7.19.2019

Od Adama cd Ronana

Ronan miał rację. Było za późno, by się wycofać. Próby wyjaśnienia sytuacji również nie pomogły by w choćby najmniejszym stopniu, a moje zażenowanie tylko pogarszało sprawę. Państwo Chainsaw i tak mieli już swoją teorię i choć była błędna, nie mogłem uczciwie stwierdzić, że mijała się bardzo z prawdą. Może i nie uprawiałem seksu z ich synem, ale miałem taki zamiar, zaś nasze relacje od czysto przyjacielskich zdecydowanie odbiegały. Jedyną bezpieczną opcją wydawało się zignorowanie faktu, że wszelkie dowody były przeciwko nam i puszczenie w niepamięć faktu, iż mama Aniołka rzucała nam uwagi o bezpiecznym współżyciu. Może i razem z mężem nie mieli nic przeciwko mojej orientacji i kontaktom z blondynkiem, ale w dalszym ciągu chyba nikt nie byłby zachwycony rozmową z rodzicami swojego chłopaka na temat kontaktów seksualnych. Najgorsze było to, że sam ją wywołałem swoim niewyspaniem i wylaniem zimnego kakaa na koszulę. Powinienem już dawno pogodzić się z moim pechem kiedy chodziło o związki.
- Adam! - Dzieciak złapał mnie, gdy tylko wszedłem do jadalni i za ramię pociągnął do stołu. - Siadaj tutaj - powiedział, wskazując na miejsce, po czym sam usiadł obok. Znalazłem się więc pomiędzy nim, a blondynkiem i centralnie na przeciwko jego ojca.
- Skoro wszyscy jesteśmy już w komplecie... Smacznego. - Pani Chainsaw uśmiechnęła się promiennie i dodała: - Nie odejdziecie od stołu jeżeli to wszystko z niego nie zniknie. - Nie chciałem się z nią kłócić, bo denerwowanie mamy Ro zdecydowanie nie przyniosłoby mi nic dobrego, więc pozostało mi tylko kiwnąć głową z niezręcznym uśmiechem i zająć się jedzeniem. Aniołek najwyraźniej również nie był skory do protestów, bo już nakładał na talerz zachęcająco wyglądającą sałatkę, a Nico...
- Tooo jesteście razem? - Zamarłem z widelcem w połowie drogi do ust, a Ro odkaszlnął krztusząc się sałatką.
- Młody człowieku. - Kobieta zabrała głos, patrząc na młodszego syna z dezaprobatą. - To nieuprzejme zadawać podobne pytania. Lepiej skup się na kolacji, a nie wypytuj naszego gościa. - W duchu podziękowałem jej za interwencję.
- Ale przecież to łatwe pytanie - zaprotestował dzieciak. - Albo są, albo nie. Ronan już ukrywał przede mną, że zna Adama, a wiedział, że to jeden z moich ulubionych aktorów! To nie fair! - Wspomniany chłopak uniósł brew.
- Em... Myślę, że brat nie chciał przed tobą niczego ukrywać. Po prostu znamy się ledwie od tygodnia, czy dwóch. Na pewno powiedziałby ci prędzej czy później - odezwałem się w obronie blondynka.
- I już się całujecie? - Oczy młodego zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, a ja automatycznie pożałowałem zabierania głosu. Ronan w szoku wypluł wodę, którą pił i zaczął kasłać.
- Nie drąż - nakazał ostro, kiedy już się opanował.
- Ale...
- Nie - dodał, wchodząc dzieciakowi w słowo i na chwilę zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami kolacji.
- Dlaczego odszedłeś z serialu? - Kolejne pytanie młodego oczywiście zaburzyło chwilowy spokój.
- Musiałem zrobić sobie przerwę - odparłem, powtarzając to samo, co usłyszała ode mnie Jane, ale Nico nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- Ale dlaczego? Przecież tak świetnie ci szło, a ty i Arthur byliście najbardziej rozpoznawalną parą! - Ronan znów się zakrztusił, co tym razem przykuło już uwagę jego matki.
- Wszystko w porządku, Ro?
- Tak. Tak, jasne - odparł szybko, popijając kanapkę. - Nie martw się.
- Chciałem skupić się na innych rzeczach. Wiesz, spróbować czegoś innego - odpowiedziałem siląc się na lekki ton i uśmiech. Musiałem jakoś odwrócić uwagę od tego cholernego tematu. - Teraz rysuję. Zacząłem nawet własny komiks. Może nie jest arcydziełem, ale jak będziesz chciał to kiedyś ci go pokażę.
- Naprawdę? - Błyszczące iskierki w oczach i radość na twarzy dzieciaka znaczyła, że mi się udało.
- A no.
- Super! - Okrzykowi zachwytu towarzyszyło dość niezdarne przytulenie mnie, przez co prawie upuściłem szklankę.
- Nico. - Mama postanowiła znów upomnieć syna. - Przytulisz Adama jak zjecie, a teraz pochwal się jak ci poszedł ten sprawdzian z matematyki. - Ups. Nie chciałbym być teraz w skórze dzieciaka.
- Eee… Ymm…. Noo.. Ok. Chyba... - Zauważyłem, ze Aniołek uśmiechnął się do siebie.
- Nicolas, obiecałeś, że się postarasz. - Kobieta nie wyglądała na zachwyconą. Naprawdę cieszyłem się, że szkołą była już za mną, a rodzice nigdy nie przywiązywali większej wagi do moich wyników.
- No przepraszam, ale to nie moja wina, że tam były logarytmy - bronił się młody, wywracając oczami.
- To tylko część podstaw tego przedmiotu. - Do dyskusji włączył się ojciec Ronana. - Po kolacji przećwiczymy to jeszcze raz i następnym razem na pewno już sobie poradzisz.
- Ok - zgodził się Nico, wbijając wzrok w zawartość talerza.
- Dlaczego tak mało jesz, Adasiu? - Co? Zamrugałem oczami słysząc troskliwy głos pani Chainsaw. - Może jeszcze jedna kanapka? Albo trochę sałatki? Wiem, że teraz wśród młodzieży jest popularne to całe odchudzanie, ale rośniecie i potrzebujecie energii.
- Teoretycznie już nie rośniemy... - Wtrącił się Aniołek.
- Ale energii wciąż potrzebujecie. - Kobieta z wprawą typowej matki urwała wszelkie protesty i nałożyła mi na talerz kolejną kanapkę, więc godząc się na swój los tylko krótko podziękowałem. Blondynek uśmiechnął się do mnie rozbawiony i sam również zajął się opróżnianiem zawartości swojego talerza.
- Masz zamiar wrócić kiedyś do aktorstwa? - spytał nieśmiało dzieciak, który owszem, był całkiem spoko jak na małolata, ale jednak coraz bardziej mnie męczył. Westchnąłem cierpiętniczo.
- Nie wiem - odparłem krótko, nie podnosząc na niego wzroku.
- Oh… Ok - rzucił markotnie i wrócił do jedzenia.
- Tato? - Mężczyzna zwrócił uwagę na starszego z rodzeństwa, kiedy usłyszał pytanie. - Dasz mi później kluczyki do auta? Chciałbym odwieźć Adama do akademika.
- To Adam nie zostanie na noc? - Pytanie padło ze strony mamy Ronana. - Jest już późno. Po co macie się męczyć, skoro możecie na spokojnie pojechać jutro razem do Akademii. Jesteście w tej samej grupie, prawda?
- Już i tak zbytnio się narzucałem... - Chciałem zaprotestować, ale nie dostałem prawa głosu.
- Oj tam, nie gadaj głupot. Nico zostanie w swoim pokoju, by nie męczyć cię już pytaniami, a ty i Ronan będziecie mieli czas dla siebie - oznajmiła kobieta, po czym, ku mojemu zdziwieniu, wymownie puściła nam oczko.
- Mamo! - Aniołek jęknął z rezygnacją. - Już ci tłumaczyliśmy, że to nie tak!
- Mówcie co chcecie. Ja jestem matką i swoje wiem - zakończyła dyskusję. - To kto pomoże mi przy sprzątaniu? - Pytanie z braku innych możliwości skierowane było oczywiście do mnie.
- Z chęcią pomogę. Choć tyle mogę zrobić, by odwdzięczyć się za gościnność - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, choć bycie sam na sam z panią Chainsaw w tym momencie wydawało mi się cholernie niezręczne.
Mimo braku wszystko, sumienie naprawdę kazało mi pomóc, a zmywanie naczyń do jakiś trudnych zadań nie należało, więc gdy kolacja została uznana za zakończoną, udałem się z kobietą do kuchni. Nico wraz z tatą usiedli na kanapie w salonie i zajęli się matematyką, zaś Ronan w miarę możliwości pomógł nam zebrać wszystkie naczynia i napełnił kocią miskę karmą. Ku mojemu rozczarowaniu, zamiast zostać i mnie wesprzeć, zabrał tylko jedzenie dla Nyx i odszedł do swojego pokoju. Czułem się niema jak zdradzony i zostawiony bezbronny na pastwę przeciwnika, z którym nie miałem szans wygrać.
- Nie złość się na Nico. Jest po prostu dzieckiem - zagadnęła mnie kobieta, podając mi talerz do wytarcia.
- Nie jestem zły - odparłem zgodnie z prawdą. - Po prostu... To męczące. - Chwilę milczałem, ale zaraz dodałem: - Nie spodziewałem się, że ktokolwiek rozpozna we mnie tamtego sławnego Adama Mikaelsona.
- Jak widać moi synowie są wyjątkowi - rzuciła ze śmiechem, co wywołało i u mnie słaby uśmiech. - Chociaż dziwię się, że tak cię to zaskoczyło. Z opowieści Nico i jego fascynacji wynikało, że ten twój serial jest całkiem popularny.
- Zagrałem tylko w jednym sezonie i to nawet nie we wszystkich odcinkach - wyjaśniłem, choć dobrze wiedziałem, że nie miało to znaczenia. Jeden sezon, czy nie, przez otwartość Arthura i jego uzależnienie od mediów społecznościowych staliśmy się całkiem znani. Wtedy bardzo mnie to cieszyło, teraz chciałem tylko mieć święty spokój.
- Jak widać nie doceniłeś swoich fanów - stwierdziła z rozbawieniem, kręcąc głową jak to mamy potrafią.
- Najwyraźniej. - Nie miałem ochoty na ciągnięcie rozmowy w tym konkretnym kierunku i liczyłem, że moje zdawkowe odpowiedzi zniechęcą mamę Ronana od drążenia tematu.
Zauważyłem, ze do kuchni wszedł Hammer i po otarciu się o moje nogi, z gracją podszedł do miski na zasłużony posiłek po dniu ciężkiej kociej roboty. Czyli spania najprawdopodobniej. Po paru minutach dało się słyszeć prędkie kroki na schodach i do pomieszczenia trafił właściciel futrzaka.
- Nyx nakarmiona, więc mogę jeszcze w czymś pomóc, jeśli trzeba - oznajmił, na co kobieta roześmiała się wesoło.
- Właśnie uratowałeś swojego kolegę od madczynej ciekawości - powiedziała.
- Czyli jak zwykle jestem bohaterem - odpowiedział, wtórując jej śmiechem, po czym podszedł do mnie i pociągnął mnie za ramię. - Mogę już ukraść ci pomocnika?
- A mogę cię przed tym powstrzymać?
- Nie.
- Więc zmykajcie już. - Machnęła na nas ręką i uśmiechnęła się. - Tylko pamiętajcie żeby się zabezpieczać! - Dodała, kiedy już wychodziliśmy i chyba obaj poczuliśmy się w równym stopniu zażenowani.

1396 słów
Ronan? Niespodzianka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz