- Ty głupku! Wiesz, że mogłeś od tego pogryzienia wścieklizny dostać?! Czemu mi nie powiedziałeś od razu?! Jakbyś przysolił mocniej tym łbem to byś się zabił albo sobie go rozbił! - niemal krzyczał pod wpływem emocji, próbując tym samym wywrzeć na mnie ogromne poczucie winy. Nie wiedząc za bardzo co mu na to wszystko odpowiedzieć, oparłem się plecami o ścianę, po której w spokojnym tempie opuściłem się na podłogę.
- Ale na swoje nieszczęście żyję więc nie panikuj - mruknąłem, trzymając się za brzuch - Coś się specjalnego działo kiedy byłem nieprzytomny? - dorzuciłem chcąc zmienić temat skupiający się głównie na moim życiu. Nigdy nie cierpiałem o nim rozmawiać. Co kogo obchodził mój ojciec biznesmen albo matka pielęgniarka? Przecież to dwa inne światy nie mające ze sobą nic wspólnego.
- W sumie to nic... Mamy dzisiaj wolne, bo wszyscy nauczycielem pojechali na szkolenie do innego miasta i zostali tylko właściciele. Wiesz, leniwym kluchom nie będzie się chciało prowadzić lekcji - przewrócił oczami, a następnie usiadł obok mnie - Musisz iść do recepcji po klucze. Zamknęli ci pokój, jak trafiłeś do higienistki - wyjaśnił tajemnicze zjawisko, którego przed kilkoma minutami byłem światkiem. Nigdy jakoś nie przejmowałem się tym, czy mój tymczasowy "dom" jest zamknięty albo otwarty, gdyż miałem nadzieję, iż wszystkie dzbany przesiadujące tutaj znają zasady dobrego wychowania. Potrząsając na te słowa delikatnie głową, zacząłem myśleć o swoich wierzchowcach, które nie do końca zostały wczoraj rozruszane. Może nie tyczyło się to w pewnym sensie Black'a, ale Evila już tak. Nie wsiadałem na sześciolatka już od kilku dobrych dni, co mogło źle wpłynąć na jego charakter. Bądź co bądź szybko się rozleniwiał, a doprowadzenie go do stanu ponownej współpracy zajmowało wieki.
- To pójdę po klucz, a ty na mnie zaczekaj. Lepiej jeśli ktoś będzie wiedział gdzie jestem - powstałem, bardzo przy tym kłamiąc - Za chwilkę będę! - zerwałem się do biegu, uważając, aby nie potknąć się na stromych schodach. Recepcja była niemal w tą samą stronę co stajnia, dlatego przedostanie się na zewnątrz bez żadnych podejrzeń odbyło się bezproblemowo. Miałem na sobie nadal wczorajsze ubrania składające się z przybrudzonych bryczesów, oficerek oraz o dziwo czystej bluzki. O kurtce jak zwykle zapomniałem, ale nie robiło mi to żadnego problemu, aby nie potrenować ze wspomnianym już dzisiaj ogierem. Było mi nieco żal okłamywać tak biednego przyjaciela, ale co innego miałem zrobić? Zapewne kazałby mi ciągle siedzieć w łóżku i nic nie robić, czego strasznie nie znosiłem! Boże jeden raz mi się zrobiło słabo i już wielce chorego ze mnie chcą zrobić... Przesada! Po przywitaniu się ze sportowym gniadoszem, od razu wziąłem się za jego porządne czyszczenie oraz siodłanie, przy którym jak nigdy zaczął sprawiać problemy. Nie dało zapiąć mu się popręgu, a nawet wepchnąć wędzidła do pyska. Nie będę ukrywał, że mnie to nieco zdenerwowało, ale nie miałem zamiaru mu tego okazywać. Niech ta cholera nie czuje się usatysfakcjonowana... - pomyślałem zapinając ciasno skośnik, co zostało skomentowane prze zwierze cichym parsknięciem. Kiedy wszystko było już gotowe, aby nie marznąć postanowiłem udać się na zakryty parkur, gdzie jak na złość musiała panoszyć się już Irma z tym swoim Touch coś tam... Okropny koń i tyle. Nawet to bydle stać porządnie nie umie - Długo tutaj będziesz? Też chciałbym poćwiczyć - powiedziałem łagodnym tonem głosu, oczekując tym samym jak najszybszej odpowiedzi.
- Tyle, ile potrzeba - rzuciła otwarcie, ustawiając swojego konia na wyrysowanej linii startu. Dookoła nas był już ustawiony parkur mający na oko jakieś sto centymetrów w najwyższych przeszkodach - To teren szkoły więc nie zabronisz mi trenować, a jak ci nie pasuje zawsze możesz iść na dwór - obroniła się trafnym argumentem, a następnie nie zwracając na mnie żadnej uwagi, zaczęła swój wymarzony trening. Wzdychając na to ciężko, wycofałem się z pomieszczenia nie mając zamiaru się z nią kłócić. Miałem już dosyć tego wszystkiego, a obolałe mięśnie znowu dawały o sobie znać. Ignorując oznaki wczesnej grypy, udałem się na parkur zewnętrzny, gdzie z niechęcią ustawiłem sobie szereg gimnastyczny, aby na nowo wyczuć swojego pierwszego wierzchowca.
- Resident weź nie cuduj - warknąłem na konia, który kręcił się w miejscu jakby dostał aktualnie czymś w łeb - Grzeczny... Już dobrze - pogłaskałem go po szyi, chcąc doprowadzić do jego rozluźnienia. Jak idzie się domyślić, podziałało to jak syrop na bolące gardło, przez co po kilku sekundach bezproblemowo znalazłem się na jego grzbiecie. Nie chcąc zbytnio się ociągać, szybko zabrałem się do jego porządnego rozgrzania, co umożliwiło mi wczesne zaczęcie dzisiejszego treningu.
⤱⤱⤱⤱⤱
Pokonywałem właśnie wysoką stacjonatę znajdującą się niemal na drugim końcu parkuru, nagle nagle przy płocie zobaczyłem Jay'a, który swoją miną jasno wyrażał jedno, wielkie niezadowolenie. Chcąc się dowiedzieć o co znowu mu chodzi, postanowiłem do niego podkłusować, co skończyło się dla mnie jeszcze gorszym popsuciem samopoczucia.
- Znowu mnie okłamałeś - rzekł twardo, odwracając się do mnie plecami - Wątpię czy nasza przyjaźń ma jakiś sens skoro żyjemy w ciągłym kłamstwie. Tak się nie zachowują przyjaciele Reker - wydusił z żalem, obejmując swoje ramiona bladymi dłońmi.
- Jay to nie tak jak myślisz... Nie chce cię okłamywać, ale część spraw musi pozostać tajemnicą, której nikomu nie wyjawię - zmartwiony jego słowami, prędko opuściłem koński grzbiet. Chciałem go dotknąć, lecz ten przewidując mój ruch, nieoczekiwanie wykonał sprytny unik.
- Tak? A komu ciągle się wypłakiwałeś na ramieniu, kiedy przez ojca dostawałeś opierdol za drobne rzeczy? - prychnął z urazą, marszcząc swoje drobne brwi - Daje ci ostatnią szansę i żadnej innej. Jeśli jej nie uszanujesz, stracisz mnie na zawsze.
- Znowu mnie okłamałeś - rzekł twardo, odwracając się do mnie plecami - Wątpię czy nasza przyjaźń ma jakiś sens skoro żyjemy w ciągłym kłamstwie. Tak się nie zachowują przyjaciele Reker - wydusił z żalem, obejmując swoje ramiona bladymi dłońmi.
- Jay to nie tak jak myślisz... Nie chce cię okłamywać, ale część spraw musi pozostać tajemnicą, której nikomu nie wyjawię - zmartwiony jego słowami, prędko opuściłem koński grzbiet. Chciałem go dotknąć, lecz ten przewidując mój ruch, nieoczekiwanie wykonał sprytny unik.
- Tak? A komu ciągle się wypłakiwałeś na ramieniu, kiedy przez ojca dostawałeś opierdol za drobne rzeczy? - prychnął z urazą, marszcząc swoje drobne brwi - Daje ci ostatnią szansę i żadnej innej. Jeśli jej nie uszanujesz, stracisz mnie na zawsze.
Irma? ;3
Jak ci poszło na treningu? xd Trochę się pokłócili ;c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz