2.16.2019

Od Manuela CD Gabriela

Żyjąc tyle lat na tym świecie, nie słyszałem chyba gorszego tejstu na podryw, niż ten, który usłyszałem przed chwilą.
Serio, pierwiastki?
Sory, Gabriel ale z chemii byłem dobry.
Zaśmiałem się w duchu to fakt, bo chłopak uroczo wyglądał wypowiadając te słowa, kiedy patrzy się z mojej perspektywy. Siedziałem na parapecie, więc musiałem się lekko odchylić aby dostrzec jego minę, kiedy wypowiadał te słowa.
-Będziesz tak stał jak widły w gnoju?-zapytałem dalej stojącego chłopaka.
-Yy..co nie-lekko się uśmiechnął i usiadł na łózku, gdzie do niego po chwili dołączyłem.
No tak, Manuel bez koszulki w krótkich spodenkach, to jakaś atrakcja turystyczna, czy jak? Bo nie rozumiem.
Wstałem z jakże wygodnego miejsca i usiadłem mu na kolanach szybkim ruchem.
-Tak lubię cię irytować-wyszczerzyłem się i spojrzałem na zegarek, który wskazywał dwudziestą trzecią zero trzy.
Piękna godzina.
-Wyszczekany się zrobiłeś-rzekł uśmiechając się chytrze.
-Naprawdę? Dostaniesz Nobla za spostrzegawczość-w tej chwili dostałem lekko z pięści w ramie, przez co zrobiłem smutną minkę.
-Mamo, bo duży mnie bije..
-Synu oddaj mu mocniej-Gabriel podjął temat, mówiąc to najbardziej zmienionym głosem jak tylko mógł, a następnie wybuchnął śmiechem.
-Dobrze mamuś-uderzyłem go z mniej więcej taką samą siła, uśmiechając się, przy okazji powalając chłopaka na plecy.
-Czas spać, mendo ty-mruknąłem.
-Liczyłem na coś więcej-rzekł i popatrzył na mnie zadowolony z siebie.
-Nie jestem marionetką do ruchania.
-Manuu..
-Żebym ja cię zaraz nie przeleciał, bo nie usiądziesz przez tydzień-po tych słowach wtuliłem się w jego plecy.
-Masz małe te łóżko-powiedział odpychając się lekko łokciem od materaca i trafiając mi przypadkiem w zęby.
-Ał, nie chcę jeszcze zębów tracić.
-Przepraszam-odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie.
Pan Czujne ucho jak i oko, od razu stwierdził, że mi się coś dzieje, więc zaczął ujadać na Gabriela, przy okazji warcząc.
Gdy ten chciał go uciszyć złapałem jego rękę.
-W tej chwili cię upierdoli, nie radzę..
Wstałem z łóżka, przez co spadły mi lekko na biodra spodenki, lecz nie przejąłem się tym za bardzo.
Uspokojenie zwierzęcia, trwało może dziesięć minut, przez co ponownie wstając, tyle, że tym razem z podłogi chciałem poprawić spodenki, lecz usłyszałem głos Gabriela.
-Masz po obu stronach gwiazdki?
-Tak, bo jedna dziwnie wyglądała.
-Jak by ją tak na środ..
-Gabriel!-rzuciłem w niego poduszką, przez co zaczął się śmiać, więc miałem chwilę, aby wdrapać się na łóżko.
***
Jest godzina trzecia dwadzieścia dwie, a ja leżę i gładzę przystojnego faceta po włosach z nadzieją, że się nie obudzi. Wygląda uroczo kiedy śpi, a ja teraz bezkarnie mogę go podziwiać.
Każdy pieg, miarowe oddechy, jego spokojną twarz. Cudowne widoki. Co najgorsze? Ten dzban zajebał mi całą pościel, więc byłem zmuszony aby zabrać też tą ze swojego, bo bym tu chyba kurwa zamarzł, gdyż jak na złość jest tu chłodnawo, chyba.. przynajmniej mnie się tak zdaje. Znaczy.. jak nawet ją dwadzieścia trzy syopnie, to dla mnie i tak to jest zimno, ale co poradzić.
Po może dwudziestu minutach zasnąłem, choć czułem, że jak chuj będę kurwa zamarzał, bo coś mnie chyba strzeliło.
Kiedy już myślałem, że się wyśpię, zadzwonił budzik, który sygnalizował, że dochodzi szósta dziesięć.
Szczędząc mi wysiłku, zauważyłem tylko jak mój telefon leci przez pokój i trafia w drzwi, przez co umilkł. Kurwa, to był....dobry telefon.
-Która godzina?-zapytał zaspany chłopak.
-Twoja ostatnia jak mi telefon nie zadziała..
-Co?
-Nic, obudź się do końca-rzekłem ze sporawą chrypą.
-Głos tracisz?
-Najwidoczniej.. w ogóle zimno tu, zaraz jestem.
Wygrzebałem się spod kołdry i ruszyłem do łazienki, gdzie w lustrze dostrzegłem jakieś zombie, a nie Manuela.
Lekkie worki pod oczami, na pewno jestem bledszy, zmęczone oczy i czuje jak mi idzie katar. Cudownie, zaraz pewnie znajdę środek, który spowoduje, że katar nie będzue trwał tygodnia tylko siedem dni.
Idealnie.
Wróciłem do pokoju i popatrzyłem na Gabriela, po czym rzekłem:
-Wyszło mi to chodzenie z...Apsik psem.
-Rozchorowałeś się?-dłoń Gabriela wylądowała na moim czole, a ja popatrzyłem na niego z politowaniem,lecz nagle dostrzegłem popierdalającego po biurku pająka. Myślałem, że zejdę na zwał. Pognałem szybko po lakier do włosów i zapalniczkę, po czym pożegnałem maszkarę.
-Won do piekła kurwo wściekła-rzekłem wykańczając ośmionogiego przeciwnika.
-Nie pytaj.. po prostu boję się panicznie pająków.
-I dlatego fundujesz im pociąg w jedną stronę.
-Gdybym nie miał tego w pokoju, to po prostu spierdoliłbym, ale mniejsza.. idziemy na śniadanie, a po nim na lekcje i nawet się nie sprzeczaj.
-Ale..
-Mówiłem, nie sprzeczaj się..-w tej chwili moja koszulka wylądowała na jego twarzy.
-Manuel..
-Nic mi nie jest. Idziemy zjeść i na koń....

752
Gabriel 😈😈

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz