2.19.2019

Od Ronana cd Noah

Kto by pomyślał, że brokatem można się naćpać? Ja na pewno nie. Ale jak widać Ślepy Jeżozwierz był na to najlepszym przykładem. Brokat. Też coś. Błyszczy i tyle. W kuli. Nic wielkiego. Dziewczyny są dziwne.
– Czternaście, tak? – Sprawdziłem, prowadząc dziewczynę za rękę.
– Aha. – Dalej wpatrywała się w kulę śnieżną.
– No to jesteśmy! – Postawiłem ją przed drzwiami.
Znowu starała się trafić kluczami w moją rękę. Popatrzyłem chwilę i w końcu, przewracając oczami, wziąłem od niej klucze. Przekręciłem je w zamku i wepchnąłem tam dziewczynę. Zignorowała i powoli zaczęła znikać w środku. Pozwoliłem sobie pójść za nią. Tuż po przekroczeniu progu u moich stóp pojawiły się dwie kulki – szara i biała. Przykucnąłem powoli i podrapałem ni to psie, ni to kocie ciałka.
– A brokatowych lisów nie mieli? – Zaśmiałem się.
– Broooookat. – Powiedziała jak w amoku i znowu potrząsnęła kulą.
Pokręciłem głową i podniosłem się powoli. Założyłem ręce i chwilę obserwowałem jak dziewczyna potrząsa kulą. Podszedłem do niej i odebrałem jej kulę.
– Ej! B R O K A T! – Wyciągnęła ręce.
Wziąłem kulę w rękę i podniosłem najwyżej jak mogłem. Noah zaczęła skakać w nadziei, że uda jej się dosięgnąć. Jednak była trochę zbyt mała.
– Oddaj! – Założyła ręce. – Oddaj mój brokat!
– Nie, potrzebujesz odwyku Ślepy Jeżozwierzu! – Postawiłem brokat na najwyższej półce. – Lisy trzeba karmić na przykład.
– Nieładnie wielka Poduszko! – Dźgnęła mnie w pierś. – Tak się nie robi!
– Jak zobaczę, że jesteś miła i nie wariujesz, oddam ci kulę. – Siadłem na dużym łóżku i oparłem się lekko na rękach.
– To jest szantaż! – Naburmuszyła się.
Wyglądało to dość komicznie w połączeniu z jej czarnymi ciuchami i fioletowym irokezem. Właśnie wzięła na ręce jednego lisa i – prawdopodobnie – zaczęła szeptać różne złe rzeczy na mój temat do jego ucha. Noah była bardzo nieprzewidywalną i nieszablonową osobą. Lubiłem ją. Siadła obok mnie w identycznej pozycji i walnęła łokciem między żebra. Oddałem jej. Ona mi. Bawiliśmy się tak, dopóki w drzwiach nie stanął pan Brytyjczyk. Postanowiłem się zwinąć, uprzednio targając nieco jej włosy, co nie było takie łatwe. Uśmiechnęła się nieznacznie i pomachała mi na do widzenia. Teraz miałem tylko nadzieję, że trafię do domu. Jakimś cudem.
***
Ten ranek nie różnił się niczym od innych. Nyx krakała na ramie łóżka, Hammer wędrował trochę po mojej nodze, trochę po łóżku i szukał sobie miejsca. Podniosłem się i potarłem oczy. Poniedziałek. Miałem dzisiaj zacząć lekcje w Akademii. Wcale mi się to nie uśmiechało. Niemal na oślep pogładziłem pióra pod dziobem Nyx, by potem zacząć drapać Hammera między uszami. Usłyszałem cichy mruk zadowolenia. Pozwoliłem go sobie wziąć i posadzić na poduszce. Nyx odfrunęła na swoją żerdź i zakrakała. Wstałem i stanąłem przed jednym z pudeł. Powinny tam być ciuchy, ale kto wie jakie? Jednak… pudło. W pudle były moje książki. Podszedłem do kolejnego. I kolejnego. Cóż…
– Czemu świecisz tyłkiem? – Usłyszałem wesołe pytanie Nico.
– Bo nie wiem, gdzie mam karton z ciuchami. – Westchnąłem i w krzyknąłem triumfalnie, gdy go w końcu znalazłem. – Okej, już wiem. Przynajmniej skarpetki i bielizna.
Ubrany w rzeczy znalezione w pudle numer jeden, ruszyłem na poszukiwanie spodni i bluzy. W końcu się udało. Nyx usadowiła mi się na ramieniu. Wziąłem na ręce kota i poszedłem do kuchni.
– Cześć kochanie. – Mama cmoknęła mnie w policzek. – Nie spóźnisz się?
– Nie. – Wziąłem miskę i nasypałem do niej płatków. – Obliczyłem sobie wszystko idealnie.
– Okej. – Mama pokiwała głową. – Podwieźć cię?
– Jak możesz. – Zacząłem jeść. – Będzie pewniej.
– Twój motocykl znowu się popsuł? – Zaśmiał się Nico.
– Nie? – Uniosłem brwi. – Mogę nim jechać. Ale nie wiem czy dojadę.
– Jasne. – Prychnął. – O której kończysz?
– Nie będę tam z tobą siedział. – Celuję w niego łyżką. – BB przyjeżdża i mam zamiar spędzić dzień z nią!
– Okej, Ro, kończ jedzenie, bo się spóźnię. – Mama przypomniała o upływającym czasie. – No już.
***
– Spokojnie stary. – Poklepałem szyję Hespero. – Zdejmiemy to potem.
Koń parsknął niezadowolony. Jeszcze raz go poklepałem, bo sam nie czułem się dobrze w ciuchach do jazdy. Moi rodzice byli szaleni. Powoli wziąłem te dziwne sznurki do rąk i postanowiłem lekko pociągnąć konia do wyjścia. Udało się. Kiedy już byłem na zewnątrz, na ramieniu usiadła mi Nyx. Sama tu przyleciała, a nigdzie nie znalazłem informacji, że ptak nie może tu być.
– Jak to zrobiłeś? – W głosie Noah dało się usłyszeć szok.
– Co jak? – Zdziwiłem się lekko.
– Ten kruk siedzi ci na ramieniu! – Zawołała.
– Nie ten, tylko nie ten. – Lekko przesunąłem dłonią po piórach Nyx. – Tylko ta. To Nyx. Mój kruk.
Noah popatrzyła na mnie zaintrygowana. Prześledziła wzrokiem całą moją sylwetkę.
– Wyglądasz jak książątko, w tym stroju oczywiście. – Założyła ręce. – Z wyjątkiem tego kruka.
– To bardzo inteligentne stworzenie. – Oburzyłem się. – Potrafi samo rozłupać orzecha. Czy twoje lisy to potrafią?
– Nie wiem! Nie jest im to potrzebne! – Podeszła do przodu. – Chodź po mojego konia.
– Okej. – Znowu pociągnąłem Hespero. Nie był zadowolony, ale poszedł.
Nyx zamachała skrzydłami. Przesadziłem ją na siodło i powoli dotarłem do Noah. Czekała już na mnie ze swoim koniem.
– Przypomnij jak się nazywa? – Zapytałem.
– Damaskus. – Powiedziała z dumą i pogłaskała go po szyi. – A twój?
– Hespero. – Uniosłem kącik ust. – Nie umie nic. Jak ja.
– Dobrze o tym wiedzieć. – Zaśmiała się. – W której grupie jesteś?
– Pierwszej.
– To jak ja. Zaprowadzę cię.
***
– Wow. – To jedno słowo wymsknęło się z moich ust, gdy włączyłem telefon.
– Co? – Noah z zaciekawieniem spojrzała mi przez ramię.
Odsunąłem jej twarz i kazałem na powrót zainteresować się obiadem. Siedzieliśmy w małym gabinecie taty, który bezpośrednio przylegał do jego gabinetu. Noah nie lubiła ludzi,a ja miałem możliwość siedzenia tutaj, zamiast na stołówce. Tata akurat był w terenie, więc byliśmy sami.
– Mój były. – Prześledziłem listę jedenastu nieodebranych połączeń.
– Twój były? – Uniosła brwi.
– Tak? – Popatrzyłem na nią i zjadłem ostatni kawałek batona. – Rick dokładniej.
– Wyglądasz na kogoś kto łamie serca pięknym blondynkom o błękitnych oczach, a nie chłopakom… – zaczęła.
– O kasztanowych włosach i zielonych jak szmaragdy oczach, który ma całe ręce i parę innych części ciała w tatuażach? – Zaśmiałem się. – Spokojnie. Takim dziewczynom też czasami łamałem serca.
– Dowiaduję się nowych rzeczy, panie Poduszko. – Dokończyła obiad. – Dzięki za kryjówkę.
– Zawsze do usług. – Skłoniłem lekko głowę. – O ile mojego taty tu nie będzie.
– Jasne. – Pokiwała głową. – Więc idziesz ze mną.
– Dlaczego niby? – Uniosłem brwi.
– Byłam grzeczna, tak? – Popatrzyła na mnie.
– No tak. – Powoli pokiwałem głową.
– Więc idziesz do mnie i ściągasz mi mój brokat! – Wyrzuciła ręce w górę.
– Pan Brytyjczyk ci nie pomógł? – Zaśmiałem się.
Dostałem za to kolejnego kuksańca.
– Powiedział, że masz się zmierzyć z konsekwencjami swoich decyzji. – Założyła ręce.
– Więc się z nimi zmierzę. – Uśmiechnąłem się. – W piątek ci ją oddam.
Znów oberwałem między żebra. Jęknąłem cicho.
– W piątek! – Zmrużyła niebezpiecznie oczy. – A teraz…
– Teraz spotykam się z moją przyjaciółką, chcesz ją poznać? – Wyszczerzyłem się.
– A jest okej? – Przekrzywiła głowę.
– Raczej tak… – Wstałem. – Sama mi to powiesz.
Podejrzewam, że Blue nie będzie zła. W końcu przyprowadzę dziewczynę.

Noła? Jak tam szlaban na brokat? XD
1106

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz