2.03.2019

Od Leonarda cd. Noah

- Kim ona była? - głos mojego ojca wyrwał mnie z moich krótkich zamyśleń, dotyczących tego, czego jeszcze nie tak dawno doświadczyłem. Rozmowa z Noah sprawiła mi istny mętlik w głowie. Usunęła mi z umysłu kilka obrazów z przeszłości, na skutek czego pojawiły się te nowsze, wspanialsze. Szarooka była na prawdę miłą istotką, a jej uśmiech wręcz radował moją duszę. Miałem ogromną nadzieję, że wszystkie jej sprawy się ułożą i odwiedzi mnie w szpitalu jeszcze nie raz.
- Znajoma z akademii - wymruczałem pod nosem, wracając przy tym do pozycji leżącej - A dlaczego pytasz? Czyżby interesowało cię moje życie prywatne? - zakpiłem, nie mając ochoty na prowadzenie z nim rozmowy, która i tak głównie opierałaby się na krzykach. Sam mnie tutaj wysłał więc na cholerę się teraz wszystkiego czepia? Kochałem mojego ojca, ale czasami zbyt ostro przesadzał. Może miałem to po nim? Krytyczne nastawienie do wielu rzeczy było raczej atutem mojej matki, ale sam już powoli nie wiem, co w mojej rodzinie tak na prawdę się wyprawia.
- Znajoma powiadasz? - zasiadł drewnianym krześle, mocno się na nim przeciągając - Odpowiedz mi o niej trochę - zażądał łagodnym głosem, który i tak nienawidził sprzeciwów.
- Ma na imię Noah, pochodzi z Teksasu i jest moją znajomą. Starczy ci? - odwróciłem wzrok od jego twarzy, aby móc się nieco uspokoić - Po co tak właściwie o nią pytasz? To tylko zwykła dziewczyna - stwierdziłem, okłamując samego siebie. Przecież ona nie była kopią tych wszystkich, pustych lal, jakie przesiadywały w akademii. Miała swoją piramidę wartości, która nie składała się tylko z tego, co na siebie dzisiaj założy albo czego to ona w życiu nie zrobi. Właśnie to mi się w niej podobało.
- Czyli przekonałeś się już, że Stany nie są złe? - zadał następne pytanie, przez które moje ciało zostało przeszyte wyraźnym dreszczem.
- Nie! - odpowiedziałem z automatu, zakrywając swoją głowę kołdrą - Chyba cię pogięło ojciec. Chcę do Londynu i koniec, kropka, przecinek, wykrzyknik - fuknąłem na koniec, nie mając zamiaru dłużej ciągnąć tej bezsensownej rozmowy. Jak on mógł w ogóle tak pomyśleć? Chyba przewrócił się na schodach i uderzył się solidnie w głowę... Albo te Stany tak na niego źle działały? W końcu nie był tutaj od wielu lat, więc coś mogło mu się podczas podróży, w główce nie tak poustawiać.
- No dobrze, już dobrze, nie stresuj się tak - pogłaskał mnie przez kołdrę w okolicach głowy, co okazało być się całkiem miłe z jego strony - Przyniosłem ci książkę, abyś się nie nudził. Kupiłem ci Gaimana, mam nadzieję, że dobrze trafiłem? - na jego słowa wyłoniłem się szybko spod kołdry, aby sprawdzić czy nie kłamię. Eh... Jak on dobrze mnie znał.
- Oczywiście, że dobrze trafiłeś. Dziękuję.
➼➼➼➼➼➼➼
Do domu wypisano mnie po czterech dniach obserwacji. Wszystko goiło się poprawnie, dlatego nie mieli już żadnych przeciwwskazań do tego, aby mnie tutaj dłużej przetrzymywać. Wyjście na zewnątrz wiązało się oczywiście ze spotkaniem z fotoreporterami z całego świata. Nie odpowiedziałem im niestety, albo i stety na żadne pytanie, gdyż nie miałem na to najmniejszej ochoty. Wszystko wiązało się oczywiście ze zniknięciem Noah, która od tamtego spotkania, ani razu nie pojawiła się w szpitalu. Moje myśli, jak zwykle musiały wiązać się tylko z czarnymi scenariuszami. Może coś jej się stało? Jest chora? Wpadła pod samochód? Koń ją kopnął i leży teraz, gdzieś nieprzytomna? - myślałem nerwowo, kręcąc się, jak mucha po swoim pokoju. Sherry i Monty rzecz biorąc nie posiadali się ze szczęścia kiedy mnie zobaczył, dlatego po długim czochraniu, nie potrafiły odejść ode mnie na krok. Łaziły więc teraz za mną, jakbym wyznaczał im trop do polowania.
- Dłużej tak nie wytrzymam - warknąłem sam do siebie, otwierając przy tym jedną z szaf, w której wisiały moje kurtki i płaszcze. Wybierając jeden z nich, postanowiłem, że wezmę psy i przejdę się  na wykańczający zmysły i nogi spacer. Będąc w Durham jeszcze nigdy tego nie robiłem, ale zawsze musi być ten pierwszy raz prawda? Nie wyjaśniając nikomu, gdzie się wybieram, wyszedłem z domu, jak burza, zostawiając za sobą tylko odciski butów i psich łap. Nie wiedziałem jeszcze do końca ile kilometrów mam zamiar przejść, ponieważ liczyło się teraz dla mnie oczyszczenie myśli, w których ciągle siedziała postać fioletowowłosej kobiety - Przestań o niej myśleć - szeptałem sam do siebie, kierując się w stronę budynku akademii. Stety, bądź niestety, sprawy tak się pokomplikowały, iż do niej dotarłem. Początkowo miałem ją ominąć szerokim łukiem, lecz przypominając sobie, że właściciele tego przybytku mają numery telefonów do każdej osoby, która tu się uczy, postanowiłem zaryzykować i poprosić ich o ten należący do panny Blake. Krocząc przez plac główny, musiałem wpaść na Diego i Vazona, którzy niezbyt zadowoleni z mojego widoku, chcieli już coś do mnie mruknąć, ale ja ich wyprzedziłem - Pokłócimy się, jak wrócę z chorobowego, teraz mam ważniejsze sprawy do załatwienia - poklepałem brazyla po ramieniu, a następnie w szybkim tempie go wyminąłem. Rozmowa z właścicielami IHA, na szczęście nie trwała zbyt długo, początkowo nieco się opierali, ale po wytłumaczeniu im, iż Noah "zezwoliła" mi na pobranie jej kontaktu, oddali mi jedną z kartek, na której było zapisane dziewięć cyfr. Zadowolony z takiego obrotu spraw, podziękowałem im za ten dar, a następnie opuściłem teren ośrodka. Czując się już bezpieczniej, wystukałem ciąg liczb na klawiaturze, aby zainicjować połączenie. Niestety, odebrała jedynie poczta głosowa - Hej Noah... Z tej strony Leo... Gdzie jesteś? Martwię się o ciebie. Jakbyś miała czas to oddzwoń, będę czekał - zakończyłem nadawanie krótkiego komunikatu, który spowodował, że moje serce, zaczął bić nieco wolniej i spokojniej niż wcześniej. Teraz pozostało jedynie czekać. Czekać, aż odpowie. 

Noahsiu?
ODDZWOŃ MU!
892 słowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz