Kolejny słoneczny dzień. Zima ustępowała wiośnie, a ja miałem tego serdecznie dość. Naprawdę doceniałem zimno. Może czyniło mnie to szaleńcem, ale…
– Ronan! – Nico wpadł do mojego pokoju akurat gdy karmiłem Nyx. – Jadę dzisiaj z wami!
– Nie masz szkoły? – Zdziwiłem się lekko i wrzuciłem do klatki ostatni kawałek mięsa.
– Mamy dzisiaj święto patrona, więc rodzice pozwolili mi nie iść! – Zawołał wesoło.
– Jesteś złym uczniem. – Pokręciłem głową.
– Takim jak ty! – Wystawił język i wybiegł. Och, cóżeśmy by zrobili bez rodzeństwa…
Hammer z leniwym miauknięciem zwinął się w jeszcze mniejszą kulkę, a Nyx zadowolona i najedzona wskoczyła mi na ramię. Ten dzień nie może być aż taki zły…
***
Kolejny dzień w niewygodnych ciuchach do jazdy nie miał dziś uroku. Na żadnej z lekcji nie pojawił się Adam, więc chyba powinienem do niego zajrzeć. Wcale nie wiązało się to z wizją całowania, albo jedzenia, wcale. Jednak od moich planów dzieliła mnie jedna rzecz. Oporządzenie Hespero.
Co prawda, radziliśmy sobie coraz lepiej, ale wciąż czułem, że mógłbym to robić lepiej. Całe szczęście koń, w zamian za jabłko, przestawał się na mnie boczyć po wszystkim. Jabłka są zdrowsze niż cukier, więc było to małe zwycięstwo. Wyjątkowo Nyx siedziała na głowie konia i przyglądała mi się z uwagą. Ogier chyba jednak nie uważał jej za złą towarzyszkę, bo starał się gwałtownie nie ruszać łbem. Ta dwójka zaskakiwała mnie jeszcze bardziej niż ptak i Hammer. Chociaż ich dziwna symbioza nie do końca była naturalna. Jednak wiązałem to ze sporą burą dla kota, gdy ten próbował dorwać się do pudełka z małym krukiem. Od tamtej pory zrezygnował z polowań.
Kiedy Hespero był już oporządzony, założyłem mu to coś, co służy do prowadzania koni i z powrotem wyprowadziłem go z boksu. Co prawda, pewnie większość ludzi uznałaby to za nielogiczne, skoro wyczyściłem konia, a teraz znowu idę z nim na spacer, ale. Hespero nie był takim sobie koniem, nie dla mnie. On się czuł po tym zabiegu lepiej i ja też. Z tego powodu mógłbym to powtarzać o wiele częściej niż to konieczne. Ten zwierz, będący wyjątkiem od wszystkich reguł, był dla mnie cholernie ważny. Pozwoliłem sobie oprzeć głowę na jego szyi i dalej iść właśnie tak. Ciche rżenie upewniło mnie, że dziś Hespero nie potrzebował jabłek. Dzisiaj zadowolił się moimi pieszczotami.
***
Siedzenie na moście i obserwowanie jak Hespero powoli skubie trawę z dala od wody miało swoje plusy. Czułem się spokojny i zadowolony. Nyx siedziała skulona na moich kolanach i przyjmowała powolne pieszczoty. Dzisiaj musiało być coś wyjątkowego. Wiosenne słońce przygrzewało całkiem mocno, a ja z zadowoleniem łapałem witaminkę D. Co prawda mama nie byłaby zachwycona, ale co z oczu to i z serca. Nie widziała tego. A ja mogłem czerpać z chwili obecnej. Aż do momentu, kiedy to usłyszałem szczekanie psów. Zaintrygowany zeskoczyłem z balustrady i trzymając blisko siebie kruka, podszedłem do konia. Co prawda Hespero nie przeszkadzały psy, ale nie wiedziałem skąd są, ani co mają w głowie. Wolałem się upewnić. Nic więc dziwnego, że jeździec, który prawdopodobnie był ich właścicielem, trochę mnie uspokoił. Zatrzymał się. Popatrzyłem na niego. Nie kojarzyłem go, ale w moim przypadku to nic dziwnego. Byłem nowy w Akademii. On chyba też. Kiedy z lasu wybiegły psy, posłusznie zwolniły i siadły za koniem. Co prawda nie kojarzyłem konkretnej rasy, ale coś czułem, że nie są to stworzenia kanapowe.
– Ładne psinki. – Postanowiłem zacząć rozmowę.
– Ładny kruk. – Jeździec zszedł z konia. – To dość rzadki widok. Skąd go masz?
Wiktor? Nie uciekaj do lasu, Ronan jest niegroźny :D.
565
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz