- Tak, dotarłem już na miejsce i nie, nie było żadnych problemów, więc jeśli pozwolisz, chciałbym się już zająć rozpakowywaniem tych cholernych pudeł. - Adam stał po środku pokoju nr. 13 w należącym do Impossible Horse Academy akademiku, otoczony przez stosy przywiezionych rzeczy. Właśnie to miejsce miało zostać jego domem na najbliższe miesiące, a przynajmniej dopóki rodzice nie stwierdzą, że nie stanowi już dla siebie zagrożenia, albo nie zostanie wyrzucony z powodu zrobienia czegoś głupiego. Może i zmiana otoczenia z miejskiej dżungli na otwartą przestrzeń oraz praca z końmi wydawały się miłą perspektywą, ale i tak druga opcja brzmiała bardziej prawdopodobnie.
- Oh, no tak, nie powinnam ci już przeszkadzać. - Głos matki, dobiegający z głośnika smartfonu, jak zwykle pełen był ciepła i troski, a chłopak nienawidził się za to jak na niego reaguje. Z rozdrażnieniem, irytacją, gniewem...
- A no. Rozłączam się - poinformował kobietę z obojętnością w głosie, która z pozoru w żaden sposób jej nie dotknęła. Nie musiał jednak czytać w myślach, by wiedzieć, że znów ją zranił.
- Baw się tam dobrze, póki jeszcze masz te dwadzieścia lat, ale miej głowę na karku, ok? - Prychnął z irytacją, słysząc rodzicielską prośbę, której nie zamierzał nawet komentować. Nie chciał kłamać, a niczego nie mógł obiecywać, skoro wiedział, że nawet nie będzie starać się uważać na cokolwiek. - Od jutra zaczynają się zdjęcia, ale dzwoń gdybyś czegoś potrzebował to asystentka przekaże mi telefon. Twój tato na pewno też obierze, więc...
- Jasne, pa. - Zanim stuknął palcem w czerwoną słuchawkę na ekranie usłyszał jeszcze ostatnie słowa: Kochamy cię. Był czas gdy odpowiedziałby z uśmiechem i szczerością, ale miały już nigdy nie wrócić. "Nevermore!", zakracze kruk.
***
Ogarnianie pokoju zajęło mu dobrą godzinę, zanim wszystko znalazło się na swoich miejscach, a pokój z magazynu zmienił się w przytulną przestrzeń, ogarniętą artystycznym bałaganem. Na jasnych ścianach zawisły plakaty filmowe, regały zapełniły się książkami i mangami, a szafę przepełniły względnie stabilne stosy ubrań. Kosmetyki jakoś zmieściły się do szuflad razem z biżuterią, a biurko zajmowały przybory do rysunku oraz wymęczone szkicowniki. Nie było już na nim miejsca dla lśniącego laptopa, więc to arcyważne urządzenie wylądowało na łóżku razem z pustymi papierkami po cukierkach, podjadanych w czasie porządków. Reszta zapasów słodyczy kryła się w torbie wciśniętej pod mebel, tuż obok tęczowego pudełka, którego Adam nie otwierał od roku, ale nie był w stanie zostawić w domu.
Nie chciał w ogóle wyjeżdżać, ale rodzice myśleli, że tak będzie lepiej, że coś się zmieni. Starali się jak mogli, a on tylko sprawiał im zawód, więc postanowił chociaż udać zaangażowanie w terapię. Jednak nie ważne gdzie, wszędzie było tak samo. Fałszywe uczucia, nic nieznaczące osoby, wymuszone uśmiechy oraz entuzjazm... Bezsensowne życie bez Niego.
- Może chociaż ty będziesz miał tu więcej rozrywki niż w mieście - powiedział, odwracając się do Yurio, spokojnie śpiącego w swoim... Pustym transporterze? - Kurwa...
Wystarczył mu jeden rzut oka na uchylone drzwi, by domyślić się gdzie zniknął kot, albo raczej którędy uciekł. Ktoś inny na pewno spanikowałby, że jego prawie dziki zwierzak uciekł w nieznane, ale nie Adam. Zbyt wiele razy ten wredny, humorzasty, parszywy, kochany tygrys-miniaturka odwalał podobne numery i chłopak wiedział, że pośpiech nic nie da. Zwierzak mógł być wszędzie, a on nawet nie znał planu budynku, więc jeśli chciał go odnaleźć, najłatwiej było pokręcić się po okolicy, czekając na pierwsze krzyki.
Włożył więc telefon do tylnej kieszeni poprzecieranych, jasnoniebieskich jeansów razem z paczką suszonej wołowiny, mogącej udobruchać wściekłego toygera i nieśpiesznie opuścił pokój. Wcześniej oczywiście poprawił włosy i upewnił się, że wysiłek nie uszkodził zbytnio lekkiego makijażu. Pamiętał jedynie jak dojść do wyjścia, więc właśnie tą kojarzoną drogą postanowił się udać, przeklinając pod nosem ukochanego futrzaka i mając szczerą nadzieję, że uciekł już na zewnątrz. Wiedział, że prędzej czy później, Yurio wróciłby do pokoju, ale do tego czasu mógł coś zabić, kogoś podrapać, zjeść coś nieodpowiedniego, albo po prostu nabroić, a nie miał ochoty nikogo przepraszać. Szedł przed siebie z słuchawkami w uszach, nucąc pod nosem utwór BTS "Fake Love" i przy okazji pobieżnie rozglądał się po otoczeniu. Nie żeby łatwo dało się przeoczyć pasiastą bestię.
W pewnym momencie zorientował się, że tam, gdzie powinny być schody, znajdował się korytarz w prawo, a jeśli budynek sam nie zmieniał układu, to coś tu nie grało. Wzruszył jednak ramionami, bo przecież równie dobrze mógł przejść się do drzwi jak i gdziekolwiek, efekt powinien być ten sam, co nie? Podążał więc dalej, gubiąc się coraz bardziej, ale nie przejmując się tym dopóki zdawało mu się, że kojarzy drogę z powrotem. "Zdawało się" było tutaj najwyraźniej kluczowym zwrotem...
- Co jest? - Przystanął w pół kroku, kiedy parę metrów dalej, zza rogu bocznej odnogi, wyszedł nieznajomy chłopak. Kręcone blond włoski, wyglądające na niesamowicie miękkie, lśniące brązowe oczy, delikatne rysy... Te cechy aparycji ewidentnie zwracały uwagę, razem z widocznym zagubieniem wymalowanym na cholernie ładnej twarzy, ale i tak bledły przy jednym, bardzo istotnym szczególe - na jego ramieniu siedział piękny kruk o piórach czarnych jak bezgwiezdna noc. Zwierzę żywcem wyrwane z poematu.
Adam długo się nie zastanawiał. Śmiałym krokiem zbliżył się do "aniołka" i stanął tuż przed nim, automatycznie zwracając tym na siebie jego uwagę. Wbił w majestatyczne ptaszysko spojrzenie pełne zachwytu, po czym bez żadnego wstępu, wypowiedział prośbę, brzmiącą bardziej jak żądanie:
- Chcę go pogłaskać. Daj.
857 słów
Ronan?
857 słów
Ronan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz