11.25.2018

Od Florence do Irmy

Samochód z pudłami ruszył już do Karoliny Północnej, ale ja jeszcze siedziałam na plaży i wpatrywałam się w spokojne wody Zatoki Meksykańskiej. Nie wiedziałam co mam sądzić o wyprowadzce z Houston. Niby było mi tu ani dobrze, ani źle, ale też nie żywiłam do tego miejsca jakichś nadzwyczajnych uczuć.
- Florence! - do moich uszu dobiegł głos dziadka. Wstałam otrzepując się z piasku i odwróciłam się w jego stronę. - My już wyjeżdżamy, ty też już się zbieraj. Wiesz jak masz jechać? - spytał.
- Tak dziadku, wiem - skinęłam twierdząco głową.
- W takim razie do zobaczenia na miejscu - uśmiechnął się mężczyzna i pożegnawszy się ze mną ruszył do samochodu. Uznałam , że i tak nie ma sensu już tu siedzieć ruszyłam do swojego Aston Martina. Odpaliłam silnik i udałam się w stronę Cullen Park, niedaleko którego znajdowała się Hearthstone Riding Stables, stajnia, w której czekał na mnie Good Fellow. Warunków, które tam panowały nie można było nazwać nie zadowalający jednakże wolałabym mieć konia blisko siebie, ale dziadkowie nie zgadzali się wybudować stajni, aby "śmierdziało im końmi". Po pół godzinnej drodze zaparkowałam samochód na dziedzińcu i poszłam do siodlarni po szczotki i ochraniacze transportowe, a potem wyprowadziłam z boksu Fellow'a. Ze względu na okropnie uwierający brak odpowiednich stanowisk przywiązałam go do metalowego kółeczka na ścianie stajni i zaczęłam czyszczenie. Po wczorajszym treningu zdążyłam go porządnie umyć, więc nie było to tak wymagające zajęcie. Gdy skończyłam, założyła ogierowi ochraniacze transportowe i wprowadziłam go do przyczepy, którą, z pomocą stajennego, zdążyłam już zaczepić do samochodu. Spakowałam do niej szczotki i poszłam po raz kolejny do siodlarni po siodła, ogłowie, czapraki i wszystko co należało do mnie, po czym włożyła to na odpowiednie miejsca wewnątrz pojazdu. Dałam Fellow'owi trochę siana i wsiadłam do samochodu, a po chwili ruszyłam w drogę.

***

W końcu moim oczom ukazał się stojący tuż obok drogi dość minimalistyczny znak z herbem stanu i napisem "Welcome to South Carolina". Ucieszył mnie jego widok, a niechodziło tu ani o kunsztowne wykonanie, ani o zniewalające jego piękno, które to dwie cechy pozostawiały sobie wiele do życzenia, ale o przekaz, który interpretując według moich potrzeb oznaczał bliską już odległość do celu. Celem tym był mój nowy dom, a także nowy dom Fellow’a. Otóż tak, było to nareszcie jedno miejsce. Dziadkowie nadal nie chcieli, aby koń „śmierdział im pod nosem”, więc zamieszkałam w akademii. Tak, to był cel mojej podróży. Musiałam więc jechać kilka kilometrów dalej niż do nowego domu moich dziadków, do Imposible Horse Academy. Stajnia zapowiadała się nieźle, nie mogło być zresztą inaczej, bo przecież będzie ona od dzisiaj domem Fellow’a i moją akademią i miejscem zamieszkania w jednym. Nie minęło wiele czasu od kiedy mijałam znak, a mijałam już swój nowy dom moich już byłych opiekunów przy którym stało zaparkowane auto dziadków, z cały czas nieaktualną rejestracją. Już po chwili wjechałam na podjazd prowadzący do stajni, jednak zatrzymała mnie brama. Szczerze mówiąc wcale nie musiała mnie zatrzymywać, w końcu była otwarta. Wjechałam do środka, a pochwili dotarłam do jakiegoś dziedzińca, na którym zatrzymałam samochód i z niego wysiadłam, zamykając go na klucz. Po chwili dostrzegłam to czego szukałam. Drzwi wejściowe, wyglądające jakby prowadziły do części w której mogło znajdować się jakieś biuro, sekretariat czy Bóg wie co. Już miałam do nich podejść, ale wyszła z nich jakąś kobieta i udała się w moją stronę.
- Florence Brooks? - spytała.
- Tak - przytaknęłam
- Elena Lasamarie - podała mi rękę. - A teraz pozwól za mną do biura - powiedziała i udała się w kierunku wyglądających na główne drzwi. Po chwili znalazłam się w pomieszczeniu, do którego zaprowadziła mnie kobieta. Usiadła ona na krześle za biurkiem i wskazała na siedzenie naprzeciwko.
- Proszę usiądź - powiedziała, a gdy jej posłucham podała mi plik papierów. - Zdaje się, że miałaś dołączyć do akademii. Proszę, oto regulamin i kilka innych rzeczy odnośnie przynależności do niego. Zapoznaj się z tym uważnie i popodpisuj tam gdzie jest na to miejsce - poleciła kobieta. - A tutaj masz kartę odnośnie hotelu dla konia. Masz może przy sobie jego dokumenty?
- Tak, już daję - Wyjęłam z torby teczkę z papierami Good Fellow’a. Gdy wszystkie formalności zostały już załatwione Elena Lasamarie poszła ze mną do stajni, aby pokazać mi boks oraz szafki i wieszaki w siodlarni, które będę mogła zająć.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - spytała kobieta.
- Na razie wszystko wiem - zaprzeczyłam.
- Dobrze, a teraz pozwolisz, że udam się do biura, gdybyś mnie potrzebowała znajdziesz mnie właśnie tam - brunerka odeszła, a ja ruszyłam do przyczepy, po ogiera. Znajdowałam się w nowym miejscu, więc prowizorycznie przypięłam uwiąż do kantara Fellow’a i wycofała go z przyczepy. Zaprowadziłam go do boksu i zdjąwszy mu kantar wyszłam na korytarz.
- Niedługo wrócę - pocałowałam go w chrapy i ruszyłam do przyczepy. Wyjąwszy ze środka wszystko co zostało, odniosłam sprzęt do siodlarni. Postanowiłam, że nie będę teraz się rozpakowywać. Wzięłam jedynie szczotki i kantar sznurkowy z liną i zaniosłam je na stanowiska do czyszczenia. Otworzyłam boks ogiera, a ten wyszedł do mnie na korytarz. Zamknęłam je, a następnie ruszyłam do miejsca, w którym zostawiłam szczotki, a Fellow posłusznie poszedł za mną. Na stanowisku do czyszczenia również go nie przywiązywałam, z resztą bez kantara było to średnio możliwe. Wyczyściłam go i założyłam mu kantar, wiążąc linę tak, aby naśladowała wodze. Nie wiedziałam czy może zostawić tu szczotki, więc szybko położyłam je w rogu boksu Fellowa. Ogier czekał na mnie spokojnie, a gdy dałam mu sygnał do ruszenia znowu poszedł za mną. Planowałam wyruszyć w teren jednakże nie znałam żadnych ścieżek. Zobaczyłam kogoś wchodzącego do stajni. Była to brązowo włosa dziewczyna, trochę wyższa ode mnie. Podeszłam kilka kroków bliżej, a Fellow poszedł za mną, sprawiając, że na stajennym korytarzu rozległ się stukot kopyt, co zwróciło uwagę dziewczyny.
- Przepraszam, znasz może jakieś fajne trasy do wyjazdu w teren? - spytałam.
- Jeśli pójdziesz między pastwiskami, dotrzesz do lasu, jest tam sporo ścieżek z których można z korzystać - uśmiechnęła się.
- Dziękuję, tak w ogóle jestem Florence - podałam rękę nieznajomej.
- Irma - dziewczyna odwzajemniła uścisk dłoni.
- Emm… Chciałabyś może pojechać ze mną. Jestem tu pierwszy raz i boję się, że mogę się zgubić - spytałam nieśmiało. 

<Irma? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz