Po treningu odprowadziłam konia do jego boksu i zabrałam się za jego porządne czyszczenie. Starałam się zrobić w głowie listę rzeczy, które powinnam poćwiczyć, ale wyszło na to, że poza stępem nadal nie wychodziło mi praktycznie nic. Czy ja na prawdę musiałam uznać, że chcę zacząć wszystko od nowa? Bo nauka jazdy praktycznie od zera była dość irytująca. Gdy koń był już czysty - w przeciwieństwie do mnie - zebrałam jego sprzęt i odniosłam go do siodlarni, po czym wróciłam do akademika.
Zajrzałam do pokoju. Leo spał z lisem na brzuchu. Przynajmniej dopóki nie weszłam do środka, bo wtedy Dot zerwała się i przybiegła się przywitać. Nieco zdziwiło mnie, że śpiący szatyn nawet nie drgnął. Po chwili spod komody wyczołgała się też Flair. Podrapałam lisy przez chwilę, jednak nie miałam czasu na zabawę z nimi. Dziś musiałam pojawić się w pracy. Wyłączyłam grający bez potrzeby telewizor i umieściłam na nim karteczkę samoprzylepną z informacją, że powinnam wrócić przed dwudziestą. Wyjęłam z szafy jeansy i zniknęłam za drzwiami łazienki by się przebrać. Chwilę potem wyszłam z pokoju, zostawiając Leonarda bez towarzystwa półnagiego faceta. Przynajmniej mogłam mieć nadzieję, że nie zastanę pokoju dosłownie w strzępach, bo będzie załatwiał swoje łóżkowe sprawy.
***
- Mówiłaś, że będziesz przed dwudziestą! - powitał mnie smutny głos szatyna.
Spojrzałam na zegarek. Wskazywał dokładnie dwudziestą zero jeden. Serio?
- Leo, nie dramatyzuj - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem na co roześmiał się. - A teraz wstawaj, wychodzimy.
- Gdzie? - spytał zaciekawiony, przeciągając ostatnią literę niemal w nieskończoność.
- Zrobić jedzenie - odparłam, czekając aż książę dołączy do mnie na korytarzu.
Zeszliśmy do kuchni, gdzie zabraliśmy się do przygotowywania zapiekanki z makaronem. A może raczej ja zabrałam się za przygotowywanie zapiekanki, bo Leo przez większość czasu jedynie przyglądał się, jak wykonuję kolejne czynności. Choć musiałam przyznać, że ugotował makaron. Gdy wszystko było już gotowe wystawiłam zapiekankę do rozgrzanego wcześniej piekarnika i nastawiłam w telefonie budzik na 25 minut, po czym wróciliśmy do mnie. Leo zaproponował obejrzenie czegoś. Padło na serial, a w wyniku ślepego losowania przeprowadzonego na netflixie odpaliliśmy Shadowhunters, czyli chyba najbardziej plastikowy serial jaki powstał w ciągu kilku ostatnich lat. Jeśli nie kiedykolwiek.
Serial zaciął się akurat gdy na ekranie pojawiło się zbliżenie na twarz Jace'a jakkolwiek-mu-tam. Dlaczego akurat na nim?! Cóż, nie dane mi było się tego dowiedzieć, bo alarm w telefonie oznajmił nam, że zapiekanka jest gotowa. Wyłączyłam minutnik i odłożyłam telefon na łóżko.
- Pójdę po jedzenie zanim się spali - oznajmiłam, zdejmując z kolan Dot, by móc wstać z łóżka.
Wyszłam na korytarz, a następnie udałam się do pustej kuchni. Zajrzałam do piekarnika. Zapiekanka wciąż potrzebowała kilku minut jednak postanowiłam poczekać w kuchni zamiast bez sensu wracać do pokoju. Usiadłam na kuchennym blacie.
Szkoda, że nie wzięłam ze sobą telefonu. Właśnie zmarnowałam idealną okazję by zadzwonić do domu, oznajmić że wciąż żyję i rozłączyć się niedługo potem pod pretekstem gotowania. Miałabym na kilka tygodni spokój od kontaktu z rodzicami.
Gdy wreszcie zapiekanka zarumieniła się, wyjęłam ją z piekarnika i nałożyłam dwie porcje na talerze. Resztę zostawiłam na blacie do ostygnięcia z zamiarem późniejszego schowania jedzenia do lodówki. Zabierając ze sobą talerze i sztućce, wróciłam do pokoju, gdzie zastałam Leo rozmawiającego przez Skype'a z... Samem.
Leo?
Be nice xd
523
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz