyska pomocy, to sam sobie coś zrobi. Przez krótki czas nawet brał przypisane leki, ale tylko czuł się po nich gorzej, więc skończyło się na wyrzucaniu ich do śmieci i okazjonalne udawanie poprawy.
- Ok, piękna. Czas trochę się rozruszać - powiedział Adam, wyprowadzając Kelpie z boksu, czemu towarzyszyło jej wesołe parskanie.
Skierował się wraz z nią w stronę ogrodzonego toru do jazdy, gdzie rozłożone zostały już przeszkody do treningu skoków. Nigdy wcześniej nie miał z tym do czynienia, więc liczył, że instruktorka będzie wyrozumiała na tyle, by wyjaśnić mu podstawy. Wolałby móc po prostu się zerwać i pojeździć z konikiem po leśnych szlakach, które podobno znajdowały się w okolicy, ale obiecał, że pojawi się na zajęciach, choć teraz tego żałował. A w sumie, czemu w ogóle miał się przejmować? W końcu nic nie był winny temu chole… rnie seksownemu Aniołkowi, wyglądającemu w jeździeckim stroju jak jakiś heros z greckich mitów.
Adam zmierzył spojrzeniem jego plecy oraz naprawdę zgrabny tyłek, podkreślony przez przylegający materiał spodni. Przygryzł lekko dolną wargę, po czym puścił wodze konika, by zakraść się od tyłu do stojącego przy drewnianym ogrodzeniu blondynka. Objął go jedną ręką w tali, przyciągając do siebie i zbliżył usta do jego ucha, tak by tylko on usłyszał wypowiedziane słowa:
- Kazałeś mi przyjść na zajęcia, by móc kusić mnie w tym stroju? Bo jeśli tak, to zdecydowanie ci się udaje.
- Aż tak dobrze wyglądam? - Cichy śmiech Ronana wystarczył, by brunet sam się uśmiechnął. Może jednak przyjście na lekcje, nie było taką złą decyzją.
- Myślę, że lepiej wyglądałbyś gdybyśmy kontynuowali wczorajszy wieczór, ale... - Przesunął dłoń nieco niżej zahaczając o pośladek chłopaka. - Te spodnie leżą na tobie całkiem nieźle.
- To dobrze - odparł blondynek, poprawiając dłoń Adama, by znów znalazła się na tali, po czym uśmiechnął się szeroko. - A teraz musisz kogoś poznać.
- Kogo? - Brunet westchnął z lekką irytacją, bo najchętniej znów spędziłby czas sam na sam z Aniołkiem. Może gdyby się postarał, namówiłby go na pójście gdzieś razem zaraz po zajęciach. Najlepiej w miejsce, gdzie nikt by im nie przeszkadzał i mogli wrócić do przerwanej zabawy. Zamiast tego został jednak pociągnięty za rękę i poprowadzony kawałek wzdłuż ogrodzenia, gdzie wraz z jasno ubarwionym koniem stała... Jane.
- O to właśnie BB! - zawołał wesoło Ronan, a brunet na moment zaniemówił. Skoro oni się znali to... Kurwa...
- Blue Jane Branwell - przedstawiła się dziewczyna, której definitywnie nie mógł z nikim pomylić. Czy naprawdę ze wszystkich ludzi z Akademii, musiał się przespać właśnie z przyjaciółką Aniołka? - Jak nazwiesz mnie BB, to cię wykastruję - dodała z uśmiechem, nie dając po sobie poznać, że w ogóle go rozpoznała.
Wyglądało więc na to, iż zamierzała udawać, że nic się nie stało i Adam zdecydowanie wolał podtrzymać to wrażenie. Na dobrą sprawę, nie wiedział nawet dlaczego się przejmował, ale jeśli chciał cokolwiek osiągnąć w sprawie blondynka, przyznanie się do seksu z jego znajomą zaraz po tym, co robili razem w łóżku, raczej nie byłoby pomocne.
- Adam Takashi Mikaelson - przywitał się, podając jej dłoń w uprzejmym geście i uniósł lekko kąciki ust. - Zależy mi na mojej męskości, więc... Wolisz bym mówił na ciebie Blue, czy Jane? Osobiście bardziej podoba mi się to drugie, ale się dostosuję.
- Jak rozumiem wolisz żeby zajął się nią Ro - skomentowała, przymykając lekko oczy, a on nie mógł zaprzeczyć. - Dobry wybór... Wolę Blue, ale jeśli Jane ci pasuje... Będziesz pierwszy. - Wesołe ogniki, tańczące w jej oczach były niemal niezauważalne.
- Powiedzmy, że mam z tym imieniem miłe skojarzenia - powiedział, puszczając jej rękę, by ponownie objąć chłopaka w tali. - Wampiry i takie tam... - Może nie chciał, by ich mały sekret wyszedł na jaw, ale taka słowna gra, była całkiem zabawna.
- Uważaj żeby za mocno nie pogryzły, bo Ro będzie się martwił - ostrzegła go Jane, po czym z gracją wskoczyła na końskie siodło. - Zostawię was... Chyba, że chcecie widownię do obłapiania...
- Nie mam nic przeciwko gryzieniu, ani trójkącikom, ale nie wiem jak Aniołek - odpowiedział wesołym tonem, zerkając na blondynka, którego śliczna twarz znajdowała się tuż obok. Z chęcią skradłby kolejne pocałunki, ale może jak jeszcze trochę poczeka do końca tych cholernych lekcji, to po prostu je dostanie.
1506 słów
Ronan? Co ty na to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz