Oglądałem film lekko znudzony, ponieważ już go kiedyś widziałem, przynajmniej tak mi się zdaje albo ktoś o nim mi opowiadał. Leżąc wygodnie zobaczyłem śpiącą dziewczynę więc uśmiechnąłem się pod nosem i sprawdziłem telefon.
Gdy tylko go odblokowałem zauważyłem aktualizację androida, a po chwili przyszła wiadomość od braciszka.
"Przyjadę do ciebie, bo mam sprawę...dzisiaj". Westchnąłem ciężko, zastanawiając się co ten jełop ode mnie chce. Może będzie wyrażał chęci nauki poprawnego trzymania liny.
Zaśmiałem się w duchu na tę myśl, gdyż on specyficznie trzyma dłoń, mocno ją zaciska i bardzo napina, przez co ostatnio ląduje na ten głupi pysk przed upływem ośmiu sekund.
Nie myśląc długo wstałem ostrożnie, aby nie obudzić dziewczyny i ruszyłem po raz kolejny tego dnia do stajni.
Musiałem wyprowadzić konie, choć obawiam się jak to będzie z Asem.
Powolnym krokiem wyszedłem z budynku, zapalając ostatniego papierosa z paczki po czym kierowałem moje kroki w miejsce docelowe.
Pierw wyprowadziłem klacz, więc kilka końskich głów patrzyło z zainteresowaniem.
Uwielbiałem Alme za jej charakter, nie wadziła nikomu i była spokojna, drugiego takiego konia nie znajdę.
Dałem ją na pastwisko, po czym zabrałem Asa w odpowiednie miejsce. Szalał. Był spragniony skoków, biegów... czegokolwiek, więc stałem wytrwale oparty o płot z fajką w ustach z nadzieją, że nie będę musiał go gonić.
Obserwację ogiera przerwała mi ręka dotykająca mojego ramienia, przez co odwróciłem się natychmiast z zamiarem wyjebania komuś w zęby.
Szczerze? Powstrzymałem się w ostatnim momencie, gdyż Silva pozbyłby się przednich zębów.
- Hey! Nie tak ostro siostro, bo się pokaleczysz - zaśmiał się jak debil.
- Czy ja ci dzbanie wyglądam na dziewczynę? - warknąłem.
- Owszem, czasami.. - poprawił się po chwili.
- Czasami? Co ty pierdolisz..
- Siedzisz w kiblu większość czasu na układaniu włosów, to się nie dziw, że nazywam cię dziewczynką.
- Jaki ty jesteś czasami głupi.. - zrobiłem pięknego facepalma. Powiedźcie, że ktoś to uwiecznił, będzie idealne profilowe na facebooka.
- Dobra, mów po co przyjechałeś - westchnąłem, patrząc na niego.
- Chciałem się dowiedzieć jak twoje kolano.
- Tylko po to? Aż tak ci się nudzi? Jeśli cię to interesuje, to nie jest źle.
- Wspaniale! W takim razie jedziesz ze mną.
- Silva ja mam rozszalałego ogiera na padoku.. muszę go pilnować, bo pewnie przeskoczy płot.
- Przejmujesz się..
- Tak, bo chce mieć jeszcze na czym jeździć.
- Masz jeszcze Duszę.
- Ale dusza nie skacze tak wysoko.. - wywróciłem oczami.
Silvano, wziął z belki uwiąz i poszedł łapać Asa. Jestem ciekawy jak mu pójdzie. Ogier nie zna go za dobrze, przez co będzie się z nim pewnie bawił w berka.
Oparłem się o sztachetę i podziwiałem ten piękny widok.
Jak Silva w jedną to Zabójca w drugą. Co za cudowny widok.
Po jakiś dziesięciu minutach podziwiania brata zagwizdałem na czterech palcach, przez co koń ruszył w moją stronę, zadowolony z siebie.
- N.. Ni.. Nie mogłeś tego wcześniej zrobić? - zapytał zmęczony.
- Nie, chciałem zobaczyć ile czasu ci to zajmie, ale zacząłem się nudzić. Zaprowadź go do boksu, ja poczekam przy samochodzie - rzekłem i podałem mu numer boksu Asa.
Czekając na niego napisałem Venus wiadomość, że brat mnie uprowadził na jego ściśle tajne misje, więc ma się nie martwić.
Nie mam pojęcia czy to przeczyta, ale wole mieć później wytłumaczenie, które mogę potwierdzić.
Kiedy usłyszałem otwarcie się zamków, wsiadłem do pojazdu, a po chwili znalazł się mój brat siadający za kierownicą.
- Gdzie mnie wleczesz? Do lasu, dostane worek na głowę i mnie zabijesz?
- Możliwe - głupio się uśmiechnął i ruszył - będziemy jechać dwadzieścia minut - oznajmił.
***
Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Cóż to raczej standard. Zwykle milczymy, bo nie mamy tematów. On by najchętniej opowiadał o zawodach, a ja o Venus.
Ale po co?
Znam wyniki zawodów, a on raczej nie chce słuchać o moich miłościach.
- Wysiadka - rzekł stając pod jednym z domów Valdirona.
- Po co tu przyjechaliśmy?
Zadając pytanie nie dostałem odpowiedzi, więc wysiadłem i zacząłem iść za bratem.
- Valdironowi klacz się oźrebiła i mam mu źrebaka nazwać, bo nie rozumiem po co idziemy do stajni..
- Zawsze musisz coś palnąć głupiego?
- Mamy to w genach - po tych słowach Silvano otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się Vald, który trzymał w dłoni uwiąz. Zacząłem zastanawiać się po co mu on. Mamy w czymś pomóc czy o jaki chuj chodzi?
Ten zaprosił nas gestem ręki, więc zaczęliśmy iść za nim. Valdiron poza bykami zajmuje się rodziną i hodowlą koni arabskich. Ma piękne stworzenia, a co za tym idzie często ma ich za dużo i musi jakiś się pozbyć, przez co schodzą dość tanio na licytacjach.
Wyszliśmy drugimi drzwiami, a przed moimi oczami ukazały się trzy konie.
Był to kary arab, siwy jabłkowity i gniadoszek.
Cuż czarne konie mnie nie podniecają, a gniadosz.. jak to gniadosz. Gniady.
Konie miały wydzielone obszary, po których się poruszały.
Widząc karego, odechciało mi się żyć. Znalazłem następce Asa, ta sama dzikość, za to gniadosz był agresywny, przynajmniej to wywnioskowałem z wywodu czarnoskórego.
- Diego, czy mi się zdaję czy zakochałeś się w siwku - zaśmiał się Valdiron, gdyż podziwiałem go. Chodził lekko zestresowany, przerażony. Jedak coś mi mówiło, że się opanuje.
- Wybieraj - z transu wybudził mnie brat.
- Co?
- Którego weźmiesz? - zapytał Valdiron.
- Przecież to drogie zwierzęta, chłopie ja nawet portfela nie zabrałem!
- Jesteś pojebany. Muszę je sprzedać, a wiem, że w twoich rękach przynajmniej jeden będzie miał dobrze.
Westchnąłem i wskazałem głową na zwierze, które podziwiałem.
- Jak ma w papierach?
- Attack On The Royal Family.
Zaśmiałem się w duszy. Już wiem kim będę mordował Leonarda.
- To imię mnie przekonało - zaśmiałem się i wlazłem do zwierzęcia.
- Hey.. królewiczu, wiem, że mnie nie znasz.. ale poznamy się, co ty na to, Attack? - podszedłem trochę bliżej, więc ten stanął.
Gdy tylko go odblokowałem zauważyłem aktualizację androida, a po chwili przyszła wiadomość od braciszka.
"Przyjadę do ciebie, bo mam sprawę...dzisiaj". Westchnąłem ciężko, zastanawiając się co ten jełop ode mnie chce. Może będzie wyrażał chęci nauki poprawnego trzymania liny.
Zaśmiałem się w duchu na tę myśl, gdyż on specyficznie trzyma dłoń, mocno ją zaciska i bardzo napina, przez co ostatnio ląduje na ten głupi pysk przed upływem ośmiu sekund.
Nie myśląc długo wstałem ostrożnie, aby nie obudzić dziewczyny i ruszyłem po raz kolejny tego dnia do stajni.
Musiałem wyprowadzić konie, choć obawiam się jak to będzie z Asem.
Powolnym krokiem wyszedłem z budynku, zapalając ostatniego papierosa z paczki po czym kierowałem moje kroki w miejsce docelowe.
Pierw wyprowadziłem klacz, więc kilka końskich głów patrzyło z zainteresowaniem.
Uwielbiałem Alme za jej charakter, nie wadziła nikomu i była spokojna, drugiego takiego konia nie znajdę.
Dałem ją na pastwisko, po czym zabrałem Asa w odpowiednie miejsce. Szalał. Był spragniony skoków, biegów... czegokolwiek, więc stałem wytrwale oparty o płot z fajką w ustach z nadzieją, że nie będę musiał go gonić.
Obserwację ogiera przerwała mi ręka dotykająca mojego ramienia, przez co odwróciłem się natychmiast z zamiarem wyjebania komuś w zęby.
Szczerze? Powstrzymałem się w ostatnim momencie, gdyż Silva pozbyłby się przednich zębów.
- Hey! Nie tak ostro siostro, bo się pokaleczysz - zaśmiał się jak debil.
- Czy ja ci dzbanie wyglądam na dziewczynę? - warknąłem.
- Owszem, czasami.. - poprawił się po chwili.
- Czasami? Co ty pierdolisz..
- Siedzisz w kiblu większość czasu na układaniu włosów, to się nie dziw, że nazywam cię dziewczynką.
- Jaki ty jesteś czasami głupi.. - zrobiłem pięknego facepalma. Powiedźcie, że ktoś to uwiecznił, będzie idealne profilowe na facebooka.
- Dobra, mów po co przyjechałeś - westchnąłem, patrząc na niego.
- Chciałem się dowiedzieć jak twoje kolano.
- Tylko po to? Aż tak ci się nudzi? Jeśli cię to interesuje, to nie jest źle.
- Wspaniale! W takim razie jedziesz ze mną.
- Silva ja mam rozszalałego ogiera na padoku.. muszę go pilnować, bo pewnie przeskoczy płot.
- Przejmujesz się..
- Tak, bo chce mieć jeszcze na czym jeździć.
- Masz jeszcze Duszę.
- Ale dusza nie skacze tak wysoko.. - wywróciłem oczami.
Silvano, wziął z belki uwiąz i poszedł łapać Asa. Jestem ciekawy jak mu pójdzie. Ogier nie zna go za dobrze, przez co będzie się z nim pewnie bawił w berka.
Oparłem się o sztachetę i podziwiałem ten piękny widok.
Jak Silva w jedną to Zabójca w drugą. Co za cudowny widok.
Po jakiś dziesięciu minutach podziwiania brata zagwizdałem na czterech palcach, przez co koń ruszył w moją stronę, zadowolony z siebie.
- N.. Ni.. Nie mogłeś tego wcześniej zrobić? - zapytał zmęczony.
- Nie, chciałem zobaczyć ile czasu ci to zajmie, ale zacząłem się nudzić. Zaprowadź go do boksu, ja poczekam przy samochodzie - rzekłem i podałem mu numer boksu Asa.
Czekając na niego napisałem Venus wiadomość, że brat mnie uprowadził na jego ściśle tajne misje, więc ma się nie martwić.
Nie mam pojęcia czy to przeczyta, ale wole mieć później wytłumaczenie, które mogę potwierdzić.
Kiedy usłyszałem otwarcie się zamków, wsiadłem do pojazdu, a po chwili znalazł się mój brat siadający za kierownicą.
- Gdzie mnie wleczesz? Do lasu, dostane worek na głowę i mnie zabijesz?
- Możliwe - głupio się uśmiechnął i ruszył - będziemy jechać dwadzieścia minut - oznajmił.
***
Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Cóż to raczej standard. Zwykle milczymy, bo nie mamy tematów. On by najchętniej opowiadał o zawodach, a ja o Venus.
Ale po co?
Znam wyniki zawodów, a on raczej nie chce słuchać o moich miłościach.
- Wysiadka - rzekł stając pod jednym z domów Valdirona.
- Po co tu przyjechaliśmy?
Zadając pytanie nie dostałem odpowiedzi, więc wysiadłem i zacząłem iść za bratem.
- Valdironowi klacz się oźrebiła i mam mu źrebaka nazwać, bo nie rozumiem po co idziemy do stajni..
- Zawsze musisz coś palnąć głupiego?
- Mamy to w genach - po tych słowach Silvano otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się Vald, który trzymał w dłoni uwiąz. Zacząłem zastanawiać się po co mu on. Mamy w czymś pomóc czy o jaki chuj chodzi?
Ten zaprosił nas gestem ręki, więc zaczęliśmy iść za nim. Valdiron poza bykami zajmuje się rodziną i hodowlą koni arabskich. Ma piękne stworzenia, a co za tym idzie często ma ich za dużo i musi jakiś się pozbyć, przez co schodzą dość tanio na licytacjach.
Wyszliśmy drugimi drzwiami, a przed moimi oczami ukazały się trzy konie.
Był to kary arab, siwy jabłkowity i gniadoszek.
Cuż czarne konie mnie nie podniecają, a gniadosz.. jak to gniadosz. Gniady.
Konie miały wydzielone obszary, po których się poruszały.
Widząc karego, odechciało mi się żyć. Znalazłem następce Asa, ta sama dzikość, za to gniadosz był agresywny, przynajmniej to wywnioskowałem z wywodu czarnoskórego.
- Diego, czy mi się zdaję czy zakochałeś się w siwku - zaśmiał się Valdiron, gdyż podziwiałem go. Chodził lekko zestresowany, przerażony. Jedak coś mi mówiło, że się opanuje.
- Wybieraj - z transu wybudził mnie brat.
- Co?
- Którego weźmiesz? - zapytał Valdiron.
- Przecież to drogie zwierzęta, chłopie ja nawet portfela nie zabrałem!
- Jesteś pojebany. Muszę je sprzedać, a wiem, że w twoich rękach przynajmniej jeden będzie miał dobrze.
Westchnąłem i wskazałem głową na zwierze, które podziwiałem.
- Jak ma w papierach?
- Attack On The Royal Family.
Zaśmiałem się w duszy. Już wiem kim będę mordował Leonarda.
- To imię mnie przekonało - zaśmiałem się i wlazłem do zwierzęcia.
- Hey.. królewiczu, wiem, że mnie nie znasz.. ale poznamy się, co ty na to, Attack? - podszedłem trochę bliżej, więc ten stanął.
Mówiłem dalej spokojnie i podszedłem powoli do zwierzęcia łapiąc go za kantar.
Cmoknąłem raz i zwierze ruszyło.
- Jeździł już ktoś na nim?
- Tak, ja.
- Ile?
- Trzy miesiące.
- Czyli czeka mnie praca, dobra daj uwiąz.. - powiedziałem i wystawiłem rękę po linę, która po chwili wylądowała w mojej dłoni.
***
Kiedy wracaliśmy do akademii, miałem przed sobą wszystkie papiery wałacha. Wszelkie dane, które czytałem. Jak dobrze, że Valdiron robi jeszcze odręczne notatki, na temat zwierzęcia i nie ma pisma jak kura.
Czytając to zaciekawiło mnie kilka spraw.
To zwierze boi się obcych, nie lubi marchewek, ma tendencje do unoszenia głowy wysoko, kiedy widzi ogłowie, ale zawsze jest posłuszne. Taka oaza, która jak coś zrobi źle i zostanie za to skarcony, to zapamięta sobie tę czynność do końca życia i jeden dzień dłużej.
Wjeżdżając na parking akademii, nie przejmując się niczym wprowadziłem powoli konia do boksu, który był przeznaczony na mojego trzeciego tutaj konia.
Co najlepsze... stoi obok Caspra. Mam nadzieję, że Venus się nie rozpędzi i nie weźmie przypadkiem tego przystojniaka.
***
Kiedy załatwiłem przyjazd konia u dyrekcji, wróciłem do dziewczyny i pierwsze co zastałem, to Gabriel, który pryskał Venus wodą.
- Gabriel zaraz cj przypieprzę jak się nie uspokoisz!
- No czekam. K r a s n a l u.
- Poczekaj, aż wyzdrowieje, to ci obiję tą szkaradną buźkę.
Patrzyłem na tę parodię i nie dowierzałem. Dlaczego ja nie mam takiego kontaktu z bratem czy siostrą.. choć ją znam od niedawna..
- Ekhem... - odkaszlnąłem stojąc już którąś minutę w drzwiach.
Kiedy oboje popatrzeli na mnie, uśmiechnąłem się chytrze.
- Gabryś... dziecko ty moje - położyłem rękę mu na ramieniu. - za drzwiami stoi napalona na ciebie ładna kobieta - mruknąłem mu do ucha, na co on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Potwierdziłem mu to skinieniem głowy i poczekałem aż wyszedł po czym zakluczyłem pokój, dając go na pożarcie upierdliwej Stelli.
- Cześć śpiochu - zaśmiałem się i lekko ją pocałowałem. - widzę, że świetnie bawiłaś się jak mnie nie było.
- Wygnałeś mi człowieka od prasowania ciuchów.. - powiedziała mając minkę zbitego pieska.
- Wybacz - uśmiechnąłem się i położyłem, przez co patrzyłem na jej śliczną twarz, gdyż ta siedziała obok mojej głowy.
- Mam nowe dziecko - uśmiechnąłem się szeroko, a mina dziewczyny mówiła tylko "O czym ty pierdolisz?"
Ves?
1275
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz