Neonowa poświata otaczała znak, którego ozdobne litery głosiły "what the fuck?!". Był zarezerwowany na szczególne okazje, kiedy zwyczajne "nie rozumiem ludzi" nie było wystarczające - jak wtedy, gdy Leo kolejny raz mnie pocałował. Czy on do cholery zwariował?
- Ziemia do Noah... - Leo zaczął mnie łaskotać.
- Eeeeeej! - próbowałam się nie śmiać - Leo proszę!
Gdy w końcu przestał, a ja potrzebowałam jeszcze chwili, by uspokoić oddech. Więc jakie było pytanie?
- Powiedzmy, że mam pomysł - odezwałam się.
- Taaaak? - zielone oczy zdradziły zainteresowanie, a na ustach Leo pojawił się uśmiech.
Powinnam zaznaczyć, że pomysł nie zawiera całowania?
- Ale musimy wstać - kontynuowałam, wciąż nie zdradzając swojego planu. - I wrócić do akademii.
- Hmm... Odmawiam - Leo opadł na łóżko obok mnie.
- Nawet nie wiesz co chciałam zaproponować - zaśmiałam się, opierając się na ręce tak, by móc ponownie spoglądać w jego oczy uroczo podkreślone obecnością brokatu. - Co powiesz na wycieczkę do Sama?
Znów zobaczyłam zainteresowanie, które po ułamku sekundy zostało zamaskowane udawanym znudzeniem.
- Hmmm... Daleeekoo - mruknął, zamykając oczy.
- W takim razie jaka jest twoja propozycja? - odgarnęłam włosy wpadające mi do oczu.
Tym razem uniósł się jedynie kącik ust, a po chwili z lekką pomocą szatyna straciłam równowagę, lądując twarzą na jego klatce piersiowej.
- Tulu i buzi?
O ile ta pierwsza część brzmiała zachęcająco, druga nieco komplikowała sprawy. Dlaczego relacje z ludźmi prawie nigdy nie mogą być proste? Podniosłam się i usiadłam na łóżku po turecku.
- Leo? - zaczęłam niepewnie, błądząc wzrokiem po twarzy szatyna. Ton mojego głosu sprawił, że on także usiadł, poważniejąc. - Kim ja dla ciebie jestem?
Zamarłam na chwilę. Co się zapytało to się nie odpyta, teraz albo mnie wyśmieje, albo będę wiedziała na czym stoję.
- A jak uważasz nołuś?
Oh gods... Nie uważam!
- Nie mam pojęcia. Ja po prostu... ughh... nie potrafię odczytywać ludzkich intencji... tworzyć relacji tak jak normalni ludzie... - zamknęłam oczy, biorąc głęboki wdech.
...ani żyć wśród ludzi, dodałam w myślach. Ale przecież sama nie potrafiłam zdefiniować kim jest Leo.
Nadętym Brytyjczykiem? Kiedyś owszem, ale teraz już go tak nie postrzegałam. Najlepszym przyjacielem? Ten tytuł nadal niepodzielnie należał do Sammy'ego. Poduszką? Z pewnością kimś więcej... Naprawdę uwielbiam spędzać z nim czas, ale cokolwiek jest tego przyczyną, było... czymś innym?
To zdanie nie ma przecież nawet sensu.
NOAH PRZESTAŃ MYŚLEĆ!
Ponownie otworzyłam oczy, by przekonać się że szatyn uważnie mnie obserwuje.
Leło?
376
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz