2.10.2019

Od Gabriela CD Manuela


-Wczoraj..w nocy-powiedział cicho.- Po prostu się załamałem, okey? Wyszedłeś tak nagle. Myślałem, że pytałeś o to wszystko, bo masz kogoś na oku, ja.. siebie za to nienawidzę... nie chciałem tego...-znów ściszył głos i spojrzał mnie.
Czułem jak blednę na twarzy. Czułem w środku kumulację takich uczuć jak przerażenie, złość i szczęście. Byłem niemiłosiernie na siebie wkurzony, że to przeze mnie, ale jednocześnie czułem się bardzo dobrze wiedząc, że "tylko" się pociął i nie posunął się dalej.
-Masz już nigdy tego nie robić.- wysyczałem przez zęby.- Kurwa nigdy!- uniosłem głos.
Chłopak lekko zadrżał. Robisz, źle człowieku, opanuj się. Podszedłem do Manuela i klęknąłem przed nim. Oparłem dłonie na jego nogach i spojrzałem mu w oczy.
-Proszę Manu. Nie znamy się długo, ale ranisz nie tylko siebie. Rozumiesz?
-Chyba tak.
-Wiedziałem, że zwalę, ale, że tak szybko?
-O czym mówisz?- przekręcił lekko głowę.
-Było minęło. Okey?
-Gabriel, proszę.
Uniosłem głowę do góry nerwowo wypuszczając powietrze po czym opadłem na podłogę.
-Em, to może od początku. Na samym początku myślałem, że będziemy tylko znajomymi, no może przyjaciółmi. Jednak po jakimś czasie zacząłem coś czuć. Zaczęło mnie to przerażać, bo od zawsze wolałem kobiety. No i to się jakoś rozwijało. Robiłem sam sobie testy czy, aby na pewno odczuwam coś w stosunku do ciebie. W końcu sam w sobie się zgubiłem i chciałem zerwać kontakt. Odizolować się, jednak nie byłem w stanie. W końcu żeby się upewnić w swoich uczuciach przyszedłem do ciebie. Przemyślałem to wszystko i stwierdziłem, że muszę coś zrobić. Jednak zwaliłem jak zawsze! Nie przyszedłem tego samego dnia, bo stchórzyłem. Rozumiesz? Stchórzyłem. Nie przyszedłem, gdy szczekał Proteo, też przez to, że byłem pieprzonym tchórzem. To wszystko mogło się nie zdarzyć, jakbym przyszedł wcześniej albo nie byłbym takim walonym egoistą i bym zerwał kontakt.- przetarłem twarz i patrzyłem się na twarz chłopaka, która wyrażała wiele emocji i jednocześnie nie pokazywała ani jednej.
-Nie jesteś tchórzem. Przyszedłeś tu i nie była to całkowicie twoja wina. Sam wyciągnąłem pochopne wnioski i zachowałem się jak idiota. Skrzywdziłem się, bo nie chciałem cię stracić.
-Obydwoje jesteśmy idiotami. Obiecaj mi, że nigdy się nie skrzywdzisz przeze mnie.
-Obiecuję. Chyba.
Włożyłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem z niej smakołyki, które zostały po spacerze z Taboulet. Zawołałem Proteo i dałem mu je. Pogłaskałem psa i powiedziałem:
-Dobra robota piesku.- po czym zwróciłem się do Manuela.- Pokaż mi.
-Co?- chłopak widocznie cały się spiął.
-Nacięcia.
-Nie.
-Manu, nic nie zrobię. Nie dotknę cię, nic nie powiem.
Blondyn dłuższą chwilę się zastanowił po czym z niechęcią zsunął spodnie. Po zobaczeniu jego ud dosłownie zastygłem. Chłopak miał na udach długie, głębokie kreski. Zupełnie jak ja w dzień przed próbą, gdy chciałem osłabić organizm. Z niepewnością spojrzałem na chłopaka i spytałem:
-Mogę ci zadać pytanie?
-T.. tak.
-Czy ty chciałeś... się...- nie chciało mi przejść przez gardło.- Zabić się.
Chłopak pobladł na twarzy. Wiedziałem co to znaczy. Kurwa, to przeze mnie. Pociągnąłem za końcówki swoich włosów. Czułem jak wilgotnieją mi oczy, jednak nie pozwoliłem słonej cieczy wypłynąć. To ostatnie co jest tu potrzebne. W tym momencie czułem się tak źle, że najchętniej bym sobie przywalił tak, by bolało. Bym odczuł jego ból, nie tylko ten fizyczny. Przygryzłem wnętrze policzka i spojrzałem na blondyna, który z powrotem naklejał opatrunek.
-Manuel przepraszam, tak bardzo przepraszam, jestem takim zajebanym idiotą.
-Przestań.- poczułem jego dłoń na ramieniu.
-Muszę cię poprosić o jedną rzecz.- chłopak skupił swój wzrok na mnie.- Nie ważne, która będzie godzina, jak będziesz czuł się źle powiedz mi, nakrzycz, uderz cokolwiek. Tylko się nie tnij. To ci nie pomoże, a nawet pogorszy twoją sytuację. Wiem, że nie jest to łatwe, ale chociaż spróbuj.
Dostałem w odpowiedzi tylko kiwnięcie głową. Wiem, że to musiało być dla niego trudne. Obnażyć siebie i swoje słabości przed kimś. Wiedziałem, że jedno niewłaściwe słowo może skończyć dosłownie wszystko. Odwróciłem się, gdy się ubierał żeby mógł zaznać choć trochę prywatności. I tak wiele już przeżył dzisiaj.
-Może coś obejrzymy?- zaproponowałem.
-No okey.
-To znajdź coś, a ja załatwię jedzenie.
Wyszedłem z pokoju i wręcz pobiegłem do swojego, który był zaledwie parę metrów obok. Zgarnąłem z szafki parę opakowań i równie szybko wróciłem do pokoju. Zastałem tam chłopaka siedzącego na dolnym łóżku z laptopem na kolanach. Położyłem jedzenie obok i spojrzałem na niego.
-Mogę?
Chłopak kiwnął głową, więc usiadłem obok niego. Na tyle blisko żeby czuć go przy sobie, ale jednocześnie na tyle daleko, by go nie dotykać. Stwierdziłem, że jak będzie chciał się przytulić czy dotknąć to to zrobi. Teraz zrozumiałem jak bardzo byłem w dupie jeśli chodzi o głębsze relacje. Kto by pomyślał, że Gabriel rucham wszystko co się rusza Carramz nie będzie wiedział jak się obsługiwać ludźmi, którzy nie są na jedną noc.
-Co oglądamy?- spytał blondyn budząc mnie z moich rozmyślań.
Na ekranie miał włączone dwa tytuły, a dokładniej Igrzyska Śmierci i Alicję w Krainie Czarów. Cóż, Alicję znałem na pamięć, był to mój ulubiony film. Postawiłem więc na Igrzyska. Chłopak włączył film, który zaczął się od razu mocno. Ogladaliśmy go w takim skupieniu, że nawet nie zauważyłem kiedy minął film.
-Jak wrażenia?- spytał mój towarzysz.
-Po tytule spodziewałem się jakiegoś oklepanego gówna, a było super. Pozwól, że teraz ja coś uruchomię.
Wklepałem w wyszukiwarkę tytuł filmu i wszedłem w polecany link.
-Jak wytresować smoka? Serio?
-Wiesz jakie to jest super?!- spytałem zszokowany.- Pokochasz to.
Film, a raczej bajka minęła nam tonie szybko jednak przy niej już zdarzało nam się gadać czy rzucić żelką. Jednak było tak jak się spodziewałem. Chłopak był totalnie zauroczony Szczerbatkiem. Po zminimalizowaniu okna spojrzałem na godzinę, która była już dość późna. Należało się zbierać. Jutro piątek i w końcu nadejdzie weekend. Wstałem z łóżka i zabrałem wszystkie papierki.
-Późno już. Będę się zbierać.
-Okey.
-To miłych snów.
-Dobranoc.- odpowiedział chłopak.
Po tych słowach złapałem za mosiężną klamkę i tym samym otworzyłem sepiową powłokę, która miała kształt i fakturę drewna wyciętego wprost z bukowego lasu i obrabianego przez fachmistrza w tej dziedzinie. Była to powłoka która uchylała się w północnym kierunku dając tym samym przyjemność z płynności i łatwości z jaką się przesuwały. Wyszedłem zwiewnym krokiem i skierowałem się do identycznych drzwi dobranych tak idealnie, że niemal pedantycznie. Co było przeciwnością tego co skrywała drewniana powłoka. Ubrania leżały niemalże wszędzie. Jednak najbardziej zaciekawiła mnie bluza, która leżała na biurku, bo bluzki raczej nie miała kształtu niedorozwiniętego prostokąta. Złapałem ubranie w dwa palce bojąc się co mogę pod nim zastać. Uchyliłem je lekko i dostrzegłem kraty. Ściągnąłem je całkowicie i moim oczom ukazała się klatka, a w niej domek i karuzela oraz parę miseczek. Jeszcze bardziej zdziwiony spojrzałem do środka domku. Nie uwierzycie co tam było! Mały, łaciaty chomik siedział w środku i mył sobie brzuszek. Po przesunięciu klatki zobaczyłem pudełko z jedzeniem i sianem dla zwierzaka. Mialem podejrzenia co do osoby, która go podłożyła, ale nie miałem jej tego za złe. Uklęknąłem przed klatką, by mieć lepszy widok na zwierzę.
-Jak by cię nazwać?
Pierwsze co do głowy mi przyszło to Pimpuś, jednak to było oklepane. Głowiłem się tak chwilę, aż uznałem, że będzie po prostu chomikiem, a imię się kiedyś wymyśli. Wziąłem do ręki trochę karmy i otworzyłem drzwiczki. Wyspałem karmę do miski, a ta mała cholera wystrzeliła jak z procy. Chomik udziabał mnie w rękę zgarnął orzeszka i zwiał! Nie jest to zbyt dobry początek przyjaźni muszę przyznać. Ale mnie jeszcze polubi. A nawet jeśli nie to wezmę go na głodówkę i będzie musiał. Spędziłem jeszcze chwilę przy zwierzaku po czym wstałem i zacząłem sprzątać ubrania. Po podniesieniu bokserek z Simpsonami nabrałem wątpliwości w samego siebie. To chyba nie było normalne. Jednak tak czy siak wrzuciłem je do pralki, którą włączyłem. Po upewnieniu się, że wszystko jest okej rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Zacząłem się myć. Gdy dotarłem ręką do pleców skrzywiłem się i ją zabrałem. To była jedyna część mojego ciała, którą myłem gąbką. Od wypadku minęło już wiele lat, a ja nadal się brzydzę blizn. Ale co poradzę, błędów młodości nie odkręce. Po upewnieniu się, że nie śmierdzę wyłączyłem wodę i się wytarłem. Umyłem twarz i założyłem bokserki po czym poszedłem spać. Znaczy w zamiarze miałem spać. Po położeniu się na łóżku usłyszałem głośny strzał. Zerwałem się z łóżka i odchyliłem kołdrę. Okazało się, że położyłem się na kuli dla chomika. Odetchnąłem z ulgą i posprzątałem resztki już plastiku. Upewniłem się, że już nigdzie nie ma kul, karmy czy chomików i położyłem się do łóżka zasypiając snem niespokojnym.
Fartem uniknąłem pobudek w trakcie nocy. Mimo tego, że przespałem ją całą i tak się czułem jakbym nie spał w ogóle. Wstałem z łóżka i ospały krokiem wszedłem do łazienki. Opłukałem twarz próbując się rozbudzić i umyłem zęby. Nie miałem kompletnie ochoty na śniadanie, więc nawet przez myśl mi nie przeszła stołówka. Wyciągnąłem z szafy ciemną bluzę i szare bryczesy, które ubrałem. Po złapaniu za klamkę przypomniało mi się o moim małym towarzyszu, który mnie tak upitolił w palec, że nadal go czuję. Tym razem już ostrożniej dałem mu jedzenie i zamknąłem dokładnie klatkę. Upewniłem się, że ma wodę i wyszedłem z pokoju. Zaczynaliśmy dzisiaj od skoków. Żwawym krokiem zszedłem po schodach gdzie na parterze spotkałem Manuela.
-Dzien dobry.- powiedziałem.
-O hej.
-Pokażę Ci coś po treningach.- ruszyłem brwiami.
-Kotki w piwnicy?
-Prędzej pieski, ale to i tak nie to. Teraz chodźmy, bo się spóźnimy. Mimo chęci by się nie spóźnić i tak wróciliśmy spóźnieni na halę. Cóż powiedzieć, że trenerka nie była zadowolona to mało powiedziane. Za karę po jeździe mieliśmy posprzątać kupy na hali. Jazda minęła nam szybko. Po jej zakończeniu mieliśmy oddać stajennym konie i zabrać się do roboty. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że koło w taczce z gnojem się popsuło, więc musieliśmy latać w tą i z powrotem z łopatami co nie było fajne patrząc na rozmiary hali. Gdy skończyliśmy połowę przystanęliśmy przy bandzie.
-Gówniana robota.- powiedziałem.
-Przesrane.
Uśmiechnąłem się przez to stwierdzenie. Jednak odpoczynek nie trwał długo, gdyż na halę wróciła trenerka i musieliśmy się zabrać za robotę. Skończyliśmy po pół godzinie przez co ominęliśmy cross. Nie żebym narzekał oczywiście.
-Błagam powiedz, że nie pójdziemy na ujeżdżenie.- spojrzałem na blondyna błagalnym wzrokiem.
Zastanowił się chwilę po czym powiedział, że możemy. Umówiliśmy się, że się ogarniemy i Manuel przybędzie obczaić chomika, ale jeszcze nie wie, że jest to chomik. Wziąłem szybki prysznic pozbywając się zapachu koni i położyłem się na łóżku. Nie musiałem długo czekać, gdyż już po chwili usłyszałem jak ktoś obstukuje moje piękne orzechowe drzwi z najprawdziwszego buka. Podszedłem do drzwi i lekko je uchyliłem wychylając głowę. Spotkałem się ze zdziwiony wzrokiem chłopaka.
-Nie wziąłeś Proteo?
-Nie.
-To wchodź.
Otworzyłem szerzej drzwi wpuszczając go do pokoju. Chłopak stanął w miejscu i rozejrzał się do pokoju. Zniecierpliwiony jego reakcją złapałem go za rękę i przyciągnąłem go do biurka. Wskazałem mu ręką zwierzę i powiedziałem:
-To jest chomik o imieniu Chomik. Nie wiem skąd się tu wziął, ale jest od wczoraj mój. Tylko uważaj, bo jest agresywny.
Na te słowa dostałem wzrok w stylu: "co ty tam pierdolisz?" Oj uważaj żebym tutaj zaraz kogoś nie pierdolił. Nie stop, Gabriel. Żeby mu to udowodnić wsadziłem rękę do klatki. Chomik jak poparzony podbiegł i prawie mnie ugryzł. Zdążyłem wyciągnąć dłoń.
-Ale zobaczysz ja go jeszcze oswoję. Będziemy najlepszymi przyjaciółmi.

Manu? 
1856 słów. 
Kochaj chomika Gabriela :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz