Budzik zagrał właśnie najbardziej skoczną melodię, jaką mógł znaleźć Ronan. Czasami miałam go serdecznie dość, ale co mi pozostało? Uderzyć go w ramię? Odda. Rzucić kąśliwy komentarz – odpowie. Chainsaw był godnym rywalem. Jednocześnie dużo wybaczał, w końcu byliśmy przyjaciółmi, chociaż nieraz dzieliły nas setki kilometrów. Może dlatego nam się udawało? Dzięki tęsknocie. Nie wiem.
Wyłączyłam budzik i podrapałam za uszami Klio. Suczka ciągle spała i nawet nie ruszyła łapą na pieszczotę. Westchnęłam. Czasami jednak żałowałam, że nie mam tak silnego daru jak rodzina Chainsaw. Kochali zwierzęta, a one kochały ich bardziej niż innych. No cóż. Nie ma co tracić czasu na jałowe rozważania. Czas iść na stołówkę. Śniadanie to podobno najważniejszy posiłek dnia.
***
Siedzenie na stołówce prawie samemu nie wydawało mi się dziwnie. W liceum „normalni” ludzie trzymali się ode mnie z daleka, a ja tylko starałam się to utrzymać. Nie przejmowałam się innymi. Było kilka osób, których opinię ceniłam i tylko oni mnie interesowali. W tym Ronan. Który pewnie siedział na motocyklu, z Nyx na ramieniu i zmierzał do Akademii. W końcu jego dom państwa Chainsaw był nieopodal, co – przekładając na język innych ludzi – oznaczało jakieś pięć do siedmiu kilometrów od zabudowań i ze cztery od Akademii. Jednocześnie było to chyba najspokojniejsze miejsce, jakie mogłabym przywołać. Zazdrościłam mu tego. Ale tylko trochę. Wzięłam jogurt, bułkę, płatki i nalałam sobie zimnego mleka do miski, potem podeszłam do swojego ulubionego miejsca. Już miałam jeść, gdy na krześle obok przysiadła dziewczyna.
– Mogę? – Zapytała.
– Jasne. – Otworzyłam opakowanie i wzięłam łyk napoju pochodzenia mlecznego.
– Masz fajne miejsce. – Dziewczyna zaczęła zjadać jajecznicę.
– Prawda? – Uśmiechnęłam się. – Tylko trzeba w miarę wcześnie wstać. – Podrapałam się po nosie. – Jesteś nowa?
– Tak. – Pokiwała głową. – Olivia Star.
– Blue Jane Branwell. – Uścisnęłam jej dłoń. – Albo Blue, albo Jane. Nie przyjmę dwóch imion w tym samym momencie!
– Dlaczego właściwie? – Uniosła brwi. – Blue by wystarczyło.
– Nie mojemu tacie. – Zjadłam kawałek bułki. – Uwielbia Austen. A mama lubi…
– Niebieski? – Dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
– Tak. – Zamachałam łyżką i dopiłam jogurt. – Więc jestem Blue Jane.
– Wolę Blue. – Liv odgarnęła włosy za ucho. – Jest bardziej…
– Niezwykłe. – Weszłam jej w słowo. – Nie znam innej Blue, za to poznałam kilka Jane.
– Właśnie. – Dziewczyna zjadła jajecznicę i też wzięła się za płatki, jak ja. – W której jesteś grupie?
– Pierwsza. – Wyszczerzyłam się. – Mogę oficjalnie wkurwiać mojego przyjaciela.
– To musi być ciekawe. – Zauważyła dziewczyna.
– Zależy co uważasz za ciekawe. – Zamyśliłam się. – Docinki raczej są irytujące. Kilka razy zwracano nam już uwagę. Ale kto by się tym przejmował.
– To prawda. – Dziewczyna pokiwała głową. – Wiesz może… która to stajnia dla koni prywatnych?
– Jasne. – Popatrzyłam na puste naczynia. – Jak zjesz to ci pokażę. I skoro jesteś w mojej grupie, to pokażę ci, gdzie zaczynamy lekcje.
Liv? Ceeeesz?
440, bo „Przebudzenie króla” XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz