– Cześć – mruknęła, opuszczając rękę. Miał wyczucie czasu. Otrząsnęła się i zdejmując ucho torby z ramienia, poczęła w niej grzebać, najwyraźniej czegoś szukając. Była dosyć obszerna, mieściła właściwie wszystko, czego Liliane nie potrzebowała, a to, co akurat by się jej przydało, dziwnym trafem nie znalazło się w jej torbie bez dna. Po kilku minutach szukania Liliane stwierdziła, że tym razem najwidoczniej też się tak stało i tego, co chciała oddać, najzwyczajniej w świecie nie ma.
– Przyszłam oddać ci jeden ochraniacz, bo zgubiłeś go po drodze, a było za późno żeby biec do ciebie, bo byłeś już daleko – zaczęła się tłumaczyć. – ale go nie mam.
– Nie masz? – był zdziwiony. – ale z tego wynika, że go w końcu podjęłaś – nie zrozumiał chyba sytuacji, Liliane zmarszczyła tylko nos.
– Ale go nie mam – wzruszyła ramionami. – wybacz, myślałam że wzięłam go ze sobą. Po prostu musiałam walnąć go do mojej szafki po treningu, dlatego jakbyś chciał go odzyskać, to wiesz gdzie mnie szukać – powiedziała szybko, żeby nie zrozumiał tego na opak. Przecież nie zgubiła jego sprzętu, to nie było tak.
– Właściwie to miałem iść jeszcze do stajni, a ty? – spytał, wchodząc wgłąb pokoju i pakując jakiś nowy czaprak do torby, a Liliane przestąpiła krok naprzód, stając w samym progu i opierając się ramieniem o futrynę drzwi.
– Będzie mi po drodze – uśmiechnęła się lekko, a gdy chłopak stanął obok niej ze sportową torbą na ramieniu, poszli razem do stajni. Szli w ciszy, było już ciemno i chłodno, dlatego chcieli jak najszybciej znaleźć się w środku razem z końmi.
– Proszę – wręczyła mu przetarty wcześniej z brudu ochraniacz, wyjmując jednocześnie z szafki siodło w pokrowcu, torbę ze szczotkami, czaprak i ogłowie, a ten popatrzył tylko na sprzęt.
– Będziesz gdzieś jechała?
– Na godzinę do lasu. Jutro mamy próbę skokową i zastanawiam się, czy to Danse się bardziej stresuje, czy ja – zażartowała, nosząc rzeczy pod boks jej klaczy. Ta wychyliła łeb, zaciekawiona, po chwili jednak wracając do żucia siana, jak zwykle porozrzucanego po całym boksie.
–Zostaje mi życzyć wam powodzenia – powiedział Stiles, przynosząc pozostałe rzeczy, z którymi Liliane nie dała rady się zabrać naraz. Ta wymamrotała podziękowania, wyprowadzając rosłą Macabre z boksu. Chłopak pogłaskał ją po chrapach, mówiąc, że będzie się zbierał, bo nie chce przeszkadzać. Skinęła głową, żegnając się z nim, nie wiedziała, czy to odpowiednio wtrącić "nie wygłupiaj się, nie będziesz mi przeszkadzał", jednak tylko dokończyła siodłać konia i wyszła przed stajnię, aby przez piętnaście kolejnych minut próbować wdrapać się na olbrzymią klacz, jej wzrost na pewno tego nie ułatwiał, a Danse Macabre niespokojnie się kręciła. W końcu znalazła się jednak na jej grzebiecie, ruszając stępem w stronę ciemnego lasu, a odwracając się za siebie zauważyła jeszcze Stilesa siedzącego na murku przed akademią, który machał jej zawzięcie, na co ze śmiechem mu odpowiedziała tym samym. Nie planowała długiego terenu.
<Stiles?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz