3.01.2019

Od Ronana do Leonarda

– Ronan, wstawaj! – Mama zapukała do drzwi. – Masz zajęcia! Jeśli nie pojawisz się na śniadaniu za dwadzieścia minut, spóźnisz się!
Mruknąłem coś niewyraźnie i chciałem zakopać się w kołdrze. Zapomniałem jednak o ważnym szczególe. Wielkim kocie. Hammer zadowolony siedział na mojej kołdrze i uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch poza przekręceniem się w jego stronę.
– Ham. – Wymamrotałem zdrobnienie, a on jak zwykle nie zareagował. – Hammer!
Z gracją odwrócił głowę i popatrzył się na mnie niebieskimi oczami. Cholernik nie miał zamiaru się ruszyć bez porannej porcji pieszczot.
– No chodź tu futrzaku. – Przyciągnąłem go i położyłem na swojej klatce piersiowej.
Kilka minut drapałem i głaskałem kota, żeby nie czuł się zaniedbany przez cały dzień. W końcu rodzice pracują, Nico jak tylko może leci do Akademii i pomaga, a ja… cóż. Spotykam się z ludźmi.
– Jak tylko będę miał luźniejszy dzień, będziesz jego panem Hammer. – Pacnąłem kota w nos. – Za mało czasu ci ostatnio poświęcam.
Kot liznął moją rękę w geście zrozumienia i zadowolony zeskoczył ze mnie i z łóżka, prawdopodobnie udając się do salonu i kładąc na kominku. Uwielbiał to ciepłe miejsce. Ja z kolei przeciągnąłem się i wstałem, owijając kołdrę wokół pasa. Nyx zakrakała oburzona, prawdopodobnie dlatego, że ciągle była w klatce.
– Już panienko, już. – Otworzyłem klatkę i pogłaskałem kruka. – Dam ci jeść jak wezmę prysznic.
Tym razem mogłem już wyciągnąć ciuchy z szafy, a nie z pudeł. Chociaż to nie oznaczało, że pudła zniknęły. Nico za pomocą kleju i kilku trafnych szkiców Blue zrobił pałac dla Hammera. Jednak nie wiedział, że w tajemnicy robiliśmy z Branwell taki sam. W końcu na następne urodziny miał dostać kota. O kurka. Jutro miałem jechać z tatą go obejrzeć, a umówiłem się z Noah na kolejne brokatowe zakupy… może da się coś z tym zrobić… Na razie jednak trzeba iść pod prysznic.
***
Treningi Hespero szły opornie. Oczywiście trenerzy byli poinformowani o tym, że koń wcześniej nie miał żadnego przeszkolenia i trochę go rozpuściłem jeżdżąc bez siodła. Chociaż z osprzętem miał coraz mniej problemów, co mnie cieszyło. Dzisiaj jednak kazali mi odpuścić trening crossowy, bo ogier był nieswój. Wyczuwałem jego niechęć dzisiejszego dnia, więc najszybciej jak mogłem pozbyłem się denerwujących go elementów.
– Spokojnie książę. – Wtuliłem twarz w jego grzywę. – Na dziś masz spokój.
Koń przestąpił tylko z nogi na nogę, nie chcąc mi czegoś przypadkiem zrobić. Miałem wrażenie, że jest strasznie opiekuńczy wobec mnie.
– Już. – Odsunąłem się i przejechałem palcami po jego chrapach. – Zjem coś i pójdziemy na długi spacer. Poskubiesz sobie trawę i się wybiegasz.
Koń z zadowoleniem trącił moją rękę i lekko pociągnął za rękaw stroju do jazdy. Zaśmiałem się i podszedłem do torby. Spryciarz wiedział, że mam dla niego jabłko. Podałem mu je i pogłaskałem szyję.
– Zaraz wracam. – I wyszedłem ze stajni.
***
Plusem bycia synem pracowników IHA był fakt, że panie kucharki, które przygotowywały obiad mnie znały. Okrzyki „Ah! To starszy synek pani Lysandry i pana Lorcana! Jaki śliczny!” były już normą. Całe szczęście to również miało plusy. Między innymi, o ile obiad był gotowy, mogłem go dostać wcześniej. Jeśli nie – w kuchni coś zawsze się znalazło. Dlatego dzisiaj, zadowolony, szedłem sobie z pysznym zdrowym hamburgerem, który był nowym przepisem pani White – jednej z kucharek. Po pierwszym gryzie, zakochałem się i niemal rzuciłem kucharce na szyję z prośbą, żeby dodali to do menu. Kobieta chyba była zadowolona, bo obiecała, że „zobaczy co da się zrobić”. Potem wyszedłem z kuchni obdarowany jeszcze resztkami kurczaka dla Nyx. Zagwizdałem na nią i już po chwili siedzieliśmy razem – ja na ławce, ona na ziemi – i zjadaliśmy posiłek. W powietrzu już czuć było wiosnę, a mi robiło się smutno. Od czasów mieszkania na Alasce naprawdę tęskniłem za zimnem. Lubiłem je. Było mi z nim dobrze. Chociaż nie przeczyłem, wiosna też miała swoje uroki. A jednym z nich była właśnie Akademia. I jeden z jej nowych uczniów. Adam lubił Nyx. Pytanie, czy lubił też mnie…
Nie dane mi było dłużej się nad tym zastanawiać, bo usłyszałem skrzekliwy głos kruka.
– Nie słyszałeś, że nie powinno się dokarmiać ptaków? – Nieco protekcjonalny ton, brytyjski akcent, wyprostowana sylwetka…
– Nadęty Brytyjczyk. – Uniosłem lekko kącik ust. – Od Jeżozwierza. Podbródek wyżej, kochanie!
– Pozwolę sobie tego nie skomentować. – Wzdrygnął się chłopak. – Za to ponowię pytanie.
– Nyx jest krukiem, a kruki są wszystkożerne. – Uniosłem kącik ust i zagwizdałem na ptaka, który wylądował na moim kolanie. – Do tego jest moim krukiem i wiem co powinna jeść, a czego nie.
– Jesteś kruczym królem? – Parsknął.
– Imię się zgadza, nie uważasz? – Lekko zadziornie uniosłem kącik ust. – Gdyby nie to, że Lynch nazwał swojego kruka moim nazwiskiem, pewnie też by się nazywała jak jej książkowa odpowiedniczka.
– Co Noah w tobie widzi? – Westchnął z rezygnacją.
– Prawdopodobnie wygodną poduszkę. – Uśmiechnąłem się. – Spokojnie, nie będę jej wyrzucać z okna.
– Więc kim jestem ja? – Popatrzył z wyższością.
– Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki i przekładając książkę na rzeczywistość… – Zamyśliłem się. – Martwym walijskim królem?
Czerwone policzki chłopaka musiały palić. Chyba go zdenerwowałem.
– Och przestań się tak nadymać. – Pogłaskałem Nyx po łebku i odstawiłem ją na ziemię, żeby skończyła jeść. – Nie znasz się na żartach.
Wymowne milczenie było jednocześnie niemą pogardą, ale też przyznaniem się do winy. Ostatni kawałek hamburgera zjadłem za jednym razem i poklepałem ławkę obok mnie.
– Siadaj. I nie narzekaj. – Uniosłem kącik ust. – Noah nie interesuje mnie w taki sposób. Jest moją kumpelą i Jeżozwierzem.
– A ty jej Poduszką? – Uniósł brwi.
– Dokładnie. – Pokiwałem głową. – Właściwie jestem bardziej zainteresowany tą drugą płcią.
– Jesteś gejem? – Popatrzył na mnie i lekko się odsunął.
– Biromantykiem. – Uściśliłem. – Ze skierowaniem na facetów.
– Biromantykiem? – Oparł się. – Czym się to różni od biseksualisty?
– Po pierwsze seksualność wiąże się z fizycznością, a romantyczność z uczuciami. – Wzruszyłem ramionami. – Mogę pokochać dziewczynę lub chłopaka, ale zbliżenia fizyczne nie pociągają mnie z żadnym z nich.
– Space ace? – Uniósł brwi.
– Tego się nie spodziewałem. – Zaśmiałem się. – Ale tak. Space ace.
– Tak właściwie… nie znam twojego imienia. – Chłopak wyciągnął rękę. – Leonard.
– Ronan. – Uścisnąłem ją lekko. – Miło poznać twoje imię.
– Jestem raczej Nadętym Brytyjczykiem? – Uniósł brwi.
– Taka prawda, wybacz. – Wzruszyłem ramionami. – Noah cię lubi lubi, spokojnie. To chyba oznaka przywiązania.
– A ty? Lubisz lubisz kogoś? – Zapytał zaczepnie, już lekko rozluźniony.
– Tego oto tu ptaka, chociażby. – Uśmiechnąłem się i pozwoliłem, żeby kruk z powrotem wskoczył mi na nogę, a potem na ramię. – Zjadłaś panienko?
– Czemu tak ją nazywasz? – Zaciekawił się.
– A ty nie masz czułych określeń na bliskich? – Popatrzyłem na niego.

LeŁoś? Ni bądź zazdroooosnyyyy…
1038

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz