Ten krótki okres między zasłonięciem rolet, a – już trzecim – pocałunkiem Adama dał mi całkiem przydatne informacje. Po pierwsze; Japończyk świetnie całował. Fakt niezaprzeczalny i niepodważalny. Po drugie: podobało mi się. W sumie to nic dziwnego, mało kto nie lubi się całować. Po trzecie: Yurio był w cholerę zaborczą bestią. Wolałem chyba Hammera. Mimo wszystko. Po czwarte: apteczka się przydaje. Po piąte: KURWA MAĆ MOGŁEM WYŁĄCZYĆ TELEFON. Zajebię Nico.
– Czego chcesz cholerny skurczybyku!? – Warknąłem do słuchawki.
– Ronan, rozumiem, że dzwonię z telefonu brata, ale mógłbyś być dla niego milszy. – Kurwa. Mama.
– Czeeeeść mamooooo. – Przeciągnąłem samogłoski, a Adam zwijał się ze śmiechu na swoim łóżku. – Co się dzieje? I czemu dzwonisz z telefonu Nico?
– To skomplikowane. – Zaczęła. – Pojechałeś dziś do Akademii na motocyklu i masz klucze?
– Yup. – Potwierdziłem, a Adam uwiesił się na moim drugim ramieniu i smyrał moją szyję. Starałem się go odsunąć, ale słabo mi szło.
– Dobrze. – Odetchnęła z ulgą. – Mój telefon padł, jesteśmy z tatą i Nico przed domem, tata myślał, że ja mam klucze, ja myślałam, że on ma, a Nico nigdy ich nie ma, więc…
– Okej. – Westchnąłem i przetarłem twarz. – Będę najszybciej jak się da. Oczywiście jadąc zgodnie z przepisami.
– Przepraszam, że przerywam ci… coś. – Usłyszałem zrezygnowanie. Adam parsknął. – Byłeś dziś umówiony z Blue, prawda?
Kurwa.
– Tak, tak, ale spokojnie. – Znowu westchnąłem. – Może mnie nie zabije, jak się dowie, że was ratuję jak Tony Stark sytuację.
– Okej, czekamy. – I rozłączyła się, a ja odwróciłem się do Adama.
– Więc jesteś w teamie Starka? – Uniósł brew.
– Lepiej dla ciebie. – Uśmiechnąłem się zawadiacko. – On też ma ciemne oczy i włosy.
– Czyli jestem w twoim typie? – Jego uśmiech był z kolei promienny.
– Możesz tak to nazwać. – Popatrzyłem na niego i oblizałem usta. – Muszę spadać. Mama emergency call.
– Kurwa. – Tylko to słowo opuściło usta chłopaka.
– Lepiej bym tego nie ujął. – Po chwili zastanowienia, przyciągnąłem go za rękę i musnąłem usta. – Dokończymy to. Kiedyś.
– Jak dasz mi swój numer, to będziemy mogli się umówić. – Przygryzł wargę.
Rozejrzałem się po pokoju i namierzyłem na biurku kartkę oraz długopis. Sprawdziłem czy na pewno jest czysta i szybko, najczytelniej jak potrafiłem, zapisałem swój numer.
– Linia Ronan Chainsaw i jego magiczne sztuczki jest aktywna każdego dnia od szóstej do dwudziestej czwartej z wyłączeniem zajęć. W godzinach dwudziesta czwarta, szósta naliczana jest specjalna opłata. – Podałem mu kartkę. – Indywidualna. Jak dla ciebie… na dziś… możesz dzwonić. – Sugestywnie prześledziłem wzrokiem górne partie jego ciała.
Adam podszedł do mnie i chyba kolejny raz próbował mnie pocałować, ale położyłem na jego ustach palec.
– Muszę iść, a ty nie chcesz, żeby Yurio znowu cię podrapał. – Uniosłem kącik ust. – Liczę, że pojawisz się jutro na zajęciach. – Po tych słowach zebrałem się i ruszyłem do drzwi.
– Jeśli się pojawię, to dostanę nagrodę? – Uśmiechnął się uroczo.
– Zobaczymy. – Pomachałem mu i zamknąłem za sobą drzwi.
Wyszedłem na zewnątrz i po chwili ogarnąłem, w którą stronę iść, żeby znaleźć Nyx. Grzecznie siedziała na tym samym drzewie, na które ją wypuściłem. W oknie zamigała mi sylwetka Adama. Zagwizdałem na ptaka i pozwoliłem, żeby wylądowała mi na głowie. Czasami tak robiła.
– Cześć panienko. – Podrapałem ją lekko po brzuchu. – Tęskniłaś?
Kruk zakrakał jakby chciał wyrazić tym wszystkie swoje uczucia. Zaśmiałem się i ruszyłem w stronę, gdzie stał mój motocykl. Modliłem się, żeby odpalił i nie zjebał się w połowie drogi, jak ostatnio. Ten motocykl jeździł na: paliwo, modlitwę i pozytywne myśli. Głównie: „motorku jedź, motorku jedź, motorku nie zawiedź mnie”. Oby tym razem zadziałało.
***
– Jesteś naszym bohaterem słońce. – Mama cmoknęła mnie w czoło. – Jesteś pewien, że nie chcesz jechać do Blue?
– Nie ma sensu, już mi napisała, że się ze mną jutro policzy. – Westchnąłem. – Nie wiem jak, w końcu jest w Richmond…
– Myślę, że da radę. – Nico podskoczył i pacnął czubek mojej głowy. – Blue zabiłaby cię przez internet!
– W sumie… prawda. – Pokiwałem głową i poczułem futro przy kostkach. – Cześć Hammmer, pewnie głodujesz biedaku.
Wziąłem kota na ręce i zaniosłem go do kuchni. Mruczał przyjemnie całą drogę i polizał mnie po ręce. Był totalnie inny niż Yurio.
– Zaraz zrobię kolację! – Tata wszedł za mną. – Na co macie ochotę?
***
Kolejny poranek był trudny. Głowa nie bolała, ale kołdra była wyjątkowo ciepła. Hammer leżał i mruczał na mojej klatce piersiowej, jak co rano. Nyx łopotała skrzydłami i krakała, żeby w końcu ją wypuścić.
– Chwiiiiila panienko. – Jęknąłem. – Ham mnie przygniótł.
Kruk się uspokoił. Czasami wystarczył jej mój głos. Popatrzyłem na zegarek. Świetnie. Mogłem spać jeszcze pół godziny. Nie, Nyx wiedziała lepiej. Najlepszy naturalny budzik. Zacząłem głaskać i drapać Hammera, żeby zadośćuczynić mu poprzedni wieczór. Biedak musiał sam siedzieć w domu. Głodny. Pewnie przeraźliwie miauczał. Po chwili wstał potarł nosem mój policzek i zeskoczył z łóżka, z dumą kierując się w stronę pudła. Tak, miał swoje pudło. Przywłaszczył je sobie z całą kotowatą mocą. Pozostało mi to zaakceptować.
Zrzuciłem z siebie kołdrę i ruszyłem w poszukiwaniu ciuchów, po drodze otwierając klatkę Nyx. Załomotała skrzydłami i usadowiła się na moim ramieniu. Już dawno delikatne ukłucia jej pazurów przestały być bolesne. Ale dziś przypomniały mi o wczorajszym spotkaniu.
– I jak panienko, spodobał ci się Adam? – Uśmiechnąłem się.
Ptak zakrakał i lekko dziabnął mnie w ucho.
– Uznam to za tak. – Pogłaskałem jej pióra, a po chwili wysypałem parę orzechów na dno klatki. – Mały deserek, jak się ogarnę dostaniesz śniadanie.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Dzisiaj nie mogłem się spóźnić. Dzisiaj chciałem spotkać Adama.
***
– Święci Pańscy, Branwell do jasnej cholery, cholero co ty tu robisz?! – To zdecydowanie nie było zdanie, które spodziewałem się wypowiedzieć w stajni.
– Niespodzianka! – Blue rzuciła we mnie sianem. – Nie odczepisz mnie tak łatwo Chainsaw! A teraz masz dziesięć sekund na ucieczkę.
– Myślę, że po prostu zrobię to. – Zamknąłem się w boksie Hespero, a koń parsknął niezadowolony. – I co Branwell?
– Cholernik. – Parsknęła. – Znowu wykorzystujesz mój mały wzrost przeciwko mnie!
– Ups? – Zaśmiałem się. – Nie zabij mnie. Musiałem wpuścić do domu rodzinę!
– Tak, tak wiem. – Przewróciła oczami. – Gadałam dziś z twoją mamą. Nie zabiję cię.
– Cudnie. – Uniosłem kącik ust i wyszedłem z Hespero. – Więc… uczysz się tu? Teraz?
– Na to wychodzi. – Podskoczyła i owinęła ręce wokół mojej szyi, a ja automatycznie ją złapałem. – Jestem z tobą w gruuuupieeee!
– Osz cholero. – Zaśmiałem się. – Złaź. Chcę poznać twojego konia.
– Kaliooopeeee. – Zawołała i ruszyła przed siebie. – Też ma kolor jak Hespero, tylko ma czarne… wstawki.
– Okej. – Zaśmiałem się i ruszyłem za nią z koniem. – Od teraz będzie ciekawiej.
– No ba. – Zawtórowała mi.
Ciekawe co powie na to Adam...
Adam? W końcu mamy kolejny dzień!
1048
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz