– Ronan, przestań wpadać na ludzi, jeszcze kogoś uszkodzisz.
Takie oto zdanie wypowiedziała kiedyś moja starsza siostra. Pamiętam, nasza rozmowę, kiedy rzuciłem coś o tym, że w końcu będzie prawnikiem i wybroni taką łamagę jak ja. Nie wiedziałem jednak, że jej słowa spełnią się w taki sposób.
– Przestań, to ja muszę cię przeprosić. – Popatrzyłem na chłopaka. – I musimy iść zrobić coś z tą krwią. Um, uh… potrzebujesz pomocy w pójściu, czy…
– Dam radę? – Niepewny głos przypomniał mi nieco Blue z początków znajomości. Odsunąłem się.
– Chodź, zabiorę cię do łazienki, znajdziemy apteczkę i może jakoś cię ogarniemy. – Podrapałem się po głowie. – Przepraszam, ale nie chciałem uszkodzić szczeniaka i jakoś tak wyszło.
– To moja wina. – Chłopak ciągle trzymał się za nos i dźwigał szczeniaka. – Powinienem go upilnować.
– Daj spokój, to szczeniak. Prawdopodobnie wyspany. – Lekko się uśmiechnąłem. – To nie takie łatwe. Mogę ci pomóc go nieść.
– Ja… eh… okej? – Brązowowłosy podał mi psa. – Dzięki. – Dodał cicho.
– Zrobiłem szkodę, to ją naprawię. – Wszedłem do pierwszej łazienki, jaką napotkałem i puszczając bernardyna, poszukałem po szafkach ręcznika.
Całe szczęście Akademia przewidziała i taki wypadek. Szybko namoczyłem materiał i położyłem go na karku chłopaka nachylając jego głowę w dół. Całe szczęście znalazł papierowe ręczniki, które przyłożył do nosa. Oparłem się o umywalkę i założyłem ręce.
– Nie jest złamany, prawda? – Zapytałem. – Bo nos to tak trochę niebezpiecznie złamać.
– Chyba nie… – Wyprostował się, a ja zauważyłem, że krwotok został zatamowany.
– Chodź, pielęgniarka jest niedaleko. – Podniosłem szczeniaka, który do tej pory ze smutną miną przypatrywał się właścicielowi. – Chodź mały, pomogę twojemu panu.
– Naprawdę, nie trzeba… – Zignorowałem niepewność w glosie chłopaka.
– Daj spokój. – Machnąłem ręką. – Jeśli serio jest złamany, to lepiej jak najszybciej go obejrzeć.
– Eh, okej. – Chyba nie był zadowolony.
– Tak w ogóle. – Uśmiechnąłem się lekko popychając drzwi. – Jestem Ronan.
– Sebastian – odparł. – A mały urwis to Saint.
– Miło was poznać. – Uśmiechnąłem się. – Chodź, to tu.
Otworzyłem mu drzwi do pielęgniarki i w paru konkretnych słowach opisałem kobiecie, co właściwie się stało. Kazała mi wyjść (oczywiście razem z psem) i poczekać. Nie miałem obiekcji. Usiadłem na jednym z krzesełek obok recepcji i zacząłem drapać Sainta.
– Od kiedy masz psa kochanie? – Ciepły damski głos mógł należeć tylko do jednej osoby.
– Cześć mamo. – Uśmiechnąłem się lekko. – To pies kolegi. Znokautowałem go przez przypadek. Kolegę. Nie psa. Pies czuje się dobrze.
– To dobrze. – Siadła obok i przypatrzyła się zwierzakowi. – Ale nie będziesz miał psa. Mi wystarczy kot i kruk. I drugi kot.
– A tak, prezent dla Nico. – Podrapałem się po nosie. – W końcu co to będzie?
– Tata myśli nad Neva Masquerade. – Pogłaskała psa. – Możesz powiedzieć koledze, że chętnie popracuję z nim i jego czworonożnym kompanem.
– Przekażę. – Przymknąłem oczy, kiedy mama przesunęła palcami po moich włosach.
– Dobrze. – Wstała i uśmiechnęła się lekko. – Nie spóźnij się na obiad.
– Nie mogę nic obiecać. – Przytrzymałem psa, który rwał się za moją mamą. – Będę chciał pomóc koledze.
– To chociaż nie spóźnij się na kolację. – Uniosła kącik ust. – Zawsze możesz poprosić o klucze do gabinetu, mojego lub taty.
– Okej. – Wyszczerzyłem się. – Do zobaczenia!
Mama poszła w kierunku swojego gabinetu. Patrzyłem na nią aż nie zniknęła mi z oczu. Potem pogłaskałem psa i pozwoliłem polizać mu się po ręce. Sebastian powinien zaraz wyjść… mam nadzieję.
– I co? – Podniosłem się, kiedy chłopak wyszedł.
– Nie jest złamany. – Wziął psa. – Wszystko jest okej.
– To pozwól, że zaprowadzę cię chociaż do pokoju. – Poprosiłem. – Który numer?
– Pięć – powiedział zrezygnowany.
Bash? Nie zabiję cię, za to widzę piękną przyjaźń!
552
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz