Kto by pomyślał, że brokatem można się naćpać? Ja na pewno nie. Ale jak widać Ślepy Jeżozwierz był na to najlepszym przykładem. Brokat. Też coś. Błyszczy i tyle. W kuli. Nic wielkiego. Dziewczyny są dziwne.
– Czternaście, tak? – Sprawdziłem, prowadząc dziewczynę za rękę.
– Aha. – Dalej wpatrywała się w kulę śnieżną.
– No to jesteśmy! – Postawiłem ją przed drzwiami.
Znowu starała się trafić kluczami w moją rękę. Popatrzyłem chwilę i w końcu, przewracając oczami, wziąłem od niej klucze. Przekręciłem je w zamku i wepchnąłem tam dziewczynę. Zignorowała i powoli zaczęła znikać w środku. Pozwoliłem sobie pójść za nią. Tuż po przekroczeniu progu u moich stóp pojawiły się dwie kulki – szara i biała. Przykucnąłem powoli i podrapałem ni to psie, ni to kocie ciałka.
– A brokatowych lisów nie mieli? – Zaśmiałem się.
– Broooookat. – Powiedziała jak w amoku i znowu potrząsnęła kulą.
Pokręciłem głową i podniosłem się powoli. Założyłem ręce i chwilę obserwowałem jak dziewczyna potrząsa kulą. Podszedłem do niej i odebrałem jej kulę.
– Ej! B R O K A T! – Wyciągnęła ręce.
Wziąłem kulę w rękę i podniosłem najwyżej jak mogłem. Noah zaczęła skakać w nadziei, że uda jej się dosięgnąć. Jednak była trochę zbyt mała.
– Oddaj! – Założyła ręce. – Oddaj mój brokat!
– Nie, potrzebujesz odwyku Ślepy Jeżozwierzu! – Postawiłem brokat na najwyższej półce. – Lisy trzeba karmić na przykład.
– Nieładnie wielka Poduszko! – Dźgnęła mnie w pierś. – Tak się nie robi!
– Jak zobaczę, że jesteś miła i nie wariujesz, oddam ci kulę. – Siadłem na dużym łóżku i oparłem się lekko na rękach.
– To jest szantaż! – Naburmuszyła się.
Wyglądało to dość komicznie w połączeniu z jej czarnymi ciuchami i fioletowym irokezem. Właśnie wzięła na ręce jednego lisa i – prawdopodobnie – zaczęła szeptać różne złe rzeczy na mój temat do jego ucha. Noah była bardzo nieprzewidywalną i nieszablonową osobą. Lubiłem ją. Siadła obok mnie w identycznej pozycji i walnęła łokciem między żebra. Oddałem jej. Ona mi. Bawiliśmy się tak, dopóki w drzwiach nie stanął pan Brytyjczyk. Postanowiłem się zwinąć, uprzednio targając nieco jej włosy, co nie było takie łatwe. Uśmiechnęła się nieznacznie i pomachała mi na do widzenia. Teraz miałem tylko nadzieję, że trafię do domu. Jakimś cudem.
***
Ten ranek nie różnił się niczym od innych. Nyx krakała na ramie łóżka, Hammer wędrował trochę po mojej nodze, trochę po łóżku i szukał sobie miejsca. Podniosłem się i potarłem oczy. Poniedziałek. Miałem dzisiaj zacząć lekcje w Akademii. Wcale mi się to nie uśmiechało. Niemal na oślep pogładziłem pióra pod dziobem Nyx, by potem zacząć drapać Hammera między uszami. Usłyszałem cichy mruk zadowolenia. Pozwoliłem go sobie wziąć i posadzić na poduszce. Nyx odfrunęła na swoją żerdź i zakrakała. Wstałem i stanąłem przed jednym z pudeł. Powinny tam być ciuchy, ale kto wie jakie? Jednak… pudło. W pudle były moje książki. Podszedłem do kolejnego. I kolejnego. Cóż…
– Czemu świecisz tyłkiem? – Usłyszałem wesołe pytanie Nico.
– Bo nie wiem, gdzie mam karton z ciuchami. – Westchnąłem i w krzyknąłem triumfalnie, gdy go w końcu znalazłem. – Okej, już wiem. Przynajmniej skarpetki i bielizna.
Ubrany w rzeczy znalezione w pudle numer jeden, ruszyłem na poszukiwanie spodni i bluzy. W końcu się udało. Nyx usadowiła mi się na ramieniu. Wziąłem na ręce kota i poszedłem do kuchni.
– Cześć kochanie. – Mama cmoknęła mnie w policzek. – Nie spóźnisz się?
– Nie. – Wziąłem miskę i nasypałem do niej płatków. – Obliczyłem sobie wszystko idealnie.
– Okej. – Mama pokiwała głową. – Podwieźć cię?
– Jak możesz. – Zacząłem jeść. – Będzie pewniej.
– Twój motocykl znowu się popsuł? – Zaśmiał się Nico.
– Nie? – Uniosłem brwi. – Mogę nim jechać. Ale nie wiem czy dojadę.
– Jasne. – Prychnął. – O której kończysz?
– Nie będę tam z tobą siedział. – Celuję w niego łyżką. – BB przyjeżdża i mam zamiar spędzić dzień z nią!
– Okej, Ro, kończ jedzenie, bo się spóźnię. – Mama przypomniała o upływającym czasie. – No już.
***
– Spokojnie stary. – Poklepałem szyję Hespero. – Zdejmiemy to potem.
Koń parsknął niezadowolony. Jeszcze raz go poklepałem, bo sam nie czułem się dobrze w ciuchach do jazdy. Moi rodzice byli szaleni. Powoli wziąłem te dziwne sznurki do rąk i postanowiłem lekko pociągnąć konia do wyjścia. Udało się. Kiedy już byłem na zewnątrz, na ramieniu usiadła mi Nyx. Sama tu przyleciała, a nigdzie nie znalazłem informacji, że ptak nie może tu być.
– Jak to zrobiłeś? – W głosie Noah dało się usłyszeć szok.
– Co jak? – Zdziwiłem się lekko.
– Ten kruk siedzi ci na ramieniu! – Zawołała.
– Nie ten, tylko nie ten. – Lekko przesunąłem dłonią po piórach Nyx. – Tylko ta. To Nyx. Mój kruk.
Noah popatrzyła na mnie zaintrygowana. Prześledziła wzrokiem całą moją sylwetkę.
– Wyglądasz jak książątko, w tym stroju oczywiście. – Założyła ręce. – Z wyjątkiem tego kruka.
– To bardzo inteligentne stworzenie. – Oburzyłem się. – Potrafi samo rozłupać orzecha. Czy twoje lisy to potrafią?
– Nie wiem! Nie jest im to potrzebne! – Podeszła do przodu. – Chodź po mojego konia.
– Okej. – Znowu pociągnąłem Hespero. Nie był zadowolony, ale poszedł.
Nyx zamachała skrzydłami. Przesadziłem ją na siodło i powoli dotarłem do Noah. Czekała już na mnie ze swoim koniem.
– Przypomnij jak się nazywa? – Zapytałem.
– Damaskus. – Powiedziała z dumą i pogłaskała go po szyi. – A twój?
– Hespero. – Uniosłem kącik ust. – Nie umie nic. Jak ja.
– Dobrze o tym wiedzieć. – Zaśmiała się. – W której grupie jesteś?
– Pierwszej.
– To jak ja. Zaprowadzę cię.
***
– Wow. – To jedno słowo wymsknęło się z moich ust, gdy włączyłem telefon.
– Co? – Noah z zaciekawieniem spojrzała mi przez ramię.
Odsunąłem jej twarz i kazałem na powrót zainteresować się obiadem. Siedzieliśmy w małym gabinecie taty, który bezpośrednio przylegał do jego gabinetu. Noah nie lubiła ludzi,a ja miałem możliwość siedzenia tutaj, zamiast na stołówce. Tata akurat był w terenie, więc byliśmy sami.
– Mój były. – Prześledziłem listę jedenastu nieodebranych połączeń.
– Twój były? – Uniosła brwi.
– Tak? – Popatrzyłem na nią i zjadłem ostatni kawałek batona. – Rick dokładniej.
– Wyglądasz na kogoś kto łamie serca pięknym blondynkom o błękitnych oczach, a nie chłopakom… – zaczęła.
– O kasztanowych włosach i zielonych jak szmaragdy oczach, który ma całe ręce i parę innych części ciała w tatuażach? – Zaśmiałem się. – Spokojnie. Takim dziewczynom też czasami łamałem serca.
– Dowiaduję się nowych rzeczy, panie Poduszko. – Dokończyła obiad. – Dzięki za kryjówkę.
– Zawsze do usług. – Skłoniłem lekko głowę. – O ile mojego taty tu nie będzie.
– Jasne. – Pokiwała głową. – Więc idziesz ze mną.
– Dlaczego niby? – Uniosłem brwi.
– Byłam grzeczna, tak? – Popatrzyła na mnie.
– No tak. – Powoli pokiwałem głową.
– Więc idziesz do mnie i ściągasz mi mój brokat! – Wyrzuciła ręce w górę.
– Pan Brytyjczyk ci nie pomógł? – Zaśmiałem się.
Dostałem za to kolejnego kuksańca.
– Powiedział, że masz się zmierzyć z konsekwencjami swoich decyzji. – Założyła ręce.
– Więc się z nimi zmierzę. – Uśmiechnąłem się. – W piątek ci ją oddam.
Znów oberwałem między żebra. Jęknąłem cicho.
– W piątek! – Zmrużyła niebezpiecznie oczy. – A teraz…
– Teraz spotykam się z moją przyjaciółką, chcesz ją poznać? – Wyszczerzyłem się.
– A jest okej? – Przekrzywiła głowę.
– Raczej tak… – Wstałem. – Sama mi to powiesz.
Podejrzewam, że Blue nie będzie zła. W końcu przyprowadzę dziewczynę.
Noła? Jak tam szlaban na brokat? XD
1106
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz