2.04.2019

Od Leonarda cd. Noah

Kiedy ujrzałem na ręce Noah nie zliczona ilość blizn, momentalnie zamarłem. Cóż, nie spodziewałem się, że taka drobna dziewczyna jest w stanie zadać sobie tyle krzywdy. Doskonale wiedziałem, iż zadawanie sobie krwawych ran, nie jest formą żadnej zabawy, dlatego moje zmysły podpowiadały mi, że za takim zachowaniem musi stać coś poważniejszego niż zwykła kłótnia z przyjacielem.
- Chyba to nie tylko od lisów co? - polałem ostrożnie krwawiące rany po zębach Flair, które po kilku sekundach zaniosły się pianą - Od kiedy towarzyszy ci ten problem? - niezbyt urocze ugryzienie spowodowane przez niesfornego lisa, zaczęło powoli zanikać pod śnieżnobiałym bandażem. Musze przyznać, że wprawa po kursach medycznych mi pozostała. Tam to nie jeden szarpał się z tym białym cholerstwem, które niejednokrotnie postanowiło rozwiązać się, w końcowej fazie usztywniania złamanej kończyny, bądź opatrywania roztrzaskanej głowy.
- Nie cackaj się... Lepiej od razu stwierdź, że jestem wariatką, potrzebującą oddziału zamkniętego - burknęła ponuro, zabierając ode mnie częściowo uzdrowioną kończynę.
- Nie jesteś wariatką Noah... Po prostu w życiu czasami już tak się dzieje... Nie masz się czego wstydzić, blizny pokazują, że dużo przeszłaś, ale nie dałaś się przy tym złamać. Ludzie powinni cię doceniać i szanować, a nie gnębić i poniżać - stwierdziłem otwarcie, delikatnie ją do siebie przytulając - No nie smutaj już tyle... Podkówka stanowczo nie pasuje ci do twarzy - pogłaskałem ostrożnie jej policzek, uważając przy tym, aby nie wywołać u niej w jakiś sposób zjawiska zwanego dyskomfortem.
- Leo... Ja... - spuściła wzrok na podłogowe kafelki, lecz ja natychmiastowo pochwyciłem jej brodę, za pomocą, której nakierowałem jej źrenice, wprost na siebie.
- Wszystko będzie dobrze. Jesteś przemęczona więc czas iść spać, a nie zadręczać się problemami moje droga. Chcę jutro wymęczyć cię nieco na jeździe oraz na łukach, więc musisz od samego rana tryskać ogromem energii - bez najmniejszego ostrzeżenia, porwałem ją na swoje ręce, co powiązało się z jej cichym piskiem - Spokojnie, ze mną jesteś bezpieczna - szepnąłem jej na ucho, zapalając równocześnie ze swoimi słowami jedną z lampek nocnych, która rozświetliła mroki owego pomieszczenia. Upewniając się, iż na łóżku nie leży żaden ostry przedmiot, bądź nie daj Boże zwierze, ułożyłem na nim pannę Blake, która po dotknięciu głową poduszki, automatycznie zasnęła - Dobranoc Noeee - okryłem ją kołdrą, a po podpięciu smyczy do obroży Sherry, opuściłem powoli dziewczęcy pokój. Tak, to z pewnością był udany wieczór.
➼➼➼➼➼➼➼
Następnego niedzielnego dnia, w stajni pojawiłem się koło godziny ósmej. Nie przejmując się tym, że w okolicy nie ma żadnego stajennego, przywitałem się ze swoimi wierzchowcami, które popatrzyły na mnie zaspanymi ślepiami. Nie objaśniając im planu planu dzisiejszych zajęć, przytachałem z siodlarni potrzebny mi sprzęt, niezbędny do przyszykowania tajnej niespodzianki. Po krótkim czyszczeniu ogierów, bez najmniejszego wahania zabrałem się za ich szybkie siodłanie. Najwięcej problemów było oczywiście z Royalem, który z nienawiścią podchodził do zimnego wędzidła. Był wspaniałym koniskiem, ale jego wybryki były wręcz porównywalne do zachcianek baby, która zaszła w ciążę. Tego nie zjem, tego nie założę, nie podniosę nogi, bo się zmęczę... Normalnie drugi, Londyński ja! Po uporaniu się z rudzielcem, mogłem wyprowadzić go i Attacka na zewnątrz, gdzie wykonałem szybki telefon do zaspanej, szarookiej dziewoi. Kobieta na samym początku nie była zadowolona z zbyt wczesnej pobudki, ale kiedy przyszła we wskazana przeze mnie miejsce, chwilowo oniemiała.
- Jedziemy w teren, dlatego radzę ci zamiast adidasów założyć ci sztyblety lub oficerki - pstryknąłem ją w nos, co zezwoliło jej na szybki powrót na ziemię - Mam nadzieję, że podróż na Royalu nie będzie dla ciebie żadnym problemem - posłałem jej ciepły uśmiech, który chwilowo ogrzał lodowata aurę zimy.

NOEEE?
Chodź patatajać!
569 słówek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz