- Hm... Bo zapadłaś w śpiączkę i czekasz na księcia, który cię obudzi - połaskotałem ją w okolicach brzucha, co na nowo poskutkowało jej głośnym śmiechem.
- Chciałbyś! - pacnęła mnie po rękach, po czym w szybkim tempie odwróciła się do mnie, zgarbionymi plecami - Już lepiej powiedzieć, że ma się biegunkę, albo czterdzieści stopni gorączki - dorwała ucho rozszalałego beagle'a, który nie posiadał się wręcz ze szczęścia, gdy ujrzał przed sobą, znajomego gościa. Wzdychając na to cicho, opadłem plecami na resztę sprężystego materaca, który wybił mnie kilkukrotnie w stronę sufitu. Sam już nie wiedziałem co robić, aby ta zwróciła na mnie większą uwagę. Ratowałem ją z opresji, pożyczałem jej swoje rzeczy, akceptowałem jej wszystkie cechy charakteru, a ta raczej ciągle uważała mnie jedynie za dobrego przyjaciela. Nie mając zamiaru teraz o tym rozmyślać, przetarłem delikatnie rozbolałe oczy, które pod wpływem porannego słońca, rozjeżdżały się we wszystkie strony, tego porąbanego świata.
- Co chcesz zjeść? - zmieniłem temat, słysząc, jak jej brzuch wygrywa nowoczesną melodię głodu - Wybierz co chcesz... Mi tam to nie robi żadnej różnicy.
- Coś co nie wiąże się z Brytolami - wypaliła od razu, kładąc wymęczoną suczkę na swoim brzuchu - Może coś w rodzaju cannelloni? - zaproponowała, zerkając na moją niewzruszoną twarz, kącikiem swego lewego oka - No chyba, że pan książę ma ochotę na coś innego - grymas zawodu na jej twarzy, zmusił mnie do uniesienia swojej ręki, która z gracją upadła na jej pstrokate włosy.
- Zjemy cannelloni - zatwierdziłem danie obiadowe, delikatnie ją przy tym głaszcząc - Nie smuć się, bo żal mi serce ściska i nie mogę oddychać - skomentowałem swój stan fizyczno-psychiczny, aby następnie ponieść się z wygodnego posłania i podejść do zamkniętych drzwi - Zaraz wrócę.
- Co chcesz zjeść? - zmieniłem temat, słysząc, jak jej brzuch wygrywa nowoczesną melodię głodu - Wybierz co chcesz... Mi tam to nie robi żadnej różnicy.
- Coś co nie wiąże się z Brytolami - wypaliła od razu, kładąc wymęczoną suczkę na swoim brzuchu - Może coś w rodzaju cannelloni? - zaproponowała, zerkając na moją niewzruszoną twarz, kącikiem swego lewego oka - No chyba, że pan książę ma ochotę na coś innego - grymas zawodu na jej twarzy, zmusił mnie do uniesienia swojej ręki, która z gracją upadła na jej pstrokate włosy.
- Zjemy cannelloni - zatwierdziłem danie obiadowe, delikatnie ją przy tym głaszcząc - Nie smuć się, bo żal mi serce ściska i nie mogę oddychać - skomentowałem swój stan fizyczno-psychiczny, aby następnie ponieść się z wygodnego posłania i podejść do zamkniętych drzwi - Zaraz wrócę.
➼➼➼➼➼➼➼
- Chcę tą, tą i tą! A i jeszcze tą! - mówiła przebierając w stertach książek, które były gotowe do wysyłki na wysypy - Leo ty głupku! Dlaczego chcesz je wyrzucić?! - fuknęła z ziemi, pakując kolejną makulaturę do kolorowego worka, z napisem I love food. Sam do końca nie wiedziałem skąd to dziadostwo wzięło się w mojej szafie, ale skoro było już na wydanie, to postanowiłem sprawić jej dzisiaj kolejny, materialny prezent, bo dlaczego nie? Kręcąc na jej słowa głową, oparłem się barkiem o hebanowy regał.
- Nie wyrzucić tylko odesłać... To dwie różne rzeczy Nołe... - uśmiechnąłem się do niej z lekka, zrzucając na jej głowę, opakowanie otwartego brokatu - You are shining! - zaśmiałem się, ale szbko tego pożałowałem, gdyż tysiące małych odłamków zieleni wylądowało na mojej, dość bladej twarzy.
- Z wzajemnością! - uciekła na łóżko, rozsiewając za sobą chmurę pomarańczowych drobinek, które z ogromną szybkością osiadały na podłodze, łóżku, a nawet nieskazitelnie czystym dywanie. Nie czując w sobie złości, również wskoczyłem na ten ubóstwiany przez ludzi mebel, aby móc przytrzymać ręce roześmianej dziewczyny, która próbowała mnie z siebie zepchnąć.
- Nie ma tak łatwo - zawisłem nad jej klatką piersiową, aby po chwili móc wpić się po raz kolejny dzisiejszego dnia w jej soczyste usta - Ode mnie się tak łatwo pani nie uwolni - uwolniłem jej kończyny górne, tylko po to, aby położyć swoje dłonie na płaskim, kobiecym brzuchu - Noe, Noe, Noe... Co ja z tobą mam co? - posłałem jej szczerego banana, ścierając przy tym kciukiem resztki brokatu z jej policzka - Masz jakieś pomysły, co możemy teraz zrobić?
- Nie wyrzucić tylko odesłać... To dwie różne rzeczy Nołe... - uśmiechnąłem się do niej z lekka, zrzucając na jej głowę, opakowanie otwartego brokatu - You are shining! - zaśmiałem się, ale szbko tego pożałowałem, gdyż tysiące małych odłamków zieleni wylądowało na mojej, dość bladej twarzy.
- Z wzajemnością! - uciekła na łóżko, rozsiewając za sobą chmurę pomarańczowych drobinek, które z ogromną szybkością osiadały na podłodze, łóżku, a nawet nieskazitelnie czystym dywanie. Nie czując w sobie złości, również wskoczyłem na ten ubóstwiany przez ludzi mebel, aby móc przytrzymać ręce roześmianej dziewczyny, która próbowała mnie z siebie zepchnąć.
- Nie ma tak łatwo - zawisłem nad jej klatką piersiową, aby po chwili móc wpić się po raz kolejny dzisiejszego dnia w jej soczyste usta - Ode mnie się tak łatwo pani nie uwolni - uwolniłem jej kończyny górne, tylko po to, aby położyć swoje dłonie na płaskim, kobiecym brzuchu - Noe, Noe, Noe... Co ja z tobą mam co? - posłałem jej szczerego banana, ścierając przy tym kciukiem resztki brokatu z jej policzka - Masz jakieś pomysły, co możemy teraz zrobić?
Nołe?
Zabij plz
520 słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz