Chłopak głęboko westchnął, ale po chwili się podniósł i pomógł mi wstać. W miarę szybko się ogarnęliśmy i wyszliśmy z pokoju. po czasie dłuższym niż zazwyczaj dotarliśmy do stajni. Dokuśtykałam do boksu Rimy i wrzuciłam jej marchewkę.
-Trzeba je wyprowadzić.- powiedziałam do chłopaka.
-To daj mi kantary.
Wzięłam dwa kantary i linki. Jeden założyłam Rimie, a drugi Casperowi.
-Bierzesz siwego, tylko uważaj, bo czasami mu odbija.
Wyszliśmy z końmi i skierowaliśmy się w stronę padoku. Gdy otworzyłam bramkę Casper zaczął dębować i brykać jak opętany przez co Diego było trudno go utrzymać.
-CASPER!- wydarłam się głośno.
Siwek od razu stanął czterema nogami na ziemię i popatrzył na mnie wzrokiem jakbym go pobiła. Następnie spuściliśmy konie i ruszyliśmy z powrotem.
-Nauczyłaś konia na głos? Nieźle.
-Nieee, co ty. Zdarłabym sobie gardło. On po prostu sprawdza nowe osoby. Na początku go wyprowadzałam na halterze z łańcuszkiem, więc jak się miotał to go bolało. I tak jakoś się w miarę uspokoił.- wzruszyłam ramionami.
Odłożyliśmy uwiązy w stajni i poszliśmy do pokoju. Usiadłam obok bruneta na łóżku.
-Jakieś plany?- spytał.
-Mhm.- mruknęłam.
-Jakie?
-W zasadzie to miałam plany dopóki się nie uszkodziliśmy.
Chłopak lekko się zaśmiał po czym się położył.
-Czyli film?
-Tak.
Zaczęliśmy oglądać i nawet nie wiem, w którym momencie usnęłam. Gdy się obudziłam byłam sama w pokoju z psem wtulonym w mój bok. Sięgnęłam ręką po telefon i zaczęłam przeglądać internet. Jak zawsze zaczęło się na przeglądaniu social medi, a skończyło się na dziwnych filmikach. W końcu znudzona leżeniem dosłownie sturlałam się z łóżka. Leżałam połową ciała na ziemi, a połową na łóżku i muszę przyznać, że było wygodnie. Spędziłam tak dłuższą chwilę, gdy nagle otworzyły się drzwi od pokoju. Wszedł przez nie olbrzym zwany również Gabrielem.
-Hej duży.- powiedziałam.
-Co robisz krasnalu na podłodze?
-Leżę.
-Okeeeej. Powiedzmy, że to normalne. Kiedy będziesz gotowa do użytku?- spytał.
-Za parę dni powinno mnie przestać boleć ciało. Ręka dojdzie do siebie też za niedługo, ale dopiero za miesiąc ściągam szwy.
-To nieźle się bawiłaś.- skomentował.
-Gabryś. Mam prośbę.
-Czego?
-Wyprasowałbyś mi parę rzeczy, a ja poleżę na podłodze?
-Chyba śnisz.- prychnął.
-Prooooszę.- zrobiłam minę zbitego szczeniaka.
-Ugh, okej. Tylko powiedz mi co.
Wskazałam mu ręką na stosik ubrań leżący w kącie pokoju. Chłopak przewrócił oczami, ale wziął je i rozłożył deskę. Gdy żelazko się nagrzało zaczął prasować. Nie szło mu to dobrze, najwyraźniej niezbyt często prasował. Po piątym ubraniu wzniósł oczy do nieba i powiedział:
-Matko święta co w ostrej świecisz bramie, czemu ktoś wymyślił to jebane prasowanie.
Gdy te słowa wyszły z jego ust dosłownie zaczęłam płakać ze śmiechu i zwijać się w kłębek. Chłopak popatrzył się na mnie i po chwili też już się zwijał na podłodze.
-Boże skądś wziął ten tekst?- spytałam się ocierając łzy.
-Mój mózg jeszcze działa, a nie to co u poniektórych.
-Masz zbyt ładną mordę, by mieć mózg.- odparłam.
-Koleżanko, jestem przystojny, piękny i umiem myśleć. Jestem pieprzonym ideałem.
Zaśmiałam się z jego słów. Wskazałam palcem na przebity balonik, który leżał u mnie w szafie i spytałam:
-Widzisz ten balonik?
-Tak.
-Jest tak samo pusty jak ty. No sory stary.
-Chciałabyś.- prychnął.- Nie będę ci prasował, gdy mnie obrażasz. F o c h !
-Gabrysiu, kochanie, przepraszam. Wiesz jak cię kocham.- zrobiłam usta w dzióbek.
Chłopak przytknął mi rękę do twarzy i powiedział:
-Zabieraj się ze swoją ohydną śliną Clarks.
Po tych słowach chłopak wrócił do prasowania. Leżałam tak chwilę, ale w końcu się znudziłam i wstałam idąc do szafy. Pogrzebałam w niej chwilę, aż odkopałam fartuszek.
-Ej.
-Czo?- spytał mój służący.
-Weź się w to wbij.
Chłopak popatrzył na mnie jak na wariatkę, ale założył na siebie ubranie.
-Ale seksiak z ciebie jest. Każdy chłopak i dziewczyna jest twój.- powiedziałam śmiejąc się.
-Wiem skarbie. Wszyscy mnie pragną.- puścił mi oczko.
-Dobra starczy. Prasuj mi to plebsie.
-Ja plebsem? No chyba cię pogibało.
-A kto komu prasuje ubrania? No właśnie. Przegrałeś lamusie.
Chłopak prychnął na moje słowa i się obrócił. Zanim się spostrzegłam trzymał w ręce psikacz, którym zaatakował moją twarz.
-Gabriel do cholery!- krzyknęłam próbując się zakryć.
-Cierp paskudo!
-Gabriel zaraz ci przypieprzę jak się nie uspokoisz!
-No czekam. K r a s n a l u.
-Poczekaj, aż wyzdrowieje to ci obiję tą szkaradną buźkę.
Chłopak się ze mnie zaśmiał. Cóż, musiałam wyglądać komicznie. Byłam zapewne cała mokra i czerwona.
<Diego?>
#brak_weny
723
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz