3.06.2019

Od Blue do Adama

Cholerny Ronan. Miałam go po dziurki w nosie. Nie dość, że sam zaproponował imprezę, na którą nie chciałam iść, zmusił mnie do niej, to teraz nie przyszedł! Miałam go dość. Szczególnie, że się odstroiłam. Cholernik.

Stałam właśnie przy barze i powoli sączyłam drinka, zastanawiając się jaki sposób śmierci będzie najbardziej bolesny. Kastracja? Nieee, za szybko. Powolne tortury? Nie mam narzędzi. Pozwolenie mu patrzeć jak cierpi Hammer i Nyx? Nie byłam sadystką, a zwierzęta nic nie zawiniły. Cóż. Pozostaje klasyczne morderstwo łyżką. Powolne, z premedytacją i szczególnym okrucieństwem. Pięknie. Mamy plan. Odwróciłam się do baru, żeby zamówić kolejnego drinka. Barman zjawił się niemal natychmiast i przyjął zamówienie. Odwróciłam się z powrotem w stronę parkietu i patrzyłam na ludzi. To był zły pomysł. Od razu zwizualizowałam sobie tego cholernika, który zawsze błyszczał. Jakby jego biodra minęły się z powołaniem tancerza. Obecnie widziałam może dwie osoby, które mogłyby mu dorównać. Wyciągnęłam telefon i napisałam mu nienawistnego SMS-a.
„Policzymy się jutro!”
Zerknęłam za siebie i wzięłam drinka, który właśnie pojawił się przede mną. Mogłabym pójść zatańczyć. Ale nie mam z kim. Cholerny Ronan. Za jednym razem wypiłam zawartość szklanki i postanowiłam pójść do łazienki, a potem opuścić to jakże… wspaniałe… miejsce. Oj Ronan mi za to zapłaci. Cholernik jeden.
Mój plan działał niemal idealnie. Niemal to słowo kluczowe. Prawie przy łazienkach poczułam tylko uderzenie i uczucie lotu, ale mój tyłek – o dziwo – nie uderzył o podłogę. Czyjeś ręce obejmowały mnie w talii. Popatrzyłam na swojego wybawiciela, który był jednocześnie sprawcą tej sytuacji.

– Wow, przepraszam, nie chciałem zwalić cię z nóg… – Usłyszałam jego głos i ujrzałam uśmiech.
Powoli przesunęłam wzrokiem po chłopaku. Ciemne włosy, ciemne oczy, ciemne ciuchy, damn. Był hot. Kiedy nasze oczy spotkały się po obopólnej lustracji, uśmiechnęłam się zadziornie.
– Uważaj, bo pociągnę cię za sobą.
– Tak szybko chcesz, żebym przycisnął cię do podłogi? – Zaśmiał się. – Nawet nie znam twojego imienia.
– Jane. – Uniosłam kącik ust. – I preferuję ścianę, ewentualnie łóżko.
– Adam. – Postawił mnie do pionu. – Myślę, że z tym pierwszym nie będzie problemu.
– To dobrze. – Uniosłam kącik ust. – Mam chujowy wieczór, więc może poprawisz moje dotychczasowe odczucia.
– Ou, czyli wychodzi na to, że mamy ze sobą coś wspólnego. – Zauważył.
– Ciebie też wkurwił jakiś kumpel? – Uśmiechnęłam się uroczo. – Cholernik.
– Nie nazwałbym go kumplem, ale reszta się zgadza. – Pokiwał głową. – To co? Masz ochotę na drinka? Tak na dobry początek.
– Jeśli postawisz… – Pociągnęłam go do baru. – A potem przejdziemy do rzeczy.
– Czego sobie zażyczysz Wampirku. – Na jego usta wpłynął leniwy uśmiech.
Proszę, proszę. Był wieczór. Ja byłam w klubie. Bez Ro. Ale za to z Adamem. Cóż. Chyba mogłam zaliczyć ten dzień do udanych. A przynajmniej wieczór. Jutro na dokładkę ojebię Ronana. Idealnie.
– To co? – Zapytałam Adama. – Powiesz mi coś o sobie? Nie pójdę nigdzie z kimś totalnie nieznajomym.
– Tylko jeśli odwdzięczysz mi się tym samym. – Zamówił nam drinki. – Mojito truskawkowe może być?
– Tak. – Pokiwałam głową. – Więc… co tu robi taki Japończyk? Zakończyłeś karierę? Już?
– Jestem aż tak sławny? – Zaśmiał się.
– Powiedzmy, że brat mojego przyjaciela przejawia niezdrową manię oglądania wszystkiego co jest na topie, a jeśli ma tam coś związanego z Japonią to od razu się zakochuje. – Wyszczerzyłam się.
– To dobrze, że trafiłem na ciebie, a nie na psychofana – powiedział.
– To prawda. – Pokiwałam poważnie głową. – Więc jak? Czemu nie grasz dalej? I czemu jesteś tu? Nie gdzieś w wielkim świecie?
– Powiedzmy, że potrzebowałem przerwy. – Oparł się o blat.
– Przerwa w Karolinie Północnej, dość ciekawy pomysł. – Przekrzywiłam głowę. – Czyli spotkamy się też w Akademii, tak?
– Jeśli jesteś w mojej grupie to całkiem możliwe. – Odparł.
– Będę wiedziała jutro z rana. – Skrzywiłam się. – Jeśli będę w stanie wstać. Twój ruch Słoneczko.
– To może powiesz mi co ty tutaj robisz? – Popatrzył wyczekująco.
– Oprócz tego, że wystawił mnie ktoś, kto śmie nazywać się moim przyjacielem? – Zaśmiałam się. – Też jestem uczennicą Akademii. Mam rok przerwy między studiami, a szkołą. W sumie to między szkołą, a studiami.
– Co będziesz studiować? – Zapytał zainteresowany.
– Jeszcze nie wiem, dlatego mam przerwę. – Uśmiechnęłam się i przygarnęłam jednego z drinków. – Mnóstwo możliwości, mało pewności. Teraz ja. Kręciłeś ze swoim partnerem z planu?
– Rozumiem, że graliśmy bardzo przekonująco. – Pokiwałam entuzjastycznie głową. – Myślę, że media wystarczająco wypowiedziały się w tym temacie.
– Nie pytam mediów, pytam ciebie. – Wbiłam w niego wzrok.
– A jaką mam pewność, że nikomu o tym nie powiesz? – Uniósł brwi.
– Nie masz. – Uśmiechnęłam się uroczo. – Ale zawsze będziesz mógł próbować zapytać mnie o jakiś mój sekret.
– Czyli sekret za sekret, tak? – Uniósł kącik ust.
– Jeśli trafisz, to tak. – Pokiwałam wesoło głową.
– To okej. – Upił łyka. – Nie wiem jak bardzo cię to zawiedzie, ale nie, nie kręciliśmy ze sobą.
– Czemu ma mnie to zawieść? Wygrałam dychę od kumpla! – Uniosłam ręce w górę. – Satysfakcja jest lepsza niż ta dycha. Teraz ty.
– Powiedz mi coś więcej o tym zdradzieckim przyjacielu. – Oparł się wygodnie.
– W jakim sensie? – Prychnęłam.
– Jakiż poważny powód zatrzymał go z dala od ciebie i czy uratuje mu on życie? – Zapytał.
– Musiał wpuścić rodzinę do domu. – Powiedziałam poważnie. – Możliwe, że jego rodzice go uratują, ale nie wiem. Jest cholernym idiotą. Tyle. Jutro dostanie. I jego konik zostanie bez jeźdźca. A ty? Czemu masz parszywy dzień?
– Spotkałem pewnego blond Aniołka, ale gdy sprawy zaczęły nabierać tempa, odleciał. – Westchnął zirytowany.
– Widocznie obydwoje mamy pecha do blondynów. – Zauważyłam.
– Tia, oni są najgorsi. – Pokiwał głową. – Jak kaczki.
– Utożsamiasz się z rodziną Herondale? – Zaśmiałam się. – Czy Blitzem?
– Bardziej Bane, ale coś z Jace’a mam. – Puścił mi oczko.
– Mam nadzieję, że w sypialni też. – Pochyliłam się. – Bo ja na pewno nie jestem Clary. Ani Alekiem.
– Gdybyś była Clary, ta rozmowa nie miałaby miejsca. – Zaśmiał się.
– Bardzo ją cenisz. – Prychnęłam śmiechem. – Cóż… o co mogę się jeszcze zapytać… jak ci się podoba w Akademii?
– Jestem tu pierwszy dzień, więc niewiele mogę powiedzieć, ale wygląda na to, że uczniowie są dość… interesujący. – Odparł.
– Całkiem ciekawy dobór słów. – Upiłam kolejnego łyka. – Może nie zmienisz zdania jak poznasz mojego parszywego przyjaciela.
– Jeśli pozwolisz mu żyć, to może go poznam. – Sam wypił trochę swojego napoju.
– Chyba pozwolę. – Westchnęłam. – Jest moim przyjacielem. Mimo wszystko.
– Masz tu jeszcze innych przyjaciół? – Zapytał.
– Nie, dziś przyjechałam tu z Richmond. Ale spokojnie, jestem rozpakowana. – Uśmiechnęłam się. – I mam psa. Ale nie jest groźny. Prędzej cię wyliże niż ugryzie, jeśli się włamiesz.
– Muszę się włamywać, czy sama mnie zaprosisz? – Oblizał usta.
– Dopij drinka i chodźmy do mnie. – Uniosłam szklankę. – Pasuje?
– Do tego chyba zmierzamy. – Wypił duszkiem napój procentowy, a ja poszłam w jego ślady. – Lepszy twój pies, niż mój kot zabójca.
– Cieszę się, że się zgadzamy. – Zaśmiałam się. – Nie znam twojego kota, więc się nie wypowiem. A teraz chodź. – Wzięłam go za rękę i pociągnęłam do wyjścia.
***
Zobaczyłam pierwszy minus, gdy tylko weszłam do pokoju. Łóżko.
– Proszę powiedz, że ta scena, gdzie miętosiliście się na kanapie nie była niewygodna? – Uniosłam lekko brwi.
– A co? – Zapytał Adam. – Ou.
– Tak. – Pokiwałam głową. – Założę się, że jest wygodne. Na jedną osobę. Nie spadnij.
– Ja pierdolę. Musimy uważać, żeby nie złamać sobie ręki. Albo karku. – Ciągle patrzył na łóżko.
– A co z psem? – Zapytał jeszcze.
– Tam jest. Śpi. Do rana się nie obudzi. – Wskazałam na suczkę, która spokojnie sobie spała.
– O swoim kocie też tak myślałem… – Urwał.
– Bo to kot. – Wzruszyłam ramionami i zdjęłam wierzchnie ciuchy. – Przejdziesz do rzeczy, czy ja mam?

Adam? Jak ci się podoba? Nie spadnij tylko xD
1185

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz